-Jutro chcę cię widzieć z działką- powiedział przerywając pocałunek i patrząc mi prosto w oczy.- albo się trochę zabawimy- mruknął mi tuż przy uchu i przegryzł jego płatek. Nie wiedziałam co powiedzieć. Stałam teoretycznie pod Justinem, było ode mnie dużo wyższy i groził mi?
-Słyszysz kwiatuszku?- zapytał, chyba lekko zniecierpliwiony. Jedyne co w tamtej chwili mogłam zrobić to pokiwać lekko głową. Niestety, nie wiem dlaczego ale moje ciało odmówiło posłuszeństwa. Stałam tam jak słup soli i wpatrywałam się w idealne rysy twarzy Justina. Nie zorientowałam się nawet kiedy odsunął się ode mnie i położył się na łóżku włączając telewizję- nawet telewizora wcześniej nie zauważyłam.
-Skąd mam wsiąść dilera?- zapytałam i wbiłam wzrok w chłopaka.
-Daj swój telefon- mruknął. Uniosłam brwi do góry zaskoczona.- chcę ci podać numer- powiedział z irytacją w głosie i wywrócił oczami. Moja ręka powędrowała do tylnych kieszonek moich czarnych spodni i wyjęłam z nich swojego iPhona. Podeszłam niepewnie do łóżka i wyciągnęłam dłoń z telefonem. Od razu wziął go ode mnie i wiedząc co robić odblokował go, a następnie znalazł na ekranie głównym zieloną ikonkę z białą słuchawką. Wbił dotąd nieznany mi numer na ekranie i dodał do kontaktu. Podpisał jeszcze kontakt jako "John". Wywróciłam oczami. On myśli, że naprawdę zadzwonię do tego całego Johna i po prostu spotkam się z nim i kupie od niego narkotyki, po czym przyjdę do DOMU UZALEŻNIEŃ gdzie leczy się ludzi z różnych uzależnień (tak jak głosi to nazwa placówki) i tak po prostu mu je dam? Chyba mu się coś pomyliło.
-Justin..- zaczęłam lekko drżącym i niepewnym głosem.- nie zrobię tego- dokończyłam zdanie nie myśląc tak naprawdę co mówię. Chłopak obrócił głowę i spojrzał na mnie. Miałam wrażenie, że jego oczy z każdą sekundą stając się coraz ciemniejsze. W jednej chwili stał już przede mną. Zdziwiłam się ponieważ nie wykonałam żadnego kroku w tył. Stałam tam z głową podniesioną lekko w górę tak żeby patrzeć w oczy szatyna. Nasze klatki piersiowe prawie się stykały.
-Co ty kurwa powiedziałaś?- syknął, że aż po moim ciele przeszły nieprzyjemne dreszcze.
-Nie załatwię ci narkotyków, masz w końcu się od nich uwolnić- powiedziałam to pewna siebie i obserwowałam reakcję szatyna. Czułam jak spina wszystkie swoje mięśnie. Nagle mocne pieczenie połączone z ogromnym bólem jaki poczułam na moim policzku sprawiło, że straciłam cała pewność siebie. Uderzył mnie. Zniżyłam się lekko i złapałam jedną ręką za swój policzek. Moje długie brązowe, lokowane włosy opadłby mi na twarz całkowicie ją zasłaniając. Stałam całą sparaliżowana. Jak on mógł? On nie ma serca, czy jak? Łzy cisnęły mi się do oczu, a w końcu spłynęły pojedynczo po moich policzkach. Chciałam krzyczeć, piszczeć, chciałam nawet się na niego rzucić, a nie mogłam nawet obrócić głowy w jego stronę i na niego spojrzeć. Gdy w końcu doszłam do siebie zerknęłam kątem oka w miejsce gdzie stał wcześniej chłopak. Nie było go. Podniosłam głowę i przeszukałam wzrokiem całe pomieszczenie, pusto. Drzwi które były na przeciwko mnie były zamknięte i słyszałam co jakiś czas kroki i przekleństwa. Nie myśląc dłużej, wzięłam z podłogi swoją torebkę która nawet nie wiedząc czemu tam leżała i skierowałam się w stronę drzwi wejściowych. Otworzyłam drzwi specjalną kartą i rzuciłam jeszcze szybko okiem na pomieszczenie, zanim ostatecznie z niego wyszłam. W drzwiach które jeszcze chwilę temu były zamknięte, stał On. Patrzał na mnie, jednak to było inne spojrzenie. Poczucie winy? Nie, to niemożliwe ponieważ jakieś 10 minut temu, sama doświadczyłam jaki jest poziom jego człowieczeństwa, a raczej jego brak.
-Jak było?!- usłyszałam krzyk mamy z salonu, tylko gdy przekroczyłam jego próg.
-Okey- mruknęłam, niechlujnie zrzuciłam z nóg czarne Vansy i kopnęłam je w kąt.
-Na pewno?- dopytywała się kiedy weszłam do kuchni.
-Mamo- zaczęłam.- wszystko okey- wywróciłam oczami i podeszłam do lodówki otwierając ją.
Przeszukałam wzrokiem dokładnie każdą półkę w lodówce. Po zakończeniu wojny w mojej głowie pod tytułem "Co mam zjeść?" wybrałam truskawkowy jogurt.
-Wyjeżdżamy z tatą jutro- usłyszałam głos mamy i obróciłam się w jej stronę. Spojrzałam na nią i uniosłam brwi do góry.
-Tym razem gdzie?- zapytałam wyjmując małą łyżeczkę z szuflady.
-Tym razem do Waszyngtonu- Obydwoje pracują w jednej z międzynarodowych spółek handlowych, przez co często ich nie ma w domu, wtedy albo przyjeżdża do mnie babcia czy ciocia, a ja im zawsze tłumaczę, że poradzę sobie sama, w końcu za kilka miesięcy moje osiemnaste urodziny.
-Na ile?- mruknęłam obojętnie i wymijając mamę skierowałam się po torbę którą zostawiłam na korytarzu.
-Na szczęście tylko 4 dni- zaśmiała się.- dasz sobie sama radę?- zapytała po chwili.
-Jasne- zachichotałam. Krzyknęłam w duchu, że tym razem obejdzie się bez niepotrzebnej opieki.
-To się cieszę- podeszła do mnie i przytuliła.- kocham cię- dodała dalej się do mnie tuląc.
-Ja ciebie też mamo- odpowiedziałam i uśmiechnęłam się pod nosem. Pomimo tego, że rodziców częściej nie ma przy mnie niż są to nie dają mi zapomnieć, jak bardzo mnie kochają.
Usiadłam na łóżku i odkładając puste opakowanie po jogurcie z łyżką w środku na szafkę nocną sięgnęłam po swoją torbę. Wyciągnęłam z niej teczkę, którą dostałam od pani Scott.
Przyglądałam się jej po czym bez dłuższego zastanawiania otworzyłam. Wyciągnęłam kartki które znajdowały się na samym początku i odłożyłam obok teczki. Do rąk wzięłam pierwszy arkusz, akurat był to arkusz z pytaniami jakie zadawałam wczoraj Justinowi. Odłożyłam go po przeciwnej stronie teczki i wzięłam kolejny plik kartek do ręki. Przejechałam wzrokiem po dużych, grubych, czarnych literach gdy widniało "Justin Bieber". Niżej było zdjęcie chłopaka, a po prawej stronie:
pełne imię i nazwisko: Justin Drew Bieber
wiek: 23
data urodzenia: 01.03.1992*
miejsce urodzenia: London, Ontario, Kanada
pochodzenie: Stratford, Ontario
Całe pierwsze 2 kartki dotyczyły jego domu, rodziny, rodziców, rodzeństwa. Z tego co tu pisze to Justin ma młodszą o 4 lata siostrę która mieszka w Los Angeles, jego tata zmarł gdy chłopak miał 6 lat, a mama dalej mieszka w Kanadzie.
-Tu jest wszystko- powiedziałam cicho sama do siebie i zaczęłam przeglądać dalszą zawartość teczki.
Nie wiem ile zajęło mi przeczytanie tych wszystkich informacji, artykułów, przestępstw i masy wielu, przeróżnych rzeczy. Leżałam właśnie na plecach trzymając w górze ostatnią stronę z arkuszu pod tytułem "Opinie". Cały czas mrużyłam brwi, oczy, mój żołądek się nieprzyjemnie ściskał, a serce biło to szybciej to całkowicie zwalniało. Sama siebie nie rozumiałam, czytając to wszystko to wychodzi na to, że Justin to jakiś potwór. Chciało mi się śmiać i płakać jednocześnie, na dodatek przypomniało mi się, że mam jutro przyjść z tym całym gównem do niego bo inaczej się "zabawimy". Poczułam jak łzy zaczynając spływać po moich policzkach.
Szybko przetarłam policzek dłonią, poczułam chwilowy ból połączony ze szczypaniem. Zmrużyłam oczy i szybko zerwałam się z łóżka, otworzyłam drzwi od łazienki i podbiegłam do lustra znajdującego się nad umywalką. Wstrzymałam powietrze i prawie się nim zachłysnęłam.
-Boże- szepnęłam i przejechałam opuszkami palców po ogromnym siniaku na moim lewym policzku. Do oczu ponownie zebrały się łzy, tym razem pozwoliłam im wypłynąć. Nie mogłam uwierzyć w to co widzę, wyglądałam okropnie. Ślad pewnie będzie się rzucał z dziesięciu kilometrów! Jak on mógł mnie uderzyć, jak on w ogóle miał prawo podnieść rękę na dziewczynę do cholery! Teraz rozpłakałam się na dobre. Łzy spływały mi po policzkach mocząc tym samym moją białą koszulkę. Oparłam ręce po obu stronach umywalki. Stałam bezczynnie z głową spuszczoną w dół myśląc o tym czy przypadkiem nie powinna zgłosić dyrektorce to, co Justin mi zrobił.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*- oczywiście Justin urodził się w 1994, ale w blogu jest 2 lata starszy
Udało mi się dokończyć wczoraj rozdział, ale nie miałam siły go już sprawdzać.
W następnych zacznie dziać się akcja, więc czekajcie cierpliwie:)
Czytasz=komentujesz
-Jak było?!- usłyszałam krzyk mamy z salonu, tylko gdy przekroczyłam jego próg.
-Okey- mruknęłam, niechlujnie zrzuciłam z nóg czarne Vansy i kopnęłam je w kąt.
-Na pewno?- dopytywała się kiedy weszłam do kuchni.
-Mamo- zaczęłam.- wszystko okey- wywróciłam oczami i podeszłam do lodówki otwierając ją.
Przeszukałam wzrokiem dokładnie każdą półkę w lodówce. Po zakończeniu wojny w mojej głowie pod tytułem "Co mam zjeść?" wybrałam truskawkowy jogurt.
-Wyjeżdżamy z tatą jutro- usłyszałam głos mamy i obróciłam się w jej stronę. Spojrzałam na nią i uniosłam brwi do góry.
-Tym razem gdzie?- zapytałam wyjmując małą łyżeczkę z szuflady.
-Tym razem do Waszyngtonu- Obydwoje pracują w jednej z międzynarodowych spółek handlowych, przez co często ich nie ma w domu, wtedy albo przyjeżdża do mnie babcia czy ciocia, a ja im zawsze tłumaczę, że poradzę sobie sama, w końcu za kilka miesięcy moje osiemnaste urodziny.
-Na ile?- mruknęłam obojętnie i wymijając mamę skierowałam się po torbę którą zostawiłam na korytarzu.
-Na szczęście tylko 4 dni- zaśmiała się.- dasz sobie sama radę?- zapytała po chwili.
-Jasne- zachichotałam. Krzyknęłam w duchu, że tym razem obejdzie się bez niepotrzebnej opieki.
-To się cieszę- podeszła do mnie i przytuliła.- kocham cię- dodała dalej się do mnie tuląc.
-Ja ciebie też mamo- odpowiedziałam i uśmiechnęłam się pod nosem. Pomimo tego, że rodziców częściej nie ma przy mnie niż są to nie dają mi zapomnieć, jak bardzo mnie kochają.
Usiadłam na łóżku i odkładając puste opakowanie po jogurcie z łyżką w środku na szafkę nocną sięgnęłam po swoją torbę. Wyciągnęłam z niej teczkę, którą dostałam od pani Scott.
Przyglądałam się jej po czym bez dłuższego zastanawiania otworzyłam. Wyciągnęłam kartki które znajdowały się na samym początku i odłożyłam obok teczki. Do rąk wzięłam pierwszy arkusz, akurat był to arkusz z pytaniami jakie zadawałam wczoraj Justinowi. Odłożyłam go po przeciwnej stronie teczki i wzięłam kolejny plik kartek do ręki. Przejechałam wzrokiem po dużych, grubych, czarnych literach gdy widniało "Justin Bieber". Niżej było zdjęcie chłopaka, a po prawej stronie:
pełne imię i nazwisko: Justin Drew Bieber
wiek: 23
data urodzenia: 01.03.1992*
miejsce urodzenia: London, Ontario, Kanada
pochodzenie: Stratford, Ontario
Całe pierwsze 2 kartki dotyczyły jego domu, rodziny, rodziców, rodzeństwa. Z tego co tu pisze to Justin ma młodszą o 4 lata siostrę która mieszka w Los Angeles, jego tata zmarł gdy chłopak miał 6 lat, a mama dalej mieszka w Kanadzie.
-Tu jest wszystko- powiedziałam cicho sama do siebie i zaczęłam przeglądać dalszą zawartość teczki.
Nie wiem ile zajęło mi przeczytanie tych wszystkich informacji, artykułów, przestępstw i masy wielu, przeróżnych rzeczy. Leżałam właśnie na plecach trzymając w górze ostatnią stronę z arkuszu pod tytułem "Opinie". Cały czas mrużyłam brwi, oczy, mój żołądek się nieprzyjemnie ściskał, a serce biło to szybciej to całkowicie zwalniało. Sama siebie nie rozumiałam, czytając to wszystko to wychodzi na to, że Justin to jakiś potwór. Chciało mi się śmiać i płakać jednocześnie, na dodatek przypomniało mi się, że mam jutro przyjść z tym całym gównem do niego bo inaczej się "zabawimy". Poczułam jak łzy zaczynając spływać po moich policzkach.
Szybko przetarłam policzek dłonią, poczułam chwilowy ból połączony ze szczypaniem. Zmrużyłam oczy i szybko zerwałam się z łóżka, otworzyłam drzwi od łazienki i podbiegłam do lustra znajdującego się nad umywalką. Wstrzymałam powietrze i prawie się nim zachłysnęłam.
-Boże- szepnęłam i przejechałam opuszkami palców po ogromnym siniaku na moim lewym policzku. Do oczu ponownie zebrały się łzy, tym razem pozwoliłam im wypłynąć. Nie mogłam uwierzyć w to co widzę, wyglądałam okropnie. Ślad pewnie będzie się rzucał z dziesięciu kilometrów! Jak on mógł mnie uderzyć, jak on w ogóle miał prawo podnieść rękę na dziewczynę do cholery! Teraz rozpłakałam się na dobre. Łzy spływały mi po policzkach mocząc tym samym moją białą koszulkę. Oparłam ręce po obu stronach umywalki. Stałam bezczynnie z głową spuszczoną w dół myśląc o tym czy przypadkiem nie powinna zgłosić dyrektorce to, co Justin mi zrobił.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*- oczywiście Justin urodził się w 1994, ale w blogu jest 2 lata starszy
Udało mi się dokończyć wczoraj rozdział, ale nie miałam siły go już sprawdzać.
W następnych zacznie dziać się akcja, więc czekajcie cierpliwie:)
Czytasz=komentujesz
Wiedziałam, że nie da mu tej działki :) Byłoby super gdyby Justin ją przeprosił, ale czego ja oczekuję. Rozdział super. Chyba nie widziałam błędu, ale nie jestem pewna. To było w sumie do przewidzenia, że ją uderzy. W końcu który narkoman ucieszyłby się, że dziewczyna nie chce mu dać narkotyków, a zresztą był na głodzie. Do następnego xx
OdpowiedzUsuńchcę następny omg genialne
OdpowiedzUsuńgenialne, bede czytac, nie moge się doczekac następnego <3
OdpowiedzUsuńHxgussvt <3 cudowne !
OdpowiedzUsuńCudowny *,* czekam na next :*
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny!
OdpowiedzUsuńŚwietne ff! *.*
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać kolejnego xx
Super :)
OdpowiedzUsuńJeju! Cudowne *-* Proszę dodaj jak najszybciej możesz kolejny rodział bo już się doczekać nie mogę! Masz talent do pisania opowiadań i mam nadzieję, że kiedy doprowadzisz to opowiadanie do końca (co mam nadzieję, że będzie za bardzo długi czas bo jest cudowne *-*) to zaczniesz pisać kolejne! Życzę dużoooo weny xx
OdpowiedzUsuńCudowny czekam na next
OdpowiedzUsuńGENIALNY!
OdpowiedzUsuń