poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Dziękuję!

Hej misie! Taka krótka notka:

Z tego co widzę to "Druggie" został nominowany na "blog miesiąca" na spisie JBFF - http://justinbieberfanfictionpl.blogspot.com/

Wow, jestem szczerze mówią zaskoczona, haha jedynie, że jest inny "Druggie" :D No i z tego co jeszcze widzę to dużo z Was na niego zagłosowało i chciałabym Wam strasznie mocno za to podziękować! Naprawdę, jestem w szoku :o I jeszcze mamy już 16 tyś. wyświetleń i 200 komentarzy!!! Jestem przez to w jeszcze większym szoku, hahah. Nie wierzę, że w tak dość krótkim czasie zdobyłam tyle wyświetleń i komentarzy... Może to nie jest Bóg wie ile w porównaniu z innymi ff, ale ja naprawdę doceniam każdy komentarz i każde wejście, bo to cholernie mnie motywuje do dalszego pisania i wiem, że komuś to się podoba:)) W sumie to tyle co chciałam Wam powiedzieć. Jeszcze raz: Strasznie, strasznie Wam dziękuję!

P.S postaram dodać rozdział jak najszybciej, ale jakoś mi ostatnio nie idzie (na szczęście mam już połowę).. a chcę, żeby posty były naprawdę długie, ciekawe i profesjonalne, a nie szybko dodane i to w dodatku pisane na odwal :/ Powinien pojawić się do końca tego tygodnia:)

Much love i do następnego rozdziału! xxx

czwartek, 27 sierpnia 2015

19. "Mine"

-Dziwnie się dziś zachowujesz- stwierdziła Madison kiedy wreszcie opuściłyśmy budynek szkoły. Słońce zaczęło świecić coraz mocniej co zmusiło mnie do założenia okularów przeciwsłonecznych. Za miesiąc upragnione wakacje. Cholernie nie mogę się doczekać ukończenia szkoły. Został mi ostatni rok. W te lato muszę się rozejrzeć za jakimiś dobrymi studiami, bo w jakim kierunku chcę iść to już wiem na sto procent. 
-Jak było wczoraj?- zapytała nagle brunetka nie dając za wygraną, domyśliła się pewnie, że specjalnie zignorowałam jej wcześniejsze słowa.
-Normalnie- mruknęłam wzruszając przy tym ramionami.
-Normalnie? Więcej szczegółów poproszę- zakpiła nagle przystając na parkingu gdzie już sporo samochodów zaczęło opuszczać szkolny parking. Jednak brunetka całkowicie to zignorowała.
-Chodźmy dziś na jakieś zakupy- rzuciłam dopiero po chwili zdając sobie sprawę z tego co zaproponowałam. Nie przepadałam zbytnio za zakupami i tym całym wydawaniem pieniędzy, ale za to Madison mogłaby siedzieć w galeriach godzinami. 
-Świetnie!- pisnęła jak głupia i klasnęła w ręce jak małe dziecko. W sumie może to nawet nie głupi pomysł? Musze przecież powiedzieć przyjaciółce w co ją wciągnęłam, a w jej przypadku najlepiej zrobić to w miejscu publicznym. Przecież nie zabije mnie przy wszystkich.. Prawda?


-O! Chodźmy tutaj- krzyknęła zadowolona Madison jakby wpadła na Bóg wie jaki pomysł i zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć zostałam pociągnięta w stronę Topshop'u. Jęknęłam kompletnie poirytowana.
-Nie marudź! Ten sklep jest najlepszy- pisnęła i od razu dorwała czarne rurki, nawet nie spojrzała na rozmiar. W sumie pewnie była tu wiele razy i zapamiętała, że na przodzie są te najmniejsze. No co, to, że nie przepadam za zakupami nie znaczy, że tu nigdy nie byłam, a swoją drogą ten sklep ma naprawdę świetnie ubrania. A tak na marginesie- próby powiedzienia jej, że niedługo będzie musiała iść na komisariat i nie oszukując się obronić Justina poszły na marne. Kiedy tylko chciałam coś powiedzieć, Madison przerywała mi niemalże od razu, jakby wiedziała co chce jej powiedzieć. 
-Madison, mówiłaś tak o stu innych- stwierdziłam przyglądając się zawzięcie czegoś szukającej przyjaciółce.
-Przypominam ci Lu, że zakupy to był twój pomysł- okey, ma mnie. Byłam strasznie zmęczona, a nogi same mi się uginały i wręcz słyszałam jak krzyczą, że potrzebują odpoczynku. Całą galerie która nie byłam mała, jak w niektórych miastach bywa przeszłyśmy chyba z dziesięć razy!
-Co sądzisz o tej?- usłyszała głos przyjaciół i tym samym spojrzałam na nią. W lewej ręce trzymała cztery wieszaki, a w prawej jakąś sukienkę którą skierowała w moim kierunku.
-Normalna- stwierdziłam po chwili i sama z czystej ciekawości rozejrzałam się nie ukrywając po moim ulubionym sklepie.
-To świetnie!- pisnęła i w jednej chwili rzuciła mi ubranie która na szczęście złapałam, tym samym ochraniając je przed upadkiem na podłogę. Spiorunowałam jak zawsze rozbawioną brunetkę wzrokiem i jeszcze raz spojrzałam na ciuch.
-I co?- powiedziałam ponownie odwieszając czarną sukienkę na pierwszy lepszy stojak.
-Nie wygłupiaj się- mruknęła Madison i wręczyła mi ją po raz kolejny.- idź ją przymierzyć- powiedziała lekko zirytowana wywracając przy tym oczami. Spojrzałam na przyjaciółkę po czym ponownie na czarny materiał który trzymałam w dłoni. Kiedy skierowałam się z nią w stronę przymierzalni, zdążyłam jeszcze usłyszeć radosny pisk przyjaciółki. Powstrzymałam się od wywrócenia oczami. Głupi nawyk. 
Weszłam do ostatniej przymierzalni, od razu zasłaniając pomieszczenie kurtyną. Zdjęłam swoje trochę poniszczone trampki. Musze zobaczyć jakieś porządne buty, a nie ubrania, szary top który udało mi się kupić dziś w jednym z sieciówek i czarne spodnie z wysokim stanem. Jeśli miałabym porównywać swoje zakupy z zakupami Madison, tylko bym się przy tym ośmieszyła. Szybko jakbym w tym momencie patrzało na mnie milion par oczu, wskoczyłam w wybraną przez brunetkę ciuch.
-Jezu- wyszeptałam sama do siebie kiedy zobaczyłam swoje odbicie. Jeśli wcześniej nazywałam to sukienką, kłamałam. To na sto procent nie była sukienka, to nawet tak nie wyglądało! Była to po prostu dłuższa, czarna spódniczka bez żadnego zamka czy zapięcia. Teraz mogłam poczuć albo raczej przyjrzeć się bliżej temu co naszą te wszystkie dziewczyny dziwki na imprezach. Z trudem starałam się zasłonić moje pośladki które były na wierzchu od razu kiedy się nachyliłam.
-Lucy, jak sukienka?- usłyszałam momentalnie donośny głos Madison po czym od razu ujrzałam przyjaciółkę za sobą w odbiciu. Zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować, brunetka mi przerwała.
-Boże..- zaczęła, a jej szczęka miałam wrażenie, że zaraz uderzy o podłogę.- wyglądasz przepięknie!- pisnęła uradowana.
-Serio? Mi się wydaje, że niczym się nie różnie od taniej dziwki- syknęłam.- a teraz przepraszam, ale chcę z siebie jak najszybciej zdjąć ten głupi kawałek materiału- dokończyłam i gestem dłoni wygoniłam przyjaciółkę z mojej przymierzalni.
-Żartujesz chyba!- krzyknęła po raz setny raz dzisiaj i nawet nie ruszyła się z miejsca.
-Wyglądasz zajebiście- dodała nie odrywając ode mnie wzroku. Chciałam coś odpowiedzieć, ale teraz sama nie wiedziałam co. Ufałam Madison jeśli chodzi o ubrania, zawsze umiała mi dobrze doradzić i nigdy się na jej radach nie zwiodłam, więc może po prostu dramatyzuję?
-Okey- powiedziałam wypuszczając powietrze ze świstem. 
-Czyli mamy juz obydwie kreacje!- krzyknęła radośnie przez co posłałam jej kolejny raz karcące spojrzenie. 
-Chwila, co?!- tym razem to ja podniosłam głos.- kreacje na co?- uniosłam brwi ze zdziwieniem. 
-Zayn urządza w piątek impreze..- nie dałam dokończyć brunetce.
-Zayn!- pisnęłam po czym od razu zakryłam dłonią usta. Na początku Madison niezbyt wiedziała o co mi chodzi, ale po chwili jej wyraz twarzy się znacznie zmienił. 
-Jeśli chodzi ci o Lu..- ponownie przerwałam przyjaciółce.
-Tak, chodzi mi o tego dupka- warknęłam przypominając sobie widok jak całuje się z tą dziewczyną, jednak po tym przed oczami miałam widok mnie całującej się z Justinem. Kurwa.
-Lucy- usłyszałam głos Madi przez co wróciłam do rzeczywistości. 
-Jeśli tak strasznie nie chcesz iść to nie musimy- mruknęła trochę zawiedzionym głosem. W mojej głowie rozpoczęła się prawdziwa wojna. Chciałabym tam pójść ze względu na Madison.. Ale jeśli mam iść i spotkać się z Lukiem.. Całkowicie nie mam na to ochoty. W sumie kto karze mi z nim gadać.. 
-Nooo- przeciągnęłam i spojrzałam na zniecierpliwioną brunetkę.- okey- mruknęłam poprawiając materiał 'sukienki' który zdążył się wystarczająco podwinąć. 
-Kocham cię!- krzyknęła radośnie Madison i rzuciła mi się na szyje co spowodowało, że materiał podniósł mi się do góry całkowicie, a mój tyłek znalazł się na wierzchu. 
-Idę przymierzyć kilka rzeczy...- ponownie weszłam przyjaciółce w zdanie, wiedząc co chce dalej powiedzieć. 
-Zaczekam przed sklepem, ale się pospiesz- parsknęłam śmiechem i ponownie obróciłam się w stronę lustra, naciągając kawałek materiału w dół jak najbardziej się da. 
-Jasne- rzuciła śmiejąc się pod nosem po czym wyszła z pomieszczenia. 
Wypuściłam powietrze ze świstem po raz kolejny zastanawiając się nad kupnem sukienki. Dramatyzuję, po prostu nigdy nie ubierałam się w takie rzeczy na imprezy, cokolwiek. Zawsze były to spódniczki, a częściej to nawet zwykłe czarne spodnie czy jeansy. Poprawiłam ostatni raz czarny materiał i wbiłam wzrok w swoje odbicie. Raz się żyje, nie? 


-Dzień dobry- posłałam przyjazny uśmiech do pani Scott którą akurat minęłam na schodach wchodząc do ośrodka. 
-O, Lucy!- krzyknęła radośnie kobieta lekko zaskoczona.- do Justina?- zapytała po czym puściła do mnie oczko. Zaśmiałam się. 
-Jak zawsze- odparłam z uśmiechem. Przez te tygodnie w ośrodku mogłam poznać bliżej panią Scott i naprawdę, nigdy w życiu nie spotkałam radośniejszej kobiety od niej. Zawsze tryskała energią i jak sądzę- ta cała placówka dużo dla niej znaczy. 
-Muszę przyznać, że jest ogromna zmiana w zachowaniu pana Biebra- powiedziała z widocznym zadowoleniem.- nie wiem co robisz, ale rób to dalej- Tylko się całujemy, no i oczywiście z ogromną chęcią będę robiła to dalej. Skarciłam się w myślach kiedy w mojej głowie rozbrzmiało powyższe zdanie. Chodź jemu w żadnym procencie nie przeczę. Niestety.. 
Nie zdążyłam odpowiedzieć kiedy pani Scott mnie wyprzedziła. 
-Możesz przyjść jutro do mnie jeśli zechcesz,a teraz muszę już iść- powiedziała po czym zaśmiała się krótko. 
-Jasne- odpowiedziała po czym pożegnałam się z Panią Scott i skierowałam po schodkach do ośrodka. 

-Hej- powiedziała nieśmiało zamykając za sobą drzwi. Poczekałam chwilę z nadzieją, że uzyskam jakąś odpowiedź, jednak tak się nie stało. Weszłam w głąb pokoju i niemalże od razu z moim kolejnym korkiem zostałam przyciągnięta niespodziewanie do kogoś torsu z taką siłą, że praktycznie się od niego odbiłam, ale chłopak w ostatniej chwili mnie złapał chroniąc tym samym przed upadkiem i przysunął mnie do siebie. Mówiąc chłopak mam oczywiście na myśli Justina, a porównując jego zachowanie, powiedziałabym, że niczym nie różni się od jakiegoś zwierzęcia. Tak na marginesie. 
-Gdzie byłaś do cholery- to pierwsze co zdążyłam usłyszeć z jego strony po chwili ciszy. Syknęłam kiedy Justin wbił boleśnie palce w moje biodra, jednak całkowicie to zignorował. Idiota. 
-Hm?- wyszeptał wprost do moje ucha co spowodowało, że przez moje ciało przeszły dobrze mi znane dreszcze. 
-To boli- mruknęłam starając się poluźnić uścisk szatyna- na marne oczywiście. 
-Kto to jest?- zadał kolejne pytanie jeszcze bardziej zaciskając palce na mojej skórze. W moich oczach zebrały się łzy. Sama już nawet nie wiedziałam czy z bólu jaki powodował jego uścisk czy ze strachu, bo jak może mogliście się przekonać- Justin jest nieobliczalny.
-O kim ty mówisz Justin- powiedziałam opanowanym głosem chociaż to było trudne, a jego chłodne spojrzenie wcale mi nie pomagło. 
-Dobrze wiesz o kim- warknął. Okey, ten człowiek jest głupi czy głupi?
-Masz na myśli moją przyjaciółkę?- zapytałam z lekką kpiną po chwili co zbiło chłopaka całkowicie z tropu.- naprawdę nie wiem o kim sobie pomyślałeś, ale byłam z Madison na zakupach..- mruknęłam.- poza tym wiesz co? Nie musisz wszystkiego wiedzieć- warknęłam i momentalnie wyrwała się z nadal uścisku szatyna. Spojrzałam na niego, co powiem szczerze, że pożałowałam. Od Justina aż biło złością i sądzę, że zaraz może stać się coś co mam nadzieję, że nigdy się już więcej nie powtórzy. 
-Powiedzmy, że ci wierzę- powiedział wywracając przy tym oczami. Serio? Ja podczas okresu nie mam takich wahań nastroju jak ten człowiek stojący przede mną! 
-Wybierasz się gdzieś?- zapytał i uniósł swoje brwi do góry, a swój wzrok wbił w reklamówkę w której znajdował się mój dzisiejszy udany zakup. Pieprzony jasnowidz. Kiwnęłam głową i starając się, żeby moje zachowanie nie wyglądało podejrzanie wsadziłam reklamówkę do swojej czarnej torebki. Wolałabym żeby chłopakowi nie przyszła chęć obejrzenia mojej sukienki. Spaliłabym się ze wstydu. 
-Skarbie- powiedział z łobuzerskim uśmieszkiem i zbliżył się do mnie. Przełknęłam narastającą gule w gardle. Uniosłam głowę do góry, a nasze spojrzenia się spotkały. 
-I tak cię kiedyś w niej zobaczę- mruknął dotykając dłonią mojego policzka, a później kciukiem przejeżdżając po mojej dolnej wardze dodał coś co sprawiło, że poczułam mimowszystkiego dziwne mrowienie w podbrzuszu, coś co sprawiło gęsią skórkę na moim calutkim ciele i milion ciarek i dreszczy na raz. Te słowa sprawiły, że poczułam się kogoś, a mianowicie Jego, bo w sumie tak to zabrzmiało, dosłownie.
-Jeśli dowiem się, że ktoś cię dotykał, robił coś, co całkowicie by mi się nie spodobało. Coś co by mnie wkurwiło niemiłosiernie. Uwierz mi, zabiję tą osobę która tylko odważy się ciebie zbliżyć, a wiesz może skarbie dlaczego?- wyszeptał mi to wszystko wprost do ucha, przegryzając jego płatek. Zaskomlałam i przechyliłam powoli głowę w bok modląc się żeby usta szatyna znalazły się na mojej szyi. Moje zachowanie było absurdalne, cholernie nieodpowiedzialne i głupie. Ja o tym doskonale wiem, niestety. Siła chęci poczucia chodź na sekundę Jego jest silniejsza niż cokolwiek. 
-Jesteś moja kochanie, cała ty należysz tylko i wyłącznie do mnie. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej! Co tam u Was? Niedługo koniec wakacji i do szkoły... Mam tylko nadzieję, że rozdziały będą pojawiały się na blogu regularnie:/ Trzymajcie kciuki, bo strasznie boję się tego roku szkolnego.. Chyba będę musiała wymyślić jakieś terminy, żebyście nie musieli czekać Bóg wie ile na post:) 
A tak na temat 19- kasdnjhisondamkdn Jucy! 3 RAZY TAK!<3 
Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał i zostawicie po sobie jakiś ślad! Komentarze bardzo mnie motywują do dalszego pisania (chodź wiem, że pewnie dużo osób czyta, ale nie komentuje każdego), więc.. 
                                               JEŚLI TYLKO MOŻESZ- SKOMENTUJ!  
 
Kocham Was bardzo mocno i tak btw dziękuję za 15 tyś wyświetleń i 190 komentarzy! Jesteście zajebiści, haha i strasznie się ciesze, że Druggie przypadł Wam do gustu. 

Do następnego! xx




sobota, 22 sierpnia 2015

18. "Hearing"

Rozdział niesprawdzony do końca, mam na dzieję, że nie ma błędów.
Miłego czytania! xx

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Z lekko rozchylonymi ustami wpatrywałam się w szatyna. Serce nie zwalniało swojego tempa, a ja czułam się jakbym zaraz miała stracić przytomność. Dlaczego? Sama nie wiem, może dlatego, że Justin powiedział coś, co od dłuższego czasu chciałam usłyszeć?
-Wiesz, powinnam już iść, a ty się przespać- mruknęłam i zdjęłam z siebie ręce chłopaka. Znowu uciekasz? Nie mogę nic innego przecież zrobić. 
-Chcę się przespać z tobą- jęknął i przyciągnął mnie do siebie, łapiąc za mój nadgarstek. Poczułam jego perfekcyjnie wyrzeźbiony abs. 
-Justin, puść- syknęłam starając się wyrwać swoją rękę z uścisku szatyna. On jedynie go wzmocnił dając mi dodatkową dawkę bólu. Spojrzałam w jego oczy.
-Przyjdę jutro- mruknęłam i w końcu udało mi się wyswobodzić nadgarstek. Justin nic nie odpowiedział więc ruszyłam w kierunku drzwi. Otworzyłam je kartą i wyszłam z pokoju trzaskając lekko drzwiami. Dziś chciałam ogarnąć trochę szkołę, lekcje i przede wszystkim zrobić notatki na nadchodzące testy, ale czuję, że to będzie dzisiaj i przez następny tydzień niemożliwe ponieważ w głowie ciągle mam jedno. 

       Bo mi chyba na tobie zależy. 


Ugh. 


-Co się dziś z tobą dzieje?- rzuciła przyjaciółka zamykając swoją szafkę. 
-Nic- mruknęłam po chwili i wyjęłam swoje książki od fizyki. Ostatnia lekcja, wytrzymasz Lucy. 
-Zamknęli go?- wypaliła. Spiorunowałam momentalnie brunetkę wzrokiem. Ona jedynie zrobiła przepraszającą minę, po czym mnie lekko szturchnęło. 
-Mad...- szybko mi przerwała i kiwnęła głową na wprost dając mi tym samym znak, że mam spojrzeć a tamtym kierunku. Mój wzrok powędrował tam gdzie wskazała dziewczyna, a moje ciało lekko zesztywniało. Przy wyjściu ze szkoły stało dwóch policjantów i dyrektorka. Wszyscy patrzeli w naszym kierunku. Kiedy chciałam pociągnąć Madison i odejść od nich jak najszybciej, usłyszałam krzyk pani dyrektor. 
-Lucy, zaczekaj!- zerknęłam na również zdezorientowaną przyjaciółkę po czym na panią Marks. 
-Czy coś się stało?- zapytałam z nadzieją, że chodzi o jakąś głupią sprawę związaną ze szkołą i będę mogła spokojnie pójść na fizykę, ale jedno nie dawało mi spokoju, po co tu policja? 
-Tak- zaczęła kobieta poprawiając swoją ciemną marynarkę.- Znasz Justina Biebera , prawda?- zapytała. Moje serce zaczęło bić jak oszalałe i dam sobie rękę uciąć, że zaraz zemdleję. Pokiwałam niepewnie głową przełykając narastającą gulę w gardle. 
-Jest teraz przesłuchiwany na komisariacie i policja stwierdziła, że dobrze by było gdybyś również złożyła zeznania- powiedziała w końcu jednocześnie starając nawiązać ze mną kontakt wzrokowy. 
-Wszystko okey?- usłyszałam głos Madison z boku po czym poczułam jej dłoń na moim ramieniu. Dalej nie mogłam wykrztusić z siebie żadnego słowa i skinęło ponownie głową. Co jakiś czas przez moje ciało przechodziły dreszcze, a na rękach pojawiała się gęsia skórka. 
-Możemy już iść? Zależy policjantom na czasie- kolejne pytanie padło z ust dyrektorki która patrzała na mnie lekko zmieszana, chyba wyczuła mój strach.. W sumie sama nie wyglądała na pewną.
-Tak- wydukałam z lekką chrypą i jako pierwsza udałam się w stronę wyjścia ze szkoły gdzie stało również dwóch policjantów. Sama nie wiedząc dlaczego zignorowałam jak Madison próbowała mnie zatrzymać i szłam dalej. Możecie teraz pewnie stwierdzić, że przesadzam i dramatyzuję, bo to tylko jakieś durne przesłuchanie, ale dla mnie było to durne przesłuchanie. Nigdy nie byłam nawet na komisariacie! Jeśli moi rodzice się dowiedzą, nigdy nie dadzą mi spokoju, a wtedy również dowiedzą się o tym, że Justin Bieber który jest podejrzewany o morderstwo jest z ich kochaną córeczką bliżej niż każdemu się wydaje. 

-Pani Darling?- jeden z policjantów obrócił się na fotelu w moją stronę. Spojrzałam na mężczyznę. 
-Już jesteśmy- stwierdził. Wyjrzałam przez okno i faktycznie, mogłam zauważyć duży niebieski szyld "komisariat policji- Nowy Jork". Skoro policjant musiał mnie o tym poinformować pewnie stoimy tu jakiś czas. Czułam jak pale się ze wstydu. Idiotka ze mnie. Posłałam blady uśmiech mężczyźnie po czym wysiadłam z radiowozu. Tak w ogóle jak wsiadałam do samochodu przed szkołą otrzymałam parę ciekawskich spojrzeń uczniów. Pewnie będą gadać, jak zwykle z resztą. 
Od razu niedaleko przy głównym wejściu dostrzegłam elegancko ubraną brunetkę z mikrofonem w ręce i dwóch mężczyzn. Jeden z nich trzymał kamerę i z pewnością nagrywał kobietę, a drugi aparat. Kiedy jeden z nich ten z aparatem spojrzał w moim kierunku, uniósł sprzęt i najzwyczajniej w świecie zrobił mi zdjęcie. Byłam kompletnie zdezorientowana i zaszokowana. Kiedy chciałam podejść do niego i jakkolwiek zareagować, zatrzymał mnie głos jednego z policjantów. 
-Nie warto- powiedział. Obróciłam się na pięcie i wypuściłam powietrze ze świstem, zaciskając dłonie w pięści. Musiałam pozbyć się złych emocji które dawały w tym momencie za wygraną i skupić się na tym co mam w ogóle powiedzieć. Justin zeznawał jako pierwszy więc pewnie coś powiedział, tylko co? Nie byłam z nim i nie wiem co robił i gdzie był. Twoje kłamstwo musi być cholernie dobre. Kto powiedział, że będę w ogóle kłamać. A co powiesz? Prawdę. Wiesz, że to nie pomoże Justinowi. Racja, nie pomoże, a na komisariacie pewnie pojawię się nie jedne raz tylko jak policja znajdzie coś nowego. Myśl, myśl, myśl. Cholera, nie mogę! Boże, czy ja gadam sama ze sobą? Kompletnie mi już odbija. 
-Niech pani tu zaczeka, zaraz pan Bieber wyjdzie- skinęłam lekko głową i usiadłam na jednym z krzeseł jak polecił policjant. Mam chwilę na obmyślenie tego całego kłamstwa. Jezu, skup się. Nie potrafię! Nigdy nie czułam się taka rozkojarzona i nigdy nie byłam taka pełna obaw. Nagle drzwi niedaleko miejsca na którym siedziała, otworzyły się, a z nich jako pierwszy wyszedł jakiś mężczyzna, a za nim Justin. Moje serce zabiło jeszcze mocniej i momentalnie poczułam jak odbiera mi mowę. Jakbym miła teraz coś powiedzieć, na pewno nie wyszłoby z tego nic sensownego. Kiedy tęczówki szatyna spotkały się z moimi, poczułam jak serce zaraz wyskoczy mi z piersi. Te uczucie było cholernie dziwne i nie do opisania. Z największą chęcią rzuciłabym się teraz na chłopaka i tuliła się do niego dopóki nie miałby mnie dość, ale nie mogłam nawet się do niego słowem odezwać no i oczywiście nie pozwoliliby mi się do niego zbliżyć. Co ja w ogóle wygaduję?! Kiedy mnie mijał, mój wzrok zjechał na jego idealne wargi które się poruszyły mówiąc bezgłośnie, sama nie wiem co. Było to chyba słowo "razem", ale nie byłam pewna. Przecież to nie ma sensu! Razem, razem, razem... nagle do głowy przyszła mi pewna myśl. Na moich ustach pojawił się momentalnie gigantyczny uśmiech, a moje serce aż chciało krzyczeć. Wyglądałam pewnie jak psychicznie chora, ale teraz mnie to nie interesowało. Zmartwienie odeszło w jednej chwili i w końcu poczułam, że może te całe zeznanie nie pójdzie mi aż tak źle. 
                        

-Gdzie znajdowała się pani w dniu kiedy znaleziono martwe ciało jednego z ochroniarzy?- mężczyzna zadał pierwsze pytanie, a mi już żołądek wywinął kozła. Jego palący i poważny wzrok wywierał na mnie jeszcze większą presję. 
-Byłam w domu- odparłam starając się brzmieć naturalnie i przede wszystkim wiarygodnie. 
-Sama?- dopytał kończąc zapisywanie mojej pierwszej odpowiedzi. Czas zacząć najlepsze kłamstwo jakie kiedykolwiek udało mi się wymyślić. 
-Był ze mną Justin- powiedziałam spokojnie cały czas patrząc na funkcjonariusza. Podobno gdy ktoś kłamie unika kontaktu wzrokowego, więc muszę się postarać. 
-Bieber?- skinęłam głową na jego dość zabawne pytanie. Serio, muszą być tak dokładni?
-Czy ktoś może to potwierdzić?- zadał kolejne pytanie. Serce ponownie zaczęło bić w nienaturalnie szybkim tempie, a gardło nieprzyjemnie się zacisnęło. Tego nie przemyślałam. 
-Pani Darling, proszę- wskazał na notes w którym zapisywał każde moje słowo. 
-T-tak- wydukałam starając się jak najbardziej ukryć zdenerwowanie które rosło z każdą sekundą. 
-Kto więc?- uniósł brwi do góry i posłał mi zaciekawione i trochę rozbawione spojrzenie. 
-Moja przyjaciółka, Madison Brown- odpowiedziałam modląc się w duchu żeby jak najszybciej zadał kolejne pytanie i pozwolił mi opuścić komisariat. 
-Wie pani, że pan Bieber ma na swoim koncie sporo przestępstw i jeśli pani grozi lub do czegoś panią zmusza niech pani powie i zakończymy tą sprawę- moja szczęka chyba w tym momencie uderzyła o podłogę. Nie wierzyłam w to co właśnie usłyszałam. Czy ten facet właśnie powiedział żebym ja powiedziała, że Justin jest mordercą i po prostu go zamkną żeby mieć jedną sprawę z głowy! Momentalnie wstałam z krzesła w jednej dłoni trzymając swoją torebkę. 
-Przepraszam, ale bardzo się spieszę, mogłabym już iść?- wypaliłam, a język plątał mi się niemiłosiernie. Policjant posłał mnie sceptyczne spojrzenie i również wstał z krzesła. 
-Dobrze- mruknął lekko poirytowany.- ostatnie pytanie jak na dziś- dodał biorą z jedną dłoń notes, a w drugą długopis. 
-Na dziś?- uniosłam brwi ze zdziwieniem i prychnęłam pod nosem. Może zachowywałam się jak nienormalna, ale stres cholernie mnie zżerał od środka. Wiem, że nie powinnam kłamać, ale nie mogłam powiedzieć prawdy która teraz i tak by na nic się nie przydała.
-Będzie pani musiała się jeszcze tu pojawić kilka razy, dopóki sprawa nie zostanie zamknięta. Czułam jak kolana same mi się uginają. Miałam największą nadzieję, że tu nie wrócę, a jednak. 
-Czy coś łączy panią z panem Bieberem czy tylko terapia- przełknęłam ślinę. No i co ja mam odpowiedzieć? Jeśli powiem, że tak, to z pewnością wezmą moje słowa pod uwagę i nie odpuszczą mi moich relacji z Justinem, a jeśli powiem nie? To nie będzie miało najmniejszego sensu! Ponieważ po co by miał u mnie być skoro mnie z nim nic szczególnego nie łączy?! Nawet nie wiem czy pani Scott zgodziłaby się na opuszczenie Justinowi ośrodka kiedy ostatnio słyszałam, że często się wymykał. To przecież nie ma najmniejszego sensu, ale nie mogę zawieść Justina. 
-To nasza prywatna sprawa- odparłam wzruszając przy tym lekko ramionami. 
-Rozumie, ale to ważne- powiedział funkcjonariusz znudzonym głosem, jakby był zmuszony do tego całego przesłuchania. Wywróciłam ukradkiem oczami. 
-Całowaliśmy się kilka razy, więc niech pan zinterpretuje to jak chce- rzuciłam i nie czekając opuściłam pomieszczenie lekko trzaskając drzwiami. Myślałam, że ta cała terapia będzie inna, całkowicie. Nigdy nie pomyślałabym, że będę przesłuchiwana z powodu morderstwa do jakiego doszło w pokoju mojego podopiecznego! To przecież niedorzeczne. Również nigdy nie pomyślałabym, że mój pomimo wszystkiego szczęśliwy związek z Lukiem rozpadnie się przez niego, że tak cholernie wywróci moje życie do góry nagami i zawróci sobą całkowicie moją głowę. Szczerze? Chciałabym od tego wszystkiego na jakiś czas uciec, ale najzwyczajniej w świecie bym nie potrafiła wytrzymać dnia bez tych przerażających, pustych, ale za razem pięknych tęczówek szatyna, bez jego dotyku i bliskości. Najlepsze z tego wszystko to świadomość, że ja również w jakimś stopniu wpłynęłam na jego życie i tak łatwo się mnie z niego nie pozbędzie. 

~~~~~~~~~~~~~~
Uff, na szczęście Lucy okłamała policjanta i obroniła Justina. Coś czuję, że niedługo Jucy będzie oficjalna, hahah. Mam nadzieję, że rozdział się wam spodobał, bo mi się podoba strasznie:)  Jak zwykle- KOMENTUJCIE! Z chęcią poznam wasze opinie i przemyślenia:)
Much love xx

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

17. "Care"

                                                             Justin's POV 

  -Niech pan mówi prawdę, panie Bieber- po raz setny policjant mnie upomniał, a ja poczułem jak zaraz mnie kurwa chuj tu strzeli.
-Mówię prawdę do cholerny- syknąłem z trudem powstrzymując gotujące się we mnie emocje. Mężczyzna spojrzał na mnie z dziwnym wyrazem twarzy jakby się nad czymś zastanawiał, po czym ponownie zapisał coś w notatniku. 
-Powiem ci coś- zaczął i schylił lekko głowę nad drewnianym biurkiem. Zmrużyłem powieki i spojrzałem na niego wyczekująco. 
-Co ci po tym wszystkim?- zapytał nagle, kompletnie zbijając mnie z tropu.
-Co masz na myśli?- prychnąłem i oparłem się plecami o krzesło. Widziałem, że z trudem pohamował się od chęci zwrócenia mi uwagi na moje słowa. Zaśmiałem się w myślach.
-Nie wie pan, panie Bieber?- spiąłem wszystkie swoje mięśnie.
-Jakoś nie- warknąłem i poprawiłem się na krześle. Okey, ten typ zaczyna mnie powoli wkurwiać, chociaż nie. Już byłem wkurwiony. Po jaką cholerę mnie tu przywieźli, mogliby przesłuchać mnie w ośrodku, a nie na jakimś pieprzonym komisariacie.
-I tak pójdziesz siedzieć- powiedział w końcu, a ja momentalnie zacisnąłem szczękę. Odchrząknął po chwili najwidoczniej widząc moje mrożące spojrzenie.
-Jeśli chcesz wiedzieć to dokładnie za miesiąc, jak wyleczą cię z nałogu, chociaż nawet nie musisz być po terapii. Jeśli to ty zabiłeś tego ochroniarza, zanim się obejrzysz będziesz za kratkami.- moja szczęka aż pulsowała ze złości. Przysięgam, że jeszcze sekunda, a coś rozjebię. Pomimo wszystkiego, słowa jakie chwile temu padły poruszyły mnie. Wiedziałem, że grozi mi wiezienie i pewnie tam się niedługo znajdę i, że muszę w końcu coś wymyślić z Lucy. Może się na coś w końcu przyda. Chwila, chwila.
-To wszystko?- warknąłem kompletnie ignorując fakt, że to oni mnie tu przywieźli i w sumie oni mają mnie zawieść z powrotem do ośrodka. Pieprzyć to. Policjant skinął lekko głową po czym wstał z miejsca.

Wpadłem do swojego pokoju zastając w nim Emily i Lucy. Oh, idealnie. Obydwie spojrzały na mnie w tej samej chwili. Posłałem Em znaczące spojrzenie, po czym mój wzrok padł na trochę przerażoną brunetkę ktora za wszelką cene starała się unikać kontaktu wzrokowego. Oj, Lucy. 
-To ja już pójdę- rzuciła blondynka po chwili ciszy. wyminęła mnie, przy okazji posyłając mi blady uśmiech i po chwili opuściła pokój lekko trzaskając drzwiami.
-Wiedziałaś o tym?- zapytałem od razu przechodząc do rzeczy i zbliżyłem się do dziewczyny. Zakłopotana zrobiła kilka kroków do tyłu i pokręciła lekko głową.
-O czym?- rzuciła, a jej plecy zdążyły już zderzyły się ze ścianą.
-Nie wkurwiaj mnie, Lucy- warknąłem i zbliżyłem się do dziewczyny. Jedną ręką oparłem się o ścianę tuż, przy głowie dziewczyny. Jej tęczówki nie wyrażały nic innego jak strach, który tak bardzo uwielbiałem. 
-J-ja naprawdę n-nie wiem o co-o ci cho-dzi- wydukała i przegryzła swoją dolną wargę na którą miałem teraz, akurat teraz ogromną ochotę.
-Oh, serio?- syknąłem, zmniejszając odległość między nami. Lucy skinęła lekko głową.
-Nie zamordowałeś tego ochroniarza, wierzę ci Justi...
-Nie chodzi o to- przerwałem jej, wiedząc do czego zmierza. Nagle w jej tęczówkach dostrzegłem maleńki błysk, po czym ponownie jeszcze większe przerażenie.
-Ni-ie mogłam ci prze-ecież tego powiedzi-ieć- jęknęła, a przez jej ciało przeszedł dreszcz który wyczułem tylko jak moja dłoń znalazła się na jej biodrze.
-Ponieważ?- zapytałem unosząc brwi do góry.
-Justin- zaczęła.- pomyśl, proszę. Miałam nagle ci powiedzieć, że naprawdę grozi ci więzienie?- prychnęła pod nosem. Wzmocniłem uścisk na jej talii przez co na jej twarzy pojawił się grymas. 
-Nie uważasz, że powinienem to wiedzieć?- zadałem kolejne pytanie. Lucy chyba nie zdaje sobie sprawy z tego jak bardzo mnie wkurwia.
-Przepraszam, Justin... j-ja- zawahała się.
-Jeśli stwierdzą, że to ja dokonałem morderstwa, trafie za kratki, od razu- mruknąłem i nawet nie zorientowałem się kiedy moje usta i usta dziewczyny prawie się stykały, a jej ciepły oddech łaskotał moją skórę. Bieber, co się z tobą dzieje. 


                                                          Lucy's POV

Już nie raz Justin poruszał sprawę więzienia, ale dopiero teraz zrozumiałam o co mu chodzi. Wiedział, że pójdzie siedzieć po tym jak opuści ośrodek, nawet Emily mi to mówiła. Więc to jest raczej pewne. Sama nic nie rozumiem, a bynajmniej nie rozumiałam części do dziś. Jeśli okaże się, że Justin jest sprawcą morderstwa, wsadzą go za kratki od razu.
-Nie wiedziałam tego Justin- szepnęłam i sama nie wiedząc dlaczego moja dłoń znalazła się na policzku szatyna.
-Teraz wiesz- mruknął przeszywając wzrokiem każdy minimetr mojej skóry. Zanim jakkolwiek mogłam zareagować czy zapanować nad sobą, moje wargi spotkały się z wargami Justina. Zaczynam się bać. Z każdym dniem czuję jak moje uczucia co do chłopaka, po prostu rosną. Tak nie może być, ale nic na to nie mogę poradzić. To już mnie przerosło, już dawno, a ja dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego jak bardzo się zmieniłam. Zdałam sobie sprawę, że już za wiele razy doszło między nami za daleko, a później będzie jeszcze gorzej. Jestem kompletnie świadoma tego, ile razy mnie zranił i jak wpłynął na moje dotychczasowe życie. Teraz może być tylko gorzej. Nagle szatyn przerwał pocałunek i zrobił krok w tył. Zmrużyłam lekko oczy nie rozumiejąc jego zachowania. 
-Co teraz?- zapytałam przerywając ciszę jaka powoli wypełniała pomieszczenie. Justin wpatrywał się cały czas w moje tęczówki, a mnie to po prostu zaczęło irytować. Jego sposób patrzenia na mnie był inny niż zwykle. 
-Z czym?- zaśmiał się krótko, nie odrywając ode mnie swojego palącego wzroku.
-Co wyjdzie z tego całego śledztwa? Justin, to nie ty jesteś mordercą, musisz im to jakoś udo...- szatyn szybko mi przerwał nagłym wybuchem śmiechu.
-Co?- wypaliłam i posłałam mu chłodne i pytające spojrzenie.
-Lucy- wydusił trzymając swoją prawą dłoń na brzuchu. Serio, powiedziałam coś, aż tak bardzo śmiesznego?
-Justin przestań- warknęłam i podeszłam do niego. Śmiech szatyna dalej wypełniał pomieszczenie.
-Co cię tak bawi?!- krzyknęłam i uderzyłam go w ramie. Byłam całkowicie poirytowana jego zachowaniem i podejściem do jak na ten moment cholernie ważnej sprawy.
-I tak pójdę siedzieć- powiedział w końcu zatapiając dłoń w swoich brązowych włosach. Raz się wkurza, że wyjąduje za kratkami, a raz jest całkiem do tego przekonany. Ten człowiek jest cholernie skąplikowany! 
-Skoro to wiesz to czemu tak się na mnie wkurzyłeś jakieś niecałe piętnaście minut temu!- krzyknęłam po raz kolejny. Język plątał mi się niemożliwie, a serce biło cholernie szybko. Boże święty, przecież moje serce długo tak nie wytrzyma. 
-Nie wiem, lubię patrzeć jak się mnie boisz- odpowiedział w końcu i ponownie zaczął się śmiać. Jęknęłam i dotknęłam dłonią swojego czoła. Zrobiłam kilka kroków w tył i pokręciłam do tego głową z niedowierzaniem. Jezu, co jest z tym człowiekiem! Skończy za kratkami i to w dodatku jest kompletnie do tego przekonany, i on... i on jest teraz taki szczęśliwy, no i... i się śmieje jak głupi i chwileczkę...
-Czy ty..- urwałam i w mgnieniu oka ponownie znalazłam się przed rozbawionym chłopakiem. Głowę Justina skierowałam wprost na siebie, przez co przyjrzałam się jego oczom.
-Ćpałeś- syknęłam i zsunęłam dłoń z twarzy szatyna.
-Jestem ćpunem, nie? To logiczne, że ćpałem- powiedział i ponownie wybuchł niekontrolowanym śmiechem. Pierwszy raz w życiu poczułam się taka bezradna. Odsunęłam się od szatyna i skrzyżowałam ręce na piersiach wbijając wzrok w podłogę. Może też powinnam się naćpać i mieć wyjebane na tą całą sytuację? Nie, Lucy, nie upadłaś jeszcze tak nisko. Nagle poczułam jak moje ciało zostaje popchnięte na ścianę, przy okazji obijając się o ostry róg wystającego parapetu. Brakowało mi tego, serio. 
-Justin, co do chole...- nie zdążyłam dokończyć ponieważ dłoń chłopaka od razu znalazła się na moich usta, a druga na biodrze.


Mój wzrok powędrował do góry i napotkał ciemne oczy Justina. Moje serce zaczęło bić w niemożliwie szybkim tempie. Chciałam krzyknąć, ale błyskawicznie dłoń szatyna znalazła się na mojej buzi. 


Akurat teraz wzięło mnie na wspomnienia. 
-Cii..- wyszeptał tuż przy moim uchu i przegryzł mocno jego płatek, było to dość bolesne, ale jakoś nie zwróciłam na to większej uwagi. 
-Muszę ci coś powiedzieć- zaczął. A ja nie jestem pewna czy chcę to usłyszeć. Dodała moja podświadomość z którą teraz absolutnie się zgadzałam. Nie dał mi odpowiedzieć ponieważ zaczął kontynuować, a jego wzrok skakał po całej moje twarzy i co jakiś czas zatrzymywał go na moich wargach które niekontrolowanie przegryzałam. 
-Musisz mi pomóc, wiesz?- mówił co jakiś czas wplatając moje kosmyki włosów w swoje palce. 
-Nie mogę trafić do więzienia, nie chcę tego, a wiesz dlaczego?- moja mina całkowicie się zmieniła, a żołądek zaczął wywijać koziołki na pytanie jakie zadał. Nie byłam pewna czy mam na nie odpowiedzieć i czy chcę usłyszeć odpowiedź.  
-Bo mi chyba na tobie zależy. 



~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Chwila... czy Justin właśnie powiedział Lucy, że mu na niej zależy?! <3 Chociaż może po prostu powiedział to, bo był naćpany.. Ja mam nadzieję, że to pierwsze :D 
Dziękuje za ponad 12 tyś wyświetleń!

                                                  Czytasz = Komentujesz 

 Much love i do następnego misie! :)

środa, 12 sierpnia 2015

16. "Don't go"


                                                             Justin's POV   

Wychodząc z magazynu od razu zarzuciłem na głowę kaptur swojej czarnej bluzy i przetarłem kciukiem lekko zaschniętą krew z mojej dolnej wargi. Nie, nie zabiłem tego skurwysyna, chodź miałem na to cholerną ochotę, po prostu przywaliłem mu kilka razy i jak widać jest jeszcze większą cipą niż przypuszczałem. Zaśmiałem się pod nosem przypominając sobie tą całą sytuację. Poczułem nagle krople deszczu na twarzy i przyspieszyłem kroku. Zamarłem kiedy zobaczyłem przejeżdżający nagle obok mnie wóz policyjny. Na szczęście pojechał dalej. Odetchnąłem z ulgą i jeszcze raz obróciłem się w stronę magazynu. Miałem racje, że prędzej czy później gliny się tam zjawią. Nowy Jork jest ogromy, nie oszukujmy się i jest tu pełno starych magazynów, ale zostałem złapany akurat tam kilka razy na między innymi na ćpaniu więc chyba wzięli sobie to miejsce do serca. Skręciłem w jedną z uliczkę i ruszyłem w dobrze znanym mi kierunku. 

                                                              Lucy's POV

Zakręciłam kurek i wyszłam z pod prysznica. Od razu owinęłam swoje ciało ręcznikiem, zawiązując go nad biustem i zaczęłam tym razem od rozczesania swoich mokrych włosów. Byłam zbyt rozkojarzona i w sumie sama nie wiedziałam co robię. Oczywiście próby znalezienia Justina okazały się trudniejsze niż myślałam. To Nowy Jork, Lucy. Wypuściłam powietrze ze świstem i zaczęłam wycierać swoje ciało puchatym ręcznikiem. Zmazałam jeszcze resztki tuszu, znajdujące się pod moimi oczami, ubrałam piżamę która składała się z bielizny oczywiście, bez stanika. Kto śpi w staniku? i większej koszulki. Woda która skapywała z moich włosów, mocząc mi przy tym koszulkę trochę mnie irytowała, ale nie miałam już siły ich suszyć. Wyszłam z łazienki gasząc światło. Rzuciłam wcześniejsze ubrania na krzesło i spojrzałam w stronę okna. Moje serce podeszło mi momentalnie do gardła kiedy zobaczyłam, że ktoś przy nim stoi. Ciało kompletnie zesztywniało, a nogi odmówiły posłuszeństwa. Nie wiem dlaczego tak zareagowałam, powinnam krzyczeć, piszczeć i przede wszystkim rzucić się pędem w stronę drzwi i...i zadzwonić na policję, ale zobaczyłam kim jest ta osoba. Moje ciało jeszcze bardziej zamarło, a żołądek nieprzyjemnie się zacisnął kiedy do nozdrzy dostał się zapach męskich, dobrze znanych mi perfum.
-Co t-ty tu robis-sz?- wydukałam i przełknęłam głośno ślinę. 
-Odwiedzam cię- mruknął szatyn, stojąc dalej w tym samym miejscu.
-Jeśli rodzice cię zobaczą, to..
-Przyszedłem tylko na chwilę- powiedział jakby od niechcenia i tym razem zrobił kilka kroków w moim kierunku. Przez półmrok panujący w pokoju nie byłam w stanie za bardzo się mu przyjrzeć, ale wystraszyło to żebym dostrzegła ogromne rozcięcie na jego dolnej wardze. Nawet się nie zorientowałam kiedy Justin znajdował się centralnie przede mną. Miał mnie na wyciągnięcie ręki.
-Jeśli chodzi o to co...- znów mi przerwał. 
-Wierzysz im?- zapytał, a jego ciemne tęczówki spotkały się z moimi. Mogłam teraz przyjżeć się dokładniej szatynowi przez to, że znajdował się dosłownie kilka milimetrów ode mnie, a jego ciepły oddech otulał co jakiś czas moje wargi. 
-Justin- zaczęłam.- wiesz jak to wygląda- mruknęłam i potarłam dłonią swoje ramie. W pokoju było zimno przez okno które zostało otworzone na oścież. Szatyn tylko przeniósł wzrok na nie, a potem znowu na mnie.
-Wierzysz, że to ja?- olał całkowicie moje wcześniejsze słowa. Byłam rozdarta, jak chyba nigdy dotąd. Co ja mam mu odpowiedzieć? Tak? Logiczne, że się zdenerwuje.
-Nie wiem- mruknęłam i zerknęłam na niego.
-Tak czy nie, Lucy do cholery!- warknął głośno.
-Ciszej- pisnęłam.- obudzisz rodziców- również na niego warknęłam. Między nami nastała chwila ciszy. Chłopak stał i mrożącym spojrzenie wpatrywał się w mnie. Cholernie tego nienawidziłam. 
-Nie mam pewności, że to ty, ani nie mam pewności, że to nie ty- powiedziałam przerywając dosyć uciążliwe i niezręczne milczenie. Justin wciąż milczał.
-Co teraz?- zapytałam i usiadłam na łóżku przegryzając niekontrolowanie dolną wargę. W odpowiedzi otrzymałam tylko ciche prychnięcie. Wywróciłam momentalnie oczami. 
-Skąd mam to wiedzieć- mruknął.
-Nie możesz trafić do więzi...
-Nie trafie- syknął i przetarł dłonią twarz po czym również zagryzł swoją wargę. Spoliczkowałam się w myślach przez to, co teraz sobie wyobraziłam. Ogarnij się.
-Na razie- dokończył z lekkim zawahaniem i spojrzał na mnie. Nagle wstałam z łóżka i podeszłam do Justina który posłał mi zdezorientowane spojrzenie. Stanęłam jak najbliżej mogłam i dotknęłam dłonią jego miejscami posiniaczonego policzka. Nie musiałam długo się zastanawiać skąd to wszytko ma, nic nie powiedziałam, nie chciałam się wtrącać. Pomimo mojego dotyku i bliskości nadal był jakby obojętny.
-Muszę wiedzieć- zaczęłam ściszonym głosem.- to ty zamordowałeś tego ochroniarza?- zapytałam poważnym tonem patrząc mu w oczy. Jego tęczówki ponownie spotkały się z moimi.
-Nie.- odpowiedział po chwili. Przegryzłam wnętrze policzka. Potem stało się coś niezwykłego? Usta szatyna spotkały się z moimi. Sama nie wiem kto pierwszy wykonał nagły ruch, ale się cieszę. Nie wiem, brakowało mi tego, chodź to było całkiem bez sensu. Jak to oklepanie brzmi. 
-Wierze ci- wyszeptałam chwilowo przerywając dość namiętny pocałunek. Kiedy tylko nasze wargi ponownie się ze sobą spotkały, przez moje ciało przeszły przyjemne ciarki. Nigdy nie myślałam i nawet nie wierzyłam w to, że można tak reagować na czyjś dotyk. To wspaniałe, ale zarazem cholernie przerażające. Teraz Justin przeniósł swoje usta na moją szyję. Czułam, jak całuje dosłownie każdy milimetr mojego ciała. Ssał, przegryzał, lizał, całował moją skórę, przy okazji zostawiając pełno mokrych śladów, a ciche jęki jakie wydobywały się przez moje lekko rozchylone wargi jeszcze bardziej go nakręcały. I mogły w każdej chwili obudzić moich rodziców. Pieprzyć to.
-Ju-ustin- jęknęłam kiedy usta szatyna zaczęły wędrować wyżej, a jego dłonie nawet nie wiem kiedy znalazły się pod moją koszulką.
-Hm?- mruknął odrywając się od mojej skóry żeby później przystąpić do całowania mojej szczęki, po czym znów złączył nasze usta. Jego dłonie dalej błądziły pod moja koszulką, o dziwo, omijając moje piersi. To co się teraz działo w mojej głowie było jak tornado. Miałam kompletny mętlik który łącząc się z pragnieniem jakie rosło z każdą chwilą powodował jeszcze większe dreszcze.
-Nie przestawaj- wysapałam i przegryzłam jego dolną wargę, tak jak on kiedyś to zrobił. Mój żołądek momentalnie zacisnął się, a z ust wydobyło się ciche mruknięcie kiedy Justin odsunął się ode mnie. 
-Proszę- wyszeptałam zagryzając wargę. Wciąż miałam przymknięte powieki i chyba musiało to wyglądać dość komicznie, bo szatyn cicho się zaśmiał, ale nie obchodziło mnie to. Potrzebuję go, uzależnił mnie od swojego dotyku, siebie, nie wytrzymam bez niego. Pieprzyć wszystko, terapię, muszę go mieć przy sobie.
-O co prosisz?- powiedział dość poważnym tonem i dotknął swoją ogromną dłonią mojego policzka, przejeżdżając delikatnie kciukiem bo pewnie opuchniętej i rozchylonej wardze.
-Nie idź- powiedziałam zachrypniętym głosem i spojrzałam w jego tęczówki które zrobiły się jaśniejsze niż zwykle były. W odpowiedzi otrzymałam tylko głośne westchnięcie.
-Przyjdź jutro do ośrodka- powiedział i uśmiechnął się. Za ten uśmiech można zabić. Poczułam nagłą chęć rozpłakania się kiedy ponownie zostałam sama. Nie wiem dlaczego, mój wzrok padł na tablice korkową, która wisiała nad biurkiem. Widniało na niej dużo zdjęć moich z Madison, kilka zdjęć z wakacji, rodziców no i Luka. Podeszłam powoli do niej i bliżej przyjrzałam się po kolei pięciu zdjęciom z naszych wspólnych wypadów jakie odbyły się w przeciągu tych miesięcy. Ponownie naszły mnie wyrzuty sumienia. Przetarłam szybko dłonią łzy które zaczęły spływać mi po policzkach. 
-To bez sensu- mruknęłam sama do siebie i udałam się w stronę łóżka. Naciągnęłam kołdrę aż po samą szyję i jedną ręką zgasiłam lampkę która znajdowała się na szczęście przy łóżku. Przymknęłam powieki i chcąc czy nie chcą zaczęłam myśleć o dziwo o Luku. O tym jak pierwszy raz się spotkaliśmy na imprezie którą urządziła Madison. O naszych wspólnych chwilach i również o kłótniach których bądź co bądź nie brakowało. Mówiłam już, że jestem rozdarta? Powtarzam się? Oh, chyba tak. Sama już nic nie mogę nic zrozumieć. Straciłam kontrolę nad własnym życiem. 


~~~~~~~~~~~~~~~~~~ 
Hej misie! Jak rozdział? Jucy, Jucy forever❤️❤️ Aw, kocham ich! 

JEŚLI PRZECZYTAŁEŚ ZOSTAW PO SOBIE.KOMENTARZ. MOTYWUJE MNIE ON DO DALSZEGO PISANIA! 

Much love i do następnego! 


niedziela, 9 sierpnia 2015

15. "Murder"

Zapraszam wszystkich na ff z 5sos! Jest niesamowite i polecam każdemu przeczytać! 
                                                          Fanfiction

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


-Lucy!- usłyszałam krzyk z końca holu. Spojrzałam przed siebie i od razu dostrzegłam blondynkę idącą szybkim krokiem w moim kierunku.
-Hej, Em, co się stało?- zapytałam lekko poddenerwowana nie wiedząc tak naprawdę co się dzieje, a musi być to coś ważnego skoro musiałam natychmiast się tu pojawić.
-Jeden z naszych ochroniarzy- zaczęła drżącym głosem.
-Emily, spokojnie- pogładziłam ją delikatnie po ramieniu starając się dodać jej jakoś otuchy. Obawiałam się, że powie najgorsze.  
-Nie żyje- powiedziała i sama mogłam poczuć jak jej wszystkie mięśnie się spinają. Na słowa dziewczyny, moje oczy momentalnie się rozszerzyły.
-J-jak to-o?- wydukałam po chwili z ogromnym szokiem wymalowanym na twarzy. Moje serce biło w niemożliwie szybkim tempie, a żołądek zaciskał się nieprzyjemnie za każdym razem kiedy odtwarzałam słowa Emily w myślach.
-Justin gdzieś zniknął, Lucy sama nie wiem co się dzieje- powiedziała zakłopotana blondynka i pociągnęła lekko nosem. To co w tym momencie czułam było nie do opisania. 
-Hej- zaczęłam.- Emily, spokojnie- powtórzyłam i przytuliłam dziewczynę.- poszukam Justina, j-ja, myślisz, że o-on mógłby..- ucięłam i przymknęłam momentalnie powieki. Nie, Justin nie zabiłby nikogo i to w dodatku na pewno nie w ośrodku. Boże. Odgoniłam łzy cisnące mi się do oczu. Muszę być silna.
-Nie wiem sama- mruknęła odsuwając się ode mnie. Ten dzień nawet się dobrze co nie zaczął, a już miałam serdecznie dość. 
-Byłby do tego zdolny?- zadałam kolejne pytanie które nasunęło mi się na myśl. Spojrzałam na Em która posłała mi znaczące spojrzenie. Nie, nie, nie. 
-Policja zaczęła go już szukać- powiedziała wypuszczając powietrze ze świstem. Rozejrzałam się po holu, faktycznie było tu spore zamieszanie którego nawet wcześniej nie zauważyłam. Pełno policjantów, lekarzy i zaciekawionych pacjentów jak i pracowników. Wstrzymałam gwałtownie oddech kiedy mój wzrok padł na dwóch lekarzy trzymających nosze na którym leżał duży, czarny worek. Mogłam się domyślić co, a raczej kto tam się znajduje. Teraz to nie powstrzymałam łez. Spłynęły po moich policzkach i opadły na mój dekolt, zatapiając się sekundę po tym w materiale koszulki. Pierwszy raz w życiu byłam nie oszukujmy się na miejscu zbrodni i widzę za przeproszeniem zwłoki. Nikomu tego nie życzę, naprawdę.
-Gdzie znaleziono ciało?- wydukałam obracając się ponownie przodem do blondynki która również wyglądała na przerażoną widząc to, co ja przed chwilą. Przez moje ciało przeszły te cholerne dreszcze, poczułam, że zaraz serce zaraz wyrwie mi się z piersi. Nagła fala łez zalała moje policzki spowodowane to wszystko było tym co usłyszałam. 
-W pokoju Justina.


-Nie wiem co mam zrobić- powiedziałam głosem pełnym zdenerwowania, odganiając łzy które od momentu kiedy opuściłam ośrodek cisnęły mi się do oczu, opadłam bezwładnie plecami na łóżko Madison.
-Mówiłam żebyś odpuściła- mruknęłam brunetka i zerknęła na mnie.
-Madison! Ktoś został zamordowany!- warknęłam na przyjaciółkę która zajęła miejsce na łóżko obok mnie, ale oparła się plecami o ścianę za za łóżkiem. 
-Każdy wie kto to zrobił- powiedziała po chwili, a jej wzrok nie przestawał skanować mojej twarzy. Również na nią spojrzałam, ale wzrokiem przesiąkniętym chłodem. 
-To nie Justin- fuknęłam i z powrotem wbiłam wzrok w biały sufit. Czemu każdy myśli, że to Justin!? Chyba nie był by na tyle głupi i nie zabijał by nikogo we własnym pokoju! 
-Lucy, nie jesteś tego pewna- zaczęła Madison, ale od razu jej przerwałam nie mając najmniejszego zamiaru słuchać tego co ma do powiedzenia brunetka. 
-Ty też nie jesteś, nikt nie jest pewny swoich słów i nie zna prawdy- powiedziałam starając się opanować drżący głos który za każdym razem pojawia się kiedy przypominam sobie to co widziałam w ośrodku i całkowicie roztrzęsioną Emily. Przecież ofiarą mordercy mógłby być każdy, nie oszukujmy się- nawet ja. 
-A kto ją zna- mruknęła tym samym odganiając ode mnie drastyczne myśli jakie pojawiły się w mojej głowie. 
-Tylko Justin- wyszeptałam i momentalnie, jak oparzona zerwałam się z łóżka.
-Lucy, co t-ty- zaczęła zdezorientowana Madison i również wstała. 
-Muszę go znaleźć- wypaliłam nagle, kompletnie ignorując wcześniejsze słowa brunetki.- jeśli złapie go policja nie będę miała możliwości z nim na spokojnie porozmawiać- dodałam szybko i rzuciłam Madison jej kurtkę którą sprawnie złapała w locie.
-Nie żeby coś, ale..- zatrzymałam się gwałtownie kiedy miałam już zamiar opuścić jej pokój  i spojrzałam na nią. 
-Hm?
-Myślisz, że uda ci się go znaleźć? To Nowy Jork! On może być wszędzie- fuknęła jakby miała do mnie o coś pretensje. 
-Dlatego musimy się pospieszyć- mruknęłam i opuściłam w pośpiechu pokój. 
-Musimy?- zapytała podczas kiedy ja ubierałam swoje czarne conversy.
-Tak, pomożesz mi, nie?- zawiązałam drugiego buta i wyprostowałam się łapiąc kontakt wzrokowy z Madi.
-Lucy, j-ja- zaczęła się jąkać. Wywróciłam oczami.- Nie pomogę mu- powiedziała w końcu i przegryzła swoją dolną wargę. Świetnie, czyli zostaję sama, tak?
-Masz pomóc mi, a nie jemu- mruknęłam z wyrzutem i pociągnęłam za klamkę.- wiesz co? Dzięki, poradzę sobie- powiedziałam chamsko kiedy nie usłyszałam ze strony brunetki żadnej odpowiedzi i wyszłam z domu specjalnie trzaskając drzwiami. Przystanęłam na chwilę na ganku wypuszczając powietrze ze świstem. Poczułam ostateczny cios prosto w serce kiedy zdołałam usłyszeć jak Madison zamyka drzwi na klucz. Po raz kolejny wywróciłam oczami i ruszyłam przed siebie, starając się całkowicie ignorować i zapomnieć jaką to mam świetną i pomocną przyjaciółkę i sama nie wiedząc tak naprawdę gdzie.

                                                              Justin's POV

-No to mamy problem- powiedział Ashton i wziął kolejnego łyka swojego piwa.
-Czy mógłbyś chodź na chwilę odłożyć te pierdolone piwo i się skupić!?- warknąłem przez zaciśnięte zęby. 
-Wyluzuj, Bieber- mruknął i oparł się plecami o kanapę. Wywróciłem oczami i zacisnąłem dłonie w pięści starając się pohamować wkurwienie jakie rosło z każdą sekundą.
-Kurwa, jak mam wyluzować?!- krzyknąłem nagle co spowodował echo jakie rozniosło się w sekundę po starym magazynie.- w moim pokoju kogoś zamordowano i każdy kurwa myśli, że ja to zrobiłem!- emocje jakie buzowały we mnie od momentu kiedy zobaczyłem martwego ochroniarza mogą wybuchnąć w każdej chwili, a nie chciałbym żeby ktoś teraz akurat ucierpiał. Na myśl od razu nasunęła mi się pewna osoba- Lucy. Ciekawe czy również myśli, że to ja. Prychnąłem w myślach od razu odganiając obraz brunetki jaki pojawił mi się przed oczami. Oczywiście od razu opuściłem ośrodek i niemal biegłem do tych debili żeby mi jakoś pomogli, ale na razie chleją i cały czas się z czegoś nabijają. Zaraz coś rozpierdolę i pierwsze co to twarz Ashtona. 
-Nie mamy czasu- usłyszałem głos Ryana i po chwili dołączył się do nas i zajął miejsce obok Ashtona.
-No co ty, Butler- syknąłem i próbując się jakoś wyżyć kopnąłem stary karton stojący przy fotelu z którego od razu wypadł stos woreczków z amfetaminą. Na myśl przyszło mi jedno- naćpać się i czekać na gliny które strzelam, że za jakieś 3 godziny powinny tu być. Sam mam pełną świadomość, że i tak skończę za kratkami tylko jak wyjdę z ośrodka. Kurwa, muszę trzymać się planu.  
-Justin!- usłyszałem nagle głośny pisk dobiegający z końca hali. Nie wiem dlaczego, na myśl przyszła mi momentalnie Lucy. Spoliczkowałem się w myślach. Przestań o niej myśleć do cholery. 
-Angie, nie teraz- mruknąłem i usiadłem na fotel wypuszczając powietrze ze świstem. 
-Rozumiem cię, jesteś wkurwiony i uwierz mi, ja również, ale nie musisz się wyżywać na moich dzieciach- powiedziała z grymasem i w jednej chwili, narkotyki znalazły się na swoim byłym miejscu tak jak karton. Nie mogłem uwierzyć w to co przed chwilą powiedziała dziewczyna moich dzieciach? Pokręciłem głową z niedowierzaniem, pewnie jeszcze niedawno, siedziałbym tutaj i martwiłbym się o jedyną osobę która mnie obchodzi i o jej życie, co z nim właśnie robi i dlaczego tak wszystko musiało się potoczyć. Żałuję, tak cholernie żałuję, że zapoznałem Angie z Jamsem poniekąd, przez niego zaczęła ćpać i po prostu zostawiłem ją z nim i tym wszystkim.
-Angie- warknął Ashton w stronę dziewczyny jakby chciał żeby się opamiętała, a sam kurwa nie był lepszy. Podszedł do zardzewiałego dużego stolika i usiadł na jednym z krzeseł przy nim. 
-Irwin, co do chuja- powiedziałem gwałtownie i podszedłem do niego. To się właśnie nazwa przyjaciel, kiedy go potrzebujesz on po prostu jakby nigdy nic ma nagłą ochotę zaćpać się. 
-Zayn niedługo będzie- mruknął układając kilka prostych kresek kawałkiem kartki.
-I mnie powinno to obchodzić ponieważ...?- uniosłem brwi do góry i spojrzałem wyczekująco na Ashtona który był skupiony i jakby od tego zależało jego życie tworzył perfekcyjne linie.
-Powiedział, że...- Angie zaczęła, ale od razu przerwał jej Ryan szturchając ją. Szatynka posłała mu gniewne spojrzenie i wywróciła po chwili oczami. Naprawdę muszę jak najprędzej stąd wyjść bo nie wytrzymam kurwa z tymi idiotami. 
-Co?!- krzyknąłem w końcu. Szczerze? Jestem w chuj zmęczonymi tymi wszystkimi rzeczami, nimi wszystkimi, Lucy, ośrodkiem, życiem. Chyba pierwszy raz w życiu poczułem jak powoli się poddaję, ale nie mogę tego przecież pokazać. Nadal jestem dupkiem który nie ma za grama człowieczeństwa w sobie. Dużo poświęciłem żeby zyskać ten wizerunek więc nie zmarnuję tego. Wszyscy w tym pierdolonym pomieszczeniu muszą się ogarnąć.  
-Zayn powiedział, że nie chce cię tu widzieć- powiedział Ashton po chwili ciszy kiedy echo, mojego głosu ucichło. Spiąłem momentalnie wszystkie swoje mięśnie, a dłonie zacisnąłem w pięści, tak mocno, że aż poczułem paznokcie wbijające mi się w skórę. Kiedy już się chciałem odezwać, po magazynie kolejnym echem odbił się tym razem dźwięk klaskania. Odwróciłem się przodem do wejścia i zobaczyłem najwidoczniej rozbawionego Zayna. 
-Przyjaciele- wyszydził i zbliżył się do mnie.- No, Bieber, nieźle sobie nagrabiłeś.- trzymajcie mnie, bo zaraz rozpierdolę mu tą mordę. Jakim on kurwa teraz prawem wydaje polecenia?!
-Masz kurwa jakiś problem?- splunąłem i również zrobiłem kilka kroków w przód jeszcze bardziej zbliżając się do tego skurwysyna. 
-Ja?- prychnął.- nie, nie mam, ale za to ty masz. Kilka i z tego co wiem, kilka poważnych- zaśmiał się. Mój wzrok przykuło kilka zaschniętych plam krwi na jego koszulce. 
-Ty skurwysynu!- krzyknąłem i szybko znalazłem się obok tego frajera. Moje ręce migiem znalazły się na jego kurtce i uniosły go góry. Frajer. 
-Justin, przestań- Angie dotknęłam mojego ramienia, ale ja jedynie warknąłem w jej stronę na co szybko zabrała swoją dłoń. Usłyszałem głośny śmiech ze strony Zayna.  
-Spostrzegawczy jesteś- powiedział z uśmieszkiem. Miałem ogromną ochotę mu przypierdolić i to tak porządnie, ale jak jest zdolny do morderstwa w moim imieniu, to jest również zdolny do zgłoszenia pobicia, a jak zapewne wiecie, nie marzą mi się większe problemy. 
-I co? Co z tego teraz masz?- zapytałem ze wzrokiem przesiąkniętym nienawiścią i rzuciłem w jednym momencie ciało tego skurwysyna na ziemię. Z jego strony mogłem usłyszeć kilka przekleństw, ale szybko się pozbierał i stanął naprzeciwko mnie jakby ignorując to co przed chwilą zrobiłem. 
-Widok ciebie za kratami. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jaki długi rozdział :oo

Mam nadzieję, że was zaskoczyłam! Haha, myślę, że rozdział wam się spodobał, bo mi osobiście się podoba i wyszedł tak jaki miał wyjść.

P.S. DZIĘKUJĘ ZA PONAD 10 TYŚ WYŚWIETLEŃ I 156 KOMENTARZY! JESTEŚCIE NIESAMOWICI!
MUCH LOVE xx
Do następnego misie! <3

                        Przeczytałeś?- Skomentuj, z chęcią poznam twoją opinię o rozdziale :)
                                                     

środa, 5 sierpnia 2015

14. "Helplessness"

Nie wiem ile zajęło mi szukanie Justina, ale wystarczająco długo, żeby poczuć zmęczenie. Ten taras, ogród. Cokolwiek. Było większe niż przypuszczałam. Słońce które z każdymi minutami zaczęło mocnej przygrzewać wcale mi nie pomagało. Wreszcie, praktycznie na samym końcu tego całego ogromnego "parku" zauważyłam szatyna siedzącego na ławce która na szczęście znajdowała się w cieniu. Łokcie opierał o nogi, a twarz miał zanurzoną w dłoniach . Zawahałam się. Podejść? Czy nie podejść? 
Z każdym krokiem odliczałam do zera. Dziesięć- okey, będzie dobrze.Dziewięć, osiem- co on ci może zrobić? Siedem- przy wszystkich, nie ma szans. Faktycznie, po alejkach chodziło dużo osób. Sześć- porozmawiasz z nim i dalej będziecie kontynuować terapię. Pięć- gapi się na ciebie.Cztery, trzy- co?!Dwa- tylko nie pytaj jak się czuje.Jeden- ignoruj jego zajebiste usta.
Zero.
-Hej- przywitałam się i zajęłam miejsce obok Justina.
-Wow, chciało ci się mnie szukać?- zapytał ignorując moje przywitanie.
-Jakoś...- przerwałam i wypuściłam powietrze ze świstem. Z nim się na da normalnie porozmawiać.
-Dostajesz jakieś tabletki?- wypaliłam nagle, nawiązując do wcześniejszych słów Emily.
-Yhm- mruknął i oparł się plecami o tył ławki.
-Jak się po nich czujesz?- zdałam kolejne pytanie. W duchu modliłam się żeby się nie wkurzył. O dziwo zachowywał się normalnie, jakby obojętnie. Spojrzałam na niego ukradkiem obracając lekko głowę. 
-Zastępują mi heroinę, więc myślę, że niezbyt dobrze- wydukał i również na mnie spojrzał. Odwróciłam szybko głowę i wbiłam wzrok przed siebie.
-Czemu?
-Bo to nie to samo- nie wiem dlaczego, ale pierwszy raz od niedawna poczułam się w jego towarzystwie obco. Jakbym rozmawiała z całkiem inną osobą. 
-Co się stało?- rzuciłam, zanim zdążyła przemyśleć o co pytam. Znowu zachował spokój i po prostu odpowiedział bez większych emocji.
-Straciłem, jakby to powiedzieć robotę- odpowiedział i spojrzał na mnie swoimi dużymi, ciemnymi, idealnymi oczami.. Poczułam jego palące spojrzenie na mojej twarzy. Również obróciłam głowę, a nasze oczy się ze sobą spotkały. Jego dłoń znalazła się moim kolanie i delikatnie jeździła w górę i w dół. Dreszcze przeszły przez całe moje ciało przez nagły dotyk szatyna. Nie widziałam co mam odpowiedzieć.
-Przykro mi- mruknęłam obserwując dużą dłoń szatyna na moim kolanie. Zacisnął ją momentalnie,a po moim ciele ponownie przeszły dreszcze. Prychnął na moją wypowiedź.
-Wiesz gdzie znajdę się tylko jak opuszczę ośrodek?- zapytał nagle, a mnie zamurowało. Nie spodziewałam się, że chce rozmawiać na te tematy.
-Nie wiesz tego na sto procent- wydukałam dalej nie spuszczając wzroku z jego dłoni. Chciałam czuć jego dotyk na każdym kroku, w każdej minucie, sekundzie. Znów usłyszałam z jego strony krótki śmiech, domyślił się o co mi chodziło.
-A jak myślisz, że gdzie mnie umieszczą? Na pewno nie w domu- syknął. Nie wiedziałam zbytnio co powiedzieć, ta rozmowa była coraz dziwniejsza i inna, niż jest zawsze.
-Jeśli znajdziesz dobrego prawni...- nie dał mi dokończy ponieważ od razu wybuchł głośnym śmiechem. Zmrużyłam oczy i spojrzałam na niego.
-To nic nie da- mruknął i zabrał dłoń z mojej nogi. Cichy jęk niezadowolenia opuścił moje usta.
-Nie wiesz co będzie- powiedziałam i wzruszyłam ramionami.
-Oj Lucy- odparł po czym setny raz się zaśmiał. Obróciłam ponownie głowę i nasze spojrzenia się spotkały. Przełknęłam niewidzialną gulę w gardle. Dopiero teraz zorientowałam się, że szatyn siedzi bliżej mnie, a nasze usta dzieli kilka centymetrów. Nie spuszczała wzrok z tęczówek Justina. Sama nie wiem co on ze mną robi. Za każdym jego dotknięciem, czymkolwiek, nawet jego intensywne spojrzenie które niemiłosiernie pali moją skórę sprawia, że pragnę go jeszcze bardziej niż chwilę wcześniej. Przez niego nie pomyślałam nawet o moim rozstaniu z Lukiem! Nagle dłoń szatyna znalazła się na moim policzku. Kciukiem przejechał po mojej dolnej wardze. Mruknęłam cicho.
-Nawet nie zdajesz sobie sprawy co ze mną robisz, Lucy- wyszeptał i wpił się gwałtownie w moje wargi. Chciałam się odsunąć i przerwać pocałunek, ale szatyn czując to położył jedną rękę na moim biodrze przyciągając mnie do siebie, a drugą na moim policzku pogłębiając pocałunek. Prosił mnie o dostęp ale dalej miałam zaciśnięte usta i tylko czasami muskałam jego pełne wargi. Sama nie wiem dlaczego. W końcu, szatyn oderwał się od moich ust i zaśmiał się cicho.
-Przestań- mruknęłam kiedy ręka chłopaka nagle znalazła się na moim pośladku.
-Bo?- warknął najwidoczniej niezadowolony z mojego zachowaniem. Jakoś teraz zbytnio mnie to nie obchodziło, ani jego dotyk, ani jego słowa. Tylko terapia. W środku kompletnie się sobie dziwiłam, ale przecież ja też jestem sobie winna, to przeze mnie mój związek z Lukiem się rozpadł, a ja najzwyczajniej w świecie o nim zapomniałam przez szanownego pana Biebera. Jestem zwykłą suką.
-Bo mój związek właśnie się rozpadł- powiedziałam i gwałtownie wstałam z miejsca. Szatyn patrzał się ma mnie wyraźnie zaskoczony.
-Co?- zapytał zdezorientowany. Nigdy nie czułam się tak dziwnie i niezręcznie jak teraz kiedy Justin po prostu siedział na ławce i przeszywał mnie wzrokiem który był przesiąknięty, hm... nienawiścią?
-Masz chłopaka?- zadał kolejne pytanie nie spuszczając ze mnie swojego palącego wzroku. Zdziwiłam się trochę na jego słowa ponieważ myślałam, że wie...
-Miałam- wydukałam i spojrzałam niepewnie na Justina. 
-Dlaczego mi wcześniej nie powiedziałaś?- warknął i wstał z ławki.
-Po co miałam ci to mówić?- zaśmiałam się nerwowo ponieważ chłopak zrobił krok w moją stronę. Nigdy nie myślałam, że z Justinem może do czegoś dojść. To takie cholernie dziwne i trudne. 
-Myślisz, że jakbym wiedział, że masz chłopaka to bym się z tobą całował i chciał pieprzyć?- słowa które wypowiedział Justin trochę mnie zabolały, sama nie wiem dlaczego. Hm, może dlatego, że właśnie ci powiedział, że chciał cię pieprzyć? Najgorsze jest to, że nie miałabym nic przeciwko. 
-J-aa- jęknęłam. Stałam i wpatrywałam się w Justina z lekko rozchylonymi wargami, miałam kompletną pustkę w głowie, a jednocześnie chciałam mu tyle powiedzieć. 
-Do jutra, Justin- powiedziałam drżącym głosem po chwili ciszy która wydawała się być dla mnie wiecznością. Nie płacz, Lucy, tylko nie płacz. 

                                           

Dziękowałam w duchu, że rodziców nie ma. Obejdzie się bez zbędnych pytań. Zdjęłam swoje czarne trampki i szybko udałam się do swojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko,a twarz zanurzyłam w poduszkach. Czułam jak coś rozrywa mnie od środka. Świadomość, że przez ciebie zakończył się twój związek jest cholernie bolesna. Łzy zaczęły cisnąć mi się do oczu i oczywiście pozwoliłam im wypłynąć, od razu nasiąkając w poszewki poduszki. Beznadziejność która zaczęła mnie ogarniać powodowała jeszcze większe fale łez. Jak ja mogłam być taka głupia? Jak mogłam tak pozwolić Justinowi po prostu zawładnąć moimi myślami, moim życiem? 

-Uhg- mruknęłam przekręcając się na plecy przy okazji tuląc do siebie jedną z poduszek, akurat tą którą dostałam od Luka. Pomimo wszystkiego, nadal chcę wrócić do ośrodka, jak najprędzej. Tylko po to żeby znowu spotkać się z aroganckim, prawdopodobnie niebezpiecznym dupkiem jaki nosi imię Justin. Czuję, że nawet jakbym bardzo chciała nie wytrzymam bez niego dłużej niż tydzień, nie dam po prostu rady. Uzależnia mnie, już mnie uzależnił. Swoim dotykiem, ustami, ruchami, słowami, sobą. Cholera. Przecież nie tak ma być. Nie mogę, ani nie mam powodu by do niego coś czuć. Terapia jak na razie nie dała mi nic dobrego, ani jemu. Chociaż ostatnio się zmienił, jest spokojniejszy? Chyba tak, o wiele bardziej niż był na początku. Moje myśli przerwał dźwięk sms. Przetarłam twarz dłonią pewnie rozmazując cały swój codzienny makijaż i przymknęłam powieki, marząc żeby ten cholerny dzień się już skończył.


Rano obudził mnie dźwięk sms. Przetarłam dłonią oczy i otworzyłam je. Pomimo, że był weekend i najchętniej bym została w domu i co się wiąże z nieodbieraniem żadnych telefonów i sms, coś mnie zmusiło żeby odczytać wiadomość którą przez chwilą dostałam. 

Od: Emily
Musisz natychmiast przyjechać do ośrodka.  

~~~~~~~~~~~~~~~~~

              Wszyscy którzy przeczytali rozdział niech zostawią komentarz na dole. 
                                                   To ważne dla mnie. 

Napisanie rozdziału zajmuje naprawdę dużo czasu (nie mówiąc o sprawdzaniu błędów), a napisanie komentarza zajmuje kilka sekund.

niedziela, 2 sierpnia 2015

13. "Monster"

Przepraszam, za błędy jeśli jakieś się pojawią.
Miłego czytania xx

~~~~~~~~~~~~~~~~

                                                              Justin's POV

-Bieber, Bieber, co za niespodziewana niespodzianka- od razu gdy przekroczyłem próg starego magazynu usłyszałem głos kompletnie zajaranego i pewnie zalanego w trzy dupy Jamesa. Mruknąłem tylko ciche "Siema" , minąłem pomieszczenie w jakim znajdował się brunet i no cóż... strzykawki. Przeszedłem przez dość sporą dziurę w ścianie. Mój wzrok od razu napotkał moich znajomych. 
-Proszę, kto nas zaszczycił swoją obecnością- zaśmiał się Ashton i wstał z kanapy odkładając puszkę piwa na podłogę.  
-Ta- mruknąłem i przywitałem się z kumplem. Opiszę wam w skrócie osoby którymi otaczałem się na co dzień. James- typowy ćpun. Ashton- starszy brat Jamesa, ćpun. Ryan- mój chyba jedyny prawdziwy przyjaciel, no i zgadnijcie kim jest. Ćpunem. Zaskoczeni? Bo ja niespecjalnie. No i Angie- dobra przyjaciółka która przez jakiś czas starałem się odciągnąć od tego całego bagna w jakim siedzimy wszyscy po uszy, ale pokusa zaznania tego wspaniałego stanu który wprowadza cię w całkiem inny świat była najwidoczniej silniejsza. A no i ja Justin- ćpun. Tak bardzo nienawidziłem tego słowa i jak ktoś mnie tak nazywał,ale z czasem udaje ci się mieć na to wyjebane. 
-Radziłabym ci okraść jeszcze z dwie staruszki, dziadka w parku i napaść na sklepik z fajkami. Myślę, że to by była już wystarczająca ilość problemów od naszej kolekcji. Hm?- zażartowała szatynka i upiła łyk alkoholu ze szklanej butelki po czym zajęła miejsce między Ashtonem i Ryanem. Echem po sporym pomieszczeniu rozniosły się śmiechy chłopaków. Mi jakoś nie było do śmiechu. Ci debile siedzą w tym opuszczonym magazynie, piją bez opamiętania i biorą dragi kiedy im się to spodoba, a ja muszę siedzieć w jakimś jebanym ośrodku i codziennie widywać się z tą brąz suką. Nikt, nigdy w życiu nie irytował mnie tak jak ona. Chociaż czasami dopadają mnie wyrzuty sumienia przypominając sobie jak ją uderzyłem. To niemożliwe ponieważ Justin Bieber nie ma uczuć, a tym bardziej poczucia winy. 
-Chcesz dołączyć?- warknąłem. Mój wzrok przeleciał po całym pomieszczeniu zatrzymując się i przyglądając wyrażą twarzy przyjaciół. Całe rozbawienie w jednej chwili z nich wyparowało i teraz wyglądali na zmarnotrawionych i zaniepokojonych. 
-Kto umarł?-rzuciłem i zajął swoje stare miejsce na starym fotelu naprzeciwko kanapy którą zajmowali. 
-Mamy złe wieści- zaczął Ashton i odchrząknął. Nigdy nie widziałem ich w takim stanie. Musiało się stać coś bardzo ważnego skoro milczą ze wzrokiem wbitym w swoje buty. 
-Jakie- syknąłem i ponownie przeleciałem wzrokiem po przyjaciołach.
-Zayn cię wygryzł- odparł Ryan po chwili ciszy. Znieruchomiałem. Spiąłem wszystkie swoje mięśnie czując jak złość powoli bierze górę. 
-Że co kurwa?- syknąłem. Chyba nigdy w życiu nie byłem tak zaskoczony jak i wkurwiony. 
-Nie ma cię, siedzisz ciągle w tym jebanym gównie i masz już dużo problemów na głowie. Kiedy ostatni raz kontaktowałeś się z Johnem?- wyrzuciła z siebie Angie spoglądając na mnie ukradkiem, a później ponownie biorąc łyka alkoholu. 
-Wyjechał z Nowego Jorku- mruknąłem i wbiłem wzrok w ścianę przed sobą. 
-Dwa tygodnie temu Justin. Mieliście się spotkać pare dni temu i dowieść nam towar, nie pojawiłeś się, ale za to Zayn to zrobił...- wypuściłem powietrze ze świstem po tym jak Ryan urwał swoją wypowiedź i spojrzał na mnie.- John powiedział, że jeśli Zayn będzie "na czele"- zrobił cudzysłów w powietrzu.- będziemy mieli dostęp do towaru dwa razy częściej niż jak ty będziesz- teraz nie byłem zaszokowany. Byłem tak wkurwiony, że mógł bym i to nawet z największą przyjemnością i uśmiechem na ustach zabić kogoś: John czy Zayn. Może ich obu? Mogłem się w sumie domyśleć, że mój pobyt w ośrodku prędzej czy później wpłynie na nasze interesy z tym skurwysynem. Nikt nie wkurwiał mnie jak John, nawet nie, jak Zayn. Ten jebany sukinsyn zawsze musi gdzieś wpierdolić swoje nieproszone dupsko. Tak jak to zrobił mniej więcej na imprezie. 
-Przykro nam stary- powiedział Ashton przerywając dość niezręczną i gorącą ciszę między nami. Wstałem momentalnie z kanapy i wziąłem pierwsze lepsze piwo które stało na podłodze i rzuciłem nim z całej siły o ścianę za starą kanapą. Cichy pisk wydobył się z ust Angie. 
-I wybraliście jakiegoś zasranego dupka z "najlepszym towarem" niż własnego przyjaciela!- ryknąłem i wziąłem kolejną szklaną butelkę z trunkiem która również rozbiła się z ogromnym hukiem na ścianie. 
-Justin, uspokój się- brunetka zerwała się z kanapy i podeszła do mnie chwytając moją rękę która sięgała po kolejną butelkę. 
-Jak mam się kurwa uspokoić?- splunąłem i zanim dziewczyna się zorientowała, trzecie piwo rozprysnęło się na stare blaszane ściany magazynu. 
-Wyjdziesz z ośrodka, wrócisz tu. Jesteś nam potrzeby, wiesz?- zaczęła dziewczyna, ale ja kompletnie olewałem jej gadanie. Rozsadzało mnie od środka. Złość, gniew, ból, niedowierzanie, szok. To wszystko i nawet więcej krążyło po mojej głowie. Znikało i wracało z podwójną siłą. Kiedy chciałem otworzyć usta by coś powiedzieć, Angie mnie wyprzedziła. 
-Zawsze chroniłeś mnie, odciągałeś od tego całego gówna i za nic w świecie nie pozwoliłeś mi się stoczyć jak przykładowo James- ostatnie słowa wymówiła szeptem. Ashton nie lubi kiedy wspomina się o sytuacji jego brata. 
-Angie..- zacząłem, ale od razu brunetka przymknęła moje usta dotykające je swoją małą dłonią. 
-Kim jest ta dziewczyna?- zapytała kompletnie zbijając mnie z tropu. 
-Jaka dziewczyna?- uniosłem brwi do góry i spojrzałem na nią.  
-Justin, jakbyś był "starym Justinem" to od razu dorwałbyś się do tego- wskazała głową na wysoki żelazny stół na którym od razu zauważyłem małe saszetki z białym znanym mi dobrze proszkiem. Szczerze mówiąc miała po części racje, nawet tego nie zauważyłem.  
-Przestań Angie, nie ma żadnej dziewczyny i nigdy nie będzie, a tym- wskazałem głową podobnie jak brunetka na początku- tym się później zajmę. 
-Stary Justin zrobiłby to od razu- mruknęła i wbiła wzrok w podłogę. Wywróciłem oczami. To to w ogóle za podział "Stary Justin"? To teraz jestem niby kim? "Nowym Justinem" Nie. Nadal jestem tym samym Justinem co byłem przez całe moje życie. Tym bez uczuć który ma wyjebane na wszystko. 
-Muszę iść- mruknąłem i wycofałem się do tyłu łapiąc krótki kontakt wzrokowy z Ashtonem, później z Ryanem i na sam koniec z Angie. Kiwnąłem na pożegnanie szczerze mówiąc obojętnie w stronę kanapy i udałem się do wyjścia. Kiedy już miałem przejść przez dziurę poczułem drobne ręce oplatające mnie w talii. Uśmiechnąłem się momentalnie pod nosem. Chyba jedyną osobą którą obdarowywałem małymi uczuciami to właśnie drobna, o wiele niższa ode mnie brunetka z zielonymi oczami, która była i w sumie jest dalej dla mnie chyba najważniejsza. Chodź wybierając pomiędzy narkotykami, a nią, wybrałbym to pierwsze.
-Pogadamy z Zaynem, ja osobiście postaram się pogadać z Johnem, wiesz chyba mu się podoba- na słowa dziewczyny oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Fakt, coś w tym było. Kiedy odpierałem towar John często pytał o Angie.
-Wrócisz tu jeszcze, jasne?- zapytała. Chodź byłem obrócony tyłem do Angie mogłem sobie wyobrazić nagły błysk nadziei w jej oczach.  
-Za wszelką cenę- powiedziałem i obróciłem się przodem do dziewczyny która od razu wtuliła się w mój tors. 
-Pamiętaj- powiedziała kiedy wycofała się tyłem w stronę chłopaków, a ja w stronę wyjścia. 
-Każdy największy potwór ma serce. 

                                                          Lucy's POV 

-Jeśli szukasz Justina to jest na zewnątrz- przyjazny głos Em dotarł do moich uszu kiedy tylko chciałam pociągnąć za klamkę od drzwi za którymi znajduje się pokój Justina. 
-Idealne wyczucie czasu- zaśmiałam się i podeszłam do blondynki stojącej w połowie długiego korytarza. 
-Chodź, zaprowadzę cię- zaproponowała na co przytaknęłam lekko głową i po chwili obie ruszyłyśmy w mniej znanym mi kierunku. Kojarzę to miejsce tylko z tego jak Emily pierwszy raz mnie oprowadzała po ośrodku. 
-Wiesz, ostatnio w ogóle nie poznaję Justina- parsknęła śmiechem, ja po chwili również.
-Dlaczego?- postanowiłam, że pogłębię jego temat który pomimo wszystkiego nadal mnie bardzo interesował. 
-Tabletki które teraz dostaje, zastępują mu heroinę...- kiedy chciała dokończyć, szybko jej przerwałam, bo na myśl nasunęło mi się pytanie o które ciągle zapominałam się zapytać. 
-Dlaczego tak w ogóle Justin siedzi w ośrodku, przecież nie jest tu za darmo, prawda?- zapytałam i zmarszczyłam lekko czoło. Przecież, z tego co wiem żadem ośrodek nie oferuje darmowych terapii i pobytu przede wszystkim. Emily nagle przystanęła i kurczowo ścisnęła niebieską teczkę którą trzymała przy swoim boku. 
-Dobrze, że pytasz o to mnie, a nie samego Justina- zaśmiała się krótko i ruszyła gwałtownie do przodu. Sama dopiero po chwili zorientowałam się, że jestem daleko w tyle i dogoniłam szybko blondynkę. Bez najmniejszego słowa przekroczyłyśmy próg już otworzonych drzwi, a mnie trochę zamurowało. Od razu można było dostrzec sporą fontannę z której spływała woda i masę kwiatów. Muszę przyznać, że tu było po prostu pięknie. Alejki kręcące się wokół drzwi i krzewów. Naprawdę ktoś musi o to solidnie dbać. 
-Justin powinien gdzieś tu być- powiedziała i posłała mi ciepły uśmiech. Chciałam już zatrzymać Emily i przypomnieć jej moje pytanie, które zadałam niedawno, ale zobaczyłam ją jak wchodzi po schodkach na górę, a potem zniknęła za szklanymi drzwiami ośrodka. Super.  

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Myślałam, że nie uda mi się sprawdzić tego rozdziału. Masakra...no, ale na szczęście mi się udało. 
Co sądzicie? Mam nadzieję, że wam się spodobał... uhg, sama nie wiem. 
                                                        
                                                          Komentujcie!