poniedziałek, 17 sierpnia 2015

17. "Care"

                                                             Justin's POV 

  -Niech pan mówi prawdę, panie Bieber- po raz setny policjant mnie upomniał, a ja poczułem jak zaraz mnie kurwa chuj tu strzeli.
-Mówię prawdę do cholerny- syknąłem z trudem powstrzymując gotujące się we mnie emocje. Mężczyzna spojrzał na mnie z dziwnym wyrazem twarzy jakby się nad czymś zastanawiał, po czym ponownie zapisał coś w notatniku. 
-Powiem ci coś- zaczął i schylił lekko głowę nad drewnianym biurkiem. Zmrużyłem powieki i spojrzałem na niego wyczekująco. 
-Co ci po tym wszystkim?- zapytał nagle, kompletnie zbijając mnie z tropu.
-Co masz na myśli?- prychnąłem i oparłem się plecami o krzesło. Widziałem, że z trudem pohamował się od chęci zwrócenia mi uwagi na moje słowa. Zaśmiałem się w myślach.
-Nie wie pan, panie Bieber?- spiąłem wszystkie swoje mięśnie.
-Jakoś nie- warknąłem i poprawiłem się na krześle. Okey, ten typ zaczyna mnie powoli wkurwiać, chociaż nie. Już byłem wkurwiony. Po jaką cholerę mnie tu przywieźli, mogliby przesłuchać mnie w ośrodku, a nie na jakimś pieprzonym komisariacie.
-I tak pójdziesz siedzieć- powiedział w końcu, a ja momentalnie zacisnąłem szczękę. Odchrząknął po chwili najwidoczniej widząc moje mrożące spojrzenie.
-Jeśli chcesz wiedzieć to dokładnie za miesiąc, jak wyleczą cię z nałogu, chociaż nawet nie musisz być po terapii. Jeśli to ty zabiłeś tego ochroniarza, zanim się obejrzysz będziesz za kratkami.- moja szczęka aż pulsowała ze złości. Przysięgam, że jeszcze sekunda, a coś rozjebię. Pomimo wszystkiego, słowa jakie chwile temu padły poruszyły mnie. Wiedziałem, że grozi mi wiezienie i pewnie tam się niedługo znajdę i, że muszę w końcu coś wymyślić z Lucy. Może się na coś w końcu przyda. Chwila, chwila.
-To wszystko?- warknąłem kompletnie ignorując fakt, że to oni mnie tu przywieźli i w sumie oni mają mnie zawieść z powrotem do ośrodka. Pieprzyć to. Policjant skinął lekko głową po czym wstał z miejsca.

Wpadłem do swojego pokoju zastając w nim Emily i Lucy. Oh, idealnie. Obydwie spojrzały na mnie w tej samej chwili. Posłałem Em znaczące spojrzenie, po czym mój wzrok padł na trochę przerażoną brunetkę ktora za wszelką cene starała się unikać kontaktu wzrokowego. Oj, Lucy. 
-To ja już pójdę- rzuciła blondynka po chwili ciszy. wyminęła mnie, przy okazji posyłając mi blady uśmiech i po chwili opuściła pokój lekko trzaskając drzwiami.
-Wiedziałaś o tym?- zapytałem od razu przechodząc do rzeczy i zbliżyłem się do dziewczyny. Zakłopotana zrobiła kilka kroków do tyłu i pokręciła lekko głową.
-O czym?- rzuciła, a jej plecy zdążyły już zderzyły się ze ścianą.
-Nie wkurwiaj mnie, Lucy- warknąłem i zbliżyłem się do dziewczyny. Jedną ręką oparłem się o ścianę tuż, przy głowie dziewczyny. Jej tęczówki nie wyrażały nic innego jak strach, który tak bardzo uwielbiałem. 
-J-ja naprawdę n-nie wiem o co-o ci cho-dzi- wydukała i przegryzła swoją dolną wargę na którą miałem teraz, akurat teraz ogromną ochotę.
-Oh, serio?- syknąłem, zmniejszając odległość między nami. Lucy skinęła lekko głową.
-Nie zamordowałeś tego ochroniarza, wierzę ci Justi...
-Nie chodzi o to- przerwałem jej, wiedząc do czego zmierza. Nagle w jej tęczówkach dostrzegłem maleńki błysk, po czym ponownie jeszcze większe przerażenie.
-Ni-ie mogłam ci prze-ecież tego powiedzi-ieć- jęknęła, a przez jej ciało przeszedł dreszcz który wyczułem tylko jak moja dłoń znalazła się na jej biodrze.
-Ponieważ?- zapytałem unosząc brwi do góry.
-Justin- zaczęła.- pomyśl, proszę. Miałam nagle ci powiedzieć, że naprawdę grozi ci więzienie?- prychnęła pod nosem. Wzmocniłem uścisk na jej talii przez co na jej twarzy pojawił się grymas. 
-Nie uważasz, że powinienem to wiedzieć?- zadałem kolejne pytanie. Lucy chyba nie zdaje sobie sprawy z tego jak bardzo mnie wkurwia.
-Przepraszam, Justin... j-ja- zawahała się.
-Jeśli stwierdzą, że to ja dokonałem morderstwa, trafie za kratki, od razu- mruknąłem i nawet nie zorientowałem się kiedy moje usta i usta dziewczyny prawie się stykały, a jej ciepły oddech łaskotał moją skórę. Bieber, co się z tobą dzieje. 


                                                          Lucy's POV

Już nie raz Justin poruszał sprawę więzienia, ale dopiero teraz zrozumiałam o co mu chodzi. Wiedział, że pójdzie siedzieć po tym jak opuści ośrodek, nawet Emily mi to mówiła. Więc to jest raczej pewne. Sama nic nie rozumiem, a bynajmniej nie rozumiałam części do dziś. Jeśli okaże się, że Justin jest sprawcą morderstwa, wsadzą go za kratki od razu.
-Nie wiedziałam tego Justin- szepnęłam i sama nie wiedząc dlaczego moja dłoń znalazła się na policzku szatyna.
-Teraz wiesz- mruknął przeszywając wzrokiem każdy minimetr mojej skóry. Zanim jakkolwiek mogłam zareagować czy zapanować nad sobą, moje wargi spotkały się z wargami Justina. Zaczynam się bać. Z każdym dniem czuję jak moje uczucia co do chłopaka, po prostu rosną. Tak nie może być, ale nic na to nie mogę poradzić. To już mnie przerosło, już dawno, a ja dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego jak bardzo się zmieniłam. Zdałam sobie sprawę, że już za wiele razy doszło między nami za daleko, a później będzie jeszcze gorzej. Jestem kompletnie świadoma tego, ile razy mnie zranił i jak wpłynął na moje dotychczasowe życie. Teraz może być tylko gorzej. Nagle szatyn przerwał pocałunek i zrobił krok w tył. Zmrużyłam lekko oczy nie rozumiejąc jego zachowania. 
-Co teraz?- zapytałam przerywając ciszę jaka powoli wypełniała pomieszczenie. Justin wpatrywał się cały czas w moje tęczówki, a mnie to po prostu zaczęło irytować. Jego sposób patrzenia na mnie był inny niż zwykle. 
-Z czym?- zaśmiał się krótko, nie odrywając ode mnie swojego palącego wzroku.
-Co wyjdzie z tego całego śledztwa? Justin, to nie ty jesteś mordercą, musisz im to jakoś udo...- szatyn szybko mi przerwał nagłym wybuchem śmiechu.
-Co?- wypaliłam i posłałam mu chłodne i pytające spojrzenie.
-Lucy- wydusił trzymając swoją prawą dłoń na brzuchu. Serio, powiedziałam coś, aż tak bardzo śmiesznego?
-Justin przestań- warknęłam i podeszłam do niego. Śmiech szatyna dalej wypełniał pomieszczenie.
-Co cię tak bawi?!- krzyknęłam i uderzyłam go w ramie. Byłam całkowicie poirytowana jego zachowaniem i podejściem do jak na ten moment cholernie ważnej sprawy.
-I tak pójdę siedzieć- powiedział w końcu zatapiając dłoń w swoich brązowych włosach. Raz się wkurza, że wyjąduje za kratkami, a raz jest całkiem do tego przekonany. Ten człowiek jest cholernie skąplikowany! 
-Skoro to wiesz to czemu tak się na mnie wkurzyłeś jakieś niecałe piętnaście minut temu!- krzyknęłam po raz kolejny. Język plątał mi się niemożliwie, a serce biło cholernie szybko. Boże święty, przecież moje serce długo tak nie wytrzyma. 
-Nie wiem, lubię patrzeć jak się mnie boisz- odpowiedział w końcu i ponownie zaczął się śmiać. Jęknęłam i dotknęłam dłonią swojego czoła. Zrobiłam kilka kroków w tył i pokręciłam do tego głową z niedowierzaniem. Jezu, co jest z tym człowiekiem! Skończy za kratkami i to w dodatku jest kompletnie do tego przekonany, i on... i on jest teraz taki szczęśliwy, no i... i się śmieje jak głupi i chwileczkę...
-Czy ty..- urwałam i w mgnieniu oka ponownie znalazłam się przed rozbawionym chłopakiem. Głowę Justina skierowałam wprost na siebie, przez co przyjrzałam się jego oczom.
-Ćpałeś- syknęłam i zsunęłam dłoń z twarzy szatyna.
-Jestem ćpunem, nie? To logiczne, że ćpałem- powiedział i ponownie wybuchł niekontrolowanym śmiechem. Pierwszy raz w życiu poczułam się taka bezradna. Odsunęłam się od szatyna i skrzyżowałam ręce na piersiach wbijając wzrok w podłogę. Może też powinnam się naćpać i mieć wyjebane na tą całą sytuację? Nie, Lucy, nie upadłaś jeszcze tak nisko. Nagle poczułam jak moje ciało zostaje popchnięte na ścianę, przy okazji obijając się o ostry róg wystającego parapetu. Brakowało mi tego, serio. 
-Justin, co do chole...- nie zdążyłam dokończyć ponieważ dłoń chłopaka od razu znalazła się na moich usta, a druga na biodrze.


Mój wzrok powędrował do góry i napotkał ciemne oczy Justina. Moje serce zaczęło bić w niemożliwie szybkim tempie. Chciałam krzyknąć, ale błyskawicznie dłoń szatyna znalazła się na mojej buzi. 


Akurat teraz wzięło mnie na wspomnienia. 
-Cii..- wyszeptał tuż przy moim uchu i przegryzł mocno jego płatek, było to dość bolesne, ale jakoś nie zwróciłam na to większej uwagi. 
-Muszę ci coś powiedzieć- zaczął. A ja nie jestem pewna czy chcę to usłyszeć. Dodała moja podświadomość z którą teraz absolutnie się zgadzałam. Nie dał mi odpowiedzieć ponieważ zaczął kontynuować, a jego wzrok skakał po całej moje twarzy i co jakiś czas zatrzymywał go na moich wargach które niekontrolowanie przegryzałam. 
-Musisz mi pomóc, wiesz?- mówił co jakiś czas wplatając moje kosmyki włosów w swoje palce. 
-Nie mogę trafić do więzienia, nie chcę tego, a wiesz dlaczego?- moja mina całkowicie się zmieniła, a żołądek zaczął wywijać koziołki na pytanie jakie zadał. Nie byłam pewna czy mam na nie odpowiedzieć i czy chcę usłyszeć odpowiedź.  
-Bo mi chyba na tobie zależy. 



~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Chwila... czy Justin właśnie powiedział Lucy, że mu na niej zależy?! <3 Chociaż może po prostu powiedział to, bo był naćpany.. Ja mam nadzieję, że to pierwsze :D 
Dziękuje za ponad 12 tyś wyświetleń!

                                                  Czytasz = Komentujesz 

 Much love i do następnego misie! :)

10 komentarzy:

  1. Kurde nw co myśleć o tym rozdziale jest taki mylący bo Justin powiedzal ze zależy mu na Lucy ale pod wpływem dragow ale może być to i prawda super szybko next

    OdpowiedzUsuń
  2. uwielbiam to czekam na kolejny miłej weny życzę

    OdpowiedzUsuń
  3. jeju proszę niech on nie idzie do więzienia pls...

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział :)
    Czekam nn:))

    OdpowiedzUsuń
  5. Coraz lepiej. Czekam na kontynuację :p

    OdpowiedzUsuń
  6. A może dragi pod tym względem są podobne do alko? Pod wpływem mówimy prawdę hm?*-* Obyyyy!

    Buzi

    OdpowiedzUsuń
  7. No w koncu to powiedział! Brawo!

    OdpowiedzUsuń