niedziela, 29 listopada 2015

Informacja!

Wiem, że powinna już dodać rozdział, ale ostatnio mam strasznie dużo nauki itp. jeszcze trochę rzeczy w życiu mi się pochrzaniło i na razie nie mogę się skupić na pisaniu, bo nie chce dodać jakiegoś nudnego i krótkiego rozdziału. Mam już jakieś 1/3, ale nie jestem pewna czy chcę żeby tak wyglądała 25, więc jeszcze muszę się zastanowić czy przypadkiem nie zmienić pewnych wydarzeń no i oczywiście dokończyć. Szczerze to ten miesiąc chcę już zakończyć... Więc rozdział pojawi się na pewno po 10 grudnia bynajmniej mam taką nadzieję. Czekajcie cierpliwie misie i dziękuję za 33 tyś. wyświetleń, 17 komentarzy pod ostatnim postem i 259 komentarzy na całym blogu! Jesteście wspaniali i naprawdę jestem w szoku, że Druggie jest na jakimś poziomie i da się go czytać (XDDD).

Kocham Was i do następnego rozdziału!

P.S. Myślałam nad napisaniem "specjalnego" świątecznego rozdziału z Jucy, co wy na to? Jeśli chcielibyście taki post to napiszcie na dole czy na asku, tt, gdziekolwiek xx

piątek, 13 listopada 2015

24. "Hot"

Proszę, przeczytaj " Ważną informację" pod postem.
Miłego czytania misie xx


Uderzałam co jakiś czas nerwowo paznokciami o biały blat. Mama Madison zdziwiła się, że zamiast wejść na górę wolałam poczekać w kuchni... Nie umiem dogadać się z nią ostatnio, przez tą całą sprawę z Justinem i policją. Chyba za często to powtarzam. Wypiłam do końca wodę i odstawiłam szklankę do zlewu w celu umycia jej. Słysząc nagle kroki podniosłam głowę i ujrzałam dosyć elegancko ubraną brunetkę. Ulżyło mi kiedy wiedziałam, że jednak się zgodziła. Teraz tylko trochę skłamać i zakończymy tą cholerną zabawę. Przynajmniej mam taką nadzieję... 


Wiatr po raz setny rozwiał moje długie kosmyki włosów na wszystkie strony, a ja nieudolnie starałam się je zgarnąć na jedną stronę.
-Dziękuję bardzo- parsknęłam cicho śmiechem.- do zobaczenia- mruknęłam i nacisnęłam czerwoną słuchawkę, kończąc tym samym rozmowę z panią Scott. Telefon schowałam do tylnej kieszonki moich czarnych rurek.
-Jesteś wielka- powiedziałam po paru sekundach z ogromnym uśmiechem na ustach kiedy Madison pojawiła się u mojego boku.
-Czego nie robi się dla przyjaciółki- odparła poprawiając torebkę na ramieniu. Naprawdę jest ogromnie szczęśliwa, że wszystko poszło tak jak miało pójść. Justin jest uniewinniony, a to najważniejsze.
-Masz u mnie dług- zaśmiałam się spoglądając na Madison. Dziewczyna również się zaśmiała.
Nagle słysząc kilka mocnych przekleństw, obie w tej samej chwili obróciłyśmy się przodem do budynku. Dwóch policjantów dość brutalnie trzymało po obu stronach naprawdę wkurzonego Justina.
-Co jest?- rzuciła Madison nie odrywając od nich wzroku.
-Nie mam pojęcia- odpowiedziałam krzyżując ręce na piersiach. Mundurowi skierowali się wraz z nieustannie wyszarpującym się Justinem do wozu policyjnego. Obróciłam głowę w bok widząc zmierzającą w naszym kierunku taksówkę. Od razu kiwnęłam ręką, a żółty pojazd szybko znalazł się obok mnie i brunetki.
-Chodź- powiedziałam wyrywając z zamyśleń przyjaciółkę. Nie zareagowała.
-Madison- pogoniłam ją wiedząc, że taksówkarz zaraz może sobie pojechać. Sama nie rozumiejąc zachowania dziewczyny, spojrzałam tam gdzie ona i można powiedzieć, że mega się zdziwiłam.
Po drugiej stronie drogi stał oparty o lekko zniszczoną ścianę budynku nikt inny jak Luke. Cała złość można powiedzieć opętała mój umysł i w tamtym momencie miałam cholerną ochotę do niego podejść i wykrzyczeć mu wszystko co o nim myślę. Jak można być takim bezczelnym? Obróciłam specjalnie głowę do tyłu żeby upewnić się, że może patrzy na kogoś za nami... niestety, nikt inny jak my nie znajdował się w pobliżu, samochód z Justinem już dawno opuścił parking.
-Chodź- powtórzyłam i pociągnęłam Madison za ramię.

-Jestem naprawdę ci wdzięczna- powiedziała pani Scott z uśmiechem.
-Naprawdę- zaczęłam.- to nie do końca moja zasługa, ale dziękuję.- odwzajemniłam uśmiech i wstałam powoli z miejsca zabierając swoją ciemną marynarkę z oparcia.
-Oj tam- zaśmiała się kobieta.- może to dziwnie zabrzmi, ale na Justinie szczególnie mi zależy..- przerwała na chwilę i spojrzała się na mnie. W jej oczach mogłam dostrzec coś naprawdę wspaniałego? Nie wiem jak to określić.
-W głębi serca wiem, że to dobry chłopak i po prostu życie go takim uczyniło, a na to naprawdę nie mamy czasami wpływu- wypuściła powietrze ze świstem biorąc zielony kubek w dłoń.- naprawdę ci dziękuję za to, że zamiast dokładać Justinowi jak i mi problemów to najzwyczajniej w świecie nam pomogłaś- powiedziała z ogromną radością w głosie wrzucając saszetkę z herbatą do naczynia.
-Jestem tu by pomagać- odpowiedziała, a uśmiech sam wkradł mi się na usta. Kiedy już chciałam wyjść, zatrzymał mnie lekko zmartwiony głos pani Scott.
-A i Lucy- zaczęła obracając się w moim kierunku.- co ci się stało?- zapytała, a ja od razu zagotowała się całą od środka. Obawiałam się, że zada to pytanie i w sumie nawet wiedziałam, że to nastąpi prędzej czy później. Dzięki Bogu, Madison nic nie zdołała zauważyć, bo naprawdę nigdy nie dałaby mi spokoju.
-A to- dotknęłam lekko opuszkami swojego policzka.- uderzyłam się, nic takiego- powiedziałam nerwowo gniotąc w rękach marynarkę.
-Jesteś pewna?- przymknęłam delikatnie powieki chcąc jak najszybciej wyjść.
-Jak nigdy dotychczas- zaśmiałam się i nie czekając na odpowiedź rzuciłam szybkie "Do widzenia" i wyszłam. W sumie teraz czeka mnie najgorsze, spotkanie w cztery oczy z Nim.

Otworzyłam drzwi starając się to zrobić jak najciszej co kompletnie nie miało sensu, ale pomińmy to. Przeszłam parę kroków i stanęłam praktycznie na środku pokoju spoglądając na leżącego na łóżku szatyna. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem na ten naprawdę uroczy widok. Nie chcą budzić chłopaka który i tak pewnie jest wykończony, obróciłam się i ruszyłam z powrotem do wyjścia.

 Między mną, a Justinem nastała długa i krepująca cisza. Miałam wrażenie, że jedyne co chciałby mieć teraz to święty spokój więc postanowiłam już iść, jednak kiedy wykonałam pierwszy krok, do moich uszy dobiegł jego charakterystyczny, zachrypnięty głos którego tak bardzo długo nie słyszałam, za którym tak naprawdę cholernie tęskniłam. 
-Zostań. 

Pokręciła głową chcąc wymazać z niej nagłe wspomnienie które jak szybko się pojawiło, tak szybko pójdzie. Spoliczkowałam się w myślach i znów:


Widząc całkowicie wkurwionego Justin, przymknęłam szybko powieki wiedząc co się zaraz wydarzy. Moja dłoń niemalże od razu powędrowała do piekącego policzka.

Stanęłam centralnie przed drzwiami, opierając o nie głowę. Mam chyba dość. Poczułam dłoń która powoli odgarnęła moje roztrzepane włosy na jedną stronę i usta. Taak, te niesamowite usta. 
-Nie idź- słowa odbiły się echem w mojej głowie, a ciało odmówiło posłuszeństwa. Chciałam wyjść, chciałam przestać tak reagować na jego dotyk, na jego głos, jego całego. Przecież ja go nienawidzę...ale nie mogę go ignorować. I to w cale nie dlatego, że zostałam mu przydzielona. Nie wytrzymała bym bez niego dnia, a tamte ostatnie tygodnie nawet nie wiecie jakie była dla mnie okropne i męczące. To było straszne.W jednej chwili cały świat zniknął. Zostałam tylko ja i On, a dookoła pustka. Jego usta wyznaczały coraz to mokrzejsze i pewnie bardziej widocznie ślady na mojej rozpalonej skórze. Kocham to. Justin bez mniejszych oporów z mojej strony obrócił mnie do siebie przodem i nie czekając na nic wpił się w moje czerwone od szminki wargi. Cichy jęk opuścił moje gardło. Justinowi najwidoczniej to bardzo się spodobało ponieważ poczułam jak uśmiecha się przez pocałunek. Jego dłonie zjechały na moje pośladki, delikatnie je zaciskając. Kolejny jęk wydobył się z mojego gardła co spowodował cichy śmiech szatyna. Przysięgam, ze jego śmiech to melodia dla moich uszu. Oplotłam nogi wokół bioder chłopaka i jako pierwsza zaatakowała jego usta.

                                                                 Justin

-Nawet nie wiesz jaką miałem na to ochotę- mruknąłem na chwilę odrywając swoje wargi od warg Lucy. Dziewczyna lekko zarumieniła się na moje słowa co dodało jej jeszcze więcej uroku. Kocham to. 
-Jestem twoja- wypaliła wplatając palce w moje włosy i przybliżając mnie do siebie. Zaśmiałem się cicho na jej nagły ruch jak i słowa. Może to zabrzmieć dziwnie, ale Lucy jest inna od tych wszystkich dziewczyn jakie miałem okazję. Jest z jednej strony niedostępna, a z drugiej nie tak do końca. Jeśli będzie tak dalej mój plan powiedzie się bez większych komplikacji.
-Przepraszam- wyszeptałem do jej ucha całując jego płatek.- Wiesz o czym mówię, prawda?- poczułem jak dziewczyna lekko kiwa głową na "tak".
-Nie gadajmy teraz o tym- mruknęła odchylając lekko głowę w bok dając mi idealne pole do popisu. Coraz bardziej zaczyna mi się ona podobać. Nie zaprzeczając słowom brunetki, zacząłem składać mokre pocałunki na ciepłej skórze dziewczyny. Po chwili przerzuciłem się na linię szczęki po to aby lada moment zatopić się w jeszcze cieplejszych wargach Lucy. Nagle delikatnie się wyprostowałem i zdjąłem z siebie biały T-shirt, po czym ponownie powróciłem do wcześniejszych czynów. Brunetka podniosła się momentalnie tylko żeby zaraz znaleźć się nade mną. Również bez zastanowienia pozbyła się swojej koszulki zostając w niesamowicie kuszącej bieliźnie. Było naprawdę dobrze, wręcz idealnie, ale oczywiście kurwa kiedy już tak jest musi się coś zjebać. Słysząc otwierające się drzwi mogłem sobie tylko wyobrazić co zaraz się stanie.
-Panie Bieber teraz pańska...O mój Boże.

~~~~~~~~~~~~~~
No to się porobiło... Ale na szczęście Madison obroniła Justina i chociaż ta sprawa została po części zamknięta. Widzę, że dobiliśmy do 30 tyś. wyświetleń! W 8 dni niecały tysiąc?! Nie wierzę :o
Przepraszam za błędy jakie mogły się pojawić w rozdziale, ale już nie miała chęci sprawdzać, chodź piszą jakby od razu to robiłam. No cóż... mam nadzieję, że jakoś to zdzierżyliście jak i ten rozdział i czekanie.
To już 24 rozdział! :oo Jak to mega szybko zleciało... no, ale do końca jeszcze trochę dłuuga droga :)

WAŻNA INFORMACJA:
Otóż chodzi o najbardziej monotonną rzecz w świecie ff jaką jest komentowanie.  Rozumiem, że nie wszystkim chce się wchodzić, pisać itp, ale dla mnie jest to naprawdę cholernie ważna sprawa. Im więcej osób zostawia po sobie ślad tym bardziej wiem, że ten blog i moje pisanie ma większy sens! Wyświetlenia to sprawa drugorzędna... Dużo osób które były kiedyś teraz już albo po prostu nie komentują lub nie czytają.
Ja wiem, że to nie jest jakieś genialne ff bo to jedno z dwóch moich PIERWSZYCH ale widzę, że to ma jakiś odzew i może sens. Sama nie wiem co mam o tym myśleć...

Zauważyłam również, że jest ich coraz mniej (komentarzy), kiedyś potrafiło być 20, 12, 15... a teraz np. 5 :/
To NAPRAWDĘ jest dla mnie ważne, bo chcę wiedzieć co sądzicie o rozdziale, nie musicie się rozpisywać, ja tego nawet od was nie oczekuję, chodź jestem bardzo zadowolona jak takie komentarze się zdarzają.
Więc powiem na koniec tylko tyle, że do następnego i:

                              15 komentarzy = szybciej dodany rozdział + mój uśmiech :D

czwartek, 5 listopada 2015

23. "Peace" cz. 2

-Przecież to nie ma najmniejszego sensu- mruknęła brunetka opadając plecami na biały koc. "A co ma sens..." dodałam w myślał.
-Musimy rozważyć wszystkie opcje- powiedziałam ze wzrokiem wbitym w pudrową ścianę. Sama już nie wiem co mam myśleć, ta sytuacja jest niby banalna do rozwiązania, no bo i tak każdy uważa, że stoi za tym Justin, ale ja wiem, że tak nie jest chodź naprawdę nie jestem do tego przekonana. Boże, to naprawdę nie ma sensu! 
-Serio?- zakpiła Madison podnosząc się z łóżka. - jakieś sugestie? Pomysł? Cokolwiek Lucy?- warknęła jakby to była moja wina.
-Przestań- syknęłam. Wstałam z miejsca i podeszłam do swojej torby która leżała na krześle obok biurka.
-Co ty robisz?- dziewczyna zerwała się za mną ze zmieszanym spojrzeniem.
-Wychodzę- powiedziałam najnormalniej w świecie ignorując przyjaciółkę. Kiedy Madison miałam już  coś powiedzieć, telefon leżący na meblu za wibrował, wydając przy tym dźwięk charakterystyczny dla sms. Szanuję prywatność moich znajomych, a tym bardziej przyjaciół więc nie wtrącam się w ich "inne" życie, ale tym razem coś podkusiło mnie do spojrzenia na ekran samsunga. Dziewczyna widząc, że próbuję przeczytać treść wiadomości, zerwała się z miejsca i wzięła komórkę do ręki zablokowując ekran. Zmrużyłam lekko powieki kompletnie nie rozumiejąc zachowania Madison. Widząc zakłopotaną minę brunetki postanowiłam już iść. Czuję, że ten okres- bynajmniej do rozwiązania sprawy będzie dla naszej przyjaźni prawdziwym wyzwaniem.
-Zrobisz to, co uważasz, za stosowne, ale zastanów się nad tym bo może ucierpieć niewinna osoba- powiedziałam jeszcze na koniec mając nadzieję, że chociaż te słowa weźmie sobie do serca i pójdzie jutro obronić Justina.


Przy wychodzeniu od Madison nie obeszło się bez zbędnych pytań jej mamy. Na szczęście udało mi się wcisnąć typową dla mnie i brunetki gadkę, że kłóciłyśmy się o jakiś głupi serial. Przynajmniej się udało.  Zaczęło się powoli robić coraz zimniej i ciemniej. Chyba ta zimna nie przypadnie mi do gustu. Biorąc jeszcze pod uwagę to, że osoba która obserwowała mnie na imprezie może gdzieś się na mnie czaić i na przykład w tym momencie niespodziewanie podbiec i poderznąć mi gardło. Na samą myśl o tym przeszły mnie ciarki. Automatycznie obróciłam się do tyłu upewniając się, że droga za mną jest czysta. Nie rozumiejąc samej siebie dlaczego nie mogę najzwyczajniej w świecie zadzwonić po taksówkę tylko iść na pieszo taki kawał drogi skręciłam w prawo doszukując się typowego znaczku dla mojej ulubionej kawiarni. Kiedy neonowy punkt rzucił mi się w oczy przyspieszyłam kroku chcąc jak najszybciej znaleźć się w środku.

Otworzyłam ciemne drzwi i kiedy tylko znalazłam się w środku zaczęłam automatycznie szukać wolnego miejsca jak to zawsze z Madison robimy co było bezsensownie bo kawiarnia była praktycznie pusta. Odetchnęłam z ulgą czując ten niesamowity zapach kawy. W okresy letnie o wiele więcej osób można tu spotkać, jednak teraz kiedy jest tak zimno nikomu po prostu nie chce się tu przychodzić bo to miejsce nie znajduje się w centrum. Zajęłam stolik w samym roku sali, z daleka od innych.
-Lucy?- usłyszałam po chwili znajomy głos centralnie przy moim uchu. Przysięgam, że byłam o krok od zawału. Może to i nawet dobrze. 
-Boże- szepnęłam kładąc dłoń na sercu.- nigdy więcej tego nie rób!- pisnęłam jednak po chwili zorientowałam się, że jestem w miejscu publicznym.
-Przepraszam- mruknął chłopak lekko poddenerwowany. Chciałam tu przyjść, wypić moją ulubioną kawę, pomyśleć, może i nawet z załamania pomodlić się o to żeby wszystko się ułożyło, ale jak widać nie jest mi to dane.
-Co ty tu robisz tak w ogóle?- zapytałam śmiejąc się i przesuwając w bok robiąc John'owi miejsce.
-Mam na sobie brudny fartuch i nieprzyjemnie pachnącą ścierkę w ręce. Hmm- powiedział chłopak udając zamyślonego na koniec. Parsknęłam śmiechem na jego słowa.
-No tak.- odpowiedziałam.- jak mogłam nie zauważyć.
-Karygodny błąd.- powiedział poważnym tonem wstając nagle z miejsca.- za karę będziesz mi musiała powiedzieć na co masz ochotę- dokończył dalej udając poważnego, ale zepsuł to gdy po chwili znacząco poruszył brwiami. To na razie jedyna osoba która na te 5 minut odciągnęła moje myśli od Justina. 
-Tym razem na latte z cynamonem- zaśmiałam się zdejmując kurtkę.
-Tym razem?- zacytował również rozbawiony krzyżując ręce.
-Tym razem.

-Więc, w nagrodę za taką zajebistą kawę musisz mi teraz na coś odpowiedzieć. Właściwie na dwa pytania.- zaczął kiedy upiłam łyk przecudownie smacznej cynamonowej latte.
-Mam jakieś inne wyjście?- zapytałam z nadzieją, że oszczędzę sobie tego "przesłuchania".
-Płacisz za to- uśmiechnął się wskazując głową na wysoką szklankę. Zaśmiałam się po raz setny od momentu w którym rozmawiamy i poprawiłam się na miejscu, czekając na pytanie.
-Więc?- odchrząknęłam spoglądając na chłopaka. Błagam aby to pod żadnym pozorem nie było związane z Justinem, a nie daj Boże z tą cholerną okładką gazety na której jestem. 
-Jak masz na nazwisko?- wypalił, a ja prawie zachłysnęłam się gorącym napojem. 
-Wszystko okey?- zapytał z przejęciem dotykając dłonią mojego kolana. A przypadkiem dławiącej osoby nie klepie się po plecach? 
-Tak- powiedziałam ignorując wcześniejszą sytuację.- spodziewałam się czegoś bardziej..no wiesz...
-Straszniejszego?- dokończył za mnie. Kiwnęłam lekko głową na "tak". 
-Darling- odpowiedziałam po chwili ciszy. Nie ukrywam, że się trochę zawahałam. W końcu znam go tylko... właściwie w ogóle go nie znam! 
-Spokojnie, tylko pytam- parsknął śmiechem patrząc na mnie. Nagle jego mina zmieniła się diametralnie. Zmrużyłam powieki nie rozumiejąc nagłej zmiany chłopaka. 
-Co?- zapytałam rozglądając się na boki.- mam coś na twarzy?- zażartowałam jednak po chwili całkowicie osłupiałam. 


-Co ty robisz?- wzdrygnęłam się lekko kiedy dłonie szatyna znalazły się na mojej talii. Ponownie wywróciłam oczami i całkowicie ignorując jego palący dotyk i niesamowite perfumy, zdołałam zachować resztki swojego zdrowego rozsądku i wyrwać się z jego uścisku.
-A jak myślisz?- syknęłam.- idę namówić moją przyjaciółkę do przestępstwa.- dokończyłam całkowicie nie zdawając sobie sprawy jakie słowa właśnie wyszły z moich ust. Widząc całkowicie wkurwionego Justin, przymknęłam szybko powieki wiedząc co się zaraz wydarzy. Moja dłoń niemalże od razu powędrowała do piekącego policzka. Znów to zrobił. Znów mnie uderzył.


John przybliżył się do mojej twarz przekręcając ją na bok, tak żeby mieć idealny widok na to paskustwo. 
-Kto to zrobił?- warknął zdejmując dłoń z mojego policzka. To naprawdę szokujące, że znam go tak naprawdę łącznie kilka godzin, a zareagował na to w taki sposób jaki teoretycznie powinien. 
-To-o- wydukałam zaciskając dłonie w piąstki, boleśnie wbijając swoje paznokcie w skórę.- uderzyłam się przez przypadek.- skłamałam. John prychnął pod nosem i kiedy chciał coś powiedzieć ktoś go wyprzedził:
-Myślę, że nie płacę ci za gadanie z dziewczynami- surowy głos dobiegł do moich uchu, a mi momentalnie zrobiło się gorąca na myśl, że John może mieć przeze mnie kłopoty. 
Chłopak obrócił się w kierunku lady gdzie stał poddenerwowany zapewne właściciel. 
-Za minutkę będę- odparł żartobliwie czarnowłosy i wstał z krzesła. Czułam się w tej chwili naprawdę niezręcznie. 
-Drugie pytanie?- zapytałam chcąc "uciec" od sytuacji która miała miejsce przed chwilą. 
-Twój numer telefonu- powiedział beznamiętnym głosem. Nie chcąc dłużej zatrzymywać Johna poprosiłam go szybko o telefon i zapisałam swój numer licząc, że z niewiadomego stresu nie pomyliłam cyfr. 

Kiedy w końcu dotarłam do domu było grubo po 20 więc modliłam się tylko o brak rodziców w domu. Kiedy już miałam włożyć klucz do zamka, drzwi nagle otworzyły się, a moje serce zabiło tysiąc razy szybciej. Przeszłam przez próg domu wymijając moją rodzicielkę i zdjęłam buty wraz z kurtką. 
-Chyba musimy sobie coś wyjaśnić- powiedziała o dziwo spokojnym tonem. Przełknęłam narastającą gule w gardle i udałam się do kuchni za mamą. Uśmiechnęłam się delikatnie pod nosem widząc po jej zachowaniu, że nie będzie prawić mi kazań tylko normalnie porozmawiamy. Chociaż tyle...


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wow. Jestem mega zaskoczona, że dodaję rozdział tak szybko :o Muszę przyznać, że to chyba mój ulubiony post i naprawdę świetnie mi się go pisało. Ciekawe kto taki napisał do Madison, no i oczywiście czy pójdzie obronić Justina... oby tak! 
Mam nadzieję, że wam rozdział również się spodobał :) Tak w ogóle postanowiłam, że będę starała się pisać posty dłuższe, bo nie chcę dodawać krótkich po długim okresie czekania, bo to trochę nie fair w stosunku do was :D 

DZIĘKUJĘ ZA PRAWIE 29 TYŚ. WYŚWIETLEŃ! <3 JESTEM NAPRAWDĘ ZASKOCZONA!

Jeśli chcesz, zostaw komentarz, motywuje do dalszego pisania! :))

Kocham was i do następnego xx

niedziela, 1 listopada 2015

23. "Peace" cz. 1

-Co jeśli się nie zgodzi?- zadałam po raz setny to samo pytanie licząc na to, że Justin wpadnie nagle na jakiś genialny pomysł i pomoże mi przekonać Madison do tego, żeby potwierdziła moją wersję wydarzeń.
-Lucy- westchnął szatyn sunąc powoli dłonią po moim odkrytym ramieniu.- uwierz mi, że przez calutkie cztery godziny myślę nad tym wszystkim i nic- mruknął przekręcając lekko głowę w moim kierunku co spowodowało, że nasze usta praktycznie się ze sobą stykały. Ogarnij się Lucy, nie teraz. Przełknęłam ślinę odwracając głowę i starając się ignorować jego palące spojrzenie.
-Tak na prawdę nie ma wyboru- powiedział nagle chłopak bardziej przysuwając mnie do siebie. Zmrużyłam oczy podnosząc się nagle do pozycji siedzącej.
-Nie ma wyboru?- zacytowałam jego słowa nawiązując tym samym kontakt wzrokowy z chłopakiem. On również podniósł się z łóżka, stając przy nim.
-To skomplikowane- powiedział wbijając wzrok w szarą pościel. Mój wzrok błądził po jego twarzy chcąc wychwycić jak najwięcej emocji, na marne...
-Wytłumacz mi- zażądałam czując jak moje serce przyspiesza z każdym biciem. Przełknęłam narastającą gulę w gardle próbując jakoś opanować uczucie jakie powoli rozsadzało mnie od środka.
-Nie zrozumiesz- zaśmiał się cicho.- po prostu zrób wszystko, żeby twoja przyjaciółka trzymała się naszej wersji, a nic nikomu się nie stanie- każde słowo szatna dotarło do mnie z taką siłą jak nigdy dotąd.
-A co się ma niby stać?!- pisnęłam wstając momentalnie z łóżka. Nie wiem jak Justin chciał żebym to odebrała, ale dla mnie to groźba? Nie umiem tego dokładnie określić, ale na pewno nie brzmiało to przyjemnie.
-Uspokój się- warknął Justin posyłając mi groźne spojrzenie.
-Grozisz mojej przyjaciółce?! Jak mam się uspokoić?- chłopak w jednej chwili znalazł się przede mną, zdecydowanie za blisko.
-Nie rozumiesz w jakiej sytuacji obecnie jestem i jak to wszystko kurwa funkcjonuje. To raczej niebezpieczne- warknął z mordem w oczach.- a raczej na pewno- dodał po chwili. Szatyn wziął głęboki oddech i odsunął się w tył kilka kroków co spowodowało powrót mojego serca do normalnego tempa.
-Może spróbujesz mi wytłumaczyć?- powiedziałam praktycznie szeptem boją cię kolejnego wybuchu Justina. W odpowiedzi otrzymałam tylko jego śmiech.
-Mówię poważnie- wywróciłam oczami krzyżując ręce na piersiach.
-Uważasz, że nie jestem poważny?- zapytał unosząc brwi do góry jeszcze bardziej rozbawiony. Czy naprawdę on musi mieć takie zmiany nastrojów co sekundę? Podarowałam sobie odpowiedzi i wymijając szatyna skierowałam się do swojej torby leżącej na krześle.
-Co ty robisz?- wzdrygnęłam się lekko kiedy dłonie szatyna znalazły się na mojej talii. Ponownie wywróciłam oczami i całkowicie ignorując jego palący dotyk i niesamowite perfumy, zdołałam zachować resztki swojego zdrowego rozsądku i wyrwać się z jego uścisku.
-A jak myślisz?- syknęłam.- idę namówić moją przyjaciółkę do przestępstwa.- dokończyłam całkowicie nie zdawając sobie sprawy jakie słowa właśnie wyszły z moich ust. Widząc całkowicie wkurwionego Justin, przymknęłam szybko powieki wiedząc co się zaraz wydarzy. Moja dłoń niemalże od razu powędrowała do piekącego policzka. Znów to zrobił. Znów mnie uderzył.
-Lu-ucy- wyjąkał chłopak po kilku chwili. Pociągnęłam nosem i nawet na niego nie patrząc opuściłam te cholerne pomieszczenie jak najszybciej mogłam. W tym momencie poczułam całkowitą pustkę. Kompletne zero. Zero złości. Zero bólu. Zero wyrzutów. Zero jakichkolwiek uczuć. Tylko pustka.

Resztkami sił zapukałam do drzwi Madison chcąc jak najszybciej mieć tą rozmowę za sobą. Po minucie ciemno-drewniane drzwi otworzyły się, a w nich stanęła drobna kobieta.
-Dobry wieczór, jest Madison?- zapytałam starając się brzmieć jak zawsze.
-Jasne, że jest.- pani Brown posłał mi przyjazny uśmiech dając znak żebym weszła. Przekroczyłam próg domu i od razu mój wzrok napotkał brunetkę schodzącą ze schodów.
-Lucy!- pisnęła dziewczyna na mój widok i rzuciła się na mnie w mgnieniu oka. Nawet nie zdążyłam się z nią przywitać ponieważ zostałam zasypana mnóstwem pytań.
-Madi, spokojnie- uspokoiłam przyjaciółkę i zdjęłam z siebie kurtkę jak i buty.- Możemy iść?- zapytałam patrząc w kierunku schodów.

Usiadłam na jak zawsze idealnie pościelonym łóżku brunetki i spojrzałam na nią niepewnie.
-Okej, znam to spojrzenie- zaśmiała się dziewczyna orientując się, że na nią patrzę.- wpadłaś?- zażartowała siadając obok mnie. Spiorunowała ją wzrokiem.
-Nie, gorzej- parsknęłam śmiechem starając się jakoś psychicznie przygotować się na to co zaraz jej powiem.
-Więc słucham Darling, co jest gorsze od niechcianej ciąży?- zapytała ze śmiechem.
-Justin Bieber- wypaliłam. W sekundę brunetka zamilkła, a w pokoju nastała głucha cisza. Chcąc mieć to już za sobą, kontynuowałam.
-Jestem w gazecie- przełknęłam narastającą gule w gardle.- nie wiem czy ją czytałaś, cokolwiek. Moi rodzice wiedzą, że mam kontakt z mordercą, bo o to jest właśnie osądzony Justin. Wpadli w szał, że tak to ujmę.
-Czekaj, nie rozumiem- przerwała mi Madison podnosząc na mnie wzrok.- myślą, że masz coś z tym wspólnego?
-Nie do końca. Myślą, że to Justin zamordował tego ochroniarza, ale to nie tak...- znów brunetka mi przerwała tym razem zrywając się z łóżka.
-Wierzysz mu!?- krzyknęła. Wywróciłam oczami ignorując wybuch przyjaciółki.
-Madison- syknęłam.- on jest niewinny- powiedziałam starając się brzmieć przekonująco sama nie wiem dlaczego. Przecież mu wierzę? To dlaczego teraz nachodzą mnie wątpliwości?
-Jasne, myślisz, że on nigdy nikogo nie zabił?- warknęła krzyżując ręce na piersiach.
-Skąd ty to do cholery możesz wiedzieć?!- również wstałam z łóżka i stanęłam przed brunetką.- Słuchaj Madison, nawet nie wiesz jaka to jest poważna sprawa..
-Nie jestem idiotką, Lucy. Moja przyjaciółka zadaje się z mordercą!- zacisnęłam dłonie w pięść jakby to miało mnie niby trochę uspokoić. Czy naprawdę każdy do cholery już oszalał?
-On nie jest żadnym mordercą do cholery! Naprawdę, myślisz, że byłby taki głupi i zamordował kogoś w siebie w pokoju!? Pomyśl!- teraz nerwy przejęła nade mną kontrolę. Madison się nie odezwała więc postanowiłam kontynuować.
-Musisz potwierdzić zeznania- powiedziałam spokojniejszym głosem cały czas patrząc na przyjaciółkę.
-Proszę cię Lucy, nie mieszaj mnie do tego- mruknęła odgarniając włosy z twarzy.
-Justin pójdzie siedzieć jak tego nie zrobisz, błagam cię, on jest niewinny do cholery!- jęknęłam zdesperowana.
-To kto to zrobił twoim zdaniem?- zapytała po chwili nawiązując ze mną kontakt wzrokowy. Usiadłam z powrotem na łóżko zatapiając twarz w dłoniach.
-Nie wiem- szepnęłam próbując odetchnąć chodź na sekundę, bo tego teraz tylko potrzebowałam. Spokoju. Spokoju który byłby teraz najlepszym rozwiązaniem na poukładanie sobie tego całego gówna.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nie wierzę, że dodaje takie coś. Jestem tak cholernie na siebie zła, że nawet nie mogę sama sobie tego wyobrazić. Chcę was naprawdę przeprosić jeśli ktokolwiek tu jeszcze jest za tą moją nieobecność. Jestem idiotką i wracam po takim czasie z takim szajsem jak to co musieliście przeczytać... Postanowiłam podzielić to na dwie bądź trzy części które mam nadzieję, że szybko zawitają na blogu.
Sama w ogólnie nie wie co ja teraz wypisuję, ale chcę was po prostu przeprosić :/
Jest tu ktoś?

sobota, 3 października 2015

22. "Stay"

Rozdział niesprawdzony. 
Mam nadzieję, że nie ma błędów.. Miłego czytania xx

~~~~~~~~~~~~

-I co?!- krzyknęłam starając się przebić głośną muzykę. John tylko wzruszył ramionami i zajął miejsce tuż obok mnie. Wcześniej nie miałam problemu z tym jak John mnie dotykał czy nawet całował. Teraz stwierdzę, że siedzi za blisko..zdecydowanie. 
-Jakby się rozpłynął- stwierdził, a jego dłoń znalazła się w jednej chwili na moim kolanie i zaczęła sunąć w górę. Wzdrygnęłam się na samą myśl co ja właściwie ze sobą robię i szybko przesunęłam się w bok posyłając niezręczny uśmiech w stronę chłopaka.
-Przepraszam- mruknął trochę zakłopotany. Cieszyło mnie, że odkąd się poznaliśmy za każdy niepodobający mi się ruch po prostu przepraszał. Jednak są na tym świecie jeszcze jacyś normalni faceci. 
-Nie mam pojęcia kto to, boję się..- myślałam na początku, że to zwykły przypadek, że po prostu się na mnie patrzy jak każda inna osoba na tej imprezie, myliłam się. Mój wzrok podobnie jak poprzednio zaczął błądzić po wszystkich znajdujących się w salonie, na całe szczęście nie zobaczyłam go ponownie.
-Lucy, naprawdę zajebiście bawię się w twoim towarzystwie, ale myślę, że najlepiej będzie jak wrócisz do domu- powiedział John. Na sam głos tych słów poczułam się lepiej. Nie ma nic bardziej bezpiecznego niż własny dom, prawda?
-Masz racje- posłałam lekki uśmiech w kierunku czarnowłosego i wstałam powoli z kanapy.
-Dziękuję, za to, że chociaż ty o mnie się troszczysz- zażartowałam. Chłopak wybuchnął śmiechem po czym przybliżył się do mnie i pocałował w policzek.
-Spotkamy się jeszcze?- zapytał z nadzieją przeszywając mnie wzrokiem. To dziwne, ale w jego towarzystwie czułam się mega swobodnie, co innego mogę powiedzieć o Justinie..
-Z pewnością- pożegnałam się z Johnem i odeszłam w celu znalezienia wkurwionego Danniego i pewnie zalanej w trzy dupy Madison.


Z każdym kolejnym krokiem docierało do mnie to co właśnie miało się zaraz wydarzyć. Po tak długim czasie w końcu odważyłam się pojawić w ośrodku. Oczywiście pani Scott zna moją wersję w której na pewno nie ma nic o tym, że rodzice zabronili mi widywać Justina czy o tym zdjęciu w nowojorskiej gazecie. Pieprzonej gazecie. Dziś był również dzień w którym muszę powiedzieć Madison prawdę i to, że musi iść złożyć zeznania ponieważ ta sprawa z morderstwem toczy się zdecydowanie za długo, a ja mam tego serdecznie dosyć. Zatrzymałam się pod ośrodkiem i niepewnie uniosłam wzrok. Mój żołądek co jakiś czas skręcał się nieprzyjemnie, a rozum cały czas zadawał jedno pytanie "Czy nie powinna odpuścić?". Może któregoś dnia uda mi się na to pytanie odpowiedzieć, na pewno nie teraz, nie w chwili kiedy pod budynkiem zatrzymał się radiowóz. Stałam jak wyryta nie wierząc w to co widzę. Dwóch policjantów których miałam okazję spotkać wcześniej podeszło do tylnych drzwi i otworzyli je.
-Jezu..- szepnęłam zakrywając dłonią usta. To co teraz działo się w mojej głowie było nie do opisania. Nie wiedząc dlaczego to robię, szybko ruszyłam w stronę pobitego Justina.
-Pani Darling..- zaczął jeden z mundurowych nie ukrywając się z nieprzyjemnym spojrzeniem. Odpuściłam wywracania oczami.
-Prosiłbym żeby pani weszła już do środka- dokończył chyba zirytowany moją osobą i ruszył z miejsca z chłopakiem u boku. Była całkowicie oszołomiona tym co przed chwilą zobaczyłam, że nie mogłam wykonać żadnego ruchu. Teraz wiem, że nie powinnam odpuścić i pojawić się w tym ośrodku prędzej, a nie po tygodniach. Jestem egoistką, myślącą tylko o sobie. Sama chciałam mieć tą pracę, sama tu przyszłam i ja jestem odpowiedzialna w pewnym stopniu za Justina. Idiotka. 

-Lucy, dobrze, że jesteś- Pani Scott niemalże rzuciła się na mnie kiedy tylko znalazłam się w holu. Posłałam kobiecie wymuszony uśmiech.

-Możesz iść do pokoju Justina, on na razie jest u pielęgniarki. Chyba widziałaś sama co narobił- mruknęła zakłopotanie tupiąc nogą o białe płytki. Poczucie winy rosło z każdą sekundą.
-Myśli pani, że to przeze mnie...- kobieta szybko mi przerwała dotykając lekko mojego ramienia.
-Prawdopodobnie Justin wymknął się i pobił- powiedziała szybko nawiązując ze mną kontakt wzrokowy.
-Przepraszam- te słowa opuściły moje usta zanim zdążyłam się na tym zastanowić. Chyba dobrze w sumie, bo najwidoczniej rozbawiłam nimi panią Scott. Zawsze coś. 
-Nie przepraszaj Lucy- powiedziała śmiejąc się.- porozmawiaj z Justinem, bardzo cię proszę i mam również nadzieję, że nie zrezygnujesz z pracy tutaj..- dodała poważniejszym tonem. Spuściłam wzrok na białe kafelki.
-Nie zrezygnuję- mruknęłam mając nadzieję, że te słowa dodadzą jakoś otuchy pani Scott, bo Justin nie jest tu jedynym pacjentem,a ona nie ma tylko jego na głowie. Chodź na prawdę się cieszę, że w niego wierzy, że stara się wyleczyć Justina i, że wierzy również we mnie, bo chyba powoli mnie to przerasta...

-Nie rozumiem...gdzie zrobiliśmy błąd?...- słysząc te słowa dobiegające z pokoju Justina czułam jak moje serce podchodzi mi do gardła. Za wiele jak na dzisiaj.. Zatrzymałam się przy drzwiach nie mogąc zrobić nic innego. 
-Rozpieszczony gówniarz- ostry głos odbił się w mojej głowie co spowodowało nieprzyjemną gęsią skórkę na moim ciele. 
-To nasz syn, musimy mu pomóc- załamany kobiecy głos tym razem zagłuszył moje myśli. Zrobiłam krok do przodu, stając tym samym przed wejściem do pomieszczenie. Rozmowa ucichła, a chłodne jak i smutne spojrzenie padło na moją sylwetkę. Zacisnęłam dłonie w pięści oddychając nierównomiernie. To zdecydowanie była najbardziej niekomfortowa sytuacja w moim życiu. 
-Oh, ty jesteś pewnie Lucy?- odezwała się zgadując mama Justina i wstała powoli z łóżka nie spuszczając ze mnie wzroku. Nie mogąc wydusić z siebie słowa skinęłam lekko głową i przekroczyłam próg pokoju. Czułam cały czas palący wzrok mężczyzny na sobie co ani trochę nie było przyjemne. Tego nawet nie można porównać do spojrzenia Justina, które wolałam w tej chwili sto razy bardziej. 
-Widziałaś Justina?- zadała kolejne pytanie robiąc kilka kroków do przodu. 
-Tak..- zaczęłam.-pobił się z kimś prawdopodobnie- dodałam szybko wyprzedzając odpowiedzią z pewnością następne pytanie kobiety. 
-Bójka!?- wybuchł nagle tata Justina. Wzdrygnęłam się na jego nagły krzyk i spuściłam jak najszybciej wzrok.- Chodźmy stąd, szkoda na niego czasu- warknął. 
-Racja, idźcie- słysząc ten głos odwróciłam się momentalnie w stronę drzwi gdzie stał Justin z policjantami po obu swoich stronach. Cała moja uwaga była teraz skupiona na szatynie, ale on ewidentnie unikał ze mną jakiekolwiek kontaktu bo nawet na mnie nie spojrzał. 
-Co ty sobie w ogóle wyobrażasz!?- krzyknął mężczyzna i gdyby nie szybka interwencja policjantów, rzucił by się z pięściami na chłopaka. Wystraszona odsunęłam się w głąb pokoju patrząc z przerażeniem na niesamowicie wkurzonego tatę Justina. 
-Nie chce żebyście tu jeszcze kiedykolwiek przyszli, jasne?- tym razem odezwał się Justina. Jego ton głosu był tak przesiąknięty jadem i nienawiścią, że nawet nie chcę myśleć co zaszło pomiędzy nim, a jego rodzicami. Szkoda mi było najbardziej jego mamy, musiała to oglądać i z pewnością bolała ją nienawiść między synem, a ojcem. W oczach od razu zebrały mi się łzy i nawet kilka spłynęło niekontrolowanie po moich policzkach. 
-Pieniędzy od nas więcej nie dostaniesz- syknął mężczyzna wyrywając się z uścisków policjantów. 
-Nie chcę waszych zasranych pieniędzy- warknął szatyn z mordem w oczach. Teraz znam odpowiedź na pytanie skąd Justina ma pieniądze na leczenie w ośrodku i pewnie jak ich już nie będzie posiadał, pójdzie do więzienia. 
Stałam jak wyryta, pogrążona przez natłok myśli nawet nie wiem kiedy w pokoju zostałam tylko Justin, ja i policjanci. 
-Jutro ma się pojawić osoba która potwierdzi obecność pana Biebera w pańskim domu, sprawa również zostanie zamknięta- usłyszałam głos jednego z mężczyzn po czym dźwięk zamykających się drzwi. Między mną, a Justinem nastała długa i krepująca cisza. Miałam wrażenie, że jedyne co chciałby mieć teraz to święty spokój więc postanowiłam już iść, jednak kiedy wykonałam pierwszy krok, do moich uszy dobiegł jego charakterystyczny, zachrypnięty głos którego tak bardzo długo nie słyszałam, za którym tak naprawdę cholernie tęskniłam. 
-Zostań. 



~~~~~~~~~~~~~~~~~
Więc po pierwsze: strasznie przepraszam, że tak długo nie było rozdziało i miał on być grubo dwa tygodnie temu, ale... u nie w szkole nie jest zbytnio ciekawie, a właściwie jest masakrycznie. W następnym tygodniu cały czas mam kartkówki i sprawdziany, dosłownie codziennie. Myślę więc, że rozumiecie i mnie nie znienawidziliście :D Jak mi się uda przetrwać ten tydzień to w za tydzień w sobotę bądź w niedzielę dodam kolejny rozdział. 

P.S Przepraszam, że daję wam czytać takie gówno, ale moje życie trochę się pokomplikowało, a nie chcę zawieszać tego bloga.

Kocham was i dziękuję jeśli przeczytaliście i zostawiliście komentarz. To mnie motywuje najbardziej! 

Do następnego misie xx

niedziela, 13 września 2015

21. " Watchman"

-Jestem mega podekscytowana- stwierdziła Madison kiedy tylko samochód zatrzymał się pod jak już kiedyś wspominałam ogromnym domem Zayna. Moje serce biło jak szalone przez całą drogę i nie mogąc się pohamować ciągle uderzałam paznokciami o swoje odkryte kolano.
-Wiecie, że mam was na oku- rzucił Danny- starszy o cztery lata brat Madison.
-Powtarzasz się- skarciła go brunetka i odpięła swój pas bezpieczeństwa po czym wysiadła z wozu mocno trzaskając drzwiczkami. Odkąd pamiętam Madi i Danny kłócili się codziennie i w sumie nic się do tej pory nie zmieniło. Mogłam dostrzec w przednim lusterku jak brunet wywraca oczami.
-Co jej?- odezwał się po chwili chłopak odwracając głowę w moja stronę.
-Myślę, że ma to coś wspólnego z Zaynem- powiedziałam trochę niepewnie zerkając na niego. Mogę wam przysiąc, że do pewnego momentu myślałam, że to Danny pieprzony bóg seksu jak i starszy brat mojej najlepszej przyjaciółki Brown jest najprzystojniejszym mężczyzną jakiegokolwiek świat widział, ale zmieniłam zdanie poznając Justina..tak poza tym nie widziałam Justina już trzeci dzień. Po tej całej aferze rodzice kazali mi zmienić podopiecznego, albo sami załatwią to z panią Scott,czego oczywiście bym nigdy w życiu nie chciała. 
-Kręci z nim?- warknął przez co się lekko wzdrygnęłam. Najwidoczniej moje słowa musiały go wkurzyć.
-Nie wiem, ostatnio ciężko normalnie porozmawiać z Madison, więc myślę, że...- nie zdążyłam dokończyć ponieważ nagle do moich uszu dotarło głośne pukanie w szybę. Wzdrygnęłam się lekko na co Danny cicho się zaśmiał. Spojrzała w jednym momencie na stojącą za szybę poddenerwowaną brunetkę.
-Lepiej już chodźmy- mruknęłam odpinając pas i wysiadłam z samochodu.


                                                    W tym samym czasie          

                                                           Justin's POV

Zaciągnąłem się mocno papierosem pozwalając dymowi dotrzeć do moich płuc, po czym wypuściłem go powoli wbijając wzrok w zbliżającą się do mnie postać.
-Jak się trzymasz?- rzucił Ryan kiedy tylko nasze spojrzenia się spotkały. Wzruszyłem obojętnie ramionami i ponownie się zaciągnąłem tym razem przenosząc wzrok na ziemię.
-W czym mam ci pomóc drogi przyjacielu?- zapytał po dłużej chwili w końcu przechodząc do rzeczy. Uśmiechnąłem się szeroko pod nosem i uniosłem głowę spoglądając na przyjaciela.
-Więc u Zayna teraz odbywa się impreza- urwałem czekając na reakcje Ryana. Skinął lekko głową i kontynuowałem całkowicie pewien, że Ryan nie odmówi mi pomocy.
-Musisz tam się pojawić- dokończyłem. Pewnie dziwicie się dlaczego proszę mojego przyjaciela o takie coś, cóż.. odpowiedź jest prosta. Musi mieć oko na Lucy.
-Czekaj- zaśmiał się cicho.- po jaką cholerę mam tam iść?- wyrzuciłem spalonego papierosa i zerknąłem na chłopaka.
-To ważne- syknąłem co spowodowało, że Ryan w jednej chwili spoważniał.
-Pamiętasz może jak opowiadałem ci kto zaszczyca mnie swoją obecnością codziennie w ośrodku?- zadałem pytanie, ale nie czekając na odpowiedź ze strony przyjaciela mówiłem dalej.
-Lucy Darling- dokończyłem.
-I co dalej?- rzucił niepewnie spoglądając na mnie.
-Musisz mieć na nią oko.


                                                           Lucy's POV

Siedziałam sama na dużej skórzanej kanapie z czerwonym kubkiem w ręku. Wyglądało to pewnie komicznie chodź mam nadzieję, że nikt nie zwracał na mnie uwagi. Moja kochana przyjaciółka Madison kiedy tylko przekroczyłyśmy próg domu wypiła pośpiesznie piwo i poszła tańczyć na nie szczęście z Zaynem. Co jakiś czas mój wzrok wyszukiwał w tłumie Danniego który jak nie kłamał miał nas cały czas na oku, tzn. tylko w sumie Madison, bo jak zobaczył co robię uśmiechnął się do mnie i pokazał kciuk w górę. Możecie mnie uznać za wariatkę lub psychicznie chorą, ale pomimo tego, że wszyscy na około świetnie się bawili i nie zwracali na nic uwagi, czułam, że ktoś mi się od dłuższego czasu przygląda. Nagle poczułam jak miejsce obok mnie opada. Moje serce zabiło milion razy szybciej, a mój uścisk na kubeczku nieprzyjemnie się zacisnął.
-Spokojnie, oddychaj- usłyszałam z jego strony po czym odłożyłam mojego drinka którego i tak nie piłam na stolik przede mną. Kiedy oparłam się plecami jak wcześniej o kanapę skierowałam wzrok w kierunku mojego nowego towarzysza.
-Jestem Lucy- wypaliłam przyglądając się chłopakowi. Chyba mam Top 3 najprzystojniejszych chłopaków na świecie. Boże Lucy, jak to dziecinnie brzmi. Kiedy niebieskie tęczówki chłopaka spotkały się z moimi poczułam jak momentalnie robi mi się gorąco.
-John- uśmiechnął się co spowodowało słodkie dziureczki po obu stronach w policzkach. Zaraz zemdleję. 
-Co tak piękna dziewczyna jak ty robi sama na imprezie- powiedział ze śmiechem nie spuszczając ze mnie wzroku, po czym mój już dawno błądził po każdym w tym salonie. Nagle moje spojrzenie padło na chłopaka który stał w samym rogu pomieszczenia i dziwnie mam się przyglądał. Na mojej skórze pojawiła się w mgnieniu oka gęsia skórka, a żołądek nieprzyjemnie się zacisnął. Tak szybko jak nasze oczy się spotkały, tak szybko chłopak zniknął. Przełknęłam głośno ślinę.
-Wszystko okey?- zapytał John kładąc tym samym swoją dłoń na moim kolanie. Gęsią skórkę zastąpiły przyjemnie dreszcze, a serce wróciło do normalnego bicia. Chyba muszę się upić. 
-Jasne!- krzyknęłam entuzjastycznie starając się wyrzucić z mojej głowy tą dziwną i przerażającą sytuację.- idziemy zatańczyć?

Odkąd poznałam Johna na imprezie bawiłam się lepiej niż to sobie mogłam wyobrazić. W mojej głowie nie było nic innego jak jego przepiękne błękitne tęczówki i cudowny uśmiech za który można zabić. Obawiałam się trochę ponieważ ani sekundy nie pomyślałam o Justinie. Nie widziałam go dłuższy czas i czuję się naprawdę dziwnie. 
-Nie jestem tu sama!- krzyknęłam do czarnowłosego nawiązując do jego wcześniejszych słów. Nie czekając na odpowiedź mówiłam dalej.
-Gdzieś tutaj tańczy moja przyjaciółka z organizatorem imprezy- parsknęłam śmiechem na moje słowa nawet nie wiedząc czemu. Alkohol robi swoje. Przez co już nawet podarowałam sobie poprawianie mojej "sukienki".
-Naprawdę?- zapytał przyciągając mnie gwałtownie do siebie. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Tak, ale to nie koniec!- pisnęłam samoistnie kiedy moje stopy oderwały się niespodziewanie od podłogi. Mocno wtuliłam się w klatkę piersiową Johna, a nogi szczelnie owinęła wokół jego bioder. Dłonie chłopaka wylądowały na moich całkowicie odkrytych pośladkach po czym z trudem wydostaliśmy się z tłumu którego było jeszcze więcej niż dwie godziny temu. Chłopak ostrożnie opadł na nasze wcześniejsze miejsce które o dziwo było wolne, a ja poprawiłam szybko materiał który przez ten moment wylądował na moich plecach. 
-A więc z kim jeszcze tu jesteście?- zapytał przybliżając swoją twarz do mojej szyi. Cicho jęknęłam przechylając głowę w bok dając chłopakowi lepszy do niej dostęp.


-Juuustin- dość głośny jęk opuścił moje gardło kiedy poczułam ciepłe wargi szatyna na swojej szyi.
-Hm?- mruknął nie przestając ssać, przegryzać mojej skóry. Momentalnie przymknęłam powieki, a głowę przechyliłam w prawo, dając chłopakowi lepszy do niej dostęp. Jego ręce znalazły się na moich biodrach i uniosły gwałtownie do góry. Szybko oplotłam nogi wokół talii Justina, a moje plecy zderzyły się ze ścianą. Na samą myśl co zaraz może się wydarzyć, zacisnęłam mocniej nogi i sama niekontrolowanie otarłam się o krocze szatyna.


Te wspomnienia w jednej chwili uderzyły o moją głowę, a ja jak oparzona odsunęłam się od Johna. Zmrużył lekko oczy przyglądając mi się niezrozumiale. 
-Z jej starszym bratem który pewnie teraz zabija nas wzrokiem- mruknęłam wymuszając lekki uśmiech. 
-Rozumiem- zaśmiał się krótko.- i chyba nawet go widzę- dodał, a jego wzrok powędrował w kierunku Danniego. Również się obróciłam i spojrzałam tam gdzie utkwił wzrok Johna. Moje ciało zesztywniało, a w głowie miałam miliony różnych myśli i przerażających sytuacji. Nawet nie wiecie jak cholernie bym chciała, żeby to był Danny.
-To nie on- szepnęłam z przerażeniem obracając się jak najszybciej do chłopaka.
-Nie znasz go?- zapytał lekko poddenerwowanym głosem ponownie patrząc przed siebie. Zdołałam tylko przecząco pokręcić głową. W jednej chwili chłopak zdjął mnie ze swoich kolan i wstał z kanapy. Kiedy tylko uchyliłam usta żeby coś powiedzieć, John mnie wyprzedził.
-Nie ruszaj się stąd, zaraz przyjdę- rzucił i jak najszybciej ruszył w kierunku nieznajomego.


~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej misie! Rozdziału nie było tak długo ponieważ jak wiecie zaczęła się szkoła i nauka (u mnie jest naprawdę masakra chodź dopiero rok szkolny się zaczął). Mam nadzieję, że tym rozdziałem was nie zawiodłam czy coś w tym stylu...
Iż zaczęła się szkoła, a ja nie mam najmniejszego zamiaru zawieszać bloga czy znikać na bóg wie ile bez słowa....

Rozdziały będą pojawiały się albo w każdą sobotę bądź w czwartki (oczywiście wszystko zależy od moich możliwości). 

UWAGA! 

                             JEŚLI PRZECZYTAŁEŚ = PROSZĘ SKOMENTUJ! 

Wiem, że nie każdemu się chce ciągle komentować etc., ale teraz, chodź raz zostaw po sobie jakiś ślad. Cholernie mnie to motywuje, bo wiem, że mam dla kogo pisać! 

Much love i do następnego! xx

sobota, 5 września 2015

20. "Newspaper"

-Juuustin- dość głośny jęk opuścił moje gardło kiedy poczułam ciepłe wargi szatyna na swojej szyi.
-Hm?- mruknął nie przestając ssać, przegryzać mojej skóry. Momentalnie przymknęłam powieki, a głowę przechyliłam w prawo, dając chłopakowi lepszy do niej dostęp. Jego ręce znalazły się na moich biodrach i uniosły gwałtownie do góry. Szybko oplotłam nogi wokół talii Justina, a moje plecy zderzyły się ze ścianą. Na samą myśl co zaraz może się wydarzyć, zacisnęłam mocniej nogi i sama niekontrolowanie otarłam się o krocze szatyna.
-Lucy- warknął i jeszcze mocniej przyparł mnie do chłodniej powierzchni.- przestań- powiedział kiedy zaczęłam powtarzać swoje ruchy. Nigdy nie pomyślałabym, że między mną, a Justinem dojdzie do takiej sytuacji, że będę tak cholernie uzależniona od jego dotyku. Nienawidzę tego uczucia tak bardzo, ale umarłabym z tęsknoty za jego ustami. Tylko problem w tym, że ciągle nie wiem kim dla siebie jesteśmy.
-Justin- powiedziałam nagle i spojrzałam na szatyna. Chłopak niechętnie oderwał się od mojej szyi po czym również na mnie spojrzał. Przełknęłam narastającą gule w gardle.
-Um- zaczęłam nie będąc pewna czy chcę znać do końca odpowiedź na moje pytanie. W jednym momencie chłopak postawił mnie z powrotem na ziemie i odsunął się kilka kroków.
-Muszę się o coś ciebie zapytać- powiedziałam lekko niepewnym głosem i skrzyżowałam ręce na piersiach. Trochę niezręczna cisza zaczęła wypełniać pomieszczenie... pomijając całkowicie to, że jeszcze pięć minut temu chciałam się z nim pieprzyć...
-Więc pytaj- zaśmiał się krótko po czym usiadł na łóżku, a jego tęczówki dokładnie obserwowały każdy mój ruch. Przegryzłam wnętrze policzka układając sobie w głowie całe zdanie.
-Dwa dni temu, przyszedłeś do ośrodka- zaczęłam i spojrzałam pytająco na Justina, który mrużył oczy jakby chciał sobie to przypomnieć. W sumie powinien, bo sama wątpię, że pamięta.
-Lucy, ja cały czas jestem w ośrodku- parsknął śmiechem. Przegryzłam dolną wargę i opuściłam swoje ręce wzdłuż ciała.
-Ćpałeś Justin- rzuciłam, a rozbawiony chłopak w jednym momencie spoważniał. Jego szczęka zacisnęła się, a mnie aż skręciło w żołądku.
-Widział mnie ktoś?- zapytał lekko wkurzony.- cholera Lucy, czemu mi wcześniej tego nie powiedziałaś!?- warknął i w sekundę stanął naprzeciwko mnie. Chyba mamy problem. 
-Kiedy?!- również podniosłam głos i spojrzałam na niego z wyrzutem. Teraz strasznie żałuję, że zaczęłam ten temat, chodź musi wiedzieć...
-Dzisiaj, od razu kiedy..- przerwałam szybko zdenerwowanemu chłopakowi.
-Nikt cię nie widział Justin- mruknęłam, nawiązując do jego pierwszego pytania.- chodź nie wiem jak dostałeś się do pokoju- zrobiłam kilka kroków w tył żeby dokładnie widzieć twarz szatyna.
-A tak w ogóle na komisariacie skłamałam- powiedziałam cały czas utrzymując kontakt wzrokowy z Justinem.- powiedziałam, że w dzień kiedy ochroniarz został zamordowany, byłeś u mnie. Cisza. 
-I mowie ci to teraz, bo uważam to za jak na razie najważniejsze, a nie to, że dwa dni temu naćpałeś się i powiedziałeś, że ci chyba na mnie zależy.- dodałam wszystko na jednym wydechu i momentalnie ugryzłam się w język.
-Co?- wypalił po chwili jakby sam musiał przeanalizować moje słowa. Ta sytuacja była dla mnie cholernie niezręczna. 
-Powiedziałeś, że ci chyba na mnie zależy- mruknęłam niepewnie po chwili ciszy i uniosłam delikatnie głowę do góry żeby zobaczyć reakcje szatyna. Wyglądał na zaszokowanego, pewnie nigdy nikomu czegoś takiego nie powiedział zważając na jego podejście do życia.
-Pomyślałam, że powinieneś wiedzieć- dodałam kiedy Justin nadal stał i po prostu się we mnie wpatrywał.
-Lucy- powiedział cicho i zbliżył się nagle do mnie tak, że spokojnie mogłam wyczuć jego nieziemskie perfumy . Uniósł delikatnie moją głowę do góry, zmuszając mnie tym samym żeby na niego spojrzała.
-Sam nie wiem czy te słowa miały jakiś sens- mruknął przejeżdżając kciukiem po jej dolnej wardze. Sama nie wiem dlaczego, ale poczułam lekki zawód słysząc jego słowa. Dlaczego chciałam tak cholernie żeby powiedział co innego?
-Ale odkąd się tu pojawiłaś czuję, że naprawdę możesz mi pomóc- uciął i nagle poczułam jego ciepłe wargi napierające na moje. Dreszcze przeszły przez moje calutkie ciało kiedy ręka Justina wślizgnęła się pod materiał mojej koszulki. Nie chciało mi się wierzyć, że tylko ubrania dzielą nasze ciała.. najchętniej bym to zmieniała...
-Pomóż mi opuścić ośrodek- przerwał nagle pocałunek, ale palcami dalej kreśli niewidzialne wzroki na dole moich pleców
-Justin- zaczęłam niepewnie.- to chyba niemożliwe- przegryzłam swoją dolną wargę nie przerywając kontaktu wzrokowego z chłopakiem. Poczułam momentalnie jak uścisk szatyna nieprzyjemnie się wzmacnia.
-Dalszy pobyt w ośrodku nic mi nie da- powiedział. Niemalże od razu wyrzuciłam pewną myśl która naszła mnie do razu kiedy szatyn wypowiedział te słowa, nie to nie możliwe, Justin za bardzo nie przypominał Justina którym był na początku, a myślę, że nie ma czasu na udawanie.
-Ja-a nie wiem- wydukałam i spuściłam ponownie wzrok. Nie mogłam zrozumieć, że akurat mnie prosi żebym go stąd wyciągnęła jak ja nie mam nic do gadania! Przyjdę tak po prostu do pani Scott i powiem, że jest już zdrowy? Jak to w ogóle brzmi. Jednak może to naprawdę mu pomoże, może tak będzie naprawdę lepiej? Wzdrygnęłam się lekko kiedy dłoń szatyna znalazła się na moim policzku i zaczęła go delikatnie gładzić.
-Przecież będziesz dalej ze mną- wyszeptał co sprawiło, że moje serce zabiło szybciej.
-Ćpałeś dwa dni temu- powiedziałam, a moje tęczówki spotkały się z ciemnymi tęczówkami chłopaka.
-Dlatego, że tu jestem, to miejsce jeszcze bardziej mnie do tego namawia- wypowiedział każde słowo z takim spokojem i opanowaniem, że nawet nie wiem czy to Justin czy osoba której całkowicie nie znam...
-Porozmawiam jutro z panią Scott- mruknęłam w końcu dając się namówić szatynowi. Moje usta w jednym momencie zostały zaatakowane przez usta szatyna, zaśmiałam się cicho. Można powiedzieć, że w tej chwili byłam szczęśliwa? Tak chyba byłam szczęśliwa chodź czułam, że popełniam największy błąd jaki mogłabym kiedykolwiek popełnić.

                                                         Pieprzyć to.

-Lucy!- wołanie mamy dotarł do moich uszu, od razu kiedy tylko zamknęłam za sobą drzwi wejściowe. Przymrużyłam lekko powieki. Czy nie mogę mieć chwili spokoju? Zdjęłam swoją skórzaną kurtkę po czym odwiesiłam ją na stojak.

-Hm?- mruknęłam na tyle głośno żeby moja mama mnie usłyszała i rzuciłam w kąt swoje czarne trampki.
-Chodź na sekundkę- wywróciłam oczami i skierowałam się w stronę salonu. Byłam cholernie zmęczona dzisiejszym dniem, a na dodatek jak słyszę "Chodź na sekundę" od mamy to uwierzcie mi, to wcale nie jest sekundka, ani dwie... Kiedy zerknęłam na kanapę na której siedziała rodzicielka i mojego tatę który dziwnie się na mnie patrzał poczułam, że chyba nasza rozmowa nie skończy się za dobrze.
-Usiądź- nakazał tata, ale ja od razu pokręciłam przecząco głową.
-O co chodzi- zapytałam krzyżując ręce na piersiach.
-Usiądź, porozmawiamy- tym razem odezwała się mama. Co jest z nimi nie tak?
-Postoję, co się stało?- warknęłam, a mój żołądek zaczął się nie przyjemnie ściskać. Tak, to na pewno nie będzie przyjemna rozmowa.
-Do cholery Lucy!- krzyknął mój tata nagle przez co lekko się wzdrygnęłam.
-Mike- skarciła go mama powoli wstając z beżowej kanapy.
-Mamo, co się dzieje- niemalże pisnęłam. Nienawidziłam takich sytuacji, rodzice są niby źli, zdenerwowani i przedłużają rozmowy jeszcze bardziej trzymając mnie w niepewności, a tym razem czułam, że nie wytrzymam bo za chuj nie wiedziałam co jest grane!
-Co się dzieje?- zakpił tata mocno rzucając na szklany stolik jakąś gazetę. Przełknęłam głośno ślinę i opuściłam dłonie wzdłuż ciała. Spojrzałam najpierw na mamę która jakby za wszelką cenę chciała uniknąć ze mną kontaktu wzrokowego i na tatę który również się z tym nie ukrywał. Zrobiłam kilka niepewnych kroków i drżącymi rękoma chwyciłam gazetę. Moje serce biło jak szalone, a w myślach odtwarzałam setki różnych wydarzeń. Kiedy zerknęłam na pierwszą stronę nowojorskiej gazety mój żołądek ścisnął się nieprzyjemni, poczułam jak momentalnie robi mi się gorąco, a ręce jak i całe ciało zaczyna drżeć.

Nastolatka zamieszana w zabójstwo 47-letniego ochroniarza? 
Co Bieber jeszcze skrywa przed policją? 

-J-a- wydukałam tylko te dwie głupie litery, więcej nie byłam w stanie. Błagam, proszę, niech okaże się, że jestem w jakieś pieprzonej ukrytej kamerze i zaraz wszystko okaże się, że to tylko chory żart. Spojrzałam niepewnie na mamę która nawet nie wiem kiedy ponownie zajęła miejsce na kanapie, a wzrok miała wbity w tatę, a tata.. niestety we mnie. Jego mrożące spojrzenie sprawiało, że czułam się jak najgorzej. 

-Przysięgam- powiedziałam załamanym i ochrypłym głosem, ponownie patrząc na swoją rodzicielkę która nawet nie drgnęła o centymetr.
-Wytłumacz nam to czemu do cholery jest na okładce- odezwał się nagle tata. Mogłam się domyślić, że z trudem opanowuje złość jaka go ogrania, sama nie powiem... ja też jest mega wkurzona jak i jeszcze bardziej zaszokowana. Skąd w ogóle wzięłam się na okładce tej głupiej prasy!




-Pani Darling?- jeden z policjantów obrócił się na fotelu w moją stronę. Spojrzałam na mężczyznę. 
-Już jesteśmy- stwierdził. Wyjrzałam przez okno i faktycznie, mogłam zauważyć duży niebieski szyld "komisariat policji- Nowy Jork". Skoro policjant musiał mnie o tym poinformować pewnie stoimy tu jakiś czas. Czułam jak pale się ze wstydu. Idiotka ze mnie. Posłałam blady uśmiech mężczyźnie po czym wysiadłam z radiowozu. Tak w ogóle jak wsiadałam do samochodu przed szkołą otrzymałam parę ciekawskich spojrzeń uczniów. Pewnie będą gadać, jak zwykle z resztą. 
Od razu niedaleko przy głównym wejściu dostrzegłam elegancko ubraną brunetkę z mikrofonem w ręce i dwóch mężczyzn. Jeden z nich trzymał kamerę i z pewnością nagrywał kobietę, a drugi aparat. Kiedy jeden z nich ten z aparatem spojrzał w moim kierunku, uniósł sprzęt i najzwyczajniej w świecie zrobił mi zdjęcie.


Gazeta w jednym monecie wypadła mi z rąk i upadła z szelestem na podłogę. Jak ja mogłam być taka głupia i się wcześniej nie zorientować, że są tam ludzie i z telewizji i z gazety i, że te całe zeznanie będzie cholernie ryzykowne? Jak ja w ogóle mogłam wtedy nie zareagować! Gdybym jakoś zareagowała, nie było by tego pieprzonego artykułu, mnie na okładce i rodziców którzy teraz dowiedzą się z kim ostatni czas spędza ich ukochana córeczka. 
-Mogę wam wszystko wytłumaczyć- powiedziałam w końcu z trudem powstrzymując łzy cisnące mi się do oczu. Nie płacz, nie płacz, Lucy, tylko nie płacz. 
-Musisz na to wszystko wytłumaczyć- poprawiła mnie szybko mama i obróciła lekko głowę żeby na mnie spojrzeć. Mogłam od razu dostrzec w jej oczach zły, w końcu jej grzeczna córeczka okazała się całkiem inna.
-On cię czegoś zmusza, powiedz kochanie, szantażuje cię?- zaczęła powoli wstając z kanapy i podchodząc do mnie.
-Nie, mamo uspokój się- szybko jej przerwałam, przecząc i zrobiłam kilka kroków w tył. 
-Justin nie jest żadnym mordercą- powiedziałam na co tata od razu wybuchł śmiechem, a ja poczułam się jeszcze gorzej. 
-Lucy, co ty wygadujesz- skarciła mnie mama sama nie wierząc w moje słowa, szczerze? Ja też nie byłam ich pewna na sto procent, no ale po jaką pieprzoną cholerę Justin miałby kogoś zabijać w ośrodku i na dodatek u siebie w pokoju? Boże, jak to w ogóle brzmi! To wszystko jest tak cholernie nierealne, a ja teraz będę musiała z całych sił przekonać rodziców do Justina, że nie ma nic wspólnego z tym całym morderstwem i, ze jest niewinny. Bo jest.. prawda? 
-Prawdę mamo

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Halo! Jest ktoś tu jeszcze:/?

poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Dziękuję!

Hej misie! Taka krótka notka:

Z tego co widzę to "Druggie" został nominowany na "blog miesiąca" na spisie JBFF - http://justinbieberfanfictionpl.blogspot.com/

Wow, jestem szczerze mówią zaskoczona, haha jedynie, że jest inny "Druggie" :D No i z tego co jeszcze widzę to dużo z Was na niego zagłosowało i chciałabym Wam strasznie mocno za to podziękować! Naprawdę, jestem w szoku :o I jeszcze mamy już 16 tyś. wyświetleń i 200 komentarzy!!! Jestem przez to w jeszcze większym szoku, hahah. Nie wierzę, że w tak dość krótkim czasie zdobyłam tyle wyświetleń i komentarzy... Może to nie jest Bóg wie ile w porównaniu z innymi ff, ale ja naprawdę doceniam każdy komentarz i każde wejście, bo to cholernie mnie motywuje do dalszego pisania i wiem, że komuś to się podoba:)) W sumie to tyle co chciałam Wam powiedzieć. Jeszcze raz: Strasznie, strasznie Wam dziękuję!

P.S postaram dodać rozdział jak najszybciej, ale jakoś mi ostatnio nie idzie (na szczęście mam już połowę).. a chcę, żeby posty były naprawdę długie, ciekawe i profesjonalne, a nie szybko dodane i to w dodatku pisane na odwal :/ Powinien pojawić się do końca tego tygodnia:)

Much love i do następnego rozdziału! xxx

czwartek, 27 sierpnia 2015

19. "Mine"

-Dziwnie się dziś zachowujesz- stwierdziła Madison kiedy wreszcie opuściłyśmy budynek szkoły. Słońce zaczęło świecić coraz mocniej co zmusiło mnie do założenia okularów przeciwsłonecznych. Za miesiąc upragnione wakacje. Cholernie nie mogę się doczekać ukończenia szkoły. Został mi ostatni rok. W te lato muszę się rozejrzeć za jakimiś dobrymi studiami, bo w jakim kierunku chcę iść to już wiem na sto procent. 
-Jak było wczoraj?- zapytała nagle brunetka nie dając za wygraną, domyśliła się pewnie, że specjalnie zignorowałam jej wcześniejsze słowa.
-Normalnie- mruknęłam wzruszając przy tym ramionami.
-Normalnie? Więcej szczegółów poproszę- zakpiła nagle przystając na parkingu gdzie już sporo samochodów zaczęło opuszczać szkolny parking. Jednak brunetka całkowicie to zignorowała.
-Chodźmy dziś na jakieś zakupy- rzuciłam dopiero po chwili zdając sobie sprawę z tego co zaproponowałam. Nie przepadałam zbytnio za zakupami i tym całym wydawaniem pieniędzy, ale za to Madison mogłaby siedzieć w galeriach godzinami. 
-Świetnie!- pisnęła jak głupia i klasnęła w ręce jak małe dziecko. W sumie może to nawet nie głupi pomysł? Musze przecież powiedzieć przyjaciółce w co ją wciągnęłam, a w jej przypadku najlepiej zrobić to w miejscu publicznym. Przecież nie zabije mnie przy wszystkich.. Prawda?


-O! Chodźmy tutaj- krzyknęła zadowolona Madison jakby wpadła na Bóg wie jaki pomysł i zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć zostałam pociągnięta w stronę Topshop'u. Jęknęłam kompletnie poirytowana.
-Nie marudź! Ten sklep jest najlepszy- pisnęła i od razu dorwała czarne rurki, nawet nie spojrzała na rozmiar. W sumie pewnie była tu wiele razy i zapamiętała, że na przodzie są te najmniejsze. No co, to, że nie przepadam za zakupami nie znaczy, że tu nigdy nie byłam, a swoją drogą ten sklep ma naprawdę świetnie ubrania. A tak na marginesie- próby powiedzienia jej, że niedługo będzie musiała iść na komisariat i nie oszukując się obronić Justina poszły na marne. Kiedy tylko chciałam coś powiedzieć, Madison przerywała mi niemalże od razu, jakby wiedziała co chce jej powiedzieć. 
-Madison, mówiłaś tak o stu innych- stwierdziłam przyglądając się zawzięcie czegoś szukającej przyjaciółce.
-Przypominam ci Lu, że zakupy to był twój pomysł- okey, ma mnie. Byłam strasznie zmęczona, a nogi same mi się uginały i wręcz słyszałam jak krzyczą, że potrzebują odpoczynku. Całą galerie która nie byłam mała, jak w niektórych miastach bywa przeszłyśmy chyba z dziesięć razy!
-Co sądzisz o tej?- usłyszała głos przyjaciół i tym samym spojrzałam na nią. W lewej ręce trzymała cztery wieszaki, a w prawej jakąś sukienkę którą skierowała w moim kierunku.
-Normalna- stwierdziłam po chwili i sama z czystej ciekawości rozejrzałam się nie ukrywając po moim ulubionym sklepie.
-To świetnie!- pisnęła i w jednej chwili rzuciła mi ubranie która na szczęście złapałam, tym samym ochraniając je przed upadkiem na podłogę. Spiorunowałam jak zawsze rozbawioną brunetkę wzrokiem i jeszcze raz spojrzałam na ciuch.
-I co?- powiedziałam ponownie odwieszając czarną sukienkę na pierwszy lepszy stojak.
-Nie wygłupiaj się- mruknęła Madison i wręczyła mi ją po raz kolejny.- idź ją przymierzyć- powiedziała lekko zirytowana wywracając przy tym oczami. Spojrzałam na przyjaciółkę po czym ponownie na czarny materiał który trzymałam w dłoni. Kiedy skierowałam się z nią w stronę przymierzalni, zdążyłam jeszcze usłyszeć radosny pisk przyjaciółki. Powstrzymałam się od wywrócenia oczami. Głupi nawyk. 
Weszłam do ostatniej przymierzalni, od razu zasłaniając pomieszczenie kurtyną. Zdjęłam swoje trochę poniszczone trampki. Musze zobaczyć jakieś porządne buty, a nie ubrania, szary top który udało mi się kupić dziś w jednym z sieciówek i czarne spodnie z wysokim stanem. Jeśli miałabym porównywać swoje zakupy z zakupami Madison, tylko bym się przy tym ośmieszyła. Szybko jakbym w tym momencie patrzało na mnie milion par oczu, wskoczyłam w wybraną przez brunetkę ciuch.
-Jezu- wyszeptałam sama do siebie kiedy zobaczyłam swoje odbicie. Jeśli wcześniej nazywałam to sukienką, kłamałam. To na sto procent nie była sukienka, to nawet tak nie wyglądało! Była to po prostu dłuższa, czarna spódniczka bez żadnego zamka czy zapięcia. Teraz mogłam poczuć albo raczej przyjrzeć się bliżej temu co naszą te wszystkie dziewczyny dziwki na imprezach. Z trudem starałam się zasłonić moje pośladki które były na wierzchu od razu kiedy się nachyliłam.
-Lucy, jak sukienka?- usłyszałam momentalnie donośny głos Madison po czym od razu ujrzałam przyjaciółkę za sobą w odbiciu. Zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować, brunetka mi przerwała.
-Boże..- zaczęła, a jej szczęka miałam wrażenie, że zaraz uderzy o podłogę.- wyglądasz przepięknie!- pisnęła uradowana.
-Serio? Mi się wydaje, że niczym się nie różnie od taniej dziwki- syknęłam.- a teraz przepraszam, ale chcę z siebie jak najszybciej zdjąć ten głupi kawałek materiału- dokończyłam i gestem dłoni wygoniłam przyjaciółkę z mojej przymierzalni.
-Żartujesz chyba!- krzyknęła po raz setny raz dzisiaj i nawet nie ruszyła się z miejsca.
-Wyglądasz zajebiście- dodała nie odrywając ode mnie wzroku. Chciałam coś odpowiedzieć, ale teraz sama nie wiedziałam co. Ufałam Madison jeśli chodzi o ubrania, zawsze umiała mi dobrze doradzić i nigdy się na jej radach nie zwiodłam, więc może po prostu dramatyzuję?
-Okey- powiedziałam wypuszczając powietrze ze świstem. 
-Czyli mamy juz obydwie kreacje!- krzyknęła radośnie przez co posłałam jej kolejny raz karcące spojrzenie. 
-Chwila, co?!- tym razem to ja podniosłam głos.- kreacje na co?- uniosłam brwi ze zdziwieniem. 
-Zayn urządza w piątek impreze..- nie dałam dokończyć brunetce.
-Zayn!- pisnęłam po czym od razu zakryłam dłonią usta. Na początku Madison niezbyt wiedziała o co mi chodzi, ale po chwili jej wyraz twarzy się znacznie zmienił. 
-Jeśli chodzi ci o Lu..- ponownie przerwałam przyjaciółce.
-Tak, chodzi mi o tego dupka- warknęłam przypominając sobie widok jak całuje się z tą dziewczyną, jednak po tym przed oczami miałam widok mnie całującej się z Justinem. Kurwa.
-Lucy- usłyszałam głos Madi przez co wróciłam do rzeczywistości. 
-Jeśli tak strasznie nie chcesz iść to nie musimy- mruknęła trochę zawiedzionym głosem. W mojej głowie rozpoczęła się prawdziwa wojna. Chciałabym tam pójść ze względu na Madison.. Ale jeśli mam iść i spotkać się z Lukiem.. Całkowicie nie mam na to ochoty. W sumie kto karze mi z nim gadać.. 
-Nooo- przeciągnęłam i spojrzałam na zniecierpliwioną brunetkę.- okey- mruknęłam poprawiając materiał 'sukienki' który zdążył się wystarczająco podwinąć. 
-Kocham cię!- krzyknęła radośnie Madison i rzuciła mi się na szyje co spowodowało, że materiał podniósł mi się do góry całkowicie, a mój tyłek znalazł się na wierzchu. 
-Idę przymierzyć kilka rzeczy...- ponownie weszłam przyjaciółce w zdanie, wiedząc co chce dalej powiedzieć. 
-Zaczekam przed sklepem, ale się pospiesz- parsknęłam śmiechem i ponownie obróciłam się w stronę lustra, naciągając kawałek materiału w dół jak najbardziej się da. 
-Jasne- rzuciła śmiejąc się pod nosem po czym wyszła z pomieszczenia. 
Wypuściłam powietrze ze świstem po raz kolejny zastanawiając się nad kupnem sukienki. Dramatyzuję, po prostu nigdy nie ubierałam się w takie rzeczy na imprezy, cokolwiek. Zawsze były to spódniczki, a częściej to nawet zwykłe czarne spodnie czy jeansy. Poprawiłam ostatni raz czarny materiał i wbiłam wzrok w swoje odbicie. Raz się żyje, nie? 


-Dzień dobry- posłałam przyjazny uśmiech do pani Scott którą akurat minęłam na schodach wchodząc do ośrodka. 
-O, Lucy!- krzyknęła radośnie kobieta lekko zaskoczona.- do Justina?- zapytała po czym puściła do mnie oczko. Zaśmiałam się. 
-Jak zawsze- odparłam z uśmiechem. Przez te tygodnie w ośrodku mogłam poznać bliżej panią Scott i naprawdę, nigdy w życiu nie spotkałam radośniejszej kobiety od niej. Zawsze tryskała energią i jak sądzę- ta cała placówka dużo dla niej znaczy. 
-Muszę przyznać, że jest ogromna zmiana w zachowaniu pana Biebra- powiedziała z widocznym zadowoleniem.- nie wiem co robisz, ale rób to dalej- Tylko się całujemy, no i oczywiście z ogromną chęcią będę robiła to dalej. Skarciłam się w myślach kiedy w mojej głowie rozbrzmiało powyższe zdanie. Chodź jemu w żadnym procencie nie przeczę. Niestety.. 
Nie zdążyłam odpowiedzieć kiedy pani Scott mnie wyprzedziła. 
-Możesz przyjść jutro do mnie jeśli zechcesz,a teraz muszę już iść- powiedziała po czym zaśmiała się krótko. 
-Jasne- odpowiedziała po czym pożegnałam się z Panią Scott i skierowałam po schodkach do ośrodka. 

-Hej- powiedziała nieśmiało zamykając za sobą drzwi. Poczekałam chwilę z nadzieją, że uzyskam jakąś odpowiedź, jednak tak się nie stało. Weszłam w głąb pokoju i niemalże od razu z moim kolejnym korkiem zostałam przyciągnięta niespodziewanie do kogoś torsu z taką siłą, że praktycznie się od niego odbiłam, ale chłopak w ostatniej chwili mnie złapał chroniąc tym samym przed upadkiem i przysunął mnie do siebie. Mówiąc chłopak mam oczywiście na myśli Justina, a porównując jego zachowanie, powiedziałabym, że niczym nie różni się od jakiegoś zwierzęcia. Tak na marginesie. 
-Gdzie byłaś do cholery- to pierwsze co zdążyłam usłyszeć z jego strony po chwili ciszy. Syknęłam kiedy Justin wbił boleśnie palce w moje biodra, jednak całkowicie to zignorował. Idiota. 
-Hm?- wyszeptał wprost do moje ucha co spowodowało, że przez moje ciało przeszły dobrze mi znane dreszcze. 
-To boli- mruknęłam starając się poluźnić uścisk szatyna- na marne oczywiście. 
-Kto to jest?- zadał kolejne pytanie jeszcze bardziej zaciskając palce na mojej skórze. W moich oczach zebrały się łzy. Sama już nawet nie wiedziałam czy z bólu jaki powodował jego uścisk czy ze strachu, bo jak może mogliście się przekonać- Justin jest nieobliczalny.
-O kim ty mówisz Justin- powiedziałam opanowanym głosem chociaż to było trudne, a jego chłodne spojrzenie wcale mi nie pomagło. 
-Dobrze wiesz o kim- warknął. Okey, ten człowiek jest głupi czy głupi?
-Masz na myśli moją przyjaciółkę?- zapytałam z lekką kpiną po chwili co zbiło chłopaka całkowicie z tropu.- naprawdę nie wiem o kim sobie pomyślałeś, ale byłam z Madison na zakupach..- mruknęłam.- poza tym wiesz co? Nie musisz wszystkiego wiedzieć- warknęłam i momentalnie wyrwała się z nadal uścisku szatyna. Spojrzałam na niego, co powiem szczerze, że pożałowałam. Od Justina aż biło złością i sądzę, że zaraz może stać się coś co mam nadzieję, że nigdy się już więcej nie powtórzy. 
-Powiedzmy, że ci wierzę- powiedział wywracając przy tym oczami. Serio? Ja podczas okresu nie mam takich wahań nastroju jak ten człowiek stojący przede mną! 
-Wybierasz się gdzieś?- zapytał i uniósł swoje brwi do góry, a swój wzrok wbił w reklamówkę w której znajdował się mój dzisiejszy udany zakup. Pieprzony jasnowidz. Kiwnęłam głową i starając się, żeby moje zachowanie nie wyglądało podejrzanie wsadziłam reklamówkę do swojej czarnej torebki. Wolałabym żeby chłopakowi nie przyszła chęć obejrzenia mojej sukienki. Spaliłabym się ze wstydu. 
-Skarbie- powiedział z łobuzerskim uśmieszkiem i zbliżył się do mnie. Przełknęłam narastającą gule w gardle. Uniosłam głowę do góry, a nasze spojrzenia się spotkały. 
-I tak cię kiedyś w niej zobaczę- mruknął dotykając dłonią mojego policzka, a później kciukiem przejeżdżając po mojej dolnej wardze dodał coś co sprawiło, że poczułam mimowszystkiego dziwne mrowienie w podbrzuszu, coś co sprawiło gęsią skórkę na moim calutkim ciele i milion ciarek i dreszczy na raz. Te słowa sprawiły, że poczułam się kogoś, a mianowicie Jego, bo w sumie tak to zabrzmiało, dosłownie.
-Jeśli dowiem się, że ktoś cię dotykał, robił coś, co całkowicie by mi się nie spodobało. Coś co by mnie wkurwiło niemiłosiernie. Uwierz mi, zabiję tą osobę która tylko odważy się ciebie zbliżyć, a wiesz może skarbie dlaczego?- wyszeptał mi to wszystko wprost do ucha, przegryzając jego płatek. Zaskomlałam i przechyliłam powoli głowę w bok modląc się żeby usta szatyna znalazły się na mojej szyi. Moje zachowanie było absurdalne, cholernie nieodpowiedzialne i głupie. Ja o tym doskonale wiem, niestety. Siła chęci poczucia chodź na sekundę Jego jest silniejsza niż cokolwiek. 
-Jesteś moja kochanie, cała ty należysz tylko i wyłącznie do mnie. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej! Co tam u Was? Niedługo koniec wakacji i do szkoły... Mam tylko nadzieję, że rozdziały będą pojawiały się na blogu regularnie:/ Trzymajcie kciuki, bo strasznie boję się tego roku szkolnego.. Chyba będę musiała wymyślić jakieś terminy, żebyście nie musieli czekać Bóg wie ile na post:) 
A tak na temat 19- kasdnjhisondamkdn Jucy! 3 RAZY TAK!<3 
Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał i zostawicie po sobie jakiś ślad! Komentarze bardzo mnie motywują do dalszego pisania (chodź wiem, że pewnie dużo osób czyta, ale nie komentuje każdego), więc.. 
                                               JEŚLI TYLKO MOŻESZ- SKOMENTUJ!  
 
Kocham Was bardzo mocno i tak btw dziękuję za 15 tyś wyświetleń i 190 komentarzy! Jesteście zajebiści, haha i strasznie się ciesze, że Druggie przypadł Wam do gustu. 

Do następnego! xx




sobota, 22 sierpnia 2015

18. "Hearing"

Rozdział niesprawdzony do końca, mam na dzieję, że nie ma błędów.
Miłego czytania! xx

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Z lekko rozchylonymi ustami wpatrywałam się w szatyna. Serce nie zwalniało swojego tempa, a ja czułam się jakbym zaraz miała stracić przytomność. Dlaczego? Sama nie wiem, może dlatego, że Justin powiedział coś, co od dłuższego czasu chciałam usłyszeć?
-Wiesz, powinnam już iść, a ty się przespać- mruknęłam i zdjęłam z siebie ręce chłopaka. Znowu uciekasz? Nie mogę nic innego przecież zrobić. 
-Chcę się przespać z tobą- jęknął i przyciągnął mnie do siebie, łapiąc za mój nadgarstek. Poczułam jego perfekcyjnie wyrzeźbiony abs. 
-Justin, puść- syknęłam starając się wyrwać swoją rękę z uścisku szatyna. On jedynie go wzmocnił dając mi dodatkową dawkę bólu. Spojrzałam w jego oczy.
-Przyjdę jutro- mruknęłam i w końcu udało mi się wyswobodzić nadgarstek. Justin nic nie odpowiedział więc ruszyłam w kierunku drzwi. Otworzyłam je kartą i wyszłam z pokoju trzaskając lekko drzwiami. Dziś chciałam ogarnąć trochę szkołę, lekcje i przede wszystkim zrobić notatki na nadchodzące testy, ale czuję, że to będzie dzisiaj i przez następny tydzień niemożliwe ponieważ w głowie ciągle mam jedno. 

       Bo mi chyba na tobie zależy. 


Ugh. 


-Co się dziś z tobą dzieje?- rzuciła przyjaciółka zamykając swoją szafkę. 
-Nic- mruknęłam po chwili i wyjęłam swoje książki od fizyki. Ostatnia lekcja, wytrzymasz Lucy. 
-Zamknęli go?- wypaliła. Spiorunowałam momentalnie brunetkę wzrokiem. Ona jedynie zrobiła przepraszającą minę, po czym mnie lekko szturchnęło. 
-Mad...- szybko mi przerwała i kiwnęła głową na wprost dając mi tym samym znak, że mam spojrzeć a tamtym kierunku. Mój wzrok powędrował tam gdzie wskazała dziewczyna, a moje ciało lekko zesztywniało. Przy wyjściu ze szkoły stało dwóch policjantów i dyrektorka. Wszyscy patrzeli w naszym kierunku. Kiedy chciałam pociągnąć Madison i odejść od nich jak najszybciej, usłyszałam krzyk pani dyrektor. 
-Lucy, zaczekaj!- zerknęłam na również zdezorientowaną przyjaciółkę po czym na panią Marks. 
-Czy coś się stało?- zapytałam z nadzieją, że chodzi o jakąś głupią sprawę związaną ze szkołą i będę mogła spokojnie pójść na fizykę, ale jedno nie dawało mi spokoju, po co tu policja? 
-Tak- zaczęła kobieta poprawiając swoją ciemną marynarkę.- Znasz Justina Biebera , prawda?- zapytała. Moje serce zaczęło bić jak oszalałe i dam sobie rękę uciąć, że zaraz zemdleję. Pokiwałam niepewnie głową przełykając narastającą gulę w gardle. 
-Jest teraz przesłuchiwany na komisariacie i policja stwierdziła, że dobrze by było gdybyś również złożyła zeznania- powiedziała w końcu jednocześnie starając nawiązać ze mną kontakt wzrokowy. 
-Wszystko okey?- usłyszałam głos Madison z boku po czym poczułam jej dłoń na moim ramieniu. Dalej nie mogłam wykrztusić z siebie żadnego słowa i skinęło ponownie głową. Co jakiś czas przez moje ciało przechodziły dreszcze, a na rękach pojawiała się gęsia skórka. 
-Możemy już iść? Zależy policjantom na czasie- kolejne pytanie padło z ust dyrektorki która patrzała na mnie lekko zmieszana, chyba wyczuła mój strach.. W sumie sama nie wyglądała na pewną.
-Tak- wydukałam z lekką chrypą i jako pierwsza udałam się w stronę wyjścia ze szkoły gdzie stało również dwóch policjantów. Sama nie wiedząc dlaczego zignorowałam jak Madison próbowała mnie zatrzymać i szłam dalej. Możecie teraz pewnie stwierdzić, że przesadzam i dramatyzuję, bo to tylko jakieś durne przesłuchanie, ale dla mnie było to durne przesłuchanie. Nigdy nie byłam nawet na komisariacie! Jeśli moi rodzice się dowiedzą, nigdy nie dadzą mi spokoju, a wtedy również dowiedzą się o tym, że Justin Bieber który jest podejrzewany o morderstwo jest z ich kochaną córeczką bliżej niż każdemu się wydaje. 

-Pani Darling?- jeden z policjantów obrócił się na fotelu w moją stronę. Spojrzałam na mężczyznę. 
-Już jesteśmy- stwierdził. Wyjrzałam przez okno i faktycznie, mogłam zauważyć duży niebieski szyld "komisariat policji- Nowy Jork". Skoro policjant musiał mnie o tym poinformować pewnie stoimy tu jakiś czas. Czułam jak pale się ze wstydu. Idiotka ze mnie. Posłałam blady uśmiech mężczyźnie po czym wysiadłam z radiowozu. Tak w ogóle jak wsiadałam do samochodu przed szkołą otrzymałam parę ciekawskich spojrzeń uczniów. Pewnie będą gadać, jak zwykle z resztą. 
Od razu niedaleko przy głównym wejściu dostrzegłam elegancko ubraną brunetkę z mikrofonem w ręce i dwóch mężczyzn. Jeden z nich trzymał kamerę i z pewnością nagrywał kobietę, a drugi aparat. Kiedy jeden z nich ten z aparatem spojrzał w moim kierunku, uniósł sprzęt i najzwyczajniej w świecie zrobił mi zdjęcie. Byłam kompletnie zdezorientowana i zaszokowana. Kiedy chciałam podejść do niego i jakkolwiek zareagować, zatrzymał mnie głos jednego z policjantów. 
-Nie warto- powiedział. Obróciłam się na pięcie i wypuściłam powietrze ze świstem, zaciskając dłonie w pięści. Musiałam pozbyć się złych emocji które dawały w tym momencie za wygraną i skupić się na tym co mam w ogóle powiedzieć. Justin zeznawał jako pierwszy więc pewnie coś powiedział, tylko co? Nie byłam z nim i nie wiem co robił i gdzie był. Twoje kłamstwo musi być cholernie dobre. Kto powiedział, że będę w ogóle kłamać. A co powiesz? Prawdę. Wiesz, że to nie pomoże Justinowi. Racja, nie pomoże, a na komisariacie pewnie pojawię się nie jedne raz tylko jak policja znajdzie coś nowego. Myśl, myśl, myśl. Cholera, nie mogę! Boże, czy ja gadam sama ze sobą? Kompletnie mi już odbija. 
-Niech pani tu zaczeka, zaraz pan Bieber wyjdzie- skinęłam lekko głową i usiadłam na jednym z krzeseł jak polecił policjant. Mam chwilę na obmyślenie tego całego kłamstwa. Jezu, skup się. Nie potrafię! Nigdy nie czułam się taka rozkojarzona i nigdy nie byłam taka pełna obaw. Nagle drzwi niedaleko miejsca na którym siedziała, otworzyły się, a z nich jako pierwszy wyszedł jakiś mężczyzna, a za nim Justin. Moje serce zabiło jeszcze mocniej i momentalnie poczułam jak odbiera mi mowę. Jakbym miła teraz coś powiedzieć, na pewno nie wyszłoby z tego nic sensownego. Kiedy tęczówki szatyna spotkały się z moimi, poczułam jak serce zaraz wyskoczy mi z piersi. Te uczucie było cholernie dziwne i nie do opisania. Z największą chęcią rzuciłabym się teraz na chłopaka i tuliła się do niego dopóki nie miałby mnie dość, ale nie mogłam nawet się do niego słowem odezwać no i oczywiście nie pozwoliliby mi się do niego zbliżyć. Co ja w ogóle wygaduję?! Kiedy mnie mijał, mój wzrok zjechał na jego idealne wargi które się poruszyły mówiąc bezgłośnie, sama nie wiem co. Było to chyba słowo "razem", ale nie byłam pewna. Przecież to nie ma sensu! Razem, razem, razem... nagle do głowy przyszła mi pewna myśl. Na moich ustach pojawił się momentalnie gigantyczny uśmiech, a moje serce aż chciało krzyczeć. Wyglądałam pewnie jak psychicznie chora, ale teraz mnie to nie interesowało. Zmartwienie odeszło w jednej chwili i w końcu poczułam, że może te całe zeznanie nie pójdzie mi aż tak źle. 
                        

-Gdzie znajdowała się pani w dniu kiedy znaleziono martwe ciało jednego z ochroniarzy?- mężczyzna zadał pierwsze pytanie, a mi już żołądek wywinął kozła. Jego palący i poważny wzrok wywierał na mnie jeszcze większą presję. 
-Byłam w domu- odparłam starając się brzmieć naturalnie i przede wszystkim wiarygodnie. 
-Sama?- dopytał kończąc zapisywanie mojej pierwszej odpowiedzi. Czas zacząć najlepsze kłamstwo jakie kiedykolwiek udało mi się wymyślić. 
-Był ze mną Justin- powiedziałam spokojnie cały czas patrząc na funkcjonariusza. Podobno gdy ktoś kłamie unika kontaktu wzrokowego, więc muszę się postarać. 
-Bieber?- skinęłam głową na jego dość zabawne pytanie. Serio, muszą być tak dokładni?
-Czy ktoś może to potwierdzić?- zadał kolejne pytanie. Serce ponownie zaczęło bić w nienaturalnie szybkim tempie, a gardło nieprzyjemnie się zacisnęło. Tego nie przemyślałam. 
-Pani Darling, proszę- wskazał na notes w którym zapisywał każde moje słowo. 
-T-tak- wydukałam starając się jak najbardziej ukryć zdenerwowanie które rosło z każdą sekundą. 
-Kto więc?- uniósł brwi do góry i posłał mi zaciekawione i trochę rozbawione spojrzenie. 
-Moja przyjaciółka, Madison Brown- odpowiedziałam modląc się w duchu żeby jak najszybciej zadał kolejne pytanie i pozwolił mi opuścić komisariat. 
-Wie pani, że pan Bieber ma na swoim koncie sporo przestępstw i jeśli pani grozi lub do czegoś panią zmusza niech pani powie i zakończymy tą sprawę- moja szczęka chyba w tym momencie uderzyła o podłogę. Nie wierzyłam w to co właśnie usłyszałam. Czy ten facet właśnie powiedział żebym ja powiedziała, że Justin jest mordercą i po prostu go zamkną żeby mieć jedną sprawę z głowy! Momentalnie wstałam z krzesła w jednej dłoni trzymając swoją torebkę. 
-Przepraszam, ale bardzo się spieszę, mogłabym już iść?- wypaliłam, a język plątał mi się niemiłosiernie. Policjant posłał mnie sceptyczne spojrzenie i również wstał z krzesła. 
-Dobrze- mruknął lekko poirytowany.- ostatnie pytanie jak na dziś- dodał biorą z jedną dłoń notes, a w drugą długopis. 
-Na dziś?- uniosłam brwi ze zdziwieniem i prychnęłam pod nosem. Może zachowywałam się jak nienormalna, ale stres cholernie mnie zżerał od środka. Wiem, że nie powinnam kłamać, ale nie mogłam powiedzieć prawdy która teraz i tak by na nic się nie przydała.
-Będzie pani musiała się jeszcze tu pojawić kilka razy, dopóki sprawa nie zostanie zamknięta. Czułam jak kolana same mi się uginają. Miałam największą nadzieję, że tu nie wrócę, a jednak. 
-Czy coś łączy panią z panem Bieberem czy tylko terapia- przełknęłam ślinę. No i co ja mam odpowiedzieć? Jeśli powiem, że tak, to z pewnością wezmą moje słowa pod uwagę i nie odpuszczą mi moich relacji z Justinem, a jeśli powiem nie? To nie będzie miało najmniejszego sensu! Ponieważ po co by miał u mnie być skoro mnie z nim nic szczególnego nie łączy?! Nawet nie wiem czy pani Scott zgodziłaby się na opuszczenie Justinowi ośrodka kiedy ostatnio słyszałam, że często się wymykał. To przecież nie ma najmniejszego sensu, ale nie mogę zawieść Justina. 
-To nasza prywatna sprawa- odparłam wzruszając przy tym lekko ramionami. 
-Rozumie, ale to ważne- powiedział funkcjonariusz znudzonym głosem, jakby był zmuszony do tego całego przesłuchania. Wywróciłam ukradkiem oczami. 
-Całowaliśmy się kilka razy, więc niech pan zinterpretuje to jak chce- rzuciłam i nie czekając opuściłam pomieszczenie lekko trzaskając drzwiami. Myślałam, że ta cała terapia będzie inna, całkowicie. Nigdy nie pomyślałabym, że będę przesłuchiwana z powodu morderstwa do jakiego doszło w pokoju mojego podopiecznego! To przecież niedorzeczne. Również nigdy nie pomyślałabym, że mój pomimo wszystkiego szczęśliwy związek z Lukiem rozpadnie się przez niego, że tak cholernie wywróci moje życie do góry nagami i zawróci sobą całkowicie moją głowę. Szczerze? Chciałabym od tego wszystkiego na jakiś czas uciec, ale najzwyczajniej w świecie bym nie potrafiła wytrzymać dnia bez tych przerażających, pustych, ale za razem pięknych tęczówek szatyna, bez jego dotyku i bliskości. Najlepsze z tego wszystko to świadomość, że ja również w jakimś stopniu wpłynęłam na jego życie i tak łatwo się mnie z niego nie pozbędzie. 

~~~~~~~~~~~~~~
Uff, na szczęście Lucy okłamała policjanta i obroniła Justina. Coś czuję, że niedługo Jucy będzie oficjalna, hahah. Mam nadzieję, że rozdział się wam spodobał, bo mi się podoba strasznie:)  Jak zwykle- KOMENTUJCIE! Z chęcią poznam wasze opinie i przemyślenia:)
Much love xx