niedziela, 13 września 2015

21. " Watchman"

-Jestem mega podekscytowana- stwierdziła Madison kiedy tylko samochód zatrzymał się pod jak już kiedyś wspominałam ogromnym domem Zayna. Moje serce biło jak szalone przez całą drogę i nie mogąc się pohamować ciągle uderzałam paznokciami o swoje odkryte kolano.
-Wiecie, że mam was na oku- rzucił Danny- starszy o cztery lata brat Madison.
-Powtarzasz się- skarciła go brunetka i odpięła swój pas bezpieczeństwa po czym wysiadła z wozu mocno trzaskając drzwiczkami. Odkąd pamiętam Madi i Danny kłócili się codziennie i w sumie nic się do tej pory nie zmieniło. Mogłam dostrzec w przednim lusterku jak brunet wywraca oczami.
-Co jej?- odezwał się po chwili chłopak odwracając głowę w moja stronę.
-Myślę, że ma to coś wspólnego z Zaynem- powiedziałam trochę niepewnie zerkając na niego. Mogę wam przysiąc, że do pewnego momentu myślałam, że to Danny pieprzony bóg seksu jak i starszy brat mojej najlepszej przyjaciółki Brown jest najprzystojniejszym mężczyzną jakiegokolwiek świat widział, ale zmieniłam zdanie poznając Justina..tak poza tym nie widziałam Justina już trzeci dzień. Po tej całej aferze rodzice kazali mi zmienić podopiecznego, albo sami załatwią to z panią Scott,czego oczywiście bym nigdy w życiu nie chciała. 
-Kręci z nim?- warknął przez co się lekko wzdrygnęłam. Najwidoczniej moje słowa musiały go wkurzyć.
-Nie wiem, ostatnio ciężko normalnie porozmawiać z Madison, więc myślę, że...- nie zdążyłam dokończyć ponieważ nagle do moich uszu dotarło głośne pukanie w szybę. Wzdrygnęłam się lekko na co Danny cicho się zaśmiał. Spojrzała w jednym momencie na stojącą za szybę poddenerwowaną brunetkę.
-Lepiej już chodźmy- mruknęłam odpinając pas i wysiadłam z samochodu.


                                                    W tym samym czasie          

                                                           Justin's POV

Zaciągnąłem się mocno papierosem pozwalając dymowi dotrzeć do moich płuc, po czym wypuściłem go powoli wbijając wzrok w zbliżającą się do mnie postać.
-Jak się trzymasz?- rzucił Ryan kiedy tylko nasze spojrzenia się spotkały. Wzruszyłem obojętnie ramionami i ponownie się zaciągnąłem tym razem przenosząc wzrok na ziemię.
-W czym mam ci pomóc drogi przyjacielu?- zapytał po dłużej chwili w końcu przechodząc do rzeczy. Uśmiechnąłem się szeroko pod nosem i uniosłem głowę spoglądając na przyjaciela.
-Więc u Zayna teraz odbywa się impreza- urwałem czekając na reakcje Ryana. Skinął lekko głową i kontynuowałem całkowicie pewien, że Ryan nie odmówi mi pomocy.
-Musisz tam się pojawić- dokończyłem. Pewnie dziwicie się dlaczego proszę mojego przyjaciela o takie coś, cóż.. odpowiedź jest prosta. Musi mieć oko na Lucy.
-Czekaj- zaśmiał się cicho.- po jaką cholerę mam tam iść?- wyrzuciłem spalonego papierosa i zerknąłem na chłopaka.
-To ważne- syknąłem co spowodowało, że Ryan w jednej chwili spoważniał.
-Pamiętasz może jak opowiadałem ci kto zaszczyca mnie swoją obecnością codziennie w ośrodku?- zadałem pytanie, ale nie czekając na odpowiedź ze strony przyjaciela mówiłem dalej.
-Lucy Darling- dokończyłem.
-I co dalej?- rzucił niepewnie spoglądając na mnie.
-Musisz mieć na nią oko.


                                                           Lucy's POV

Siedziałam sama na dużej skórzanej kanapie z czerwonym kubkiem w ręku. Wyglądało to pewnie komicznie chodź mam nadzieję, że nikt nie zwracał na mnie uwagi. Moja kochana przyjaciółka Madison kiedy tylko przekroczyłyśmy próg domu wypiła pośpiesznie piwo i poszła tańczyć na nie szczęście z Zaynem. Co jakiś czas mój wzrok wyszukiwał w tłumie Danniego który jak nie kłamał miał nas cały czas na oku, tzn. tylko w sumie Madison, bo jak zobaczył co robię uśmiechnął się do mnie i pokazał kciuk w górę. Możecie mnie uznać za wariatkę lub psychicznie chorą, ale pomimo tego, że wszyscy na około świetnie się bawili i nie zwracali na nic uwagi, czułam, że ktoś mi się od dłuższego czasu przygląda. Nagle poczułam jak miejsce obok mnie opada. Moje serce zabiło milion razy szybciej, a mój uścisk na kubeczku nieprzyjemnie się zacisnął.
-Spokojnie, oddychaj- usłyszałam z jego strony po czym odłożyłam mojego drinka którego i tak nie piłam na stolik przede mną. Kiedy oparłam się plecami jak wcześniej o kanapę skierowałam wzrok w kierunku mojego nowego towarzysza.
-Jestem Lucy- wypaliłam przyglądając się chłopakowi. Chyba mam Top 3 najprzystojniejszych chłopaków na świecie. Boże Lucy, jak to dziecinnie brzmi. Kiedy niebieskie tęczówki chłopaka spotkały się z moimi poczułam jak momentalnie robi mi się gorąco.
-John- uśmiechnął się co spowodowało słodkie dziureczki po obu stronach w policzkach. Zaraz zemdleję. 
-Co tak piękna dziewczyna jak ty robi sama na imprezie- powiedział ze śmiechem nie spuszczając ze mnie wzroku, po czym mój już dawno błądził po każdym w tym salonie. Nagle moje spojrzenie padło na chłopaka który stał w samym rogu pomieszczenia i dziwnie mam się przyglądał. Na mojej skórze pojawiła się w mgnieniu oka gęsia skórka, a żołądek nieprzyjemnie się zacisnął. Tak szybko jak nasze oczy się spotkały, tak szybko chłopak zniknął. Przełknęłam głośno ślinę.
-Wszystko okey?- zapytał John kładąc tym samym swoją dłoń na moim kolanie. Gęsią skórkę zastąpiły przyjemnie dreszcze, a serce wróciło do normalnego bicia. Chyba muszę się upić. 
-Jasne!- krzyknęłam entuzjastycznie starając się wyrzucić z mojej głowy tą dziwną i przerażającą sytuację.- idziemy zatańczyć?

Odkąd poznałam Johna na imprezie bawiłam się lepiej niż to sobie mogłam wyobrazić. W mojej głowie nie było nic innego jak jego przepiękne błękitne tęczówki i cudowny uśmiech za który można zabić. Obawiałam się trochę ponieważ ani sekundy nie pomyślałam o Justinie. Nie widziałam go dłuższy czas i czuję się naprawdę dziwnie. 
-Nie jestem tu sama!- krzyknęłam do czarnowłosego nawiązując do jego wcześniejszych słów. Nie czekając na odpowiedź mówiłam dalej.
-Gdzieś tutaj tańczy moja przyjaciółka z organizatorem imprezy- parsknęłam śmiechem na moje słowa nawet nie wiedząc czemu. Alkohol robi swoje. Przez co już nawet podarowałam sobie poprawianie mojej "sukienki".
-Naprawdę?- zapytał przyciągając mnie gwałtownie do siebie. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Tak, ale to nie koniec!- pisnęłam samoistnie kiedy moje stopy oderwały się niespodziewanie od podłogi. Mocno wtuliłam się w klatkę piersiową Johna, a nogi szczelnie owinęła wokół jego bioder. Dłonie chłopaka wylądowały na moich całkowicie odkrytych pośladkach po czym z trudem wydostaliśmy się z tłumu którego było jeszcze więcej niż dwie godziny temu. Chłopak ostrożnie opadł na nasze wcześniejsze miejsce które o dziwo było wolne, a ja poprawiłam szybko materiał który przez ten moment wylądował na moich plecach. 
-A więc z kim jeszcze tu jesteście?- zapytał przybliżając swoją twarz do mojej szyi. Cicho jęknęłam przechylając głowę w bok dając chłopakowi lepszy do niej dostęp.


-Juuustin- dość głośny jęk opuścił moje gardło kiedy poczułam ciepłe wargi szatyna na swojej szyi.
-Hm?- mruknął nie przestając ssać, przegryzać mojej skóry. Momentalnie przymknęłam powieki, a głowę przechyliłam w prawo, dając chłopakowi lepszy do niej dostęp. Jego ręce znalazły się na moich biodrach i uniosły gwałtownie do góry. Szybko oplotłam nogi wokół talii Justina, a moje plecy zderzyły się ze ścianą. Na samą myśl co zaraz może się wydarzyć, zacisnęłam mocniej nogi i sama niekontrolowanie otarłam się o krocze szatyna.


Te wspomnienia w jednej chwili uderzyły o moją głowę, a ja jak oparzona odsunęłam się od Johna. Zmrużył lekko oczy przyglądając mi się niezrozumiale. 
-Z jej starszym bratem który pewnie teraz zabija nas wzrokiem- mruknęłam wymuszając lekki uśmiech. 
-Rozumiem- zaśmiał się krótko.- i chyba nawet go widzę- dodał, a jego wzrok powędrował w kierunku Danniego. Również się obróciłam i spojrzałam tam gdzie utkwił wzrok Johna. Moje ciało zesztywniało, a w głowie miałam miliony różnych myśli i przerażających sytuacji. Nawet nie wiecie jak cholernie bym chciała, żeby to był Danny.
-To nie on- szepnęłam z przerażeniem obracając się jak najszybciej do chłopaka.
-Nie znasz go?- zapytał lekko poddenerwowanym głosem ponownie patrząc przed siebie. Zdołałam tylko przecząco pokręcić głową. W jednej chwili chłopak zdjął mnie ze swoich kolan i wstał z kanapy. Kiedy tylko uchyliłam usta żeby coś powiedzieć, John mnie wyprzedził.
-Nie ruszaj się stąd, zaraz przyjdę- rzucił i jak najszybciej ruszył w kierunku nieznajomego.


~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej misie! Rozdziału nie było tak długo ponieważ jak wiecie zaczęła się szkoła i nauka (u mnie jest naprawdę masakra chodź dopiero rok szkolny się zaczął). Mam nadzieję, że tym rozdziałem was nie zawiodłam czy coś w tym stylu...
Iż zaczęła się szkoła, a ja nie mam najmniejszego zamiaru zawieszać bloga czy znikać na bóg wie ile bez słowa....

Rozdziały będą pojawiały się albo w każdą sobotę bądź w czwartki (oczywiście wszystko zależy od moich możliwości). 

UWAGA! 

                             JEŚLI PRZECZYTAŁEŚ = PROSZĘ SKOMENTUJ! 

Wiem, że nie każdemu się chce ciągle komentować etc., ale teraz, chodź raz zostaw po sobie jakiś ślad. Cholernie mnie to motywuje, bo wiem, że mam dla kogo pisać! 

Much love i do następnego! xx

sobota, 5 września 2015

20. "Newspaper"

-Juuustin- dość głośny jęk opuścił moje gardło kiedy poczułam ciepłe wargi szatyna na swojej szyi.
-Hm?- mruknął nie przestając ssać, przegryzać mojej skóry. Momentalnie przymknęłam powieki, a głowę przechyliłam w prawo, dając chłopakowi lepszy do niej dostęp. Jego ręce znalazły się na moich biodrach i uniosły gwałtownie do góry. Szybko oplotłam nogi wokół talii Justina, a moje plecy zderzyły się ze ścianą. Na samą myśl co zaraz może się wydarzyć, zacisnęłam mocniej nogi i sama niekontrolowanie otarłam się o krocze szatyna.
-Lucy- warknął i jeszcze mocniej przyparł mnie do chłodniej powierzchni.- przestań- powiedział kiedy zaczęłam powtarzać swoje ruchy. Nigdy nie pomyślałabym, że między mną, a Justinem dojdzie do takiej sytuacji, że będę tak cholernie uzależniona od jego dotyku. Nienawidzę tego uczucia tak bardzo, ale umarłabym z tęsknoty za jego ustami. Tylko problem w tym, że ciągle nie wiem kim dla siebie jesteśmy.
-Justin- powiedziałam nagle i spojrzałam na szatyna. Chłopak niechętnie oderwał się od mojej szyi po czym również na mnie spojrzał. Przełknęłam narastającą gule w gardle.
-Um- zaczęłam nie będąc pewna czy chcę znać do końca odpowiedź na moje pytanie. W jednym momencie chłopak postawił mnie z powrotem na ziemie i odsunął się kilka kroków.
-Muszę się o coś ciebie zapytać- powiedziałam lekko niepewnym głosem i skrzyżowałam ręce na piersiach. Trochę niezręczna cisza zaczęła wypełniać pomieszczenie... pomijając całkowicie to, że jeszcze pięć minut temu chciałam się z nim pieprzyć...
-Więc pytaj- zaśmiał się krótko po czym usiadł na łóżku, a jego tęczówki dokładnie obserwowały każdy mój ruch. Przegryzłam wnętrze policzka układając sobie w głowie całe zdanie.
-Dwa dni temu, przyszedłeś do ośrodka- zaczęłam i spojrzałam pytająco na Justina, który mrużył oczy jakby chciał sobie to przypomnieć. W sumie powinien, bo sama wątpię, że pamięta.
-Lucy, ja cały czas jestem w ośrodku- parsknął śmiechem. Przegryzłam dolną wargę i opuściłam swoje ręce wzdłuż ciała.
-Ćpałeś Justin- rzuciłam, a rozbawiony chłopak w jednym momencie spoważniał. Jego szczęka zacisnęła się, a mnie aż skręciło w żołądku.
-Widział mnie ktoś?- zapytał lekko wkurzony.- cholera Lucy, czemu mi wcześniej tego nie powiedziałaś!?- warknął i w sekundę stanął naprzeciwko mnie. Chyba mamy problem. 
-Kiedy?!- również podniosłam głos i spojrzałam na niego z wyrzutem. Teraz strasznie żałuję, że zaczęłam ten temat, chodź musi wiedzieć...
-Dzisiaj, od razu kiedy..- przerwałam szybko zdenerwowanemu chłopakowi.
-Nikt cię nie widział Justin- mruknęłam, nawiązując do jego pierwszego pytania.- chodź nie wiem jak dostałeś się do pokoju- zrobiłam kilka kroków w tył żeby dokładnie widzieć twarz szatyna.
-A tak w ogóle na komisariacie skłamałam- powiedziałam cały czas utrzymując kontakt wzrokowy z Justinem.- powiedziałam, że w dzień kiedy ochroniarz został zamordowany, byłeś u mnie. Cisza. 
-I mowie ci to teraz, bo uważam to za jak na razie najważniejsze, a nie to, że dwa dni temu naćpałeś się i powiedziałeś, że ci chyba na mnie zależy.- dodałam wszystko na jednym wydechu i momentalnie ugryzłam się w język.
-Co?- wypalił po chwili jakby sam musiał przeanalizować moje słowa. Ta sytuacja była dla mnie cholernie niezręczna. 
-Powiedziałeś, że ci chyba na mnie zależy- mruknęłam niepewnie po chwili ciszy i uniosłam delikatnie głowę do góry żeby zobaczyć reakcje szatyna. Wyglądał na zaszokowanego, pewnie nigdy nikomu czegoś takiego nie powiedział zważając na jego podejście do życia.
-Pomyślałam, że powinieneś wiedzieć- dodałam kiedy Justin nadal stał i po prostu się we mnie wpatrywał.
-Lucy- powiedział cicho i zbliżył się nagle do mnie tak, że spokojnie mogłam wyczuć jego nieziemskie perfumy . Uniósł delikatnie moją głowę do góry, zmuszając mnie tym samym żeby na niego spojrzała.
-Sam nie wiem czy te słowa miały jakiś sens- mruknął przejeżdżając kciukiem po jej dolnej wardze. Sama nie wiem dlaczego, ale poczułam lekki zawód słysząc jego słowa. Dlaczego chciałam tak cholernie żeby powiedział co innego?
-Ale odkąd się tu pojawiłaś czuję, że naprawdę możesz mi pomóc- uciął i nagle poczułam jego ciepłe wargi napierające na moje. Dreszcze przeszły przez moje calutkie ciało kiedy ręka Justina wślizgnęła się pod materiał mojej koszulki. Nie chciało mi się wierzyć, że tylko ubrania dzielą nasze ciała.. najchętniej bym to zmieniała...
-Pomóż mi opuścić ośrodek- przerwał nagle pocałunek, ale palcami dalej kreśli niewidzialne wzroki na dole moich pleców
-Justin- zaczęłam niepewnie.- to chyba niemożliwe- przegryzłam swoją dolną wargę nie przerywając kontaktu wzrokowego z chłopakiem. Poczułam momentalnie jak uścisk szatyna nieprzyjemnie się wzmacnia.
-Dalszy pobyt w ośrodku nic mi nie da- powiedział. Niemalże od razu wyrzuciłam pewną myśl która naszła mnie do razu kiedy szatyn wypowiedział te słowa, nie to nie możliwe, Justin za bardzo nie przypominał Justina którym był na początku, a myślę, że nie ma czasu na udawanie.
-Ja-a nie wiem- wydukałam i spuściłam ponownie wzrok. Nie mogłam zrozumieć, że akurat mnie prosi żebym go stąd wyciągnęła jak ja nie mam nic do gadania! Przyjdę tak po prostu do pani Scott i powiem, że jest już zdrowy? Jak to w ogóle brzmi. Jednak może to naprawdę mu pomoże, może tak będzie naprawdę lepiej? Wzdrygnęłam się lekko kiedy dłoń szatyna znalazła się na moim policzku i zaczęła go delikatnie gładzić.
-Przecież będziesz dalej ze mną- wyszeptał co sprawiło, że moje serce zabiło szybciej.
-Ćpałeś dwa dni temu- powiedziałam, a moje tęczówki spotkały się z ciemnymi tęczówkami chłopaka.
-Dlatego, że tu jestem, to miejsce jeszcze bardziej mnie do tego namawia- wypowiedział każde słowo z takim spokojem i opanowaniem, że nawet nie wiem czy to Justin czy osoba której całkowicie nie znam...
-Porozmawiam jutro z panią Scott- mruknęłam w końcu dając się namówić szatynowi. Moje usta w jednym momencie zostały zaatakowane przez usta szatyna, zaśmiałam się cicho. Można powiedzieć, że w tej chwili byłam szczęśliwa? Tak chyba byłam szczęśliwa chodź czułam, że popełniam największy błąd jaki mogłabym kiedykolwiek popełnić.

                                                         Pieprzyć to.

-Lucy!- wołanie mamy dotarł do moich uszu, od razu kiedy tylko zamknęłam za sobą drzwi wejściowe. Przymrużyłam lekko powieki. Czy nie mogę mieć chwili spokoju? Zdjęłam swoją skórzaną kurtkę po czym odwiesiłam ją na stojak.

-Hm?- mruknęłam na tyle głośno żeby moja mama mnie usłyszała i rzuciłam w kąt swoje czarne trampki.
-Chodź na sekundkę- wywróciłam oczami i skierowałam się w stronę salonu. Byłam cholernie zmęczona dzisiejszym dniem, a na dodatek jak słyszę "Chodź na sekundę" od mamy to uwierzcie mi, to wcale nie jest sekundka, ani dwie... Kiedy zerknęłam na kanapę na której siedziała rodzicielka i mojego tatę który dziwnie się na mnie patrzał poczułam, że chyba nasza rozmowa nie skończy się za dobrze.
-Usiądź- nakazał tata, ale ja od razu pokręciłam przecząco głową.
-O co chodzi- zapytałam krzyżując ręce na piersiach.
-Usiądź, porozmawiamy- tym razem odezwała się mama. Co jest z nimi nie tak?
-Postoję, co się stało?- warknęłam, a mój żołądek zaczął się nie przyjemnie ściskać. Tak, to na pewno nie będzie przyjemna rozmowa.
-Do cholery Lucy!- krzyknął mój tata nagle przez co lekko się wzdrygnęłam.
-Mike- skarciła go mama powoli wstając z beżowej kanapy.
-Mamo, co się dzieje- niemalże pisnęłam. Nienawidziłam takich sytuacji, rodzice są niby źli, zdenerwowani i przedłużają rozmowy jeszcze bardziej trzymając mnie w niepewności, a tym razem czułam, że nie wytrzymam bo za chuj nie wiedziałam co jest grane!
-Co się dzieje?- zakpił tata mocno rzucając na szklany stolik jakąś gazetę. Przełknęłam głośno ślinę i opuściłam dłonie wzdłuż ciała. Spojrzałam najpierw na mamę która jakby za wszelką cenę chciała uniknąć ze mną kontaktu wzrokowego i na tatę który również się z tym nie ukrywał. Zrobiłam kilka niepewnych kroków i drżącymi rękoma chwyciłam gazetę. Moje serce biło jak szalone, a w myślach odtwarzałam setki różnych wydarzeń. Kiedy zerknęłam na pierwszą stronę nowojorskiej gazety mój żołądek ścisnął się nieprzyjemni, poczułam jak momentalnie robi mi się gorąco, a ręce jak i całe ciało zaczyna drżeć.

Nastolatka zamieszana w zabójstwo 47-letniego ochroniarza? 
Co Bieber jeszcze skrywa przed policją? 

-J-a- wydukałam tylko te dwie głupie litery, więcej nie byłam w stanie. Błagam, proszę, niech okaże się, że jestem w jakieś pieprzonej ukrytej kamerze i zaraz wszystko okaże się, że to tylko chory żart. Spojrzałam niepewnie na mamę która nawet nie wiem kiedy ponownie zajęła miejsce na kanapie, a wzrok miała wbity w tatę, a tata.. niestety we mnie. Jego mrożące spojrzenie sprawiało, że czułam się jak najgorzej. 

-Przysięgam- powiedziałam załamanym i ochrypłym głosem, ponownie patrząc na swoją rodzicielkę która nawet nie drgnęła o centymetr.
-Wytłumacz nam to czemu do cholery jest na okładce- odezwał się nagle tata. Mogłam się domyślić, że z trudem opanowuje złość jaka go ogrania, sama nie powiem... ja też jest mega wkurzona jak i jeszcze bardziej zaszokowana. Skąd w ogóle wzięłam się na okładce tej głupiej prasy!




-Pani Darling?- jeden z policjantów obrócił się na fotelu w moją stronę. Spojrzałam na mężczyznę. 
-Już jesteśmy- stwierdził. Wyjrzałam przez okno i faktycznie, mogłam zauważyć duży niebieski szyld "komisariat policji- Nowy Jork". Skoro policjant musiał mnie o tym poinformować pewnie stoimy tu jakiś czas. Czułam jak pale się ze wstydu. Idiotka ze mnie. Posłałam blady uśmiech mężczyźnie po czym wysiadłam z radiowozu. Tak w ogóle jak wsiadałam do samochodu przed szkołą otrzymałam parę ciekawskich spojrzeń uczniów. Pewnie będą gadać, jak zwykle z resztą. 
Od razu niedaleko przy głównym wejściu dostrzegłam elegancko ubraną brunetkę z mikrofonem w ręce i dwóch mężczyzn. Jeden z nich trzymał kamerę i z pewnością nagrywał kobietę, a drugi aparat. Kiedy jeden z nich ten z aparatem spojrzał w moim kierunku, uniósł sprzęt i najzwyczajniej w świecie zrobił mi zdjęcie.


Gazeta w jednym monecie wypadła mi z rąk i upadła z szelestem na podłogę. Jak ja mogłam być taka głupia i się wcześniej nie zorientować, że są tam ludzie i z telewizji i z gazety i, że te całe zeznanie będzie cholernie ryzykowne? Jak ja w ogóle mogłam wtedy nie zareagować! Gdybym jakoś zareagowała, nie było by tego pieprzonego artykułu, mnie na okładce i rodziców którzy teraz dowiedzą się z kim ostatni czas spędza ich ukochana córeczka. 
-Mogę wam wszystko wytłumaczyć- powiedziałam w końcu z trudem powstrzymując łzy cisnące mi się do oczu. Nie płacz, nie płacz, Lucy, tylko nie płacz. 
-Musisz na to wszystko wytłumaczyć- poprawiła mnie szybko mama i obróciła lekko głowę żeby na mnie spojrzeć. Mogłam od razu dostrzec w jej oczach zły, w końcu jej grzeczna córeczka okazała się całkiem inna.
-On cię czegoś zmusza, powiedz kochanie, szantażuje cię?- zaczęła powoli wstając z kanapy i podchodząc do mnie.
-Nie, mamo uspokój się- szybko jej przerwałam, przecząc i zrobiłam kilka kroków w tył. 
-Justin nie jest żadnym mordercą- powiedziałam na co tata od razu wybuchł śmiechem, a ja poczułam się jeszcze gorzej. 
-Lucy, co ty wygadujesz- skarciła mnie mama sama nie wierząc w moje słowa, szczerze? Ja też nie byłam ich pewna na sto procent, no ale po jaką pieprzoną cholerę Justin miałby kogoś zabijać w ośrodku i na dodatek u siebie w pokoju? Boże, jak to w ogóle brzmi! To wszystko jest tak cholernie nierealne, a ja teraz będę musiała z całych sił przekonać rodziców do Justina, że nie ma nic wspólnego z tym całym morderstwem i, ze jest niewinny. Bo jest.. prawda? 
-Prawdę mamo

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Halo! Jest ktoś tu jeszcze:/?