niedziela, 2 sierpnia 2015

13. "Monster"

Przepraszam, za błędy jeśli jakieś się pojawią.
Miłego czytania xx

~~~~~~~~~~~~~~~~

                                                              Justin's POV

-Bieber, Bieber, co za niespodziewana niespodzianka- od razu gdy przekroczyłem próg starego magazynu usłyszałem głos kompletnie zajaranego i pewnie zalanego w trzy dupy Jamesa. Mruknąłem tylko ciche "Siema" , minąłem pomieszczenie w jakim znajdował się brunet i no cóż... strzykawki. Przeszedłem przez dość sporą dziurę w ścianie. Mój wzrok od razu napotkał moich znajomych. 
-Proszę, kto nas zaszczycił swoją obecnością- zaśmiał się Ashton i wstał z kanapy odkładając puszkę piwa na podłogę.  
-Ta- mruknąłem i przywitałem się z kumplem. Opiszę wam w skrócie osoby którymi otaczałem się na co dzień. James- typowy ćpun. Ashton- starszy brat Jamesa, ćpun. Ryan- mój chyba jedyny prawdziwy przyjaciel, no i zgadnijcie kim jest. Ćpunem. Zaskoczeni? Bo ja niespecjalnie. No i Angie- dobra przyjaciółka która przez jakiś czas starałem się odciągnąć od tego całego bagna w jakim siedzimy wszyscy po uszy, ale pokusa zaznania tego wspaniałego stanu który wprowadza cię w całkiem inny świat była najwidoczniej silniejsza. A no i ja Justin- ćpun. Tak bardzo nienawidziłem tego słowa i jak ktoś mnie tak nazywał,ale z czasem udaje ci się mieć na to wyjebane. 
-Radziłabym ci okraść jeszcze z dwie staruszki, dziadka w parku i napaść na sklepik z fajkami. Myślę, że to by była już wystarczająca ilość problemów od naszej kolekcji. Hm?- zażartowała szatynka i upiła łyk alkoholu ze szklanej butelki po czym zajęła miejsce między Ashtonem i Ryanem. Echem po sporym pomieszczeniu rozniosły się śmiechy chłopaków. Mi jakoś nie było do śmiechu. Ci debile siedzą w tym opuszczonym magazynie, piją bez opamiętania i biorą dragi kiedy im się to spodoba, a ja muszę siedzieć w jakimś jebanym ośrodku i codziennie widywać się z tą brąz suką. Nikt, nigdy w życiu nie irytował mnie tak jak ona. Chociaż czasami dopadają mnie wyrzuty sumienia przypominając sobie jak ją uderzyłem. To niemożliwe ponieważ Justin Bieber nie ma uczuć, a tym bardziej poczucia winy. 
-Chcesz dołączyć?- warknąłem. Mój wzrok przeleciał po całym pomieszczeniu zatrzymując się i przyglądając wyrażą twarzy przyjaciół. Całe rozbawienie w jednej chwili z nich wyparowało i teraz wyglądali na zmarnotrawionych i zaniepokojonych. 
-Kto umarł?-rzuciłem i zajął swoje stare miejsce na starym fotelu naprzeciwko kanapy którą zajmowali. 
-Mamy złe wieści- zaczął Ashton i odchrząknął. Nigdy nie widziałem ich w takim stanie. Musiało się stać coś bardzo ważnego skoro milczą ze wzrokiem wbitym w swoje buty. 
-Jakie- syknąłem i ponownie przeleciałem wzrokiem po przyjaciołach.
-Zayn cię wygryzł- odparł Ryan po chwili ciszy. Znieruchomiałem. Spiąłem wszystkie swoje mięśnie czując jak złość powoli bierze górę. 
-Że co kurwa?- syknąłem. Chyba nigdy w życiu nie byłem tak zaskoczony jak i wkurwiony. 
-Nie ma cię, siedzisz ciągle w tym jebanym gównie i masz już dużo problemów na głowie. Kiedy ostatni raz kontaktowałeś się z Johnem?- wyrzuciła z siebie Angie spoglądając na mnie ukradkiem, a później ponownie biorąc łyka alkoholu. 
-Wyjechał z Nowego Jorku- mruknąłem i wbiłem wzrok w ścianę przed sobą. 
-Dwa tygodnie temu Justin. Mieliście się spotkać pare dni temu i dowieść nam towar, nie pojawiłeś się, ale za to Zayn to zrobił...- wypuściłem powietrze ze świstem po tym jak Ryan urwał swoją wypowiedź i spojrzał na mnie.- John powiedział, że jeśli Zayn będzie "na czele"- zrobił cudzysłów w powietrzu.- będziemy mieli dostęp do towaru dwa razy częściej niż jak ty będziesz- teraz nie byłem zaszokowany. Byłem tak wkurwiony, że mógł bym i to nawet z największą przyjemnością i uśmiechem na ustach zabić kogoś: John czy Zayn. Może ich obu? Mogłem się w sumie domyśleć, że mój pobyt w ośrodku prędzej czy później wpłynie na nasze interesy z tym skurwysynem. Nikt nie wkurwiał mnie jak John, nawet nie, jak Zayn. Ten jebany sukinsyn zawsze musi gdzieś wpierdolić swoje nieproszone dupsko. Tak jak to zrobił mniej więcej na imprezie. 
-Przykro nam stary- powiedział Ashton przerywając dość niezręczną i gorącą ciszę między nami. Wstałem momentalnie z kanapy i wziąłem pierwsze lepsze piwo które stało na podłodze i rzuciłem nim z całej siły o ścianę za starą kanapą. Cichy pisk wydobył się z ust Angie. 
-I wybraliście jakiegoś zasranego dupka z "najlepszym towarem" niż własnego przyjaciela!- ryknąłem i wziąłem kolejną szklaną butelkę z trunkiem która również rozbiła się z ogromnym hukiem na ścianie. 
-Justin, uspokój się- brunetka zerwała się z kanapy i podeszła do mnie chwytając moją rękę która sięgała po kolejną butelkę. 
-Jak mam się kurwa uspokoić?- splunąłem i zanim dziewczyna się zorientowała, trzecie piwo rozprysnęło się na stare blaszane ściany magazynu. 
-Wyjdziesz z ośrodka, wrócisz tu. Jesteś nam potrzeby, wiesz?- zaczęła dziewczyna, ale ja kompletnie olewałem jej gadanie. Rozsadzało mnie od środka. Złość, gniew, ból, niedowierzanie, szok. To wszystko i nawet więcej krążyło po mojej głowie. Znikało i wracało z podwójną siłą. Kiedy chciałem otworzyć usta by coś powiedzieć, Angie mnie wyprzedziła. 
-Zawsze chroniłeś mnie, odciągałeś od tego całego gówna i za nic w świecie nie pozwoliłeś mi się stoczyć jak przykładowo James- ostatnie słowa wymówiła szeptem. Ashton nie lubi kiedy wspomina się o sytuacji jego brata. 
-Angie..- zacząłem, ale od razu brunetka przymknęła moje usta dotykające je swoją małą dłonią. 
-Kim jest ta dziewczyna?- zapytała kompletnie zbijając mnie z tropu. 
-Jaka dziewczyna?- uniosłem brwi do góry i spojrzałem na nią.  
-Justin, jakbyś był "starym Justinem" to od razu dorwałbyś się do tego- wskazała głową na wysoki żelazny stół na którym od razu zauważyłem małe saszetki z białym znanym mi dobrze proszkiem. Szczerze mówiąc miała po części racje, nawet tego nie zauważyłem.  
-Przestań Angie, nie ma żadnej dziewczyny i nigdy nie będzie, a tym- wskazałem głową podobnie jak brunetka na początku- tym się później zajmę. 
-Stary Justin zrobiłby to od razu- mruknęła i wbiła wzrok w podłogę. Wywróciłem oczami. To to w ogóle za podział "Stary Justin"? To teraz jestem niby kim? "Nowym Justinem" Nie. Nadal jestem tym samym Justinem co byłem przez całe moje życie. Tym bez uczuć który ma wyjebane na wszystko. 
-Muszę iść- mruknąłem i wycofałem się do tyłu łapiąc krótki kontakt wzrokowy z Ashtonem, później z Ryanem i na sam koniec z Angie. Kiwnąłem na pożegnanie szczerze mówiąc obojętnie w stronę kanapy i udałem się do wyjścia. Kiedy już miałem przejść przez dziurę poczułem drobne ręce oplatające mnie w talii. Uśmiechnąłem się momentalnie pod nosem. Chyba jedyną osobą którą obdarowywałem małymi uczuciami to właśnie drobna, o wiele niższa ode mnie brunetka z zielonymi oczami, która była i w sumie jest dalej dla mnie chyba najważniejsza. Chodź wybierając pomiędzy narkotykami, a nią, wybrałbym to pierwsze.
-Pogadamy z Zaynem, ja osobiście postaram się pogadać z Johnem, wiesz chyba mu się podoba- na słowa dziewczyny oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Fakt, coś w tym było. Kiedy odpierałem towar John często pytał o Angie.
-Wrócisz tu jeszcze, jasne?- zapytała. Chodź byłem obrócony tyłem do Angie mogłem sobie wyobrazić nagły błysk nadziei w jej oczach.  
-Za wszelką cenę- powiedziałem i obróciłem się przodem do dziewczyny która od razu wtuliła się w mój tors. 
-Pamiętaj- powiedziała kiedy wycofała się tyłem w stronę chłopaków, a ja w stronę wyjścia. 
-Każdy największy potwór ma serce. 

                                                          Lucy's POV 

-Jeśli szukasz Justina to jest na zewnątrz- przyjazny głos Em dotarł do moich uszu kiedy tylko chciałam pociągnąć za klamkę od drzwi za którymi znajduje się pokój Justina. 
-Idealne wyczucie czasu- zaśmiałam się i podeszłam do blondynki stojącej w połowie długiego korytarza. 
-Chodź, zaprowadzę cię- zaproponowała na co przytaknęłam lekko głową i po chwili obie ruszyłyśmy w mniej znanym mi kierunku. Kojarzę to miejsce tylko z tego jak Emily pierwszy raz mnie oprowadzała po ośrodku. 
-Wiesz, ostatnio w ogóle nie poznaję Justina- parsknęła śmiechem, ja po chwili również.
-Dlaczego?- postanowiłam, że pogłębię jego temat który pomimo wszystkiego nadal mnie bardzo interesował. 
-Tabletki które teraz dostaje, zastępują mu heroinę...- kiedy chciała dokończyć, szybko jej przerwałam, bo na myśl nasunęło mi się pytanie o które ciągle zapominałam się zapytać. 
-Dlaczego tak w ogóle Justin siedzi w ośrodku, przecież nie jest tu za darmo, prawda?- zapytałam i zmarszczyłam lekko czoło. Przecież, z tego co wiem żadem ośrodek nie oferuje darmowych terapii i pobytu przede wszystkim. Emily nagle przystanęła i kurczowo ścisnęła niebieską teczkę którą trzymała przy swoim boku. 
-Dobrze, że pytasz o to mnie, a nie samego Justina- zaśmiała się krótko i ruszyła gwałtownie do przodu. Sama dopiero po chwili zorientowałam się, że jestem daleko w tyle i dogoniłam szybko blondynkę. Bez najmniejszego słowa przekroczyłyśmy próg już otworzonych drzwi, a mnie trochę zamurowało. Od razu można było dostrzec sporą fontannę z której spływała woda i masę kwiatów. Muszę przyznać, że tu było po prostu pięknie. Alejki kręcące się wokół drzwi i krzewów. Naprawdę ktoś musi o to solidnie dbać. 
-Justin powinien gdzieś tu być- powiedziała i posłała mi ciepły uśmiech. Chciałam już zatrzymać Emily i przypomnieć jej moje pytanie, które zadałam niedawno, ale zobaczyłam ją jak wchodzi po schodkach na górę, a potem zniknęła za szklanymi drzwiami ośrodka. Super.  

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Myślałam, że nie uda mi się sprawdzić tego rozdziału. Masakra...no, ale na szczęście mi się udało. 
Co sądzicie? Mam nadzieję, że wam się spodobał... uhg, sama nie wiem. 
                                                        
                                                          Komentujcie!

8 komentarzy: