środa, 12 sierpnia 2015

16. "Don't go"


                                                             Justin's POV   

Wychodząc z magazynu od razu zarzuciłem na głowę kaptur swojej czarnej bluzy i przetarłem kciukiem lekko zaschniętą krew z mojej dolnej wargi. Nie, nie zabiłem tego skurwysyna, chodź miałem na to cholerną ochotę, po prostu przywaliłem mu kilka razy i jak widać jest jeszcze większą cipą niż przypuszczałem. Zaśmiałem się pod nosem przypominając sobie tą całą sytuację. Poczułem nagle krople deszczu na twarzy i przyspieszyłem kroku. Zamarłem kiedy zobaczyłem przejeżdżający nagle obok mnie wóz policyjny. Na szczęście pojechał dalej. Odetchnąłem z ulgą i jeszcze raz obróciłem się w stronę magazynu. Miałem racje, że prędzej czy później gliny się tam zjawią. Nowy Jork jest ogromy, nie oszukujmy się i jest tu pełno starych magazynów, ale zostałem złapany akurat tam kilka razy na między innymi na ćpaniu więc chyba wzięli sobie to miejsce do serca. Skręciłem w jedną z uliczkę i ruszyłem w dobrze znanym mi kierunku. 

                                                              Lucy's POV

Zakręciłam kurek i wyszłam z pod prysznica. Od razu owinęłam swoje ciało ręcznikiem, zawiązując go nad biustem i zaczęłam tym razem od rozczesania swoich mokrych włosów. Byłam zbyt rozkojarzona i w sumie sama nie wiedziałam co robię. Oczywiście próby znalezienia Justina okazały się trudniejsze niż myślałam. To Nowy Jork, Lucy. Wypuściłam powietrze ze świstem i zaczęłam wycierać swoje ciało puchatym ręcznikiem. Zmazałam jeszcze resztki tuszu, znajdujące się pod moimi oczami, ubrałam piżamę która składała się z bielizny oczywiście, bez stanika. Kto śpi w staniku? i większej koszulki. Woda która skapywała z moich włosów, mocząc mi przy tym koszulkę trochę mnie irytowała, ale nie miałam już siły ich suszyć. Wyszłam z łazienki gasząc światło. Rzuciłam wcześniejsze ubrania na krzesło i spojrzałam w stronę okna. Moje serce podeszło mi momentalnie do gardła kiedy zobaczyłam, że ktoś przy nim stoi. Ciało kompletnie zesztywniało, a nogi odmówiły posłuszeństwa. Nie wiem dlaczego tak zareagowałam, powinnam krzyczeć, piszczeć i przede wszystkim rzucić się pędem w stronę drzwi i...i zadzwonić na policję, ale zobaczyłam kim jest ta osoba. Moje ciało jeszcze bardziej zamarło, a żołądek nieprzyjemnie się zacisnął kiedy do nozdrzy dostał się zapach męskich, dobrze znanych mi perfum.
-Co t-ty tu robis-sz?- wydukałam i przełknęłam głośno ślinę. 
-Odwiedzam cię- mruknął szatyn, stojąc dalej w tym samym miejscu.
-Jeśli rodzice cię zobaczą, to..
-Przyszedłem tylko na chwilę- powiedział jakby od niechcenia i tym razem zrobił kilka kroków w moim kierunku. Przez półmrok panujący w pokoju nie byłam w stanie za bardzo się mu przyjrzeć, ale wystraszyło to żebym dostrzegła ogromne rozcięcie na jego dolnej wardze. Nawet się nie zorientowałam kiedy Justin znajdował się centralnie przede mną. Miał mnie na wyciągnięcie ręki.
-Jeśli chodzi o to co...- znów mi przerwał. 
-Wierzysz im?- zapytał, a jego ciemne tęczówki spotkały się z moimi. Mogłam teraz przyjżeć się dokładniej szatynowi przez to, że znajdował się dosłownie kilka milimetrów ode mnie, a jego ciepły oddech otulał co jakiś czas moje wargi. 
-Justin- zaczęłam.- wiesz jak to wygląda- mruknęłam i potarłam dłonią swoje ramie. W pokoju było zimno przez okno które zostało otworzone na oścież. Szatyn tylko przeniósł wzrok na nie, a potem znowu na mnie.
-Wierzysz, że to ja?- olał całkowicie moje wcześniejsze słowa. Byłam rozdarta, jak chyba nigdy dotąd. Co ja mam mu odpowiedzieć? Tak? Logiczne, że się zdenerwuje.
-Nie wiem- mruknęłam i zerknęłam na niego.
-Tak czy nie, Lucy do cholery!- warknął głośno.
-Ciszej- pisnęłam.- obudzisz rodziców- również na niego warknęłam. Między nami nastała chwila ciszy. Chłopak stał i mrożącym spojrzenie wpatrywał się w mnie. Cholernie tego nienawidziłam. 
-Nie mam pewności, że to ty, ani nie mam pewności, że to nie ty- powiedziałam przerywając dosyć uciążliwe i niezręczne milczenie. Justin wciąż milczał.
-Co teraz?- zapytałam i usiadłam na łóżku przegryzając niekontrolowanie dolną wargę. W odpowiedzi otrzymałam tylko ciche prychnięcie. Wywróciłam momentalnie oczami. 
-Skąd mam to wiedzieć- mruknął.
-Nie możesz trafić do więzi...
-Nie trafie- syknął i przetarł dłonią twarz po czym również zagryzł swoją wargę. Spoliczkowałam się w myślach przez to, co teraz sobie wyobraziłam. Ogarnij się.
-Na razie- dokończył z lekkim zawahaniem i spojrzał na mnie. Nagle wstałam z łóżka i podeszłam do Justina który posłał mi zdezorientowane spojrzenie. Stanęłam jak najbliżej mogłam i dotknęłam dłonią jego miejscami posiniaczonego policzka. Nie musiałam długo się zastanawiać skąd to wszytko ma, nic nie powiedziałam, nie chciałam się wtrącać. Pomimo mojego dotyku i bliskości nadal był jakby obojętny.
-Muszę wiedzieć- zaczęłam ściszonym głosem.- to ty zamordowałeś tego ochroniarza?- zapytałam poważnym tonem patrząc mu w oczy. Jego tęczówki ponownie spotkały się z moimi.
-Nie.- odpowiedział po chwili. Przegryzłam wnętrze policzka. Potem stało się coś niezwykłego? Usta szatyna spotkały się z moimi. Sama nie wiem kto pierwszy wykonał nagły ruch, ale się cieszę. Nie wiem, brakowało mi tego, chodź to było całkiem bez sensu. Jak to oklepanie brzmi. 
-Wierze ci- wyszeptałam chwilowo przerywając dość namiętny pocałunek. Kiedy tylko nasze wargi ponownie się ze sobą spotkały, przez moje ciało przeszły przyjemne ciarki. Nigdy nie myślałam i nawet nie wierzyłam w to, że można tak reagować na czyjś dotyk. To wspaniałe, ale zarazem cholernie przerażające. Teraz Justin przeniósł swoje usta na moją szyję. Czułam, jak całuje dosłownie każdy milimetr mojego ciała. Ssał, przegryzał, lizał, całował moją skórę, przy okazji zostawiając pełno mokrych śladów, a ciche jęki jakie wydobywały się przez moje lekko rozchylone wargi jeszcze bardziej go nakręcały. I mogły w każdej chwili obudzić moich rodziców. Pieprzyć to.
-Ju-ustin- jęknęłam kiedy usta szatyna zaczęły wędrować wyżej, a jego dłonie nawet nie wiem kiedy znalazły się pod moją koszulką.
-Hm?- mruknął odrywając się od mojej skóry żeby później przystąpić do całowania mojej szczęki, po czym znów złączył nasze usta. Jego dłonie dalej błądziły pod moja koszulką, o dziwo, omijając moje piersi. To co się teraz działo w mojej głowie było jak tornado. Miałam kompletny mętlik który łącząc się z pragnieniem jakie rosło z każdą chwilą powodował jeszcze większe dreszcze.
-Nie przestawaj- wysapałam i przegryzłam jego dolną wargę, tak jak on kiedyś to zrobił. Mój żołądek momentalnie zacisnął się, a z ust wydobyło się ciche mruknięcie kiedy Justin odsunął się ode mnie. 
-Proszę- wyszeptałam zagryzając wargę. Wciąż miałam przymknięte powieki i chyba musiało to wyglądać dość komicznie, bo szatyn cicho się zaśmiał, ale nie obchodziło mnie to. Potrzebuję go, uzależnił mnie od swojego dotyku, siebie, nie wytrzymam bez niego. Pieprzyć wszystko, terapię, muszę go mieć przy sobie.
-O co prosisz?- powiedział dość poważnym tonem i dotknął swoją ogromną dłonią mojego policzka, przejeżdżając delikatnie kciukiem bo pewnie opuchniętej i rozchylonej wardze.
-Nie idź- powiedziałam zachrypniętym głosem i spojrzałam w jego tęczówki które zrobiły się jaśniejsze niż zwykle były. W odpowiedzi otrzymałam tylko głośne westchnięcie.
-Przyjdź jutro do ośrodka- powiedział i uśmiechnął się. Za ten uśmiech można zabić. Poczułam nagłą chęć rozpłakania się kiedy ponownie zostałam sama. Nie wiem dlaczego, mój wzrok padł na tablice korkową, która wisiała nad biurkiem. Widniało na niej dużo zdjęć moich z Madison, kilka zdjęć z wakacji, rodziców no i Luka. Podeszłam powoli do niej i bliżej przyjrzałam się po kolei pięciu zdjęciom z naszych wspólnych wypadów jakie odbyły się w przeciągu tych miesięcy. Ponownie naszły mnie wyrzuty sumienia. Przetarłam szybko dłonią łzy które zaczęły spływać mi po policzkach. 
-To bez sensu- mruknęłam sama do siebie i udałam się w stronę łóżka. Naciągnęłam kołdrę aż po samą szyję i jedną ręką zgasiłam lampkę która znajdowała się na szczęście przy łóżku. Przymknęłam powieki i chcąc czy nie chcą zaczęłam myśleć o dziwo o Luku. O tym jak pierwszy raz się spotkaliśmy na imprezie którą urządziła Madison. O naszych wspólnych chwilach i również o kłótniach których bądź co bądź nie brakowało. Mówiłam już, że jestem rozdarta? Powtarzam się? Oh, chyba tak. Sama już nic nie mogę nic zrozumieć. Straciłam kontrolę nad własnym życiem. 


~~~~~~~~~~~~~~~~~~ 
Hej misie! Jak rozdział? Jucy, Jucy forever❤️❤️ Aw, kocham ich! 

JEŚLI PRZECZYTAŁEŚ ZOSTAW PO SOBIE.KOMENTARZ. MOTYWUJE MNIE ON DO DALSZEGO PISANIA! 

Much love i do następnego! 


10 komentarzy:

  1. niech zapomnij o tym Luku i bedzie z Justinem, a co do rozdziału to świetny jak każdy! nie mogę sie doczekać nastepnego

    OdpowiedzUsuń
  2. cudowny rozdział mam wrażenie że tylko Lucy będzie po stronie Justina

    OdpowiedzUsuń
  3. Kolejny super rodział ^^ Uwielbiam to opowiadanie :D Prosze dodaj jak najszybciej kolejny ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekam z niecierpliwością na następny :)

    OdpowiedzUsuń