Minął tydzień. Okrągłe 7 dni przez które nie mogłam się na niczym skupić. Oczywiście Luke to zauważył i zrobił awanturę, że go zdradzam. Cokolwiek. Przez 7 dni nie pojawiłam się w ośrodku. Emily pisała mi żebym na razie nie odwiedzała Justina. Szybko się denerwuje, jest porywczy i znów mało co nie pozabijał ochroniarzy. Prawdopodobnie grozi mu więzienie tylko jak wyjdzie z ośrodka.Czytałam o jego przestępstwach, drobnych przewinieniach i przyznam szczerze, że sama jakbym była sędziom bym tak zadecydowała. Ogólnie myślałam, że jak opowiem o tym Madison oczywiście pomijając rzeczy typu uderzenie i całowanie to mi chodź trochę pomoże się uporać z tą sprawą. Powiedziała jedynie żebym z niego zrezygnowała i, że nie warto. Oh, gdzieś to już słyszałam. Postanowiłam, że mu pomogę i to zrobię, nawet jeśli jest to w jakimś stopniu niebezpieczne i ma to wpłynąć na moją psychikę.
-Jest Justin?- zapytałam od razu kiedy napotkałam blondynkę krążącą po holu z arkuszami papierów.
-Lucy, hej. Mówiłam ci, że...- moje serce waliło jak szalone, kompletnie olałam słowa dziewczyny.
-Proszę, tylko odpowiedz- jęknęłam zdesperowana i posłałam błagające spojrzenie Emily.
-Tak, ale...- ignorując ją skierowałam się w stronę pokoju Justina. Wiem, że to co zrobiłam było niekulturalne, ale poprzez wzrastającą z każdą sekundą adrenalinę było mi trudno zapanować nad swoimi emocjami.
Pociągnęłam za klamkę i weszłam do środka.
-Justin?- zawołałam. W odpowiedzi otrzymałam tylko ciszę.- Justin- zawołałam głośniej i rozejrzałam się po pustym pomieszczeniu. Momentalnie odskoczyłam kiedy poczułam dużą dłoń na swojej talii. Spojrzała w kierunku drzwi od łazienki w których stał chłopak. Jego źrenice były lekko rozszerzone, a oczy zakrwawione. To niemożliwe żeby Justin Bieber płakał.
-Czego chcesz?- syknął. Wzdrygnęłam się na jego ton głosu. To jak teraz wyglądał, jego oczy. Wyglądał jak wrak człowieka. Poczułam delikatne ukłucie w sercu. Kiedy uchyliłam usta żeby odpowiedzieć szatynowi, przymknęła je. Miałam kompletną pustkę w głowie, ale zarazem chciałam mu tyle powiedzieć. Chce mu pomóc, ale on to za każdym razem odrzuca i zachowuje się jakby nie miał serca. Jego mrożące krew w żyłach spojrzenie wyraża wszystkie emocje jakie ukrywał przez ten czas.
-Chcę ci pomóc- powtórzyłam to co powiedziałam mu wtedy u mnie w domu. Jego mięśnie się spięły. Gdyby jednym spojrzeniem zabijał, byłabym już dawno martwa.
-Dlaczego. Ci. Kurwa. Tak. Na. Tym. Zależy. I. Nie. Dociera. Do. Ciebie. Że. Kurwa. Nie. Chcę. Twojej. Zasranej. Pomocy- powiedział śmiertelnie poważnym tonem. Każde słowo wymówił powoli i wyraźnie. Rozum podpowiadał mi żebym dała sobie spokój, że i tak nie mam szans, ale serce chce czego chce.
-Potrzebujesz jej- wyszeptałam. Justin zrobił krok w moją stronę. Przełknęłam narastającą gule w gardle.
-Wiesz czego teraz potrzebuje?- warknął. Skinęłam lekko głową. Wiedziałam co odpowie.- działki, potrzebuję tej pieprzonej działki- z każdym słowem jego ton głosu robiło się ostrzejszy, a jego szczęka aż pulsowała z braku heroiny w jego organizmie.
-Twój organizm jej potrzebuje- zaczęłam trochę niepewnym głosem. Justin jest nieprzewidywalny, a nie chcę znów mieć kolejnych siniaków i ran.- ty wcale tego nie potrzebujesz- o dziwo dał mi dokończyć zdanie.
-To cię niszczy, za każdym razem od nowa. Justin, to cię kiedyś zabije- wyszeptałam i poczułam jak łza spływa po moim policzku i bezwładnie spada na koszulę.
-Nie znasz mnie, ani mojego jebanego życia- powiedział nie zmieniając swojego tonu. Zrobił kolejny krok w moim kierunku co sprawiło, że nasze klatki piersiowe praktycznie się ze sobą stykały.
-To pozwól mi je poznać- szepnęłam. Staliśmy przez chwilę w ciszy wpatrując się w siebie. Jego wzrok błądził po mojej twarzy, jakby czekając na coś. Nagle dłoń chłopaka znalazła się mojej twarzy przecierając kolejne łzy. Przez moje ciało przeszły dreszcze spowodowane jego nagłym dotykiem. Przez cały tydzień na to czekałam.
-Wyjdź- szepnął mi chłodnym głosem wprost do ucha i momentalnie zabrał dłoń z mojego policzka. Znieruchomiałam. Za dużo emocji naraz, a ja myślałam, że zwariuję.
-C-oo?- wydusiłam po chwili ciszy. Ten człowiek jest nieprzewidywalny. Pokręciłam głową z niedowierzaniem.
-Słyszałaś, wyjdź- splunął. Boże Lucy, a ty wierzyłaś, że w końcu do niego dotarłaś. Wycofałam się lekko kręcąc głową i skierowałam w kierunku drzwi.
-Cholera- mruknęłam kiedy nie mogłam znaleźć karty, a bez karty nie otworzę tych głupich drzwi czyli nie wyjdę. Usłyszałam śmiech szatyna. Obróciłam głowę w jego stronę. Stał nadal w tym samym miejscu i z rozbawieniem mi się przyglądał. Zignorowałam go i ponownie zanurzyłam rękę w torebce, a raczej całą głowę. Kosmyki włosów utrudniały mi niemiłosiernie. Przerzuciłam włosy do tyłu i dalej błądziłam ręką szukając zguby.
-Szukasz tego?- usłyszałam głos chłopaka za swoich pleców. Zerknęłam w jego kierunku i spiorunowałam go wzrokiem, po czym spojrzałam na jego dłoń w której trzymał mały prostokątny papierek. Dopiero po chwili zorientowałam się, że trzyma rzecz której szukam.
-Skąd to masz?- wydukałam i rzuciłam na niego spojrzenie pełny nienawiści którą teraz do niego czułam.
-Musisz być bardziej rozgarnięta- zaśmiał się po czym zrobił krok w moją stronę dalej trzymając kartę w dłoni, perfidnie nią machając.
-Oddaj to Justin- syknęłam i wystawiłam rękę z nadzieję, że zrezygnuje z tych głupich gierek. W odpowiedzi otrzymałam tylko głośny śmiech chłopaka. Wywróciłam oczami.
-Oj, Lucy- wymamrotał i złapał ze mną kontakt wzrokowy który chciałam jak najszybciej przerwać. Nie chciałam ani na niego patrzeć, słuchać, w ogóle. Chciałam w tym momencie wrócić jak najszybciej do domu.
-Dam ci wybór- powiedział po chwili ciszy. Moje ciało momentalnie zesztywniało, a serce przyspieszyło tempa. To co się teraz dzieje wcale mnie nie bawiło, pomimo wszystkiego. Justin ma rację, nie znam ani jego życia, ani jego.
-Albo przyniesiesz mi działkę, albo..- przerwał i spojrzał na mnie z łobuzerskim uśmieszkiem.
-Albo?- pośpieszyłam go modląc się żeby druga opcja była lepsza.
-Albo się ze mną prześpisz.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej misie! Chciałam dodać rozdział trochę później, ale za bardzo was kocham <3!
Jak zawsze mam nadzieję, że rozdział ciekawy i wam się spodobał. Komentujcie! Im więcej komentarzy tym szybciej pojawi się kolejny rozdział.
P.S Tylko mnie na mnie nie krzyczcie, że urwałam w takim momencie, hahah.
P.S Dziękuję jeszcze raz za każdy miły komentarz! Cholernie się cieszę, że dużo osób to czyta no i mam nadzieję, że jeszcze więcej tylko po prostu nie komentują.
Hej ty, co nie komentujesz, a czytasz! Proszę o opinię o rozdziale!
Much love i do następnego! xx
-Jest Justin?- zapytałam od razu kiedy napotkałam blondynkę krążącą po holu z arkuszami papierów.
-Lucy, hej. Mówiłam ci, że...- moje serce waliło jak szalone, kompletnie olałam słowa dziewczyny.
-Proszę, tylko odpowiedz- jęknęłam zdesperowana i posłałam błagające spojrzenie Emily.
-Tak, ale...- ignorując ją skierowałam się w stronę pokoju Justina. Wiem, że to co zrobiłam było niekulturalne, ale poprzez wzrastającą z każdą sekundą adrenalinę było mi trudno zapanować nad swoimi emocjami.
Pociągnęłam za klamkę i weszłam do środka.
-Justin?- zawołałam. W odpowiedzi otrzymałam tylko ciszę.- Justin- zawołałam głośniej i rozejrzałam się po pustym pomieszczeniu. Momentalnie odskoczyłam kiedy poczułam dużą dłoń na swojej talii. Spojrzała w kierunku drzwi od łazienki w których stał chłopak. Jego źrenice były lekko rozszerzone, a oczy zakrwawione. To niemożliwe żeby Justin Bieber płakał.
-Czego chcesz?- syknął. Wzdrygnęłam się na jego ton głosu. To jak teraz wyglądał, jego oczy. Wyglądał jak wrak człowieka. Poczułam delikatne ukłucie w sercu. Kiedy uchyliłam usta żeby odpowiedzieć szatynowi, przymknęła je. Miałam kompletną pustkę w głowie, ale zarazem chciałam mu tyle powiedzieć. Chce mu pomóc, ale on to za każdym razem odrzuca i zachowuje się jakby nie miał serca. Jego mrożące krew w żyłach spojrzenie wyraża wszystkie emocje jakie ukrywał przez ten czas.
-Chcę ci pomóc- powtórzyłam to co powiedziałam mu wtedy u mnie w domu. Jego mięśnie się spięły. Gdyby jednym spojrzeniem zabijał, byłabym już dawno martwa.
-Dlaczego. Ci. Kurwa. Tak. Na. Tym. Zależy. I. Nie. Dociera. Do. Ciebie. Że. Kurwa. Nie. Chcę. Twojej. Zasranej. Pomocy- powiedział śmiertelnie poważnym tonem. Każde słowo wymówił powoli i wyraźnie. Rozum podpowiadał mi żebym dała sobie spokój, że i tak nie mam szans, ale serce chce czego chce.
-Potrzebujesz jej- wyszeptałam. Justin zrobił krok w moją stronę. Przełknęłam narastającą gule w gardle.
-Wiesz czego teraz potrzebuje?- warknął. Skinęłam lekko głową. Wiedziałam co odpowie.- działki, potrzebuję tej pieprzonej działki- z każdym słowem jego ton głosu robiło się ostrzejszy, a jego szczęka aż pulsowała z braku heroiny w jego organizmie.
-Twój organizm jej potrzebuje- zaczęłam trochę niepewnym głosem. Justin jest nieprzewidywalny, a nie chcę znów mieć kolejnych siniaków i ran.- ty wcale tego nie potrzebujesz- o dziwo dał mi dokończyć zdanie.
-To cię niszczy, za każdym razem od nowa. Justin, to cię kiedyś zabije- wyszeptałam i poczułam jak łza spływa po moim policzku i bezwładnie spada na koszulę.
-Nie znasz mnie, ani mojego jebanego życia- powiedział nie zmieniając swojego tonu. Zrobił kolejny krok w moim kierunku co sprawiło, że nasze klatki piersiowe praktycznie się ze sobą stykały.
-To pozwól mi je poznać- szepnęłam. Staliśmy przez chwilę w ciszy wpatrując się w siebie. Jego wzrok błądził po mojej twarzy, jakby czekając na coś. Nagle dłoń chłopaka znalazła się mojej twarzy przecierając kolejne łzy. Przez moje ciało przeszły dreszcze spowodowane jego nagłym dotykiem. Przez cały tydzień na to czekałam.
-Wyjdź- szepnął mi chłodnym głosem wprost do ucha i momentalnie zabrał dłoń z mojego policzka. Znieruchomiałam. Za dużo emocji naraz, a ja myślałam, że zwariuję.
-C-oo?- wydusiłam po chwili ciszy. Ten człowiek jest nieprzewidywalny. Pokręciłam głową z niedowierzaniem.
-Słyszałaś, wyjdź- splunął. Boże Lucy, a ty wierzyłaś, że w końcu do niego dotarłaś. Wycofałam się lekko kręcąc głową i skierowałam w kierunku drzwi.
-Cholera- mruknęłam kiedy nie mogłam znaleźć karty, a bez karty nie otworzę tych głupich drzwi czyli nie wyjdę. Usłyszałam śmiech szatyna. Obróciłam głowę w jego stronę. Stał nadal w tym samym miejscu i z rozbawieniem mi się przyglądał. Zignorowałam go i ponownie zanurzyłam rękę w torebce, a raczej całą głowę. Kosmyki włosów utrudniały mi niemiłosiernie. Przerzuciłam włosy do tyłu i dalej błądziłam ręką szukając zguby.
-Szukasz tego?- usłyszałam głos chłopaka za swoich pleców. Zerknęłam w jego kierunku i spiorunowałam go wzrokiem, po czym spojrzałam na jego dłoń w której trzymał mały prostokątny papierek. Dopiero po chwili zorientowałam się, że trzyma rzecz której szukam.
-Skąd to masz?- wydukałam i rzuciłam na niego spojrzenie pełny nienawiści którą teraz do niego czułam.
-Musisz być bardziej rozgarnięta- zaśmiał się po czym zrobił krok w moją stronę dalej trzymając kartę w dłoni, perfidnie nią machając.
-Oddaj to Justin- syknęłam i wystawiłam rękę z nadzieję, że zrezygnuje z tych głupich gierek. W odpowiedzi otrzymałam tylko głośny śmiech chłopaka. Wywróciłam oczami.
-Oj, Lucy- wymamrotał i złapał ze mną kontakt wzrokowy który chciałam jak najszybciej przerwać. Nie chciałam ani na niego patrzeć, słuchać, w ogóle. Chciałam w tym momencie wrócić jak najszybciej do domu.
-Dam ci wybór- powiedział po chwili ciszy. Moje ciało momentalnie zesztywniało, a serce przyspieszyło tempa. To co się teraz dzieje wcale mnie nie bawiło, pomimo wszystkiego. Justin ma rację, nie znam ani jego życia, ani jego.
-Albo przyniesiesz mi działkę, albo..- przerwał i spojrzał na mnie z łobuzerskim uśmieszkiem.
-Albo?- pośpieszyłam go modląc się żeby druga opcja była lepsza.
-Albo się ze mną prześpisz.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej misie! Chciałam dodać rozdział trochę później, ale za bardzo was kocham <3!
Jak zawsze mam nadzieję, że rozdział ciekawy i wam się spodobał. Komentujcie! Im więcej komentarzy tym szybciej pojawi się kolejny rozdział.
P.S Tylko mnie na mnie nie krzyczcie, że urwałam w takim momencie, hahah.
P.S Dziękuję jeszcze raz za każdy miły komentarz! Cholernie się cieszę, że dużo osób to czyta no i mam nadzieję, że jeszcze więcej tylko po prostu nie komentują.
Hej ty, co nie komentujesz, a czytasz! Proszę o opinię o rozdziale!
Much love i do następnego! xx
Omg! cudowny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńJeeju *,* rozdział przecudowny <3 jak mogłaś skończyć w takim momencie?! Dawaj szybko next bo umrę xD :')))
OdpowiedzUsuńWspaniały! Czekam na nn, dawaj szybko! :D
OdpowiedzUsuńgenialny :3
OdpowiedzUsuńCudo *-*
OdpowiedzUsuńRozdział ciekawy ... A ta końcówka? Awww *-* z niecierpliwością czekam na kolejny :D Przyniesie mu działkę czy dobrowolnie się z nim prześpi ? To żeś wykombinowała :D Pozdrawiam i do następnego! KC <3
OdpowiedzUsuńCo ty zrobiłaś. !?? Już nie Żyjesz Hahaha świetny do następnego
OdpowiedzUsuńJak mamy na ciebie nie krzyczeć? Przecież ja nie przeżyję! Jestem ciekawa czy wybierze drugą opcję. Do następnego xx
OdpowiedzUsuńCzemu w takim momencie no?! Ja to bym chciała żeby się z nim przespała, no bo co jej szkodzi? XD i tak się z nim już całowała więc myślę że to nie zrobi większej roznicy bo i ona go pragnie i on ją więc dla mnie wiesz XD
OdpowiedzUsuńBuzi
To jak on ją zmusi do przespania się czy co bez sens
OdpowiedzUsuńJustin jest nieobliczalny w tym opowiadaniu, poza tym Lucy sama może by się zgodziła, albo wybrała drugą opcję. W następnym rozdziale się okaże x
UsuńKiedy kolejny? ;))
OdpowiedzUsuńjutro, albo 25 x
Usuń<3 <3 <3
OdpowiedzUsuńJezu *-* Cudowny *-* Już nie mogę się doczekaç następnego rodziału *_* Uwielbiam to jak piszesz i całe to opowiadanie <3
OdpowiedzUsuń