niedziela, 19 lipca 2015

8. "Help"

Przechyliłam głowę i złączyłam moje usta z ustami szatyna w dość namiętny pocałunek. Oddał go również namiętnie jak ja to zrobiłam. Jednak teraz czułam, że ten pocałunek jest inny. Justin niemalże od razu przejechał językiem po mojej dolnej wardze, jednak kompletnie zmieniając taktykę, wziął ją w swoje zęby po czym delikatnie naciągnął i puścił, podobnie jak zrobił to z moim uchem. Byłam całkowicie opętana przez pragnienie, pragnienie jakie rosło z każdą sekundą. Przerażało mnie to, cholernie mnie to przerażało, ale nie mogłam nic, ale to nic z tym zrobić. Znów jego język spotkał się z moja wargą,  przegryzał ją mocniej w swoich ustach co spowodowała kolejny, tym razem głośniejszy jęknęłam. Wplątałam swoje palce we włosy chłopaka. Tym samym naparł mocniej swoim ciałem na moje. Był tak blisko mnie, że nawet kartka papieru by się pomiędzy nas nie wcisnęła. Moje plecy, aż krzyczały przez nacisk na ścinę za nimi. Poczułam jego język, zawzięcie szukający mojego. Kolejny jęk opuścił moje gardło, tym razem dostając się w usta szatyna. Jedną ręka zjechał na moje biodro, plecy, tyłek- była dosłownie wszędzie, a drugą chwycił moją głową i bardziej naparł na moje usta. 
-Juu-s-tin- wysapałam z ciągłym jękiem. To w jaki sposób dotykał mnie, całował, jego bliskość sprawiała, że chce się więcej i więcej i więcej. Usłyszałam tylko ciche mruknięcie z jego strony. Jego język ocierał się z siłą o mój, jakby bał się, że ostatni raz go dotyka. Ten pocałunek jest inny, uczuciowy. 
-Stop-wysapałam ponieważ w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka tylko gdy Justin wsunął dłoń pod moją koszulkę i powędrował w górę do zapięcia od stanika. Momentalnie odskoczył ode mnie i złapał ze mną kontakt wzrokowy który po chwili i tak przerwał. Jego zachowanie było dziwne. W porównaniu z tym co działo się przed sekundą. Nasze nierówne oddechy mieszały się ze sobą, wypełniając pomieszczenie.
-Chcesz coś jeszcze dodać?- zapytałam jakby nigdy nic spoglądając na przekleństwo które napisał kilka minut temu.
-Nie- warknął i przejechał dłonią po swoich lekko rozczochranych włosach. Chyba się chciał zapytać czy może już iść, ale szybko przymknął lekko spuchnięte wargi i najzwyczajniej w świecie wyszedł, zostawiając mnie kompletnie oszołomioną i spragnioną jego dotyku, którego dał mi aż za dużo. 

                                                     Justin's POV 

To co się przez chwilą wydarzyło było cholernie dziwne, ale i zajebiste. Przypominając sobie jej usta, język, palce w moich włosach i jak delikatnie ciągnęła za końcówki. Ten pocałunek był inny, pewnie ona też to wyczuła. Nie wiem dlaczego to zrobiłem, nigdy nie okazałem żadnych uczuć kiedy się lizałem, nigdy. Zawsze było to dość brutalne i pozbawione pozytywnych emocji. Zaśmiałem się w myślach na kilka wspomnień i wszedłem do swojego pokoju. Zamknąłem za sobą drzwi w pełnej świadomości, że już ich nie otworzę. Zanim opadłem na łóżko, spojrzałem na nie, a na moich ustach od razu zagościł chytry uśmieszek. 
-Oj, Lucy- mruknąłem sam do siebie i chwyciłem w swoje dłonie kartę, która służy do otwierania drzwi w pokojach pacjentów. Zaśmiałem się sam do siebie i schowałem zdobyć do tylnej kieszonki czarnych spodni. Usiadłem na łóżku, podpierając głowę na łokciach. Pomimo, że może okazałem jakąś dobrą emocje podczas całowania się, ale nadal jestem Justin Bieber który jest pozbawiony jakichkolwiek uczuć, człowieczeństwa. 

Minęło sporo czasu, chyba z 3 godziny od tego całego zajścia z Lucy w pracowni. Po tym jak wyszedłem, nie przyszła. Nadal cieszyłem się myślą, że mam jej kartę i mogę w każdej chwili opuścić ośrodek, a nie wymykać się przez okno w łazience. Co i tak nie świadczy o tym, że to głupi pomysł. 
Zerknąłem na godzinę, która wyświetlała się na telewizorze. 21.36. Ośrodek zamykają około 22, więc mam jeszcze kilkanaście minut. Wstałem z łóżka i zarzuciłem na swój czarny T-shirt bez nadruku również czarną bluzę. Na stopy wsadziłem adidasy. Skierowałem się w stronę drzwi. Przyłożyłem kartę do czytnika, a po sekundzie praktycznie bezgłośnie drzwi otworzyły się. Pociągnąłem za klamkę i co pierwsze to wychyliłem delikatnie głową rozglądając się na boki. Pusto. Uśmiechnąłem się pod nosem i opuściłem pokój, lekko zamykając drzwi. Nie mogłem narobić niepotrzebnego hałasu. Udałem się w lewą stronę. Nie mogłem wyjść przez główne drzwi, więc musiałem przez ewakuacyjne które zawsze są otwarte. 
Nie myliłem się, tym razem również były otwarte. Zaśmiałem się pod nosem. Widzisz, wystarczyło zdobyć tą pieprzoną kartę, a nie trudzić się z oknami. Jeśli tak mam pracować z Lucy to się bardzo cieszę. Wyjdę z tego pierdolonego ośrodka prędzej niż się spodziewałem. 

                                                    Lucy's POV 

Siedziałam w pokoju bezczynnie przeglądając po raz setny facebook'a. Uznałam w końcu, że prędzej zasnę z nudów niż coś mnie zaciekawi, czy z kimś popiszę. Zamknęłam laptopa i odłożyłam go na szafkę nocną tuż obok łóżka. Cały czas myślałam o tym co zaszło w ośrodku. To jest bardziej skomplikowane niż scrabble! A najgorsze w tym wszystkim jest to, że ja kocham Luka i nie potrzebuję niczego innego jak jego. Otwarłam natychmiast pierwsze łzy jakie spłynęły po moich policzkach. Byłam rozdarta. 

-Dziękuję, do widzenia- powiedziałam do kasjerki i opuściłam sklep. Musiałam udać się do marketu, bo w lodówce świeci pustkami, a jestem obecnie sama więc polegam tylko i wyłącznie na swojej osobie.
Przyspieszyłam kroku kiedy poczułam krople deszczu spadające na moją twarzy. Gdy znalazłam się pod domem moje oczy momentalnie się rozszerzyły, a serce przyspieszyło tempa. 
-Co ty t-u robisz?- powiedziałam opanowanym głosem, chodź było to bardzo trudne. Przed drzwiami stał nie kto inny jak Justin. Miał na sobie tym razem szare dresy i czarną bluzę. Jego oczy przez moment przeszywały mnie wzrokiem po czym się odezwał.
-Odwiedzam cię- mruknął obojętnie, przejechał językiem po dolnej wardze i oparł się bokiem o ciemne drzwi. Podeszłam do niego niepewnie. 
-Pytam poważnie- wywrócił oczami i spojrzał na mnie z rozbawieniem. Kolejny raz uciekł z ośrodka i kolejny raz go spotykam. To nie ma najmniejszego sensu.
-Tak się składa- zaczął ciszonym głosem.- że John ci coś dał, prawda?- moje ciało zesztywniało. Myślałam, że o tym zapomniał! Pokiwałam lekko głową na "tak". W tym momencie błagałam Boga żeby nie doszło do tego co nasuwa mi się na myśl. 
-Wyjechał z miasta, więc nie mam dostępu do jego towaru, ale przypomniało mi się, że ty miałaś mi to przekazać, tak?- powiedział wszystko śmiertelnie poważnym tonem cały czas patrząc w moje oczy. Jezu, przecież ja to zostawiłam na imprezie. Nie mam tego.
-Lucy, daj. mi. to- wysyczał, a jego szczęka aż pulsowała ze złości. Jego oczy ciemne z lekko rozszerzonymi źrenicami przeszywały każdy milimetr mojej skóry. 
-J-j-aa- zaczęłam, jąkając się. Boże, on mnie zabije od razu gdy tylko skończę zdanie!
-Ty?- uniósł brwi do góry. Moje serce waliło jak szalone, bałam się, cholernie się bałam. 
-Ja tego nie mam Justin- wydukałam przełykając narastającą gulę w gardle. 
-Otwórz drzwi- rozkazał, kompletnie pozbawionym uczuć głosem. Stałam cała sparaliżowana kompletnie nie wiedząc co mam teraz zrobić. Może zacznę krzyczeć i pani Marks mi pomoże? Dlaczego rodziców nie ma akurat dzisiaj?
-Słyszysz?- zapytał przez zaciśnięte zęby.- otwórz te pierdolone drzwi- poczułam łzy cisnące mi się do oczu, z całych sił starałam się je zatrzymać. Jak kazał otworzyłam drzwi. Moje ciało od raz zostało wepchnięte do środka, a drzwi z hukiem zatrzasnęły się kiedy szatyn również znalazł się w środku. 
-Serio, jesteś taka głupia?- wyszydził i popchnął mnie na ścianę. Ciemność jaka panowała w domu sprawiała, że jeszcze bardziej się bałam. 
-Proszę, przestań- szepnęłam kiedy poczułam ręce szatyna na swoich biodrach. 
-Jakoś nie miałaś z tym dziś problemu- zaśmiał się tuż przy moim uchu. Bałam się, ale to nie znaczy, że nie chciałam jego dotyku- chciałam, ale nie w taki sposób. 
-Udajesz kogoś kim nie jesteś- wypaliłam.- nie jesteś taki Justin- między nami nastała cisza. Nasze oddechy i bicie serc mieszały się ze sobą, tworząc waśnie nas. Mnie i człowieka który jak widać jest nieprzewidywalny, człowieka który nie ma w sobie nic ludzkiego oprócz nieziemskiego wyglądu. Człowieka który przeraża mnie gdy tylko jego wzrok spotyka mój. Człowieka który tylko udaje, udaje kogoś kim nie jest. Przeszłość zrobiła z niego takiego potwora, a nie on sam. Musi zacząć z tym walczyć. 
-Chcę ci po prostu pomóc- szepnęłam i przejechałam delikatnie dłonią po kościstym policzku szatyna. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No to się porobiło... Mam nadzieję, że Justin nie zrobi nic Lucy...

Więc mamy już 8 rozdział! Spodobał się? Bo mi akurat bardzo i nie miałam problemu z napisaniem go :) Komentujcie miśki! <3 

    WAŻNA SPRAWA!
Nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział. Mam na szczęście napisane do przodu ponieważ cały sierpień nie będzie mnie w domu i nie znajdę czasu na pisanie. Na pewno pojedyncze rozdziały będą się pojawiały na blogu tylko po porostu nie wiem kiedy. Mam wenę i dużo pomysłów na ciąg dalszy i nie zawieszam bloga! Więc musicie być cierpliwi! Pamiętajcie, że was bardzo mocno kocham i dziękuje za ponad już 5 tyś wyświetleń i razem 62 komentarze! Mam nadzieję, że liczby będą rosły, hahah :) 
Much love, wspaniałych wakacji i do następnego! <3 

7 komentarzy:

  1. Ale świetny rozdzial czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  2. Oho , sie porobilo w tym rozdziale:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeju! Kolejny cudny rodział ^^ Już nie mogę się doczekać następnego ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham te Twoje rozdziały <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Też mam nadzieję, że nic jej nie zrobi. Ty już wiesz, także się nie wymądrzaj :P Bardzo się cieszę, że będziesz opublikowała rozdziały. Będę czekała z niecierpliwością. Do następnego xx

    OdpowiedzUsuń