Rozdział nie sprawdzony, chciałam go jak najszybciej dodać.
Miłego czytania misie! xx
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nobody's POV
Szatyn stał z lekko rozchylonymi ustami. Nie pierwszy raz jakaś dziewczyna powiedziała mu takie coś, ale za to pierwszy raz w jakiś sposób go to poruszyło. Dla niego ona nie była "jakąś" dziewczyną. Była kimś na kim po części mu zależało, no i to właśnie najbardziej przerażało Justina. Odkąd Lucy pojawiła się w jego codziennym życiu zaczął zastanawiać się nad tym czy ma w sobie jeszcze jakieś uczucia którymi mógłby obdarzyć brunetkę stojącą przed nim. Pierwszy raz w życiu poczuł, że może się naprawdę dla kogoś zmienić. Poczuł przez chwilę, że może i mogłoby coś między nimi być z tej dziwnej i niecodziennej relacji. Ale czy o taką miłość warto walczyć?
-Zadowolony?- prychnęła i pociągnęła nosem. Lucy sama nigdy nie myślała, że może aż tak bardzo zależeć jej na takiej osobie. Po części przez niego straciła kogoś dla niej bliskiego, ale teraz to dla niej kompletnie nie miało żadnej wartości bo czuła, że może stracić kogoś ważniejszego.
-Jak mam to rozumieć?- zapytał po długiej chwili chłopak i wbił wzrok w ścianę o którą opierała się dziewczyna.
-Jak tylko sobie chcesz Justin- zaśmiała się krótko i wyślizgnęła się spod Justina.- daj mi kartę- zażądała i spojrzała wyczekująco na chłopaka. W głębi serca modliła się żeby chłopak zaprzeczył. Jakby wyszła nie potrafiła by tu wrócić, na pewno nie do niego. Za bardzo wciągnęła się w tą całą terapie.
-Jak obiecasz, że jutro przyjdziesz- powiedział śmiertelnie poważnym tonem łapiąc kontakt wzrokowy z brunetką.
-Dla ciebie to przecież bez różnicy- mruknęłam i skrzyżowała ręce na piersiach nie spuszczając wzroku z szatyna.
-Daj spokój Lucy- wzruszył ramionami.- wiem, że chcesz tu być, bo jak wcześniej powiedziałaś zależy ci na mnie- teraz Justin uderzył w czuły punkt dziewczyny. Miał rację.
-Mam nadzieję, że nie trafisz na staruszkę która będzie ci gadała jak bardzo narkotyki są złe- zaśmiała się sztucznie i wyciągnęła rękę zabierając lekko zdezorientowanemu szatynowi klucz do drzwi w postaci karty. Kiedy dziewczyna odblokowała drzwi i już chciała wyjść, jej ciało zostało przyciągnięte przez Justina, a drzwi z powrotem zostały zablokowane. Nie czekając szatyn obrócił przodem do siebie brunetkę i gwałtownie wpił się w jej wargi. Ciche mruknięcie opuściło usta dziewczyny, ale i tak odwzajemniła pocałuneki. Ponownie w głowie Justina rozbrzmiał się "zły głosik"- bez Lucy nie ma najmniejszych szans na wydostanie się z ośrodka.
Lucy's POV
Usta Justina jak zawsze idealnie współgrały z moimi. Nikły uśmiech wstąpił na moje usta na samą myśl co się teraz dzieje. Odwzajemniałam pocałunki z pasją, nie mogłam się po prostu powstrzymać. Nie potrafiłam grać obojętnej, to było zdecydowanie za trudne.
-Zostań na noc- wymruczał mi do ucha robiąc chwilę przerwy.
-Nie wiem czy mogę- wyszeptałam w jego usta. Moje powieki były przymknięte, a ciało z każdym jego dotknięciem stawało się jak z galarety.
-Nikt mnie ostatnio nie sprawdza- wysapał ponownie przerywając pocałunek.
-Dlaczego?- mruknęłam i tym razem ja go przerwałam.
-Długa historia, skarbie- zaśmiał się cicho i nie czekając na moją odpowiedź, zaatakował moje lekko spuchnięte wargi. Jego ruchy, dotyka sprawiało, że zapominało się o bożym świecie. To było jak narkotyk, a ja chyba się uzależniłam. Poczułam ręce szatyna na moim tyłku. Szybko podskoczyłam i oplotłam nogi wokół bioder chłopaka. Podtrzymując mnie za pośladki, nie przerywając całowania skierowaliśmy się w stronę łóżka. Ciche mruknięcie wydobyło się z moich ust kiedy szatyn położył mnie na łóżku, przez co oderwał się od moich ust. Podszedł do szafy i wyciągnął jakiś T-shirt.
-Masz- rzucił z delikatnie zachrypniętym głosem powodując dreszcze które przeszyły po moim ciele od stup do głów. Podniosłam się z łóżka i usiadłam na nim. Na początku się zawahałam czy nie przebrać się w łazience, ale w sumie chciałam jakoś zaskoczyć Justina. Ściągnęłam swoją górną część garderoby i zastąpiłam ją ogromną czarną koszulką szatyna. Olałam przeszywający mnie wzrok szatyna- może dlatego, że już widział mnie w staniku, mogę przyznać, że poczułam przez moment upragnioną satysfakcję. Pokręciłam głową cicho się śmiejąc.
-Co?- wypaliłam kiedy zsunęłam swoje jeansy zostając w bieliźnie i może i na szczęście za dużej koszulce Justina.
-Zaskakujesz mnie Darling- parsknął śmiechem i również zdjął swoją górną część garderoby stojąc praktycznie na przeciwko mnie. Zanim się zorientowałam, chłopak leżał obok mnie. Przykryłam się szarą pościelą i obróciłam tyłem do szatyna. Nic nie mówiąc, po chwili poczułam silne ramiona które oplotły mnie niespodziewanie w talii. Moje plecy stykały się z perfekcyjnie wyrzeźbioną klatką piersiową Justina. Uśmiechnęłam się pod nosem, chodź wiedziałam, że to co robimy jest błędem.
-Nie, nic nie potrzebuję- mruknęłam do telefonu i upewniając się, że nic nie jedzie przeszłam na drugą stronę ulicy.
-Mamo- jęknęłam i przegryzłam dolną wargę.- daj spokój- zaśmiałam się cicho i wbiłam wzrok w chodnik.
-Dobra, musz...- nie zdążyłam dokończyć zdania ponieważ zderzyłam się z kimś. Kiedy już chciałam powiedzieć "Jak łazisz" i grzecznie wyminąć zgaduję po czarnych rurkach chłopaka. Chwila. Czarne rurki, czerwone conversy za kostkę. Mój wzrok powędrował w górę napotykając czarną koszulkę z znany mi napis. Cholernie znanym.
-Luke- wydusiłam i momentalnie nacisnęłam czerwoną słuchawkę co spowodowało,że zostawiłam mamę w niepewności po drugiej stronie słuchawki. Schowałam iPhona do kieszonki moich spodni i prychnęłam pod nosem. Nie patrząc nawet na niego, wyminęłam go uderzając specjalnie o jego ramie.
-Lucy, zaczekaj- chwycił mój nadgarstek i przyciągnął do siebie. Szybko wyrwałam się z jego uścisku i spojrzałam na niego.
-Nie odtykaj mnie- syknęłam. Przez moje ciało przeszły nieprzyjemne ciarki kiedy dłoń chłopaka jakimś cudem znalazła się na mojej talii.
-Wytłumacz mi tylko coś- warknął. Łoo, ktoś tu jest zdenerwowany. Szkoda, że akurat ja jestem zraniona.
-Co?- zaśmiałam się pod nosem i teraz bez problemu złapałam z nim kontakt wzrokowy. Poczułam nagłą chęć zemszczenia się.
-Dlaczego ze mną zerwałaś?- zapytał, a ja od razu wybuchnęłam śmiechem przez co otrzymałam krzywe spojrzenia ludzi. Zmroziłam ich wzrokiem i ponownie spojrzałam na Luka kiedy się trochę uspokoiłam. Boże, on jest taki głupi czy tylko udaje?
-Dobrze bawiłeś się w parku?- zapytałam po chwili, a chłopak posłał mi zdezorientowane spojrzenie.
-O czym ty mówisz?- zaśmiał się nerwowo i schował ręce do tylnych kieszonek spodni.
-Błagam, nie udawaj- splunęłam i posłałam mu nienawidzące spojrzenie.
-To była kuzynka- wypalił, a moje oczy chciały płakać, ale nie wiem czy ze śmiechu czy z tego jakim idiotą potrafi się być.
-Daruj sobie. Widziałam cię jak ją pocałowałeś, a potem objąłeś. Pozdrawiam i nie do zobaczenia- warknęłam i odwróciłam się odchodząc. Szczerze? Trochę się zdziwiłam, że Luke odpuścił. To znaczy ja wiem i on pewnie też, że to i tak przekreśliło nasz związek, ale... najwyraźniej słowa jakimi mnie karmił każdego cholernego dnia były zwykłym kłamstwem.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przeczytałeś? Zostaw po sobie komentarz! Motywuje mnie do dalszego pisania! :)
Luke mnie trochę denerwuje.... i ten słodki moment Jucy! Aww...
Co sądzicie o rozdziale? Piszcie na dole, hah kocham czytać wasze opinie :)
Do następnego! Much loove xx
P.S. Jak podoba wam się nowy wygląd bloga? Bo mi cholernie, haha!<3
Zapraszam na tt i aska.
środa, 29 lipca 2015
poniedziałek, 27 lipca 2015
11. "True"
Mijał dzień za dniem. Wszystkie godziny przelatywały mi przed oczami, a ja bezradnie leżałam na łóżku ze wzrokiem wbitym w sufit. Pewnie się pytacie "Co teraz?", właśnie nie wiem. Nie wiem co teraz, jutro, pojutrze. Nie wiem kompletnie nic, a pusta we mnie niszczy mnie każde cholernego dnia. Po tym jak zobaczyłam Luka, wypłakałam się Madison i dowiedziałam się kilka ciekawych rzeczy o których nawet nie chcę wspominać. Odcięłam się, odcięłam się od każdego. Zaczynając od Madison, aż po Emily i ogólnie cały ośrodek. Skłamałam, że mam problemy rodzinne i tak minęły dwa beznadziejne tygodnie. Mama domyśliła się, że chodzi o Luka i nawet nie pytała o nic. Kilka razy weszła do mojego pokoju pytając się czy jest okey i czy czegoś potrzebuję. Nie było okey, a potrzebowałam tylko jednego. Justina. Tak- potrzebowałam dupka, gnojka, kutasa pozbawionego uczuć. Chłopaka który mnie uderzył i groził. Chłopaka którego dotyk sprawia, że zapomina się o tym pieprzonym świecie. Jestem rozdarta, sama nie wiem co mówię.
-Lucy, dawno cię tu nie było- posłałam blady uśmiech pani Scott którą spotkałam od razu kiedy przekroczyłam próg ośrodka.
-Tak- mruknęłam nieśmiało.- Wie pani czy jest Justin?- zapytałam i zerknęłam na kobietę.
-Jasne- zaśmiała się cicho. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że to pytanie bylo dotalnie głupie. -muszę przyznać, że ostatnio go w ogóle nie poznaję. Stał się bardziej otwarty, ale może to tylko chwilowy stan. Myślę, że bardzo się do ciebie Lucy przyzwyczaił i przez pierwszy tydzień był strasznie agresywny, oczywiście pomijając fakt, że jest na głodzie. Myślę, że zaczął z tym walczyć- ciężko mi było uwierzyć w jej słowa. Tylko posłałam pani Scott przyjazny uśmiech i udałam w stronę pokoju Justina. Bez pukania weszłam do pomieszczenia i od razu mój wzrok napotkał ciemne tęczówki chłopaka.
-Hej- wydukałam i zrobiłam niepewny krok w przód. Justin wyglądał podobnie jak ostatni raz go widziałam, tylko tym razem siedział naprzeciwko drzwi od łazienki i opierał się plecami o łóżko. Spuścił wzrok z mojej osoby i zatopił głowę między nogami, a palce wplątał we włosy.
-Jak się czujesz?- zapytałam ciut pewniejszym głosem i podeszłam do siedzącego na ziemi szatyna.
-A jak się kurwa mogę czuć?- syknął nie podnosząc głowy. Mam wrażenie, że ta cała terapia nie pomoże.
-Możesz po prostu odpowiedzieć- mruknęłam i usiadłam na łóżko nie spuszczając wzroku z Justina.
-Czemu nie było się dwa tygodnie?- zapytał po chwili. Czułam jak próbuje opanować złość i jak spina swoje mięśnie. Przełknęłam ślinę.
-Miałam sporo na głowie- zaczęłam i wbiłam wzrok w swoje buty które teraz wydawały się bardzo interesujące.
-Nie mogłaś chociaż kurwa przyjść tu i powiedzieć, że się nie pojawisz przez pewien czas?!- krzyknął i zerwał się ze swojego miejsca. Wzdrygnęłam się na jego nagły ruch i ton głosu. Zapomniałam, że głód nie opuszczał jego organizmu.
-Moje życie to nie tylko praca tutaj!- warknęłam również wstając ze swojego miejsca. Czy on nie rozumie, że też mam własne sprawy? Że mam problemy i On w żadnym stopniu nie należy do mojego życia i nie powinno go obchodzić co ja robię. Fakt, przez moment należał do niego i po części może i należy, ale czuję, że długo nie wytrzymam, tutaj i z nim.
-Nie mów do mnie takim tonem- syknął i przyciągnął mnie do siebie, boleśnie wbijając palce w mój łokieć.
-A kim ty niby jesteś- powiedziałam bardziej opanowana. Moje serce biło jak szalone.
-Kimś dla kogo powinno się mieć szacunek- warknął i na siłę starał się złapać ze mną kontakt wzrokowy, ale za wszelką cenę próbowałam go uniknąć. Nie potrafiłam.
-Wiesz co Justin?- powiedziałam poważnym tonem i spojrzałam na niego.- koniec z tym- jego wyraz twarzy zmienił się razem z moimi słowami. Oh, czyżby chodź trochę moje słowa go ruszyły?
-Z czym?- zapytał i złączył swoje wargi w prostą linię.
-Wyżywaj się i szantażuj inne dziewczyny czy osoby które pojawią się tuż po moim odejściu, albo może nikt się nie pojawi?- prychnęłam i pokręciłam lekko głową na boki. Czułam, że to odpowiedni moment aby powiedzieć mu prawdę.
-O czym ty mówisz?- syknął i znów złapał mnie tym razem za nadgarstek. Wypuściłam powietrze ze świstem odganiając łzy które cisnęły mi się do oczu. Zauważyłam, że ostatnio częściej płaczę niż się uśmiecham.
-Ja mam już tego dosyć, wyobraź sobie.- zaczęłam i uniosłam delikatnie głowę żeby spojrzeć na Justina który wyglądał na zagubionego.- tyle razy oferowałam ci pomoc, a ty za każdym razem ją odrzucałeś. Jeśli ja nie jestem w stanie ci pomóc to zrobi to ktoś inny, może jakiś psychiatra. Nie wiem, ale na pewno ja z tym kończę- powiedziałam wszystko co leżało mi na sercu. Wzrok chłopaka błądził po mojej twarzy, jakby czegoś szukał. Ja przez ostatnie tygodnie szukałam w nim człowieczeństwa, ale niestety nie znalazłam ani grama.
-J-aa- wydusił z siebie po chwili która wydawała się być wiecznością. Po czym i tak zamknął usta i zwilżył wargi językiem. Udałam się w kierunku drzwi.
-Tylko odpowiedz mi na jedno pytanie- powiedział zatrzymując mnie przy tym. Przymknęłam powieki i obróciłam się przodem do szatyna. Skrzyżowałam ręce na piersiach i spojrzałam na niego wyczekująco. Pomimo, że to wszystko mnie już wystarczająco zniszczyło, nie chciałam oderwać się od Justina, nie chciałam. Nie tak szybko. Sama nie wiesz czego chcesz. Racja, nie wiem. Zrobił kilka kroków w moim kierunku i stanął centralnie naprzeciwko mnie. Opuściłam ręce.
-Co chcesz wiedzieć Justin?- spojrzałam w jego tęczówki które zrobiły się wyjątkowo jaśniejsze.
-Dlaczego tak bardzo chciałaś mi pomóc?- zapytał unosząc brwi do góry. Prychnęłam cicho i wycofałam się idą ponownie w kierunku drzwi. Nie mogę mu odpowiedzieć na to pytanie, to by wszystko jeszcze bardziej skomplikowało.
-Odpowiedz- syknął i w jednej chwili znalazł się przede mną napierając na moje ciało które zderzyło się ze ścianą, sama nie wiedząc nawet kiedy.
-Puść mnie- mruknęłam i starałam się odepchnąć szatyna za klatkę piersiową, ale niestety był ode mnie silniejszy.
-Odpowiedz- powtórzył tym samym tonem głosu. Nie wiem dlaczego, ale po moim ciele przeszły ciarki kiedy ręce szatyna oplotły moją talię. Przestań tak reagować, za każdym razem kiedy cię dotknie! Łatwo powiedzieć.
-Proszę- dodał niemal błagającym głosem.
-Po co?- zapytałam z lekkim poirytowaniem. To było pewne, że nie wytrzymam jego bipolarności zbyt długo. To tak jakby ktoś cię kopną, ty byś na niego nakrzyczał i może i pobił, a potem jakby nigdy nic zaprosił na cholerna kawę! Justin tak jakby zachowywał się w ten sposób, ale bez kawy.
-Chcę po prostu wiedzieć - powiedział. Przez chwile poczułam jakby bardziej mu zależało na tej cholernej odpowiedzi niż na całej terapii.
-Bo mi na tobie zależy, okey!?
-Lucy, dawno cię tu nie było- posłałam blady uśmiech pani Scott którą spotkałam od razu kiedy przekroczyłam próg ośrodka.
-Tak- mruknęłam nieśmiało.- Wie pani czy jest Justin?- zapytałam i zerknęłam na kobietę.
-Jasne- zaśmiała się cicho. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że to pytanie bylo dotalnie głupie. -muszę przyznać, że ostatnio go w ogóle nie poznaję. Stał się bardziej otwarty, ale może to tylko chwilowy stan. Myślę, że bardzo się do ciebie Lucy przyzwyczaił i przez pierwszy tydzień był strasznie agresywny, oczywiście pomijając fakt, że jest na głodzie. Myślę, że zaczął z tym walczyć- ciężko mi było uwierzyć w jej słowa. Tylko posłałam pani Scott przyjazny uśmiech i udałam w stronę pokoju Justina. Bez pukania weszłam do pomieszczenia i od razu mój wzrok napotkał ciemne tęczówki chłopaka.
-Hej- wydukałam i zrobiłam niepewny krok w przód. Justin wyglądał podobnie jak ostatni raz go widziałam, tylko tym razem siedział naprzeciwko drzwi od łazienki i opierał się plecami o łóżko. Spuścił wzrok z mojej osoby i zatopił głowę między nogami, a palce wplątał we włosy.
-Jak się czujesz?- zapytałam ciut pewniejszym głosem i podeszłam do siedzącego na ziemi szatyna.
-A jak się kurwa mogę czuć?- syknął nie podnosząc głowy. Mam wrażenie, że ta cała terapia nie pomoże.
-Możesz po prostu odpowiedzieć- mruknęłam i usiadłam na łóżko nie spuszczając wzroku z Justina.
-Czemu nie było się dwa tygodnie?- zapytał po chwili. Czułam jak próbuje opanować złość i jak spina swoje mięśnie. Przełknęłam ślinę.
-Miałam sporo na głowie- zaczęłam i wbiłam wzrok w swoje buty które teraz wydawały się bardzo interesujące.
-Nie mogłaś chociaż kurwa przyjść tu i powiedzieć, że się nie pojawisz przez pewien czas?!- krzyknął i zerwał się ze swojego miejsca. Wzdrygnęłam się na jego nagły ruch i ton głosu. Zapomniałam, że głód nie opuszczał jego organizmu.
-Moje życie to nie tylko praca tutaj!- warknęłam również wstając ze swojego miejsca. Czy on nie rozumie, że też mam własne sprawy? Że mam problemy i On w żadnym stopniu nie należy do mojego życia i nie powinno go obchodzić co ja robię. Fakt, przez moment należał do niego i po części może i należy, ale czuję, że długo nie wytrzymam, tutaj i z nim.
-Nie mów do mnie takim tonem- syknął i przyciągnął mnie do siebie, boleśnie wbijając palce w mój łokieć.
-A kim ty niby jesteś- powiedziałam bardziej opanowana. Moje serce biło jak szalone.
-Kimś dla kogo powinno się mieć szacunek- warknął i na siłę starał się złapać ze mną kontakt wzrokowy, ale za wszelką cenę próbowałam go uniknąć. Nie potrafiłam.
-Wiesz co Justin?- powiedziałam poważnym tonem i spojrzałam na niego.- koniec z tym- jego wyraz twarzy zmienił się razem z moimi słowami. Oh, czyżby chodź trochę moje słowa go ruszyły?
-Z czym?- zapytał i złączył swoje wargi w prostą linię.
-Wyżywaj się i szantażuj inne dziewczyny czy osoby które pojawią się tuż po moim odejściu, albo może nikt się nie pojawi?- prychnęłam i pokręciłam lekko głową na boki. Czułam, że to odpowiedni moment aby powiedzieć mu prawdę.
-O czym ty mówisz?- syknął i znów złapał mnie tym razem za nadgarstek. Wypuściłam powietrze ze świstem odganiając łzy które cisnęły mi się do oczu. Zauważyłam, że ostatnio częściej płaczę niż się uśmiecham.
-Ja mam już tego dosyć, wyobraź sobie.- zaczęłam i uniosłam delikatnie głowę żeby spojrzeć na Justina który wyglądał na zagubionego.- tyle razy oferowałam ci pomoc, a ty za każdym razem ją odrzucałeś. Jeśli ja nie jestem w stanie ci pomóc to zrobi to ktoś inny, może jakiś psychiatra. Nie wiem, ale na pewno ja z tym kończę- powiedziałam wszystko co leżało mi na sercu. Wzrok chłopaka błądził po mojej twarzy, jakby czegoś szukał. Ja przez ostatnie tygodnie szukałam w nim człowieczeństwa, ale niestety nie znalazłam ani grama.
-J-aa- wydusił z siebie po chwili która wydawała się być wiecznością. Po czym i tak zamknął usta i zwilżył wargi językiem. Udałam się w kierunku drzwi.
-Tylko odpowiedz mi na jedno pytanie- powiedział zatrzymując mnie przy tym. Przymknęłam powieki i obróciłam się przodem do szatyna. Skrzyżowałam ręce na piersiach i spojrzałam na niego wyczekująco. Pomimo, że to wszystko mnie już wystarczająco zniszczyło, nie chciałam oderwać się od Justina, nie chciałam. Nie tak szybko. Sama nie wiesz czego chcesz. Racja, nie wiem. Zrobił kilka kroków w moim kierunku i stanął centralnie naprzeciwko mnie. Opuściłam ręce.
-Co chcesz wiedzieć Justin?- spojrzałam w jego tęczówki które zrobiły się wyjątkowo jaśniejsze.
-Dlaczego tak bardzo chciałaś mi pomóc?- zapytał unosząc brwi do góry. Prychnęłam cicho i wycofałam się idą ponownie w kierunku drzwi. Nie mogę mu odpowiedzieć na to pytanie, to by wszystko jeszcze bardziej skomplikowało.
-Odpowiedz- syknął i w jednej chwili znalazł się przede mną napierając na moje ciało które zderzyło się ze ścianą, sama nie wiedząc nawet kiedy.
-Puść mnie- mruknęłam i starałam się odepchnąć szatyna za klatkę piersiową, ale niestety był ode mnie silniejszy.
-Odpowiedz- powtórzył tym samym tonem głosu. Nie wiem dlaczego, ale po moim ciele przeszły ciarki kiedy ręce szatyna oplotły moją talię. Przestań tak reagować, za każdym razem kiedy cię dotknie! Łatwo powiedzieć.
-Proszę- dodał niemal błagającym głosem.
-Po co?- zapytałam z lekkim poirytowaniem. To było pewne, że nie wytrzymam jego bipolarności zbyt długo. To tak jakby ktoś cię kopną, ty byś na niego nakrzyczał i może i pobił, a potem jakby nigdy nic zaprosił na cholerna kawę! Justin tak jakby zachowywał się w ten sposób, ale bez kawy.
-Chcę po prostu wiedzieć - powiedział. Przez chwile poczułam jakby bardziej mu zależało na tej cholernej odpowiedzi niż na całej terapii.
-Bo mi na tobie zależy, okey!?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam za ten gówniany rozdział.
Dużo komentarzy= next
Much love i do następnego! xx
piątek, 24 lipca 2015
10. "Betrayal"
Myślę, że nie ma nic gorszego na świecie jak zawieść się na kimś. Myśleć, że ta osoba jest naprawdę inna, lepsza niż opisują ją nic nie warte i zakłamane papiery ukryte w jakieś teczkach, informacje zapisane na komputerach i słowa rzucane przez innych. Zwykłe plotki. Czucie się zawiedzionym to najgorsze uczucie na świecie. Stałam i wpatrywałam się w szatyna który jak widać nie miał problemu z utrzymaniem kontaktu wzrokowego. Moje serce powoli rozdzierało się na setki milionów kawałeczków. Wybrać dobro dla osoby na której ci zależy, czy wybrać dobro dla siebie. Tak to właśnie wyglądało. Jeśli się z nim prześpię wybiorę dobro dla niego, a jeśli znów zatraci się w "lepszym świecie" to wybiorę dobro dla siebie.
-Nie słuchasz mnie- powiedziała Madison z wyrzutem mieszając swoją kawę wysoką łyżeczką. Wywróciłam oczami.
-Słucham- mruknęłam i wbiłam wzrok w szybę która znajdowała się obok naszego stolika.
-To co przed chwilą powiedziałam?- zapytała unosząc brwi do góry.
-Że cie nie słucham- zaśmiałam się i wzięłam łyka swojej latte. Fakt, nie słuchałam zbytnio co mówi Madison, byłam zajęta myśleniem o Nim.
-To nie jest zabawne- fuknęła i również upiła łyka gorącego napoju. Przyjaciółka kontynuowała to co mówiła wcześniej. Oczywiście jak najbardziej byłam w temacie. Moją uwagę przykuł dość wysoki blondyn ubrany w czarne spodnie i znany mi T-shirt z logo jego ulubionego zespołu.
-Madison, wiesz- zaczęłam nerwowa spoglądając na poirytowaną brunetkę która posłała mi spojrzenie w stylu "Co znowu do cholery, Lucy?!"
-Muszę iść- dokończyłam bardziej opanowanym tonem i wstałam ze swojego miejsca.
-Lucy..- nie dałam jej dokończyć ponieważ szybko opuściłam lokal i skierowałam się w kierunku Central Parku. Od razu wiedziałam, że to Luke. Nie odzywaliśmy się do siebie przez kilka dni. Czasami wysłał mi sms i pytał się "Jak tam?", a ja odpisywałam "Dobrze" i w sumie na tym nasze rozmowy się kończyły, jeśli można nazwać to rozmową. Mocne podmuchy wiatru rozwiewały moje włosy na każde strony świata. Byłam coraz bardziej poirytowana,a z każdym krokiem moje serce waliło jak szalone.
Blondyn minął przejście dla pieszych i przystanął niedaleko fontanny. Wyjął telefon i tylnej kiszony prawdopodobnie sprawdzając godzinę, po bo sekundzie jego telefon znalazł się w jeansach. Wyglądał jakby na kogoś czekał, ale z tego co wiem nigdy nie spotyka się z kumplami przy jakiś zasranych fontannach! Przystanęłam po drugiej stronie dość ruchliwej ulicy. W końcu to Nowy Jorku. Tu przez całą dobę jest ruch na ulicy i korki. Wpatrywała się z zaciekawieniem w mojego chłopaka. Na myśli nasunęło mi się najgorsze, od razu pokręciła głową i prychnęłam pod nosem. Nie to niemożliwe, że się z kimś spotyka. Ciągli mi powtarza,że mnie kocha i, że jestem jego i, że nigdy mnie nie zostawi.
Wszystkie dobre wspomnienia i myśli w jednej chwili prysnęły jak bańka mydlana. Do chłopaka podeszła nagle wysoka, szczupła i przede wszystkim śliczna brunetka. Mój żołądek zaczął się nieprzyjemnie skręcać, a po ciele przeszły nieprzyjemne dreszcze kiedy zobaczyłam jak się z nim wita. Pocałowali się. On ją pocałował. Moje usta rozszerzyły się w jednej chwili, a do oczu napłynęły łzy które za chwile spłynęły po moich policzkach. Luke objął dziewczynę w talii i razem skierowali się w stronę Central Parku. Stałam ciągle w tym samym miejscu, kompletnie ignorowałam dziwne spojrzenia ludzi którzy mnie mijali. W jednej chwili moje serce pękło. Poczułam jak rozrywa się na pół i aż krzyczy z bólu.
-Lucy- usłyszałam głos za plecami. Obróciłam się niepewnie i spojrzałam na zdezorientowaną Madison.
-Co się stało?- niemalże pisnęła i przybliżyła się do mnie. Kolejna fala łez przyszła z taką łatwością i beztrosko spłynęło wzdłuż mojej twarzy. Nie ma słów żeby opisać uczucie jakie teraz mnie ogarnia. W tym momencie nie istniała, byłam po prostu pusta. Poczułam ramiona przyjaciółki. Przytuliła mnie, a ja nadal nie mogłam wykonać nawet najmniejszego ruchu. Byłam cała sparaliżowana. To co przed chwilą zobaczyłam, skreśliło wszystko co do tej pory miałam.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dam, dam, dam! Jednak to Justina coś zatrzymało, a Lucy chyba nawet tego chciała. Ja się cieszę, hahaha, a wy? :)
-A ty?- szepnęłam i pociągnęłam nosem.- czego ty chcesz?- wysyczałam i przetarłam dłonią łzy które zaczęły spływać po moich policzkach. Jestem silna, jestem silna, jestem silna.
-Wybór należy do ciebie- mruknął cały czas przeszywając mnie wzrokiem. Miał pieprzoną rację- nic nie wiem o nim i o jego życiu i szczerze nie chcę nic wiedzieć. Przymknęłam powieki jeszcze raz rozważając dwie cholernie beznadziejne opcje.
-Tylko zrób to szybko- wyszeptałam i zrobiłam krok w kierunku szatyna. Jego mina wyrażała nic innego jak zdziwienie, ale po chwili zastąpił to uśmieszkiem, jakby dopiero teraz dotarło do niego to co powiedziałam.
-Dlaczego?- powiedział i tym razem to on zrobił krok w przód.
-Chce to już mieć za sobą- warknęłam i zacisnęłam dłonie w pięść, jakby miało mi to pomóc pozbyć się złych emocji. Oferuje mu siebie, swoje ciało więc niech nie gada tylko robi to co ma zrobić.
Justin's POV
Kiedy Lucy wybrała opcję z pieprzeniem byłem w zaskoczony, tylko po prostu nie chciałem tego dać po sobie poznać. Nie mówię, że mi się to nie spodobało, nie mogę tego po prostu pojąć, jej głupoty. Widzę, że na siłę szuka we mnie dobra które już dawno opuściło mnie i moje życie. Brunetka zrobiła kolejny krok w przód co spowodowało, że miałem ją na wyciągnięcie ręki. Od razu zaatakowałem jej usta, przyciągając ją do siebie za biodra. Moje ręce od razu powędrowały na dół koszulki Lucy i pociągnąłem ją w górę, chwilowo przerywając pocałunki, który o dziwo odwzajemniała. Może ona tego chce? Może chce tego tak cholernie jak ja to chcę od początku kiedy ją zobaczyłem. T-shirt dziewczyny wylądował na podłodze. Teraz miałem pełny widok na jej idealne piersi. Złapaliśmy kontakt wzrokowy po czym Lucy ponownie złączyła nasze wargi. Okey, ta dziewczyna zaskakuje mnie coraz bardziej. Obróciłem nas tak, że Lucy stała tyłem do łóżka. Popchnąłem w jednej chwili jej ciało na szarą pościel i sam ciągnąłem z siebie koszulkę która znalazła się niedaleko T-shirtu brunetki. Zsunąłem jeszcze z siebie szare dresy i szybko znalazłem się nad dziewczyną. Patrzała na mnie, czułem jak jej cholerne spojrzenie pali moją skórę. Lucy uniosła lekko głowę do góry i złączyła nasze usta. Teraz wiedziałem, że tego chce. Nie prosząc o dostęp, niemalże wepchnąłem swój język w usta dziewczyny, zawzięcie szukając jej. Moja dłoń powędrowała na plecy dziewczyny i od razu do zapięcia. Kiedy miałem już odpiąć biały koronkowy materiał coś mnie zatrzymało. Moje ciało zesztywniało, a ja nie mogłem wykonać żadnego ruchu.
-Justin?- wysapała i zerknęła na mnie. W jednym momencie znalazłem się przy swoich dresach i ponownie wciągnąłem je na siebie, a później odszukałem koszulkę którą również założyłem. Czułem zdezorientowany wzrok Lucy na sobie.
-Masz- mruknąłem i rzuciłem dziewczynie jej górną część garderoby. Również wstała z łóżka i podeszła do mnie.
-Czemu przerwałeś?- zapytała dziwnym tonem głosu. Czemu przerwałem? Oh, kurwa. Doskonałe pytanie! Pierwszy raz w życiu przelecenia laski przyszło mi z takim trudem!
-Idź- warknąłem i oparłem się głową o ścianę przy okazji podpierając się ręką.
-A-le- jęknęła. Poczułem jej dłoń na ramieniu.
-Wyjdź Lucy- syknąłem przez zaciśnięte zęby i przymknąłem powieki. Co się ze mną do chuja dzieje!?
Lucy's POV
-Nie słuchasz mnie- powiedziała Madison z wyrzutem mieszając swoją kawę wysoką łyżeczką. Wywróciłam oczami.
-Słucham- mruknęłam i wbiłam wzrok w szybę która znajdowała się obok naszego stolika.
-To co przed chwilą powiedziałam?- zapytała unosząc brwi do góry.
-Że cie nie słucham- zaśmiałam się i wzięłam łyka swojej latte. Fakt, nie słuchałam zbytnio co mówi Madison, byłam zajęta myśleniem o Nim.
-To nie jest zabawne- fuknęła i również upiła łyka gorącego napoju. Przyjaciółka kontynuowała to co mówiła wcześniej. Oczywiście jak najbardziej byłam w temacie. Moją uwagę przykuł dość wysoki blondyn ubrany w czarne spodnie i znany mi T-shirt z logo jego ulubionego zespołu.
-Madison, wiesz- zaczęłam nerwowa spoglądając na poirytowaną brunetkę która posłała mi spojrzenie w stylu "Co znowu do cholery, Lucy?!"
-Muszę iść- dokończyłam bardziej opanowanym tonem i wstałam ze swojego miejsca.
-Lucy..- nie dałam jej dokończyć ponieważ szybko opuściłam lokal i skierowałam się w kierunku Central Parku. Od razu wiedziałam, że to Luke. Nie odzywaliśmy się do siebie przez kilka dni. Czasami wysłał mi sms i pytał się "Jak tam?", a ja odpisywałam "Dobrze" i w sumie na tym nasze rozmowy się kończyły, jeśli można nazwać to rozmową. Mocne podmuchy wiatru rozwiewały moje włosy na każde strony świata. Byłam coraz bardziej poirytowana,a z każdym krokiem moje serce waliło jak szalone.
Blondyn minął przejście dla pieszych i przystanął niedaleko fontanny. Wyjął telefon i tylnej kiszony prawdopodobnie sprawdzając godzinę, po bo sekundzie jego telefon znalazł się w jeansach. Wyglądał jakby na kogoś czekał, ale z tego co wiem nigdy nie spotyka się z kumplami przy jakiś zasranych fontannach! Przystanęłam po drugiej stronie dość ruchliwej ulicy. W końcu to Nowy Jorku. Tu przez całą dobę jest ruch na ulicy i korki. Wpatrywała się z zaciekawieniem w mojego chłopaka. Na myśli nasunęło mi się najgorsze, od razu pokręciła głową i prychnęłam pod nosem. Nie to niemożliwe, że się z kimś spotyka. Ciągli mi powtarza,że mnie kocha i, że jestem jego i, że nigdy mnie nie zostawi.
Wszystkie dobre wspomnienia i myśli w jednej chwili prysnęły jak bańka mydlana. Do chłopaka podeszła nagle wysoka, szczupła i przede wszystkim śliczna brunetka. Mój żołądek zaczął się nieprzyjemnie skręcać, a po ciele przeszły nieprzyjemne dreszcze kiedy zobaczyłam jak się z nim wita. Pocałowali się. On ją pocałował. Moje usta rozszerzyły się w jednej chwili, a do oczu napłynęły łzy które za chwile spłynęły po moich policzkach. Luke objął dziewczynę w talii i razem skierowali się w stronę Central Parku. Stałam ciągle w tym samym miejscu, kompletnie ignorowałam dziwne spojrzenia ludzi którzy mnie mijali. W jednej chwili moje serce pękło. Poczułam jak rozrywa się na pół i aż krzyczy z bólu.
-Lucy- usłyszałam głos za plecami. Obróciłam się niepewnie i spojrzałam na zdezorientowaną Madison.
-Co się stało?- niemalże pisnęła i przybliżyła się do mnie. Kolejna fala łez przyszła z taką łatwością i beztrosko spłynęło wzdłuż mojej twarzy. Nie ma słów żeby opisać uczucie jakie teraz mnie ogarnia. W tym momencie nie istniała, byłam po prostu pusta. Poczułam ramiona przyjaciółki. Przytuliła mnie, a ja nadal nie mogłam wykonać nawet najmniejszego ruchu. Byłam cała sparaliżowana. To co przed chwilą zobaczyłam, skreśliło wszystko co do tej pory miałam.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dam, dam, dam! Jednak to Justina coś zatrzymało, a Lucy chyba nawet tego chciała. Ja się cieszę, hahaha, a wy? :)
Do następnego misie!
Muuuuch love xx
środa, 22 lipca 2015
9. "Blackmail"
Po tym jak powiedziałam Justinowi, że chce mu pomóc, znów wyszedł bez słowa. Po prostu patrzeliśmy sobie przez kilka minut, po czym podobnie jak to zrobił w ośrodku- wyszedł kompletnie nic nie mówiąc.
Minął tydzień. Okrągłe 7 dni przez które nie mogłam się na niczym skupić. Oczywiście Luke to zauważył i zrobił awanturę, że go zdradzam. Cokolwiek. Przez 7 dni nie pojawiłam się w ośrodku. Emily pisała mi żebym na razie nie odwiedzała Justina. Szybko się denerwuje, jest porywczy i znów mało co nie pozabijał ochroniarzy. Prawdopodobnie grozi mu więzienie tylko jak wyjdzie z ośrodka.Czytałam o jego przestępstwach, drobnych przewinieniach i przyznam szczerze, że sama jakbym była sędziom bym tak zadecydowała. Ogólnie myślałam, że jak opowiem o tym Madison oczywiście pomijając rzeczy typu uderzenie i całowanie to mi chodź trochę pomoże się uporać z tą sprawą. Powiedziała jedynie żebym z niego zrezygnowała i, że nie warto. Oh, gdzieś to już słyszałam. Postanowiłam, że mu pomogę i to zrobię, nawet jeśli jest to w jakimś stopniu niebezpieczne i ma to wpłynąć na moją psychikę.
-Jest Justin?- zapytałam od razu kiedy napotkałam blondynkę krążącą po holu z arkuszami papierów.
-Lucy, hej. Mówiłam ci, że...- moje serce waliło jak szalone, kompletnie olałam słowa dziewczyny.
-Proszę, tylko odpowiedz- jęknęłam zdesperowana i posłałam błagające spojrzenie Emily.
-Tak, ale...- ignorując ją skierowałam się w stronę pokoju Justina. Wiem, że to co zrobiłam było niekulturalne, ale poprzez wzrastającą z każdą sekundą adrenalinę było mi trudno zapanować nad swoimi emocjami.
Pociągnęłam za klamkę i weszłam do środka.
-Justin?- zawołałam. W odpowiedzi otrzymałam tylko ciszę.- Justin- zawołałam głośniej i rozejrzałam się po pustym pomieszczeniu. Momentalnie odskoczyłam kiedy poczułam dużą dłoń na swojej talii. Spojrzała w kierunku drzwi od łazienki w których stał chłopak. Jego źrenice były lekko rozszerzone, a oczy zakrwawione. To niemożliwe żeby Justin Bieber płakał.
-Czego chcesz?- syknął. Wzdrygnęłam się na jego ton głosu. To jak teraz wyglądał, jego oczy. Wyglądał jak wrak człowieka. Poczułam delikatne ukłucie w sercu. Kiedy uchyliłam usta żeby odpowiedzieć szatynowi, przymknęła je. Miałam kompletną pustkę w głowie, ale zarazem chciałam mu tyle powiedzieć. Chce mu pomóc, ale on to za każdym razem odrzuca i zachowuje się jakby nie miał serca. Jego mrożące krew w żyłach spojrzenie wyraża wszystkie emocje jakie ukrywał przez ten czas.
-Chcę ci pomóc- powtórzyłam to co powiedziałam mu wtedy u mnie w domu. Jego mięśnie się spięły. Gdyby jednym spojrzeniem zabijał, byłabym już dawno martwa.
-Dlaczego. Ci. Kurwa. Tak. Na. Tym. Zależy. I. Nie. Dociera. Do. Ciebie. Że. Kurwa. Nie. Chcę. Twojej. Zasranej. Pomocy- powiedział śmiertelnie poważnym tonem. Każde słowo wymówił powoli i wyraźnie. Rozum podpowiadał mi żebym dała sobie spokój, że i tak nie mam szans, ale serce chce czego chce.
-Potrzebujesz jej- wyszeptałam. Justin zrobił krok w moją stronę. Przełknęłam narastającą gule w gardle.
-Wiesz czego teraz potrzebuje?- warknął. Skinęłam lekko głową. Wiedziałam co odpowie.- działki, potrzebuję tej pieprzonej działki- z każdym słowem jego ton głosu robiło się ostrzejszy, a jego szczęka aż pulsowała z braku heroiny w jego organizmie.
-Twój organizm jej potrzebuje- zaczęłam trochę niepewnym głosem. Justin jest nieprzewidywalny, a nie chcę znów mieć kolejnych siniaków i ran.- ty wcale tego nie potrzebujesz- o dziwo dał mi dokończyć zdanie.
-To cię niszczy, za każdym razem od nowa. Justin, to cię kiedyś zabije- wyszeptałam i poczułam jak łza spływa po moim policzku i bezwładnie spada na koszulę.
-Nie znasz mnie, ani mojego jebanego życia- powiedział nie zmieniając swojego tonu. Zrobił kolejny krok w moim kierunku co sprawiło, że nasze klatki piersiowe praktycznie się ze sobą stykały.
-To pozwól mi je poznać- szepnęłam. Staliśmy przez chwilę w ciszy wpatrując się w siebie. Jego wzrok błądził po mojej twarzy, jakby czekając na coś. Nagle dłoń chłopaka znalazła się mojej twarzy przecierając kolejne łzy. Przez moje ciało przeszły dreszcze spowodowane jego nagłym dotykiem. Przez cały tydzień na to czekałam.
-Wyjdź- szepnął mi chłodnym głosem wprost do ucha i momentalnie zabrał dłoń z mojego policzka. Znieruchomiałam. Za dużo emocji naraz, a ja myślałam, że zwariuję.
-C-oo?- wydusiłam po chwili ciszy. Ten człowiek jest nieprzewidywalny. Pokręciłam głową z niedowierzaniem.
-Słyszałaś, wyjdź- splunął. Boże Lucy, a ty wierzyłaś, że w końcu do niego dotarłaś. Wycofałam się lekko kręcąc głową i skierowałam w kierunku drzwi.
-Cholera- mruknęłam kiedy nie mogłam znaleźć karty, a bez karty nie otworzę tych głupich drzwi czyli nie wyjdę. Usłyszałam śmiech szatyna. Obróciłam głowę w jego stronę. Stał nadal w tym samym miejscu i z rozbawieniem mi się przyglądał. Zignorowałam go i ponownie zanurzyłam rękę w torebce, a raczej całą głowę. Kosmyki włosów utrudniały mi niemiłosiernie. Przerzuciłam włosy do tyłu i dalej błądziłam ręką szukając zguby.
-Szukasz tego?- usłyszałam głos chłopaka za swoich pleców. Zerknęłam w jego kierunku i spiorunowałam go wzrokiem, po czym spojrzałam na jego dłoń w której trzymał mały prostokątny papierek. Dopiero po chwili zorientowałam się, że trzyma rzecz której szukam.
-Skąd to masz?- wydukałam i rzuciłam na niego spojrzenie pełny nienawiści którą teraz do niego czułam.
-Musisz być bardziej rozgarnięta- zaśmiał się po czym zrobił krok w moją stronę dalej trzymając kartę w dłoni, perfidnie nią machając.
-Oddaj to Justin- syknęłam i wystawiłam rękę z nadzieję, że zrezygnuje z tych głupich gierek. W odpowiedzi otrzymałam tylko głośny śmiech chłopaka. Wywróciłam oczami.
-Oj, Lucy- wymamrotał i złapał ze mną kontakt wzrokowy który chciałam jak najszybciej przerwać. Nie chciałam ani na niego patrzeć, słuchać, w ogóle. Chciałam w tym momencie wrócić jak najszybciej do domu.
-Dam ci wybór- powiedział po chwili ciszy. Moje ciało momentalnie zesztywniało, a serce przyspieszyło tempa. To co się teraz dzieje wcale mnie nie bawiło, pomimo wszystkiego. Justin ma rację, nie znam ani jego życia, ani jego.
-Albo przyniesiesz mi działkę, albo..- przerwał i spojrzał na mnie z łobuzerskim uśmieszkiem.
-Albo?- pośpieszyłam go modląc się żeby druga opcja była lepsza.
-Albo się ze mną prześpisz.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej misie! Chciałam dodać rozdział trochę później, ale za bardzo was kocham <3!
Jak zawsze mam nadzieję, że rozdział ciekawy i wam się spodobał. Komentujcie! Im więcej komentarzy tym szybciej pojawi się kolejny rozdział.
P.S Tylko mnie na mnie nie krzyczcie, że urwałam w takim momencie, hahah.
P.S Dziękuję jeszcze raz za każdy miły komentarz! Cholernie się cieszę, że dużo osób to czyta no i mam nadzieję, że jeszcze więcej tylko po prostu nie komentują.
Hej ty, co nie komentujesz, a czytasz! Proszę o opinię o rozdziale!
Much love i do następnego! xx
-Jest Justin?- zapytałam od razu kiedy napotkałam blondynkę krążącą po holu z arkuszami papierów.
-Lucy, hej. Mówiłam ci, że...- moje serce waliło jak szalone, kompletnie olałam słowa dziewczyny.
-Proszę, tylko odpowiedz- jęknęłam zdesperowana i posłałam błagające spojrzenie Emily.
-Tak, ale...- ignorując ją skierowałam się w stronę pokoju Justina. Wiem, że to co zrobiłam było niekulturalne, ale poprzez wzrastającą z każdą sekundą adrenalinę było mi trudno zapanować nad swoimi emocjami.
Pociągnęłam za klamkę i weszłam do środka.
-Justin?- zawołałam. W odpowiedzi otrzymałam tylko ciszę.- Justin- zawołałam głośniej i rozejrzałam się po pustym pomieszczeniu. Momentalnie odskoczyłam kiedy poczułam dużą dłoń na swojej talii. Spojrzała w kierunku drzwi od łazienki w których stał chłopak. Jego źrenice były lekko rozszerzone, a oczy zakrwawione. To niemożliwe żeby Justin Bieber płakał.
-Czego chcesz?- syknął. Wzdrygnęłam się na jego ton głosu. To jak teraz wyglądał, jego oczy. Wyglądał jak wrak człowieka. Poczułam delikatne ukłucie w sercu. Kiedy uchyliłam usta żeby odpowiedzieć szatynowi, przymknęła je. Miałam kompletną pustkę w głowie, ale zarazem chciałam mu tyle powiedzieć. Chce mu pomóc, ale on to za każdym razem odrzuca i zachowuje się jakby nie miał serca. Jego mrożące krew w żyłach spojrzenie wyraża wszystkie emocje jakie ukrywał przez ten czas.
-Chcę ci pomóc- powtórzyłam to co powiedziałam mu wtedy u mnie w domu. Jego mięśnie się spięły. Gdyby jednym spojrzeniem zabijał, byłabym już dawno martwa.
-Dlaczego. Ci. Kurwa. Tak. Na. Tym. Zależy. I. Nie. Dociera. Do. Ciebie. Że. Kurwa. Nie. Chcę. Twojej. Zasranej. Pomocy- powiedział śmiertelnie poważnym tonem. Każde słowo wymówił powoli i wyraźnie. Rozum podpowiadał mi żebym dała sobie spokój, że i tak nie mam szans, ale serce chce czego chce.
-Potrzebujesz jej- wyszeptałam. Justin zrobił krok w moją stronę. Przełknęłam narastającą gule w gardle.
-Wiesz czego teraz potrzebuje?- warknął. Skinęłam lekko głową. Wiedziałam co odpowie.- działki, potrzebuję tej pieprzonej działki- z każdym słowem jego ton głosu robiło się ostrzejszy, a jego szczęka aż pulsowała z braku heroiny w jego organizmie.
-Twój organizm jej potrzebuje- zaczęłam trochę niepewnym głosem. Justin jest nieprzewidywalny, a nie chcę znów mieć kolejnych siniaków i ran.- ty wcale tego nie potrzebujesz- o dziwo dał mi dokończyć zdanie.
-To cię niszczy, za każdym razem od nowa. Justin, to cię kiedyś zabije- wyszeptałam i poczułam jak łza spływa po moim policzku i bezwładnie spada na koszulę.
-Nie znasz mnie, ani mojego jebanego życia- powiedział nie zmieniając swojego tonu. Zrobił kolejny krok w moim kierunku co sprawiło, że nasze klatki piersiowe praktycznie się ze sobą stykały.
-To pozwól mi je poznać- szepnęłam. Staliśmy przez chwilę w ciszy wpatrując się w siebie. Jego wzrok błądził po mojej twarzy, jakby czekając na coś. Nagle dłoń chłopaka znalazła się mojej twarzy przecierając kolejne łzy. Przez moje ciało przeszły dreszcze spowodowane jego nagłym dotykiem. Przez cały tydzień na to czekałam.
-Wyjdź- szepnął mi chłodnym głosem wprost do ucha i momentalnie zabrał dłoń z mojego policzka. Znieruchomiałam. Za dużo emocji naraz, a ja myślałam, że zwariuję.
-C-oo?- wydusiłam po chwili ciszy. Ten człowiek jest nieprzewidywalny. Pokręciłam głową z niedowierzaniem.
-Słyszałaś, wyjdź- splunął. Boże Lucy, a ty wierzyłaś, że w końcu do niego dotarłaś. Wycofałam się lekko kręcąc głową i skierowałam w kierunku drzwi.
-Cholera- mruknęłam kiedy nie mogłam znaleźć karty, a bez karty nie otworzę tych głupich drzwi czyli nie wyjdę. Usłyszałam śmiech szatyna. Obróciłam głowę w jego stronę. Stał nadal w tym samym miejscu i z rozbawieniem mi się przyglądał. Zignorowałam go i ponownie zanurzyłam rękę w torebce, a raczej całą głowę. Kosmyki włosów utrudniały mi niemiłosiernie. Przerzuciłam włosy do tyłu i dalej błądziłam ręką szukając zguby.
-Szukasz tego?- usłyszałam głos chłopaka za swoich pleców. Zerknęłam w jego kierunku i spiorunowałam go wzrokiem, po czym spojrzałam na jego dłoń w której trzymał mały prostokątny papierek. Dopiero po chwili zorientowałam się, że trzyma rzecz której szukam.
-Skąd to masz?- wydukałam i rzuciłam na niego spojrzenie pełny nienawiści którą teraz do niego czułam.
-Musisz być bardziej rozgarnięta- zaśmiał się po czym zrobił krok w moją stronę dalej trzymając kartę w dłoni, perfidnie nią machając.
-Oddaj to Justin- syknęłam i wystawiłam rękę z nadzieję, że zrezygnuje z tych głupich gierek. W odpowiedzi otrzymałam tylko głośny śmiech chłopaka. Wywróciłam oczami.
-Oj, Lucy- wymamrotał i złapał ze mną kontakt wzrokowy który chciałam jak najszybciej przerwać. Nie chciałam ani na niego patrzeć, słuchać, w ogóle. Chciałam w tym momencie wrócić jak najszybciej do domu.
-Dam ci wybór- powiedział po chwili ciszy. Moje ciało momentalnie zesztywniało, a serce przyspieszyło tempa. To co się teraz dzieje wcale mnie nie bawiło, pomimo wszystkiego. Justin ma rację, nie znam ani jego życia, ani jego.
-Albo przyniesiesz mi działkę, albo..- przerwał i spojrzał na mnie z łobuzerskim uśmieszkiem.
-Albo?- pośpieszyłam go modląc się żeby druga opcja była lepsza.
-Albo się ze mną prześpisz.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej misie! Chciałam dodać rozdział trochę później, ale za bardzo was kocham <3!
Jak zawsze mam nadzieję, że rozdział ciekawy i wam się spodobał. Komentujcie! Im więcej komentarzy tym szybciej pojawi się kolejny rozdział.
P.S Tylko mnie na mnie nie krzyczcie, że urwałam w takim momencie, hahah.
P.S Dziękuję jeszcze raz za każdy miły komentarz! Cholernie się cieszę, że dużo osób to czyta no i mam nadzieję, że jeszcze więcej tylko po prostu nie komentują.
Hej ty, co nie komentujesz, a czytasz! Proszę o opinię o rozdziale!
Much love i do następnego! xx
niedziela, 19 lipca 2015
8. "Help"
Przechyliłam głowę i złączyłam moje usta z ustami szatyna w dość namiętny pocałunek. Oddał go również namiętnie jak ja to zrobiłam. Jednak teraz czułam, że ten pocałunek jest inny. Justin niemalże od razu przejechał językiem po mojej dolnej wardze, jednak kompletnie zmieniając taktykę, wziął ją w swoje zęby po czym delikatnie naciągnął i puścił, podobnie jak zrobił to z moim uchem. Byłam całkowicie opętana przez pragnienie, pragnienie jakie rosło z każdą sekundą. Przerażało mnie to, cholernie mnie to przerażało, ale nie mogłam nic, ale to nic z tym zrobić. Znów jego język spotkał się z moja wargą, przegryzał ją mocniej w swoich ustach co spowodowała kolejny, tym razem głośniejszy jęknęłam. Wplątałam swoje palce we włosy chłopaka. Tym samym naparł mocniej swoim ciałem na moje. Był tak blisko mnie, że nawet kartka papieru by się pomiędzy nas nie wcisnęła. Moje plecy, aż krzyczały przez nacisk na ścinę za nimi. Poczułam jego język, zawzięcie szukający mojego. Kolejny jęk opuścił moje gardło, tym razem dostając się w usta szatyna. Jedną ręka zjechał na moje biodro, plecy, tyłek- była dosłownie wszędzie, a drugą chwycił moją głową i bardziej naparł na moje usta.
-Juu-s-tin- wysapałam z ciągłym jękiem. To w jaki sposób dotykał mnie, całował, jego bliskość sprawiała, że chce się więcej i więcej i więcej. Usłyszałam tylko ciche mruknięcie z jego strony. Jego język ocierał się z siłą o mój, jakby bał się, że ostatni raz go dotyka. Ten pocałunek jest inny, uczuciowy.
-Stop-wysapałam ponieważ w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka tylko gdy Justin wsunął dłoń pod moją koszulkę i powędrował w górę do zapięcia od stanika. Momentalnie odskoczył ode mnie i złapał ze mną kontakt wzrokowy który po chwili i tak przerwał. Jego zachowanie było dziwne. W porównaniu z tym co działo się przed sekundą. Nasze nierówne oddechy mieszały się ze sobą, wypełniając pomieszczenie.
-Chcesz coś jeszcze dodać?- zapytałam jakby nigdy nic spoglądając na przekleństwo które napisał kilka minut temu.
-Nie- warknął i przejechał dłonią po swoich lekko rozczochranych włosach. Chyba się chciał zapytać czy może już iść, ale szybko przymknął lekko spuchnięte wargi i najzwyczajniej w świecie wyszedł, zostawiając mnie kompletnie oszołomioną i spragnioną jego dotyku, którego dał mi aż za dużo.
Justin's POV
To co się przez chwilą wydarzyło było cholernie dziwne, ale i zajebiste. Przypominając sobie jej usta, język, palce w moich włosach i jak delikatnie ciągnęła za końcówki. Ten pocałunek był inny, pewnie ona też to wyczuła. Nie wiem dlaczego to zrobiłem, nigdy nie okazałem żadnych uczuć kiedy się lizałem, nigdy. Zawsze było to dość brutalne i pozbawione pozytywnych emocji. Zaśmiałem się w myślach na kilka wspomnień i wszedłem do swojego pokoju. Zamknąłem za sobą drzwi w pełnej świadomości, że już ich nie otworzę. Zanim opadłem na łóżko, spojrzałem na nie, a na moich ustach od razu zagościł chytry uśmieszek.
-Oj, Lucy- mruknąłem sam do siebie i chwyciłem w swoje dłonie kartę, która służy do otwierania drzwi w pokojach pacjentów. Zaśmiałem się sam do siebie i schowałem zdobyć do tylnej kieszonki czarnych spodni. Usiadłem na łóżku, podpierając głowę na łokciach. Pomimo, że może okazałem jakąś dobrą emocje podczas całowania się, ale nadal jestem Justin Bieber który jest pozbawiony jakichkolwiek uczuć, człowieczeństwa.
Minęło sporo czasu, chyba z 3 godziny od tego całego zajścia z Lucy w pracowni. Po tym jak wyszedłem, nie przyszła. Nadal cieszyłem się myślą, że mam jej kartę i mogę w każdej chwili opuścić ośrodek, a nie wymykać się przez okno w łazience. Co i tak nie świadczy o tym, że to głupi pomysł.
Zerknąłem na godzinę, która wyświetlała się na telewizorze. 21.36. Ośrodek zamykają około 22, więc mam jeszcze kilkanaście minut. Wstałem z łóżka i zarzuciłem na swój czarny T-shirt bez nadruku również czarną bluzę. Na stopy wsadziłem adidasy. Skierowałem się w stronę drzwi. Przyłożyłem kartę do czytnika, a po sekundzie praktycznie bezgłośnie drzwi otworzyły się. Pociągnąłem za klamkę i co pierwsze to wychyliłem delikatnie głową rozglądając się na boki. Pusto. Uśmiechnąłem się pod nosem i opuściłem pokój, lekko zamykając drzwi. Nie mogłem narobić niepotrzebnego hałasu. Udałem się w lewą stronę. Nie mogłem wyjść przez główne drzwi, więc musiałem przez ewakuacyjne które zawsze są otwarte.
Nie myliłem się, tym razem również były otwarte. Zaśmiałem się pod nosem. Widzisz, wystarczyło zdobyć tą pieprzoną kartę, a nie trudzić się z oknami. Jeśli tak mam pracować z Lucy to się bardzo cieszę. Wyjdę z tego pierdolonego ośrodka prędzej niż się spodziewałem.
Lucy's POV
Siedziałam w pokoju bezczynnie przeglądając po raz setny facebook'a. Uznałam w końcu, że prędzej zasnę z nudów niż coś mnie zaciekawi, czy z kimś popiszę. Zamknęłam laptopa i odłożyłam go na szafkę nocną tuż obok łóżka. Cały czas myślałam o tym co zaszło w ośrodku. To jest bardziej skomplikowane niż scrabble! A najgorsze w tym wszystkim jest to, że ja kocham Luka i nie potrzebuję niczego innego jak jego. Otwarłam natychmiast pierwsze łzy jakie spłynęły po moich policzkach. Byłam rozdarta.
-Dziękuję, do widzenia- powiedziałam do kasjerki i opuściłam sklep. Musiałam udać się do marketu, bo w lodówce świeci pustkami, a jestem obecnie sama więc polegam tylko i wyłącznie na swojej osobie.
Przyspieszyłam kroku kiedy poczułam krople deszczu spadające na moją twarzy. Gdy znalazłam się pod domem moje oczy momentalnie się rozszerzyły, a serce przyspieszyło tempa.
-Co ty t-u robisz?- powiedziałam opanowanym głosem, chodź było to bardzo trudne. Przed drzwiami stał nie kto inny jak Justin. Miał na sobie tym razem szare dresy i czarną bluzę. Jego oczy przez moment przeszywały mnie wzrokiem po czym się odezwał.
-Odwiedzam cię- mruknął obojętnie, przejechał językiem po dolnej wardze i oparł się bokiem o ciemne drzwi. Podeszłam do niego niepewnie.
-Pytam poważnie- wywrócił oczami i spojrzał na mnie z rozbawieniem. Kolejny raz uciekł z ośrodka i kolejny raz go spotykam. To nie ma najmniejszego sensu.
-Tak się składa- zaczął ciszonym głosem.- że John ci coś dał, prawda?- moje ciało zesztywniało. Myślałam, że o tym zapomniał! Pokiwałam lekko głową na "tak". W tym momencie błagałam Boga żeby nie doszło do tego co nasuwa mi się na myśl.
-Wyjechał z miasta, więc nie mam dostępu do jego towaru, ale przypomniało mi się, że ty miałaś mi to przekazać, tak?- powiedział wszystko śmiertelnie poważnym tonem cały czas patrząc w moje oczy. Jezu, przecież ja to zostawiłam na imprezie. Nie mam tego.
-Lucy, daj. mi. to- wysyczał, a jego szczęka aż pulsowała ze złości. Jego oczy ciemne z lekko rozszerzonymi źrenicami przeszywały każdy milimetr mojej skóry.
-J-j-aa- zaczęłam, jąkając się. Boże, on mnie zabije od razu gdy tylko skończę zdanie!
-Ty?- uniósł brwi do góry. Moje serce waliło jak szalone, bałam się, cholernie się bałam.
-Ja tego nie mam Justin- wydukałam przełykając narastającą gulę w gardle.
-Otwórz drzwi- rozkazał, kompletnie pozbawionym uczuć głosem. Stałam cała sparaliżowana kompletnie nie wiedząc co mam teraz zrobić. Może zacznę krzyczeć i pani Marks mi pomoże? Dlaczego rodziców nie ma akurat dzisiaj?
-Słyszysz?- zapytał przez zaciśnięte zęby.- otwórz te pierdolone drzwi- poczułam łzy cisnące mi się do oczu, z całych sił starałam się je zatrzymać. Jak kazał otworzyłam drzwi. Moje ciało od raz zostało wepchnięte do środka, a drzwi z hukiem zatrzasnęły się kiedy szatyn również znalazł się w środku.
-Serio, jesteś taka głupia?- wyszydził i popchnął mnie na ścianę. Ciemność jaka panowała w domu sprawiała, że jeszcze bardziej się bałam.
-Proszę, przestań- szepnęłam kiedy poczułam ręce szatyna na swoich biodrach.
-Jakoś nie miałaś z tym dziś problemu- zaśmiał się tuż przy moim uchu. Bałam się, ale to nie znaczy, że nie chciałam jego dotyku- chciałam, ale nie w taki sposób.
-Udajesz kogoś kim nie jesteś- wypaliłam.- nie jesteś taki Justin- między nami nastała cisza. Nasze oddechy i bicie serc mieszały się ze sobą, tworząc waśnie nas. Mnie i człowieka który jak widać jest nieprzewidywalny, człowieka który nie ma w sobie nic ludzkiego oprócz nieziemskiego wyglądu. Człowieka który przeraża mnie gdy tylko jego wzrok spotyka mój. Człowieka który tylko udaje, udaje kogoś kim nie jest. Przeszłość zrobiła z niego takiego potwora, a nie on sam. Musi zacząć z tym walczyć.
-Chcę ci po prostu pomóc- szepnęłam i przejechałam delikatnie dłonią po kościstym policzku szatyna.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No to się porobiło... Mam nadzieję, że Justin nie zrobi nic Lucy...
Więc mamy już 8 rozdział! Spodobał się? Bo mi akurat bardzo i nie miałam problemu z napisaniem go :) Komentujcie miśki! <3
WAŻNA SPRAWA!
Nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział. Mam na szczęście napisane do przodu ponieważ cały sierpień nie będzie mnie w domu i nie znajdę czasu na pisanie. Na pewno pojedyncze rozdziały będą się pojawiały na blogu tylko po porostu nie wiem kiedy. Mam wenę i dużo pomysłów na ciąg dalszy i nie zawieszam bloga! Więc musicie być cierpliwi! Pamiętajcie, że was bardzo mocno kocham i dziękuje za ponad już 5 tyś wyświetleń i razem 62 komentarze! Mam nadzieję, że liczby będą rosły, hahah :)
Much love, wspaniałych wakacji i do następnego! <3
-Juu-s-tin- wysapałam z ciągłym jękiem. To w jaki sposób dotykał mnie, całował, jego bliskość sprawiała, że chce się więcej i więcej i więcej. Usłyszałam tylko ciche mruknięcie z jego strony. Jego język ocierał się z siłą o mój, jakby bał się, że ostatni raz go dotyka. Ten pocałunek jest inny, uczuciowy.
-Stop-wysapałam ponieważ w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka tylko gdy Justin wsunął dłoń pod moją koszulkę i powędrował w górę do zapięcia od stanika. Momentalnie odskoczył ode mnie i złapał ze mną kontakt wzrokowy który po chwili i tak przerwał. Jego zachowanie było dziwne. W porównaniu z tym co działo się przed sekundą. Nasze nierówne oddechy mieszały się ze sobą, wypełniając pomieszczenie.
-Chcesz coś jeszcze dodać?- zapytałam jakby nigdy nic spoglądając na przekleństwo które napisał kilka minut temu.
-Nie- warknął i przejechał dłonią po swoich lekko rozczochranych włosach. Chyba się chciał zapytać czy może już iść, ale szybko przymknął lekko spuchnięte wargi i najzwyczajniej w świecie wyszedł, zostawiając mnie kompletnie oszołomioną i spragnioną jego dotyku, którego dał mi aż za dużo.
Justin's POV
To co się przez chwilą wydarzyło było cholernie dziwne, ale i zajebiste. Przypominając sobie jej usta, język, palce w moich włosach i jak delikatnie ciągnęła za końcówki. Ten pocałunek był inny, pewnie ona też to wyczuła. Nie wiem dlaczego to zrobiłem, nigdy nie okazałem żadnych uczuć kiedy się lizałem, nigdy. Zawsze było to dość brutalne i pozbawione pozytywnych emocji. Zaśmiałem się w myślach na kilka wspomnień i wszedłem do swojego pokoju. Zamknąłem za sobą drzwi w pełnej świadomości, że już ich nie otworzę. Zanim opadłem na łóżko, spojrzałem na nie, a na moich ustach od razu zagościł chytry uśmieszek.
-Oj, Lucy- mruknąłem sam do siebie i chwyciłem w swoje dłonie kartę, która służy do otwierania drzwi w pokojach pacjentów. Zaśmiałem się sam do siebie i schowałem zdobyć do tylnej kieszonki czarnych spodni. Usiadłem na łóżku, podpierając głowę na łokciach. Pomimo, że może okazałem jakąś dobrą emocje podczas całowania się, ale nadal jestem Justin Bieber który jest pozbawiony jakichkolwiek uczuć, człowieczeństwa.
Minęło sporo czasu, chyba z 3 godziny od tego całego zajścia z Lucy w pracowni. Po tym jak wyszedłem, nie przyszła. Nadal cieszyłem się myślą, że mam jej kartę i mogę w każdej chwili opuścić ośrodek, a nie wymykać się przez okno w łazience. Co i tak nie świadczy o tym, że to głupi pomysł.
Zerknąłem na godzinę, która wyświetlała się na telewizorze. 21.36. Ośrodek zamykają około 22, więc mam jeszcze kilkanaście minut. Wstałem z łóżka i zarzuciłem na swój czarny T-shirt bez nadruku również czarną bluzę. Na stopy wsadziłem adidasy. Skierowałem się w stronę drzwi. Przyłożyłem kartę do czytnika, a po sekundzie praktycznie bezgłośnie drzwi otworzyły się. Pociągnąłem za klamkę i co pierwsze to wychyliłem delikatnie głową rozglądając się na boki. Pusto. Uśmiechnąłem się pod nosem i opuściłem pokój, lekko zamykając drzwi. Nie mogłem narobić niepotrzebnego hałasu. Udałem się w lewą stronę. Nie mogłem wyjść przez główne drzwi, więc musiałem przez ewakuacyjne które zawsze są otwarte.
Nie myliłem się, tym razem również były otwarte. Zaśmiałem się pod nosem. Widzisz, wystarczyło zdobyć tą pieprzoną kartę, a nie trudzić się z oknami. Jeśli tak mam pracować z Lucy to się bardzo cieszę. Wyjdę z tego pierdolonego ośrodka prędzej niż się spodziewałem.
Lucy's POV
Siedziałam w pokoju bezczynnie przeglądając po raz setny facebook'a. Uznałam w końcu, że prędzej zasnę z nudów niż coś mnie zaciekawi, czy z kimś popiszę. Zamknęłam laptopa i odłożyłam go na szafkę nocną tuż obok łóżka. Cały czas myślałam o tym co zaszło w ośrodku. To jest bardziej skomplikowane niż scrabble! A najgorsze w tym wszystkim jest to, że ja kocham Luka i nie potrzebuję niczego innego jak jego. Otwarłam natychmiast pierwsze łzy jakie spłynęły po moich policzkach. Byłam rozdarta.
-Dziękuję, do widzenia- powiedziałam do kasjerki i opuściłam sklep. Musiałam udać się do marketu, bo w lodówce świeci pustkami, a jestem obecnie sama więc polegam tylko i wyłącznie na swojej osobie.
Przyspieszyłam kroku kiedy poczułam krople deszczu spadające na moją twarzy. Gdy znalazłam się pod domem moje oczy momentalnie się rozszerzyły, a serce przyspieszyło tempa.
-Co ty t-u robisz?- powiedziałam opanowanym głosem, chodź było to bardzo trudne. Przed drzwiami stał nie kto inny jak Justin. Miał na sobie tym razem szare dresy i czarną bluzę. Jego oczy przez moment przeszywały mnie wzrokiem po czym się odezwał.
-Odwiedzam cię- mruknął obojętnie, przejechał językiem po dolnej wardze i oparł się bokiem o ciemne drzwi. Podeszłam do niego niepewnie.
-Pytam poważnie- wywrócił oczami i spojrzał na mnie z rozbawieniem. Kolejny raz uciekł z ośrodka i kolejny raz go spotykam. To nie ma najmniejszego sensu.
-Tak się składa- zaczął ciszonym głosem.- że John ci coś dał, prawda?- moje ciało zesztywniało. Myślałam, że o tym zapomniał! Pokiwałam lekko głową na "tak". W tym momencie błagałam Boga żeby nie doszło do tego co nasuwa mi się na myśl.
-Wyjechał z miasta, więc nie mam dostępu do jego towaru, ale przypomniało mi się, że ty miałaś mi to przekazać, tak?- powiedział wszystko śmiertelnie poważnym tonem cały czas patrząc w moje oczy. Jezu, przecież ja to zostawiłam na imprezie. Nie mam tego.
-Lucy, daj. mi. to- wysyczał, a jego szczęka aż pulsowała ze złości. Jego oczy ciemne z lekko rozszerzonymi źrenicami przeszywały każdy milimetr mojej skóry.
-J-j-aa- zaczęłam, jąkając się. Boże, on mnie zabije od razu gdy tylko skończę zdanie!
-Ty?- uniósł brwi do góry. Moje serce waliło jak szalone, bałam się, cholernie się bałam.
-Ja tego nie mam Justin- wydukałam przełykając narastającą gulę w gardle.
-Otwórz drzwi- rozkazał, kompletnie pozbawionym uczuć głosem. Stałam cała sparaliżowana kompletnie nie wiedząc co mam teraz zrobić. Może zacznę krzyczeć i pani Marks mi pomoże? Dlaczego rodziców nie ma akurat dzisiaj?
-Słyszysz?- zapytał przez zaciśnięte zęby.- otwórz te pierdolone drzwi- poczułam łzy cisnące mi się do oczu, z całych sił starałam się je zatrzymać. Jak kazał otworzyłam drzwi. Moje ciało od raz zostało wepchnięte do środka, a drzwi z hukiem zatrzasnęły się kiedy szatyn również znalazł się w środku.
-Serio, jesteś taka głupia?- wyszydził i popchnął mnie na ścianę. Ciemność jaka panowała w domu sprawiała, że jeszcze bardziej się bałam.
-Proszę, przestań- szepnęłam kiedy poczułam ręce szatyna na swoich biodrach.
-Jakoś nie miałaś z tym dziś problemu- zaśmiał się tuż przy moim uchu. Bałam się, ale to nie znaczy, że nie chciałam jego dotyku- chciałam, ale nie w taki sposób.
-Udajesz kogoś kim nie jesteś- wypaliłam.- nie jesteś taki Justin- między nami nastała cisza. Nasze oddechy i bicie serc mieszały się ze sobą, tworząc waśnie nas. Mnie i człowieka który jak widać jest nieprzewidywalny, człowieka który nie ma w sobie nic ludzkiego oprócz nieziemskiego wyglądu. Człowieka który przeraża mnie gdy tylko jego wzrok spotyka mój. Człowieka który tylko udaje, udaje kogoś kim nie jest. Przeszłość zrobiła z niego takiego potwora, a nie on sam. Musi zacząć z tym walczyć.
-Chcę ci po prostu pomóc- szepnęłam i przejechałam delikatnie dłonią po kościstym policzku szatyna.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No to się porobiło... Mam nadzieję, że Justin nie zrobi nic Lucy...
Więc mamy już 8 rozdział! Spodobał się? Bo mi akurat bardzo i nie miałam problemu z napisaniem go :) Komentujcie miśki! <3
WAŻNA SPRAWA!
Nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział. Mam na szczęście napisane do przodu ponieważ cały sierpień nie będzie mnie w domu i nie znajdę czasu na pisanie. Na pewno pojedyncze rozdziały będą się pojawiały na blogu tylko po porostu nie wiem kiedy. Mam wenę i dużo pomysłów na ciąg dalszy i nie zawieszam bloga! Więc musicie być cierpliwi! Pamiętajcie, że was bardzo mocno kocham i dziękuje za ponad już 5 tyś wyświetleń i razem 62 komentarze! Mam nadzieję, że liczby będą rosły, hahah :)
Much love, wspaniałych wakacji i do następnego! <3
czwartek, 16 lipca 2015
7. "Desire"
Jak przeczytasz, proszę zostaw po sobie komentarz!
Miłego czytania misie! x
Lucy's POV
-Kac morderca nie ma serca- usłyszałam za sobą rozbawiony głos Madison. Powstrzymałam się przed chęcią uderzenia jej.
-Nawet nic nie wypiłam- jęknęłam. W moim organizmie nie była ani grama, uhg czegokolwiek! A i tak wyglądam i czuję się jak za przeproszeniem gówno.
-Może jakbyś coś wypiła to byś wyglądała lepiej- stwierdziła stając obok mnie i otwierając swoją szafkę. Dzięki za pocieszenie Madison, prawdziwa z ciebie przyjaciółka.
-Co to za teoria?- mruknęłam i przymknęłam oczy opierając czoło o niebieską, żelazną szafkę.
-Wymyślona przed sekundą- parsknęła śmiechem. Szkoda, że mi nie było do śmiechu.
-Jak z Tomem?- zagadałam dalej stojąc przodem do szafki. Byłam cholernie zmęczona, a myśl o tym, że jeszcze 4 lekcje dobijała mnie zupełnie.
-Maks jest naprawdę miły, ale poszłam jednak z Harrym- zaśmiała się cicho zamykając swoją szafkę. Wow, zapytałam o Toma, skomplementowała Maksa, ale spotkała się z Harrym. Panie i panowie oto Madison Johnson!
-Harry?- uniosłam brew do góry i spojrzałam na przyjaciółkę. Madison jest niekiedy bardzo porywcza i szalona i w sumie to nieodpowiedzialna, chodź zawsze wychodzi jakimś dziwnym cudem dobrze z KAŻDEJ relacji z KAŻDYM chłopakiem. Boże. To i tak nie zmienia faktu, że się o nią martwię i nie podzielam jej zachowania.
-Lubię go- stwierdziła. Przeszłyśmy długim korytarzem całe pierwsze piętro i zatrzymałyśmy się dopiero na samym końcu pod klasą w której za minute odbędzie się matma. Oczywiście mój ulubiony przedmiot.
-A Maks i Tom?- zadałam kolejne pytanie opierając się plecami o zimną ścianę i wypuszczając powoli powietrze z płuc. Gdy Madison uchyliła ust by coś powiedzieć akurat zadzwonił dzwonek oznaczający koniec przerwy. Może to i dobrze.
-Hej Lucy!- usłyszałam entuzjastyczny znany mi już głos.
-Hej Emily- uśmiechnęłam się przyjaźnie do blondynki. Okazało się, że Emily jest pięć lat starsza ode mnie, przeprowadziła się aż z Europy do NYC dwa lata temu. Bardzo ją polubiłam. Oprowadziła mnie również po ośrodku i poznała mnie z niektórymi swoimi podopiecznymi.
Idą w znanym mi kierunku przypomniałam sobie o wczorajszej imprezie i o tym, że tam był Justin. Nie wiem jakim cudem udało mu się przyjść i w ogóle skąd zna Zayna. Emily mówiła wcześniej, że po jakimś okresie próbnym dają dwa dni wolne dla pacjentów, Justin na razie ich dostał...
-Hej- mruknęłam gdy mój wzrok spotkał się z ciemnymi tęczówkami Justina.
-Siema- rzucił i w tym samym momencie zdjął swoją koszulkę która po chwili wylądowała na łóżku. Wstrzymałam oddech.
-Zrób zdjęcie, zostanie na dłużej- zaśmiał się krótko po czym zsunął z siebie czarne dresy.
-Y-yy- jęknęłam nieśmiało i spuściłam wzrok.- c-co t-ty r-obi-sz?- wydusiłam z siebie i zerknęłam na chłopaka. Z trudem ominęłam jego perfekcyjnie wyrzeźbiony abs i te cholernie seksowne tatuaże. Seksowne tatuaże? Tak, seksowne tatuaże. Po chwili i tak niekontrolowanie z twarzy szatyna zjechałam wzrokiem na jego klatkę piersiową. To niemożliwe, że można być tak cholernie idealnym! Cichy jęk opuścił moje usta.
-To w sumie trochę pociągające- mruknął robiąc krok w moja stronę. Przełknęłam ślinę. Najprawdopodobniej najseksowniejszy facet jaki chodzi na tej planecie stoi przede mną w samych bokserkach! Lucy, jesteś pieprzoną szczęściarą. Która ma chłopaka. Skarciłam się w myślach.
-C-co?- znów jęknęłam. Usta Justina od razu uformowały się w tzw. "łobuzerski uśmiech".
-Stoisz przede mną z lekko rozchylonymi ustami i przeszywasz mnie wzrokiem- zaśmiał się ukazując swoje słodkie dołeczki. Cholera! Ogarnij się.
-Musimy iść- powiedziałam trochę bardziej pewniejszym głosem błądząc wzrokiem po podłodze.
-Właśnie zamierzałem wziąć prysznic- powiedział po chwili ciszy. Ta chwila wydawała się dla mnie wiecznością.
-Idź, poczekam- rzuciłam i udając obojętną wyminęłam szatyna i usiadłam na łóżku. Justin bez słowa zniknął za drzwiami- jak się wcześniej domyślałam łazienki.
-Gdzie idziemy?- zapytał kiedy wyszliśmy z pokoju i udaliśmy się tym razem w przeciwnym kierunku do holu. Zignorowałam jego pytanie ponieważ sekundę po tym zatrzymaliśmy się pod białymi drzwiami.
-Pokój zabaw- rzucił śmiejąc się. Oh, czyżby ktoś tu oglądał "50 twarzy Grey'a"? Wywróciłam oczami.
-Nie- zaprzeczyłam i przekręciłam klucz w drzwiach. Jako pierwsza weszłam do pomieszczenia i zapaliłam światło włącznikiem który od razu znajdował się przy wejściu. Rozejrzałam się jeszcze po łososiowym pokoju układając sobie plan w głowie. Jako pierwsza postanowiłam się odezwać.
-Więc- zaczęłam podchodząc do dość wysokiego czarnego stojaka z wiszącym na nim białym, zwiniętym płótnie.- będziemy malować- powiedziałam rozwijając materiał który swobodnie opadł wzdłuż stojaka praktycznie stykając się z podłogą. Zerknęłam ukradkiem na szatyna. Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem, jego mina była komiczna.
-Kurwa, Lucy- rzucił i pokręcił głową cicho się śmiejąc- na ile ja ci lat wyglądam?- dokończył dalej się śmiejąc. Ignorując wiązankę przekleństw które mruczał pod nosem podeszłam do niskiego stoliczka i wzięłam w dłoń dwa pędzle. Wyciągnęłam rękę z przedmiotem w stronę Justina.
-Proszę- mruknęłam i potrząsnęłam dłonią zachęcając go do wzięcia ode mnie pędzla. Wywrócił oczami i ponownie mrucząc coś pod nosem chwycił w swoją dłoń rzecz i spojrzał na mnie lekko poirytowany. Ja jedynie posłałam mu znaczące spojrzenie i ponownie podeszłam do stolika odkręcając kilka kolorowych farb.
Justina dalej stał i najprawdopodobniej czekał aż powiem, że to żart.
-Chodzi o to- zaczęłam spokojnym głosem, po czym zacięłam się.- masz po prostu przelać na papier to co czujesz w tym momencie- dokończyłam przegryzając delikatnie dolną wargę. Posłał mi chłodne spojrzenie i nie mówiąc nic podszedł do mnie. Zamoczył pędzel w wysokim, białym, plastikowym kubeczku z wodą po czym chwycił w dłoń czarną farbę i podszedł z nią do wiszącego płótna. Uważnie przyglądałam się jak szatyn co chwile nabiera na pędzel warstwę czarnej substancji i coś pisze.
-Oh- zaczęłam po czym zaśmiałam się krótko.- kurwa?- zapytałam unosząc brwi do góry. Z rozbawieniem wpatrywałam się w czarny napis "kurwa". Wzruszył obojętnie ramionami i rzucił brudny pędzel i farbę na stolik brudząc przy tym szklany blat.
-Już- mruknął.- możemy iść?- rzucił wpatrując się w moje oczy. Dopiero teraz, kiedy musiałam podnieść delikatnie głowę by spojrzeć w jego tęczówki zdałam sobie sprawę jak niebezpiecznie blisko mnie się znajduje.
-Nie zależy ci?- zapytałam robiąc krok w tył przy tym uderzając biodrem o róg stolika. Praca w tym ośrodku przyniesie mi więcej ran i siniaków niż gdziekolwiek indziej.
-Na jakimś pieprzonym malowaniu?- zapytał retorycznie i prychnął robią kolejny krok w moim kierunku. Tym razem uderzyłam nogą o jedną z nóg drugiego stojaka.
-Jakoś nie- dokończył posyłając mi znudzone spojrzenie. Kolejny jego krok w przód powodował mój kolejny krok w tył, niestety moje plecy zdecydowanie za szybko zderzyły się ze ścianą.
-Nie rozumiem cię- szepnęłam. Mój wzrok błądził po twarzy chłopaka co jakiś czas zatrzymując się na idealnych ustach szatyna. Od początku, jak zobaczyłam Justina próbowałam wyczytać z jego wzrok jak najwięcej. Podobno oczy to odzwierciedlenie duszy- to mnie w Justinie najbardziej przerażało. Spojrzenie wyrażające kompletne nic.
-Po prostu powiedz- rzucił kompletnie ignorując moje wcześniejsze słowa i całkowicie zbijając mnie z tropu. Jego wzrok również zjechał na moje wargi które niekontrolowanie przegryzłam.
-Wiem co teraz chcesz zrobić- szepnął mi tuż przy uchu przegryzając jego płatek, ale tym razem ciągnąc go delikatnie i błądząc po jego zewnętrznej warstwie swoim językiem. Zaskomlałam. Jego dotyk, jego wszystko sprawiało, że chciało się więcej. Długo nie wytrzymam.
W moich myślach rozpoczęła się prawdziwa wojna pomiędzy pragnieniem, a rozsądkiem.
Miłego czytania misie! x
Lucy's POV
-Kac morderca nie ma serca- usłyszałam za sobą rozbawiony głos Madison. Powstrzymałam się przed chęcią uderzenia jej.
-Nawet nic nie wypiłam- jęknęłam. W moim organizmie nie była ani grama, uhg czegokolwiek! A i tak wyglądam i czuję się jak za przeproszeniem gówno.
-Może jakbyś coś wypiła to byś wyglądała lepiej- stwierdziła stając obok mnie i otwierając swoją szafkę. Dzięki za pocieszenie Madison, prawdziwa z ciebie przyjaciółka.
-Co to za teoria?- mruknęłam i przymknęłam oczy opierając czoło o niebieską, żelazną szafkę.
-Wymyślona przed sekundą- parsknęła śmiechem. Szkoda, że mi nie było do śmiechu.
-Jak z Tomem?- zagadałam dalej stojąc przodem do szafki. Byłam cholernie zmęczona, a myśl o tym, że jeszcze 4 lekcje dobijała mnie zupełnie.
-Maks jest naprawdę miły, ale poszłam jednak z Harrym- zaśmiała się cicho zamykając swoją szafkę. Wow, zapytałam o Toma, skomplementowała Maksa, ale spotkała się z Harrym. Panie i panowie oto Madison Johnson!
-Harry?- uniosłam brew do góry i spojrzałam na przyjaciółkę. Madison jest niekiedy bardzo porywcza i szalona i w sumie to nieodpowiedzialna, chodź zawsze wychodzi jakimś dziwnym cudem dobrze z KAŻDEJ relacji z KAŻDYM chłopakiem. Boże. To i tak nie zmienia faktu, że się o nią martwię i nie podzielam jej zachowania.
-Lubię go- stwierdziła. Przeszłyśmy długim korytarzem całe pierwsze piętro i zatrzymałyśmy się dopiero na samym końcu pod klasą w której za minute odbędzie się matma. Oczywiście mój ulubiony przedmiot.
-A Maks i Tom?- zadałam kolejne pytanie opierając się plecami o zimną ścianę i wypuszczając powoli powietrze z płuc. Gdy Madison uchyliła ust by coś powiedzieć akurat zadzwonił dzwonek oznaczający koniec przerwy. Może to i dobrze.
-Hej Lucy!- usłyszałam entuzjastyczny znany mi już głos.
-Hej Emily- uśmiechnęłam się przyjaźnie do blondynki. Okazało się, że Emily jest pięć lat starsza ode mnie, przeprowadziła się aż z Europy do NYC dwa lata temu. Bardzo ją polubiłam. Oprowadziła mnie również po ośrodku i poznała mnie z niektórymi swoimi podopiecznymi.
Idą w znanym mi kierunku przypomniałam sobie o wczorajszej imprezie i o tym, że tam był Justin. Nie wiem jakim cudem udało mu się przyjść i w ogóle skąd zna Zayna. Emily mówiła wcześniej, że po jakimś okresie próbnym dają dwa dni wolne dla pacjentów, Justin na razie ich dostał...
-Hej- mruknęłam gdy mój wzrok spotkał się z ciemnymi tęczówkami Justina.
-Siema- rzucił i w tym samym momencie zdjął swoją koszulkę która po chwili wylądowała na łóżku. Wstrzymałam oddech.
-Zrób zdjęcie, zostanie na dłużej- zaśmiał się krótko po czym zsunął z siebie czarne dresy.
-Y-yy- jęknęłam nieśmiało i spuściłam wzrok.- c-co t-ty r-obi-sz?- wydusiłam z siebie i zerknęłam na chłopaka. Z trudem ominęłam jego perfekcyjnie wyrzeźbiony abs i te cholernie seksowne tatuaże. Seksowne tatuaże? Tak, seksowne tatuaże. Po chwili i tak niekontrolowanie z twarzy szatyna zjechałam wzrokiem na jego klatkę piersiową. To niemożliwe, że można być tak cholernie idealnym! Cichy jęk opuścił moje usta.
-To w sumie trochę pociągające- mruknął robiąc krok w moja stronę. Przełknęłam ślinę. Najprawdopodobniej najseksowniejszy facet jaki chodzi na tej planecie stoi przede mną w samych bokserkach! Lucy, jesteś pieprzoną szczęściarą. Która ma chłopaka. Skarciłam się w myślach.
-C-co?- znów jęknęłam. Usta Justina od razu uformowały się w tzw. "łobuzerski uśmiech".
-Stoisz przede mną z lekko rozchylonymi ustami i przeszywasz mnie wzrokiem- zaśmiał się ukazując swoje słodkie dołeczki. Cholera! Ogarnij się.
-Musimy iść- powiedziałam trochę bardziej pewniejszym głosem błądząc wzrokiem po podłodze.
-Właśnie zamierzałem wziąć prysznic- powiedział po chwili ciszy. Ta chwila wydawała się dla mnie wiecznością.
-Idź, poczekam- rzuciłam i udając obojętną wyminęłam szatyna i usiadłam na łóżku. Justin bez słowa zniknął za drzwiami- jak się wcześniej domyślałam łazienki.
-Gdzie idziemy?- zapytał kiedy wyszliśmy z pokoju i udaliśmy się tym razem w przeciwnym kierunku do holu. Zignorowałam jego pytanie ponieważ sekundę po tym zatrzymaliśmy się pod białymi drzwiami.
-Pokój zabaw- rzucił śmiejąc się. Oh, czyżby ktoś tu oglądał "50 twarzy Grey'a"? Wywróciłam oczami.
-Nie- zaprzeczyłam i przekręciłam klucz w drzwiach. Jako pierwsza weszłam do pomieszczenia i zapaliłam światło włącznikiem który od razu znajdował się przy wejściu. Rozejrzałam się jeszcze po łososiowym pokoju układając sobie plan w głowie. Jako pierwsza postanowiłam się odezwać.
-Więc- zaczęłam podchodząc do dość wysokiego czarnego stojaka z wiszącym na nim białym, zwiniętym płótnie.- będziemy malować- powiedziałam rozwijając materiał który swobodnie opadł wzdłuż stojaka praktycznie stykając się z podłogą. Zerknęłam ukradkiem na szatyna. Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem, jego mina była komiczna.
-Kurwa, Lucy- rzucił i pokręcił głową cicho się śmiejąc- na ile ja ci lat wyglądam?- dokończył dalej się śmiejąc. Ignorując wiązankę przekleństw które mruczał pod nosem podeszłam do niskiego stoliczka i wzięłam w dłoń dwa pędzle. Wyciągnęłam rękę z przedmiotem w stronę Justina.
-Proszę- mruknęłam i potrząsnęłam dłonią zachęcając go do wzięcia ode mnie pędzla. Wywrócił oczami i ponownie mrucząc coś pod nosem chwycił w swoją dłoń rzecz i spojrzał na mnie lekko poirytowany. Ja jedynie posłałam mu znaczące spojrzenie i ponownie podeszłam do stolika odkręcając kilka kolorowych farb.
Justina dalej stał i najprawdopodobniej czekał aż powiem, że to żart.
-Chodzi o to- zaczęłam spokojnym głosem, po czym zacięłam się.- masz po prostu przelać na papier to co czujesz w tym momencie- dokończyłam przegryzając delikatnie dolną wargę. Posłał mi chłodne spojrzenie i nie mówiąc nic podszedł do mnie. Zamoczył pędzel w wysokim, białym, plastikowym kubeczku z wodą po czym chwycił w dłoń czarną farbę i podszedł z nią do wiszącego płótna. Uważnie przyglądałam się jak szatyn co chwile nabiera na pędzel warstwę czarnej substancji i coś pisze.
-Oh- zaczęłam po czym zaśmiałam się krótko.- kurwa?- zapytałam unosząc brwi do góry. Z rozbawieniem wpatrywałam się w czarny napis "kurwa". Wzruszył obojętnie ramionami i rzucił brudny pędzel i farbę na stolik brudząc przy tym szklany blat.
-Już- mruknął.- możemy iść?- rzucił wpatrując się w moje oczy. Dopiero teraz, kiedy musiałam podnieść delikatnie głowę by spojrzeć w jego tęczówki zdałam sobie sprawę jak niebezpiecznie blisko mnie się znajduje.
-Nie zależy ci?- zapytałam robiąc krok w tył przy tym uderzając biodrem o róg stolika. Praca w tym ośrodku przyniesie mi więcej ran i siniaków niż gdziekolwiek indziej.
-Na jakimś pieprzonym malowaniu?- zapytał retorycznie i prychnął robią kolejny krok w moim kierunku. Tym razem uderzyłam nogą o jedną z nóg drugiego stojaka.
-Jakoś nie- dokończył posyłając mi znudzone spojrzenie. Kolejny jego krok w przód powodował mój kolejny krok w tył, niestety moje plecy zdecydowanie za szybko zderzyły się ze ścianą.
-Nie rozumiem cię- szepnęłam. Mój wzrok błądził po twarzy chłopaka co jakiś czas zatrzymując się na idealnych ustach szatyna. Od początku, jak zobaczyłam Justina próbowałam wyczytać z jego wzrok jak najwięcej. Podobno oczy to odzwierciedlenie duszy- to mnie w Justinie najbardziej przerażało. Spojrzenie wyrażające kompletne nic.
-Po prostu powiedz- rzucił kompletnie ignorując moje wcześniejsze słowa i całkowicie zbijając mnie z tropu. Jego wzrok również zjechał na moje wargi które niekontrolowanie przegryzłam.
-Wiem co teraz chcesz zrobić- szepnął mi tuż przy uchu przegryzając jego płatek, ale tym razem ciągnąc go delikatnie i błądząc po jego zewnętrznej warstwie swoim językiem. Zaskomlałam. Jego dotyk, jego wszystko sprawiało, że chciało się więcej. Długo nie wytrzymam.
W moich myślach rozpoczęła się prawdziwa wojna pomiędzy pragnieniem, a rozsądkiem.
~~~~~~~~~~~~~~~~
I ten moment pod koniec z Jucy isnsksnslmsken ❤️ Co sądzicie o rozdziale? Mi się osobiście bardzo podoba, hahah. Następny rozdział pojawi się 20 i to będzie ostatni rozdział jak na lipiec i chyba całe wakacje. Wyjaśnię wszytko niebawem pod kolejnym postem. Much love i do następnego! xx
wtorek, 14 lipca 2015
6. "Party"
Zaparkowaliśmy na podjeździe, aż dziwię się, że było wolne miejsce. Odpięłam swój pas bezpieczeństwa i wysiadłam z samochodu lekko trzaskając drzwiczkami. Można było już na wejściu wyczuć zapach przeróżnych alkoholi i setek innych nieznanym mi substancji. Blondyn od razu znalazł się przy moim boku i mocno przyciągnął mnie do siebie. Cicho mruknęłam ponieważ w miejscu w którym mnie obejmował były pewnie siniaki po tym jak Justin wbijał palce w moje biodra. Dreszcz przeszedł przez moje ciało.
-Coś nie tak?- zapytał Luke zatrzymując nas przed samymi drzwiami. Musiał to wyczuć.
-Nie- zaśmiałam się cicho.- tylko trochę zimno- dodałam i przetarłam dłonią swoją rękę. Temperatura jaka panowała nie była zadowalająca.
-Więc, już wchodzimy do środka- powiedział schylając się i całując mnie w policzek.
Bez pukania- nawet i tak by nikt nie usłyszał bo na samym wejściu można było usłyszeć krzyki, piski, a no i oczywiście muzykę. Gdy tylko przekroczyliśmy próg domu, przed nami stanął dobrze zbudowany, wysoki chłopak z ciemnymi włosami i brązowymi oczami. Przełknęłam głośno ślinę, po chwili poczułam jak Luke wzmacnia uścisk na mojej talii.
-Witam gołąbeczki- powiedział z nutką sarkazmu w głosie. Wywróciłam oczami i posłałam piorunujące spojrzenie chłopakowi. Nikt nie irytował mnie tak jak Zayn i ogólnie, wszyscy kumple Luka. Zawsze gdy tylko mogłam unikałam jego towarzystwa.
-Siema- powiedział Luke i przywitał się po męsku z brunetem.
-Mogę was zapewnić, że to będzie najlepsza impreza na jakiejkolwiek byliście- powiedział pewny swoich słów. Dupek.
-Wiesz, idę się czegoś napić- przerwałam Zaynowi i spojrzałam na Luka.
-Jessica powinna gdzieś tu być- powiedział lekko się uśmiechając i dał mi krótkiego buziaka w usta. Wymijając Zayna przy okazji uderzając o jego ramie udałam się w stronę małego baru gdzie od razu dostrzegłam wolne krzesło. Zajęłam puste miejsce i oparłam rękę o ciemny blat. Zanim spotkam się z Justinem chcę się trochę rozluźnić. W ogóle nie rozumiałam dlaczego ma się pojawić na tej całej imprezie. Zayn zaprasza ludzi których zna lub chociaż kojarzy.
-Co dla ślicznotki?- usłyszałam męski głos od razu mój wzrok powędrował do góry spotykając się z zielonymi tęczówkami barmana.
-Coś mocnego- powiedziałam posyłając przyjazny uśmiech chłopakowi. Również się uśmiechnął i odszedł kawałek- jak się domyślam przygotować drinka.
-Lucy!- usłyszałam radosny pisk za sobą, zmarszczyłam czoło i obróciłam się na krześle.
-Jessica, hej!- krzyknęłam starając się przebić głośną muzykę, od razu wstałam z miejsca i przytuliłam dziewczynę. Jessica ma 21 lat i jest straszą siostrą Luka. Jest szczupłą, dość wysoką prześliczną brunetką z zielonymi oczami, jak na nią patrzę- dostaję kompleksów.
-Gdzie zgubiłaś tego debila?- zapytała unosząc brew do góry. Zaśmiałam się na jej słowa.
-Nie wiem, chyba jest z Zaynem i resztą- mruknęłam i spojrzałam przed siebie. Mój wzrok od razu napotkał znane mi już tęczówki.
-Proszę- usłyszałam głos za sobą i zobaczyłam gotowego drinka którego barman postawił na blacie.
-Wiesz co- powiedziałam nerwowo obracając się z powrotem do brunetki.- muszę iść- mruknęłam zakłopotanie.
-A drink?- zapytała z lekkim rozbawieniem.
-Jest twój- zaśmiałam się i nie czekając na odpowiedź Jes wyminęłam ją i skierowałam się w stronę stojącego po drugiej stronie pomieszczenia szatyna.
-Powiedz temu całemu Johnowi, że jak jeszcze raz przyjdzie do mojego domu to...- nie dał mi dokończyć ponieważ przysunął się do mnie , a jego ręka w jednej chwili znalazła się niebezpiecznie blisko mojego pośladka.
Justin's POV
-Coś nie tak?- zapytał Luke zatrzymując nas przed samymi drzwiami. Musiał to wyczuć.
-Nie- zaśmiałam się cicho.- tylko trochę zimno- dodałam i przetarłam dłonią swoją rękę. Temperatura jaka panowała nie była zadowalająca.
-Więc, już wchodzimy do środka- powiedział schylając się i całując mnie w policzek.
Bez pukania- nawet i tak by nikt nie usłyszał bo na samym wejściu można było usłyszeć krzyki, piski, a no i oczywiście muzykę. Gdy tylko przekroczyliśmy próg domu, przed nami stanął dobrze zbudowany, wysoki chłopak z ciemnymi włosami i brązowymi oczami. Przełknęłam głośno ślinę, po chwili poczułam jak Luke wzmacnia uścisk na mojej talii.
-Witam gołąbeczki- powiedział z nutką sarkazmu w głosie. Wywróciłam oczami i posłałam piorunujące spojrzenie chłopakowi. Nikt nie irytował mnie tak jak Zayn i ogólnie, wszyscy kumple Luka. Zawsze gdy tylko mogłam unikałam jego towarzystwa.
-Siema- powiedział Luke i przywitał się po męsku z brunetem.
-Mogę was zapewnić, że to będzie najlepsza impreza na jakiejkolwiek byliście- powiedział pewny swoich słów. Dupek.
-Wiesz, idę się czegoś napić- przerwałam Zaynowi i spojrzałam na Luka.
-Jessica powinna gdzieś tu być- powiedział lekko się uśmiechając i dał mi krótkiego buziaka w usta. Wymijając Zayna przy okazji uderzając o jego ramie udałam się w stronę małego baru gdzie od razu dostrzegłam wolne krzesło. Zajęłam puste miejsce i oparłam rękę o ciemny blat. Zanim spotkam się z Justinem chcę się trochę rozluźnić. W ogóle nie rozumiałam dlaczego ma się pojawić na tej całej imprezie. Zayn zaprasza ludzi których zna lub chociaż kojarzy.
-Co dla ślicznotki?- usłyszałam męski głos od razu mój wzrok powędrował do góry spotykając się z zielonymi tęczówkami barmana.
-Coś mocnego- powiedziałam posyłając przyjazny uśmiech chłopakowi. Również się uśmiechnął i odszedł kawałek- jak się domyślam przygotować drinka.
-Lucy!- usłyszałam radosny pisk za sobą, zmarszczyłam czoło i obróciłam się na krześle.
-Jessica, hej!- krzyknęłam starając się przebić głośną muzykę, od razu wstałam z miejsca i przytuliłam dziewczynę. Jessica ma 21 lat i jest straszą siostrą Luka. Jest szczupłą, dość wysoką prześliczną brunetką z zielonymi oczami, jak na nią patrzę- dostaję kompleksów.
-Gdzie zgubiłaś tego debila?- zapytała unosząc brew do góry. Zaśmiałam się na jej słowa.
-Nie wiem, chyba jest z Zaynem i resztą- mruknęłam i spojrzałam przed siebie. Mój wzrok od razu napotkał znane mi już tęczówki.
-Proszę- usłyszałam głos za sobą i zobaczyłam gotowego drinka którego barman postawił na blacie.
-Wiesz co- powiedziałam nerwowo obracając się z powrotem do brunetki.- muszę iść- mruknęłam zakłopotanie.
-A drink?- zapytała z lekkim rozbawieniem.
-Jest twój- zaśmiałam się i nie czekając na odpowiedź Jes wyminęłam ją i skierowałam się w stronę stojącego po drugiej stronie pomieszczenia szatyna.
-Powiedz temu całemu Johnowi, że jak jeszcze raz przyjdzie do mojego domu to...- nie dał mi dokończyć ponieważ przysunął się do mnie , a jego ręka w jednej chwili znalazła się niebezpiecznie blisko mojego pośladka.
Justin's POV
Od jakiegoś czasu wpatrywałem się w Lucy, kiedy w końcu łaskawie zdecydowała się podejść.
-Masz to o co prosiłem?- przerwałem brunetce i zjechałem ręką całkowicie na tyłek dziewczyny usłyszałem ciche mruknięcie. Na mojej twarzy od razu zagościł uśmieszek. Pomimo ile razy jak do tej pory mnie zdążyła zirytować i wkurwić, to i tak coś ciągnie mnie do niej. To w jaki sposób reaguje na mój dotyk jest cholernie podniecające.
-Nie mogę ci tego dać- mruknęła po chwili i odsunęła się ode mnie, jednak ponownie tym razem to ja przyciągnąłem do siebie drobną postać dziewczyny i obróciłem ją tak, że jej plecy zderzył się z kamienistą ścianką.
-Nie wkurwiaj mnie Lucy- syknąłem tuż przy uchu dziewczyny przez co się lekko wzdrygnęła. Lubiłem wręcz kochałem gdy ktoś się mnie bał, dlatego kiedy zobaczyłem Darling pod nazwą "nowa stażystka" i to w dodatku moja, od razu wiedziałem, że będę miał z nią dużo zabawy. Kiedy chciała już coś powiedzieć poczułem nagle jak ktoś ciągnie mnie za koszulkę do tyłu po czym moje plecy wylądowały na białych, kleistych kafelkach. Szybko podniosłem się z niej i obróciłem przodem do gościa któremu już współczuję.
-Nie tyka się cudzych lasek, Bieber- dopiero spojrzałem na tego skurwysyna, a już mam ochotę mu porządnie przypierdolić.
-Nie wtyka się swojego zasranego nos w sprawy które cię kurwa nie dotyczą- syknąłem i poprawiłem czarną koszulkę.
-Daj spokój Bieber, co do kultury to ty ją masz najmniejszą- syknął. Spiąłem w jednym momencie wszystkie swoje mięśnie.
-Słaba imprezka- powiedziałem po czym zaśmiałem się krótko i wsadziłem ręce do tylnych kieszonek również czarnych dresów.
-Oh, czyżby- parsknął śmiechem i pokręcił lekko głową. Boże trzymaj mnie bo zaraz rozpierdolę tego gnojka.- ty być urządził lepszą, nie?- doskonale wiedziałem co ma na myśli. Gdy już miałem podejść do Zayna i mu porządnie przypierdolić poczułem małe dłonie ciągnące mnie w pasie. Obróciłem się przodem do dziewczyny i rzuciłem w jej kierunku mrożące spojrzenie.
-Przestań- powiedziała patrząc się na mnie. Nic nie mówiąc zdjąłem ręce brunetki z siebie i z powrotem spojrzałem w stronę Zayna. Byłem tak wkurwiony, że najchętniej pozabijałbym każdego kto znajduje się na tej zjebanej imprezie.
-Myślę, że na ciebie pora- rzucił szczerząc się.
-Pierdol się- warknąłem i skierowałem się w stronę wyjścia. Po drodze dopiero zorientowałem się, że niezły tłum zebrał się na około nas. Zaśmiałem się sam do siebie i jak najszybciej opuściłem dom tego zasranego pedała.
-Kurwa- mruknąłem i wypuściłem powietrze ze świstem. Sięgnąłem do przedniej kieszonki dresów i wyciągnąłem zapalniczkę od razu z paczką papierosów. Idąc w dobrze znanym mi kierunku wyciągnąłem szluga z opakowania. Wsadziłem go do ust i podpaliłem zapalniczka jego koniec. Mocno zaciągnąłem się fajką pozwalając żeby dym jak najszybciej znalazł się w moich płucach. Odkąd trafiłem na odwyk moje sprawy z niektórymi się mocno pokomplikowały, przykładem jest Zayn na którego się prawie rzuciłem, ale powstrzymała mnie Lucy. Myśląc o niej i o tym, że jutro znowu ją spotkam naszła mnie myśl nie wracania do ośrodka, ale i tak prędzej czy później by mnie znaleźli, a wole ten cały syf niż więzienie. Muszę się z tego wszystkiego jakoś wyplątać. Ona mi w tym pomoże.
-Nie wtyka się swojego zasranego nos w sprawy które cię kurwa nie dotyczą- syknąłem i poprawiłem czarną koszulkę.
-Daj spokój Bieber, co do kultury to ty ją masz najmniejszą- syknął. Spiąłem w jednym momencie wszystkie swoje mięśnie.
-Słaba imprezka- powiedziałem po czym zaśmiałem się krótko i wsadziłem ręce do tylnych kieszonek również czarnych dresów.
-Oh, czyżby- parsknął śmiechem i pokręcił lekko głową. Boże trzymaj mnie bo zaraz rozpierdolę tego gnojka.- ty być urządził lepszą, nie?- doskonale wiedziałem co ma na myśli. Gdy już miałem podejść do Zayna i mu porządnie przypierdolić poczułem małe dłonie ciągnące mnie w pasie. Obróciłem się przodem do dziewczyny i rzuciłem w jej kierunku mrożące spojrzenie.
-Przestań- powiedziała patrząc się na mnie. Nic nie mówiąc zdjąłem ręce brunetki z siebie i z powrotem spojrzałem w stronę Zayna. Byłem tak wkurwiony, że najchętniej pozabijałbym każdego kto znajduje się na tej zjebanej imprezie.
-Myślę, że na ciebie pora- rzucił szczerząc się.
-Pierdol się- warknąłem i skierowałem się w stronę wyjścia. Po drodze dopiero zorientowałem się, że niezły tłum zebrał się na około nas. Zaśmiałem się sam do siebie i jak najszybciej opuściłem dom tego zasranego pedała.
-Kurwa- mruknąłem i wypuściłem powietrze ze świstem. Sięgnąłem do przedniej kieszonki dresów i wyciągnąłem zapalniczkę od razu z paczką papierosów. Idąc w dobrze znanym mi kierunku wyciągnąłem szluga z opakowania. Wsadziłem go do ust i podpaliłem zapalniczka jego koniec. Mocno zaciągnąłem się fajką pozwalając żeby dym jak najszybciej znalazł się w moich płucach. Odkąd trafiłem na odwyk moje sprawy z niektórymi się mocno pokomplikowały, przykładem jest Zayn na którego się prawie rzuciłem, ale powstrzymała mnie Lucy. Myśląc o niej i o tym, że jutro znowu ją spotkam naszła mnie myśl nie wracania do ośrodka, ale i tak prędzej czy później by mnie znaleźli, a wole ten cały syf niż więzienie. Muszę się z tego wszystkiego jakoś wyplątać. Ona mi w tym pomoże.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jestem trochę wkurzona ponieważ rozdział 5 wyszedł mi szczerze- do kitu. Miałam zupełnie inny pomysł co do bloga nawet napisałam z 3 rozdziały, ale później stwierdziłam, że to kompletnie odchodzi od fabuły. Więc 5 mi się kompletnie nie podoba i nie pasuje.
Mam nadzieję, że 6 wam się spodobała... akcja się powoli rozkręca i myślę, że jest okey.
Sama już się szczerze pogubiłam. Komentujcie i do następnego! Zapraszam jeszcze na tt i ask'a.
Much love x
Mam nadzieję, że 6 wam się spodobała... akcja się powoli rozkręca i myślę, że jest okey.
Sama już się szczerze pogubiłam. Komentujcie i do następnego! Zapraszam jeszcze na tt i ask'a.
Much love x
czwartek, 9 lipca 2015
5. "Mistake"
Zapraszam na super jbff http://nocontrol-pl.blogspot.com/
Miłego czytania! x
~~~~~~~~~~~~~~
Poczułam jak ktoś delikatnie gładzi mnie po włosach. Powoli uchyliłam powieki i przekręciłam głowę w bok.
-Hej- usłyszałam ciche mruknięcie. Otworzyłam szerzej oczy i zobaczyłam obok siebie Luka.
-Hej- odpowiedziałam lekko zaspanym i zachrypniętym głosem, przetarłam lekko dłońmi oczy. Zdziwiłam się co tu robi i jak dostał się do domu.No tak- mama.
-Co się stało?- zapytał nagle wpatrując się w mój policzek. Przypomniałam sobie całą tą dzisiejszą sytuację z Justinem i ogromnego fioletowego siniaka. Podniosłam się szybko do góry i gdy chciałam zejść z łóżka, blondyn chwycił za mój nadgarstek i przyciągnął do siebie.
-Co ci się do cholery stało Lucy?- zapytał poważnym tonem i wbił wzrok w tą przeklętą rzecz na mojej twarzy.
-Uderzyłam się- mruknęłam.
-Tak? Nie wygląda- uniósł brwi do góry.- a może ktoś cię uderzył?- warknął i dotknął opuszkami palców mój policzek. Syknęłam i od razu odsunęłam głowę od ręki chłopaka.
-Kto ci to zrobi?- teraz wbił wzrok w moją twarz, starając się nawiązać kontakt wzrokowy. Przecież nie powiem mu, co się dziś stało i tym bardziej kto to zrobił. Jeszcze na dodatek przypomniało mi się, że całowałam się z nim. Przecież ja chodzę z Lukiem. Od razu ogarnęło mnie poczucie winy.
-Lucy- powiedział łagodniej.
-Mówię, że się uderzyłam- powiedziałam i wyrwałam się z uścisku blondyna. Wstałam z łóżka i bez słowa udałam się do łazienki. Wyjęłam z miski kilka wacików i sięgnęłam jeszcze po mleczko do de-makijażu. Podeszłam do lusterka, położyłam wszystko na małej półce połączonej z lustrem i od razu zabrałam się za ścieranie makijażu, a raczej resztek z mojej twarzy i oczu. Gdy moja twarz była czysta, sięgnęłam po podkład i zaczęłam nakładać go na moją cerę, później korektor i trochę różu żeby zakryć tego okropnego siniaka. Gdy miałam zacząć malować rzęsy poczułam dłonie na moich biodrach. Spojrzałam w lustro gdzie pojawiło się nasze odbicie.
-Wiesz, że cię kocham- powiedział i pocałował mnie w tył głowy. Uśmiechnęłam się.
-Ja ciebie też- odpowiedziałam. Odłożyłam tusz na szklaną półkę i obróciłam się. Od razu złączyłam nasze usta. Musze przestać myśleć o Justinie, to tylko mój "pacjent" a moim zadaniem jest wyleczyć go z nałogu.
-Zayn urządza imprezę- powiedział podczas gdy ja powróciłam do malowania się.
-Fajnie- mruknęłam. Żadna nowość.
-Powiedział, żebyśmy wpadli- spojrzałam na blondyna w lustrze.
-Oh, serio?- zaśmiałam się sarkastycznie.
-Nie chcesz iść?- zapytał unosząc brwi do góry. Jasne, że nie chciałam iść. Zawsze gdy Luke jest w towarzystwie Zayna i jego kolegów zachowuje się jak dupek.
-Chcę, ale - przerwałam i wypuściłam powietrze z ust.- masz mnie z powrotem odwieść do domu.- nie czekając na odpowiedź chłopaka wyminęłam go i wyszłam z łazienki.
-To znaczy, że mam nic nie pić, ta?- rzucił i oparł się o futrynę drzwi wpatrując się we mnie. Stanęłam na środku pokoju i spojrzałam w stronę Luka.
-Zinterpretuj to jak chcesz- powiedziałam po czym zaczęłam ogarniać chodź w małej ilości pokój.
-Ja pierdole, o co ci chodzi!- krzyknął nagle. Mogłam od razu zobaczyć jak zaciska szczękę.
-O nic mi nie chodzi- syknęłam.- i jakbyś mógł to nie krzycz bo nie jesteśmy sami- dodałam i obróciłam się plecami do chłopaka. Poukładałam rozwalone rzeczy na biurku i gdy się odwróciłam wpadłam na blondyna.
-Jak się on nazywa?- zapytał wypalając niewidzianą dziurę w moim ciele.
-Kto- rzuciłam i gdy chciałam go wyminąć tak jak wcześniej, złapał mnie za nadgarstek i mocno przyciągnął do siebie. Ufałam Lukowi i nie bałam się go, w żadnym procencie, ale teraz miałam lekkie obawy co do jego zachowania.
-Lucy, wiesz kto- powiedział łagodniejszym tonem. Wywróciłam teatralnie oczami.
-Justin Bieber- oczy chłopak momentalnie się otworzyły, a uścisk na moim nadgarstku zaczął boleć.
-Puść mnie, to boli Luke- mruknęłam cicho i przez to, że on nadal stał jak wymurowany wyrwałam swoją rękę i odsunęłam się trochę od blondyna.
-Masz z tego całego gówna zrezygnować- zmrużyłam oczy nie wiedząc o czym dokładnie mówi. Po chwili jednak zorientowałam się o co chodzi chłopakowi.
-Bo?- prychnęłam i skrzyżowałam ręce na piersiach.
-Oh, nie udawaj głupiej- warknął.- on cię uderzył tak?- zapytał, a raczej to stwierdził. Chciałam bronić Justina, ale to nie miało najmniejszego sensu. Wbiłam wzrok w ciemne panele na podłodze które nagle zaczęły wydawać się interesujące.
-Pożałuje tego- dodał i zaczął iść w kierunku drzwi od pokoju. Od razu wystartowałam ze swojego miejsca i rzuciłam się w kierunku Luka.
-Nie- powiedziałam i ścisnęłam czarny T-shirt chłopaka zatrzymując go przy tym.- nic się nie stało- dodałam szybko i zatarasowałam drzwi stając przed nim.
-Nie wierzę- pokręcił głową i zaczął się śmiać.- pieprzył cie?- moje oczy momentalnie się rozszerzyły. Nie mogłam uwierzyć w to co Luke powiedział.
-Czy ja ci wyglądam na dziwkę?- warknęłam i spojrzałam na chłopaka.
-Zapytałem pierwszy- syknął. Jak on w ogóle może o takie rzeczy pytać!
-Oszalałeś! Nigdy w życiu bym cię nie zdradziłam!- krzyknęłam i dotknęłam dłonią swojego czoła.
-Będę o 20- mruknął, wyminął mnie i opuścił pokój. Zamknęłam za sobą drzwi i oparłam się o nie plecami. Słyszałam tylko pomruki Luka i mojej mamy, zamknięcie drzwi wejściowych i kroki. Zjechałam plecami wzdłuż drzwi i usiadłam na podłodze, przyciągając swoje kolana do klatki piersiowej i schowałam w nich głowę. Nie byłoby tak źle, dopóki nie przypomniałam sobie, że tak naprawdę nie jestem szczera z Lukiem. Łzy zaczęły spływać po moich policzkach ponownie z resztą rozmazując moją twarz. Przecież całowałam się z Justinem.
Siedziałam na kanapie w salonie i jedyne co robiłam to przełączałam kanały w celu znalezienia czegoś co mnie chodź w małym stopniu zaciekawi. Nagle usłyszałam dźwięk dzwonka do drzwi.
-Otworzyć?- dobiegł mnie głos mamy z kuchni.
-Ja to zrobię, to pewnie Luke- powiedziałam i zeszłam z kanapy, podeszłam do drzwi i przekręciłam klucz w zamku. Otworzyłam je i trochę mnie zamurowało.
-To chyba pomyłka- rzuciłam szybko do chłopaka który stał przede mną. W chwili gdy już się cofałam i chciałam zamknąć drzwi, on położył rękę na nich i zatrzymał mnie.
-Jesteś Lucy Darling?- zmarszczyłam czoło i zaczęłam mu się przyglądać. Wyższy ode mnie o parę centymetrów. Ubrany w czarne dresy z adidasami na stopach i czarną bluzą z kapturem który miał obecnie założony.
-Nie rozumiem- mruknęłam zakłopotana.
-Justin miał jednak rację, jesteś śliczna- powiedział lekko unosząc górny kącik do góry.
-Ty jesteś John?- zapytałam niepewnie i uniosłam lewą brew do góry.
-Bieber przewidział, że do mnie nie zadzwonisz- zaśmiał się i sięgnął po coś do kieszeni. Momentalnie rzuciłam się do wyjścia i zamknęłam za sobą drzwi. Jakby mama tu nagle przyszła i zobaczyła co chłopak trzyma w ręce, a tym bardziej mi to daje, byłabym martwa.
-Nie dam mu tego- syknęłam i odtrąciłam rękę Johna z białym proszkiem w środku.
-Złotko- zaczął wypuszczając powietrze ze świstem.- chyba nie wiesz z kim zadzierasz- dokończył. Złapałam z nim kontakt wzrokowy.
-Ja z nikim nie zadzieram- oburzyłam się.- mam go tylko wyleczyć z nałogu.- Chłopak prychnął.
-I myślisz, że ci się uda?- zaczął się śmiać, szkoda, że mi również nie było do śmiechu.
-Z własnego doświadczenia radzę ci robić wszystko, co tylko on sobie zażycz- miałam to potraktować jako ostrzeżenie?
-Nie myśl, że jak jesteś dziewczyną to nie zawaha się ciebie uderzyć- znów się zaśmiał.- poza tym widzę, że już go wkurwiłaś- dodał po chwili. Złapałam się momentalnie za policzek i spuściłam wzrok. Doskonale wiedziałam o czym chłopak mówi.
-Boję się- mruknęłam i nawet sama nie wiem czemu to powiedziała, czy ja jestem już na tyle głupia, że zwierzam się obcemu chłopakowi który na dodatek handluje narkotykami? Idiotka.
-I słusznie- zaczął śmiertelnie poważnym tonem.- bo z tego co wiem, zaciekawiła go twoja osoba- dokończył z nikłym uśmiechem.
-Al-e- jęknęłam i wypuściłam powietrze z ust.- ja mu nic nie zrobił-aa-m- poczułam jak serce zaczyna bić w nienaturalnym tempie.
-Powiem ci tylko tyle- znów wystawił w moim kierunku rękę w której znajdował się mały woreczek z znaną mi substancją.- że gorszego człowieka od Biebera nie znajdziesz na tej planecie- w jednej chwili w mojej dłoni znajdowała się paczuszka.- niestety musisz mu to dać na imprezie- rzucił jeszcze i zaczął powoli zmierzać w kierunku uliczki. Chciałam coś powiedzieć, ale po prostu nie potrafiłam. Szybko schowałam woreczek do kieszeni w moich dżinsowych spodniach i weszłam z powrotem do domu. W duchu modliłam się żeby mama odpuściła zbędne pytania.
-Kto to by?- zapytała mama gdy weszłam do salonu. Miałam nadzieję, że kontury saszetki nie odcisnęły mi się przez materiał spodni.
-Znajomy- mruknęłam i usiadłam na skórzanym fotelu obok kanapy.
-O tej godzinie?- uniosła brwi i spojrzała na mnie podejrzliwie. Od odpowiedzi i dalszych dopytywań mamy uratował mnie dźwięk, tym razem klaksonu samochodu. Posłałam mamie chytry uśmieszek i ponownie wstałam udając się na korytarz, chwyciłam czarne długie conversy, szybko i byle jak je zasznurowałam. Wzięłam jeszcze w rękę moją czarną bejsbolówkę z białą literą "A".
-O której będziesz?- usłyszałam głos mama za mną.
-Zależy jak będzie- zaczęłam się śmiać, od razu spotkałam się ze złowrogim spojrzeniem rodzicielki.
-Lucy, poważnie- mruknęła lekko poddenerwowana moją odpowiedzią i skrzyżowała ręce na piersiach.
-Około 23?- zapytałam z nadzieją w głosie, że nie będzie miała nic przeciwko tej godzinie. Praktycznie z każdej imprezy wracałam o podobnych godzinach, więc nie oczekiwałam sprzeciwu.
-Baw się dobrze- rzuciła i parsknęła śmiechem kręcą lekko głową.
-Kocham cię- powiedziałam i nie czekając na odpowiedź wyszłam z domu udając się prostą drogą do samochodu w którym czekał na mnie Luke.
-Hej- mruknęłam gdy zajęłam swoje miejsce obok blondyna. Zapięłam pasy i obróciłam się w stronę chłopaka. Od razu moje usta zostały zaatakowane przez jego.
-Witam piękną- zaśmiał się i wyjeżdżając z podjazdu ruszył przed siebie. Moje myśli od razu powędrowały, niestety do Justina i do mojej bardzo dziwnej rozmowy z Johnem.
"Justin miał jednak rację, jesteś śliczna"
"Złotko,chyba nie wiesz z kim zadzierasz"
"Nie myśl, że jak jesteś dziewczyną to nie zawaha się ciebie uderzyć"
"niestety musisz mu to dać na imprezie"
Przypomniałam sobie w jednej chwili co tak naprawdę muszę zrobić na tej przeklętej imprezie. Mam złe przeczucia. Zajebiście.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dziękuje za ponad 2 tyś wyświetleń! No i za tyle miłych komentarzy pod ostatnim rozdziałem.
Mam nadzieję, że 5 wyszła okey :/ Komentujcie misie!
Do następnego, much love xx
Miłego czytania! x
~~~~~~~~~~~~~~
Poczułam jak ktoś delikatnie gładzi mnie po włosach. Powoli uchyliłam powieki i przekręciłam głowę w bok.
-Hej- usłyszałam ciche mruknięcie. Otworzyłam szerzej oczy i zobaczyłam obok siebie Luka.
-Hej- odpowiedziałam lekko zaspanym i zachrypniętym głosem, przetarłam lekko dłońmi oczy. Zdziwiłam się co tu robi i jak dostał się do domu.No tak- mama.
-Co się stało?- zapytał nagle wpatrując się w mój policzek. Przypomniałam sobie całą tą dzisiejszą sytuację z Justinem i ogromnego fioletowego siniaka. Podniosłam się szybko do góry i gdy chciałam zejść z łóżka, blondyn chwycił za mój nadgarstek i przyciągnął do siebie.
-Co ci się do cholery stało Lucy?- zapytał poważnym tonem i wbił wzrok w tą przeklętą rzecz na mojej twarzy.
-Uderzyłam się- mruknęłam.
-Tak? Nie wygląda- uniósł brwi do góry.- a może ktoś cię uderzył?- warknął i dotknął opuszkami palców mój policzek. Syknęłam i od razu odsunęłam głowę od ręki chłopaka.
-Kto ci to zrobi?- teraz wbił wzrok w moją twarz, starając się nawiązać kontakt wzrokowy. Przecież nie powiem mu, co się dziś stało i tym bardziej kto to zrobił. Jeszcze na dodatek przypomniało mi się, że całowałam się z nim. Przecież ja chodzę z Lukiem. Od razu ogarnęło mnie poczucie winy.
-Lucy- powiedział łagodniej.
-Mówię, że się uderzyłam- powiedziałam i wyrwałam się z uścisku blondyna. Wstałam z łóżka i bez słowa udałam się do łazienki. Wyjęłam z miski kilka wacików i sięgnęłam jeszcze po mleczko do de-makijażu. Podeszłam do lusterka, położyłam wszystko na małej półce połączonej z lustrem i od razu zabrałam się za ścieranie makijażu, a raczej resztek z mojej twarzy i oczu. Gdy moja twarz była czysta, sięgnęłam po podkład i zaczęłam nakładać go na moją cerę, później korektor i trochę różu żeby zakryć tego okropnego siniaka. Gdy miałam zacząć malować rzęsy poczułam dłonie na moich biodrach. Spojrzałam w lustro gdzie pojawiło się nasze odbicie.
-Wiesz, że cię kocham- powiedział i pocałował mnie w tył głowy. Uśmiechnęłam się.
-Ja ciebie też- odpowiedziałam. Odłożyłam tusz na szklaną półkę i obróciłam się. Od razu złączyłam nasze usta. Musze przestać myśleć o Justinie, to tylko mój "pacjent" a moim zadaniem jest wyleczyć go z nałogu.
-Zayn urządza imprezę- powiedział podczas gdy ja powróciłam do malowania się.
-Fajnie- mruknęłam. Żadna nowość.
-Powiedział, żebyśmy wpadli- spojrzałam na blondyna w lustrze.
-Oh, serio?- zaśmiałam się sarkastycznie.
-Nie chcesz iść?- zapytał unosząc brwi do góry. Jasne, że nie chciałam iść. Zawsze gdy Luke jest w towarzystwie Zayna i jego kolegów zachowuje się jak dupek.
-Chcę, ale - przerwałam i wypuściłam powietrze z ust.- masz mnie z powrotem odwieść do domu.- nie czekając na odpowiedź chłopaka wyminęłam go i wyszłam z łazienki.
-To znaczy, że mam nic nie pić, ta?- rzucił i oparł się o futrynę drzwi wpatrując się we mnie. Stanęłam na środku pokoju i spojrzałam w stronę Luka.
-Zinterpretuj to jak chcesz- powiedziałam po czym zaczęłam ogarniać chodź w małej ilości pokój.
-Ja pierdole, o co ci chodzi!- krzyknął nagle. Mogłam od razu zobaczyć jak zaciska szczękę.
-O nic mi nie chodzi- syknęłam.- i jakbyś mógł to nie krzycz bo nie jesteśmy sami- dodałam i obróciłam się plecami do chłopaka. Poukładałam rozwalone rzeczy na biurku i gdy się odwróciłam wpadłam na blondyna.
-Jak się on nazywa?- zapytał wypalając niewidzianą dziurę w moim ciele.
-Kto- rzuciłam i gdy chciałam go wyminąć tak jak wcześniej, złapał mnie za nadgarstek i mocno przyciągnął do siebie. Ufałam Lukowi i nie bałam się go, w żadnym procencie, ale teraz miałam lekkie obawy co do jego zachowania.
-Lucy, wiesz kto- powiedział łagodniejszym tonem. Wywróciłam teatralnie oczami.
-Justin Bieber- oczy chłopak momentalnie się otworzyły, a uścisk na moim nadgarstku zaczął boleć.
-Puść mnie, to boli Luke- mruknęłam cicho i przez to, że on nadal stał jak wymurowany wyrwałam swoją rękę i odsunęłam się trochę od blondyna.
-Masz z tego całego gówna zrezygnować- zmrużyłam oczy nie wiedząc o czym dokładnie mówi. Po chwili jednak zorientowałam się o co chodzi chłopakowi.
-Bo?- prychnęłam i skrzyżowałam ręce na piersiach.
-Oh, nie udawaj głupiej- warknął.- on cię uderzył tak?- zapytał, a raczej to stwierdził. Chciałam bronić Justina, ale to nie miało najmniejszego sensu. Wbiłam wzrok w ciemne panele na podłodze które nagle zaczęły wydawać się interesujące.
-Pożałuje tego- dodał i zaczął iść w kierunku drzwi od pokoju. Od razu wystartowałam ze swojego miejsca i rzuciłam się w kierunku Luka.
-Nie- powiedziałam i ścisnęłam czarny T-shirt chłopaka zatrzymując go przy tym.- nic się nie stało- dodałam szybko i zatarasowałam drzwi stając przed nim.
-Nie wierzę- pokręcił głową i zaczął się śmiać.- pieprzył cie?- moje oczy momentalnie się rozszerzyły. Nie mogłam uwierzyć w to co Luke powiedział.
-Czy ja ci wyglądam na dziwkę?- warknęłam i spojrzałam na chłopaka.
-Zapytałem pierwszy- syknął. Jak on w ogóle może o takie rzeczy pytać!
-Oszalałeś! Nigdy w życiu bym cię nie zdradziłam!- krzyknęłam i dotknęłam dłonią swojego czoła.
-Będę o 20- mruknął, wyminął mnie i opuścił pokój. Zamknęłam za sobą drzwi i oparłam się o nie plecami. Słyszałam tylko pomruki Luka i mojej mamy, zamknięcie drzwi wejściowych i kroki. Zjechałam plecami wzdłuż drzwi i usiadłam na podłodze, przyciągając swoje kolana do klatki piersiowej i schowałam w nich głowę. Nie byłoby tak źle, dopóki nie przypomniałam sobie, że tak naprawdę nie jestem szczera z Lukiem. Łzy zaczęły spływać po moich policzkach ponownie z resztą rozmazując moją twarz. Przecież całowałam się z Justinem.
Siedziałam na kanapie w salonie i jedyne co robiłam to przełączałam kanały w celu znalezienia czegoś co mnie chodź w małym stopniu zaciekawi. Nagle usłyszałam dźwięk dzwonka do drzwi.
-Otworzyć?- dobiegł mnie głos mamy z kuchni.
-Ja to zrobię, to pewnie Luke- powiedziałam i zeszłam z kanapy, podeszłam do drzwi i przekręciłam klucz w zamku. Otworzyłam je i trochę mnie zamurowało.
-To chyba pomyłka- rzuciłam szybko do chłopaka który stał przede mną. W chwili gdy już się cofałam i chciałam zamknąć drzwi, on położył rękę na nich i zatrzymał mnie.
-Jesteś Lucy Darling?- zmarszczyłam czoło i zaczęłam mu się przyglądać. Wyższy ode mnie o parę centymetrów. Ubrany w czarne dresy z adidasami na stopach i czarną bluzą z kapturem który miał obecnie założony.
-Nie rozumiem- mruknęłam zakłopotana.
-Justin miał jednak rację, jesteś śliczna- powiedział lekko unosząc górny kącik do góry.
-Ty jesteś John?- zapytałam niepewnie i uniosłam lewą brew do góry.
-Bieber przewidział, że do mnie nie zadzwonisz- zaśmiał się i sięgnął po coś do kieszeni. Momentalnie rzuciłam się do wyjścia i zamknęłam za sobą drzwi. Jakby mama tu nagle przyszła i zobaczyła co chłopak trzyma w ręce, a tym bardziej mi to daje, byłabym martwa.
-Nie dam mu tego- syknęłam i odtrąciłam rękę Johna z białym proszkiem w środku.
-Złotko- zaczął wypuszczając powietrze ze świstem.- chyba nie wiesz z kim zadzierasz- dokończył. Złapałam z nim kontakt wzrokowy.
-Ja z nikim nie zadzieram- oburzyłam się.- mam go tylko wyleczyć z nałogu.- Chłopak prychnął.
-I myślisz, że ci się uda?- zaczął się śmiać, szkoda, że mi również nie było do śmiechu.
-Z własnego doświadczenia radzę ci robić wszystko, co tylko on sobie zażycz- miałam to potraktować jako ostrzeżenie?
-Nie myśl, że jak jesteś dziewczyną to nie zawaha się ciebie uderzyć- znów się zaśmiał.- poza tym widzę, że już go wkurwiłaś- dodał po chwili. Złapałam się momentalnie za policzek i spuściłam wzrok. Doskonale wiedziałam o czym chłopak mówi.
-Boję się- mruknęłam i nawet sama nie wiem czemu to powiedziała, czy ja jestem już na tyle głupia, że zwierzam się obcemu chłopakowi który na dodatek handluje narkotykami? Idiotka.
-I słusznie- zaczął śmiertelnie poważnym tonem.- bo z tego co wiem, zaciekawiła go twoja osoba- dokończył z nikłym uśmiechem.
-Al-e- jęknęłam i wypuściłam powietrze z ust.- ja mu nic nie zrobił-aa-m- poczułam jak serce zaczyna bić w nienaturalnym tempie.
-Powiem ci tylko tyle- znów wystawił w moim kierunku rękę w której znajdował się mały woreczek z znaną mi substancją.- że gorszego człowieka od Biebera nie znajdziesz na tej planecie- w jednej chwili w mojej dłoni znajdowała się paczuszka.- niestety musisz mu to dać na imprezie- rzucił jeszcze i zaczął powoli zmierzać w kierunku uliczki. Chciałam coś powiedzieć, ale po prostu nie potrafiłam. Szybko schowałam woreczek do kieszeni w moich dżinsowych spodniach i weszłam z powrotem do domu. W duchu modliłam się żeby mama odpuściła zbędne pytania.
-Kto to by?- zapytała mama gdy weszłam do salonu. Miałam nadzieję, że kontury saszetki nie odcisnęły mi się przez materiał spodni.
-Znajomy- mruknęłam i usiadłam na skórzanym fotelu obok kanapy.
-O tej godzinie?- uniosła brwi i spojrzała na mnie podejrzliwie. Od odpowiedzi i dalszych dopytywań mamy uratował mnie dźwięk, tym razem klaksonu samochodu. Posłałam mamie chytry uśmieszek i ponownie wstałam udając się na korytarz, chwyciłam czarne długie conversy, szybko i byle jak je zasznurowałam. Wzięłam jeszcze w rękę moją czarną bejsbolówkę z białą literą "A".
-O której będziesz?- usłyszałam głos mama za mną.
-Zależy jak będzie- zaczęłam się śmiać, od razu spotkałam się ze złowrogim spojrzeniem rodzicielki.
-Lucy, poważnie- mruknęła lekko poddenerwowana moją odpowiedzią i skrzyżowała ręce na piersiach.
-Około 23?- zapytałam z nadzieją w głosie, że nie będzie miała nic przeciwko tej godzinie. Praktycznie z każdej imprezy wracałam o podobnych godzinach, więc nie oczekiwałam sprzeciwu.
-Baw się dobrze- rzuciła i parsknęła śmiechem kręcą lekko głową.
-Kocham cię- powiedziałam i nie czekając na odpowiedź wyszłam z domu udając się prostą drogą do samochodu w którym czekał na mnie Luke.
-Hej- mruknęłam gdy zajęłam swoje miejsce obok blondyna. Zapięłam pasy i obróciłam się w stronę chłopaka. Od razu moje usta zostały zaatakowane przez jego.
-Witam piękną- zaśmiał się i wyjeżdżając z podjazdu ruszył przed siebie. Moje myśli od razu powędrowały, niestety do Justina i do mojej bardzo dziwnej rozmowy z Johnem.
"Justin miał jednak rację, jesteś śliczna"
"Złotko,chyba nie wiesz z kim zadzierasz"
"Nie myśl, że jak jesteś dziewczyną to nie zawaha się ciebie uderzyć"
"niestety musisz mu to dać na imprezie"
Przypomniałam sobie w jednej chwili co tak naprawdę muszę zrobić na tej przeklętej imprezie. Mam złe przeczucia. Zajebiście.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dziękuje za ponad 2 tyś wyświetleń! No i za tyle miłych komentarzy pod ostatnim rozdziałem.
Mam nadzieję, że 5 wyszła okey :/ Komentujcie misie!
Do następnego, much love xx
poniedziałek, 6 lipca 2015
4. "Bruise"
Moje oczy momentalnie się rozszerzyły. Chciałam odepchnąć od siebie szatyna ale wziął w swoje dłonie moje nadgarstki i umieścił je nad moja głową. Przejechał językiem po mojej dolnej wardze. Gdy czuł, że nie daje mu dostępu, perfidnie otarł się kroczem o moją kobiecość. Jęk opuścił moje usta, co Justin wykorzystał i wślizgnął swój język do moich ust. Nie mogąc się dłużej powstrzymać odwzajemniłam pocałunek ocierając się delikatnie językiem o język chłopaka. Mój żołądek się ścisnął, a w dole brzucha poczułam podniecenie, rosnące z każdą sekundą.
-Jutro chcę cię widzieć z działką- powiedział przerywając pocałunek i patrząc mi prosto w oczy.- albo się trochę zabawimy- mruknął mi tuż przy uchu i przegryzł jego płatek. Nie wiedziałam co powiedzieć. Stałam teoretycznie pod Justinem, było ode mnie dużo wyższy i groził mi?
-Słyszysz kwiatuszku?- zapytał, chyba lekko zniecierpliwiony. Jedyne co w tamtej chwili mogłam zrobić to pokiwać lekko głową. Niestety, nie wiem dlaczego ale moje ciało odmówiło posłuszeństwa. Stałam tam jak słup soli i wpatrywałam się w idealne rysy twarzy Justina. Nie zorientowałam się nawet kiedy odsunął się ode mnie i położył się na łóżku włączając telewizję- nawet telewizora wcześniej nie zauważyłam.
-Skąd mam wsiąść dilera?- zapytałam i wbiłam wzrok w chłopaka.
-Daj swój telefon- mruknął. Uniosłam brwi do góry zaskoczona.- chcę ci podać numer- powiedział z irytacją w głosie i wywrócił oczami. Moja ręka powędrowała do tylnych kieszonek moich czarnych spodni i wyjęłam z nich swojego iPhona. Podeszłam niepewnie do łóżka i wyciągnęłam dłoń z telefonem. Od razu wziął go ode mnie i wiedząc co robić odblokował go, a następnie znalazł na ekranie głównym zieloną ikonkę z białą słuchawką. Wbił dotąd nieznany mi numer na ekranie i dodał do kontaktu. Podpisał jeszcze kontakt jako "John". Wywróciłam oczami. On myśli, że naprawdę zadzwonię do tego całego Johna i po prostu spotkam się z nim i kupie od niego narkotyki, po czym przyjdę do DOMU UZALEŻNIEŃ gdzie leczy się ludzi z różnych uzależnień (tak jak głosi to nazwa placówki) i tak po prostu mu je dam? Chyba mu się coś pomyliło.
-Justin..- zaczęłam lekko drżącym i niepewnym głosem.- nie zrobię tego- dokończyłam zdanie nie myśląc tak naprawdę co mówię. Chłopak obrócił głowę i spojrzał na mnie. Miałam wrażenie, że jego oczy z każdą sekundą stając się coraz ciemniejsze. W jednej chwili stał już przede mną. Zdziwiłam się ponieważ nie wykonałam żadnego kroku w tył. Stałam tam z głową podniesioną lekko w górę tak żeby patrzeć w oczy szatyna. Nasze klatki piersiowe prawie się stykały.
-Co ty kurwa powiedziałaś?- syknął, że aż po moim ciele przeszły nieprzyjemne dreszcze.
-Nie załatwię ci narkotyków, masz w końcu się od nich uwolnić- powiedziałam to pewna siebie i obserwowałam reakcję szatyna. Czułam jak spina wszystkie swoje mięśnie. Nagle mocne pieczenie połączone z ogromnym bólem jaki poczułam na moim policzku sprawiło, że straciłam cała pewność siebie. Uderzył mnie. Zniżyłam się lekko i złapałam jedną ręką za swój policzek. Moje długie brązowe, lokowane włosy opadłby mi na twarz całkowicie ją zasłaniając. Stałam całą sparaliżowana. Jak on mógł? On nie ma serca, czy jak? Łzy cisnęły mi się do oczu, a w końcu spłynęły pojedynczo po moich policzkach. Chciałam krzyczeć, piszczeć, chciałam nawet się na niego rzucić, a nie mogłam nawet obrócić głowy w jego stronę i na niego spojrzeć. Gdy w końcu doszłam do siebie zerknęłam kątem oka w miejsce gdzie stał wcześniej chłopak. Nie było go. Podniosłam głowę i przeszukałam wzrokiem całe pomieszczenie, pusto. Drzwi które były na przeciwko mnie były zamknięte i słyszałam co jakiś czas kroki i przekleństwa. Nie myśląc dłużej, wzięłam z podłogi swoją torebkę która nawet nie wiedząc czemu tam leżała i skierowałam się w stronę drzwi wejściowych. Otworzyłam drzwi specjalną kartą i rzuciłam jeszcze szybko okiem na pomieszczenie, zanim ostatecznie z niego wyszłam. W drzwiach które jeszcze chwilę temu były zamknięte, stał On. Patrzał na mnie, jednak to było inne spojrzenie. Poczucie winy? Nie, to niemożliwe ponieważ jakieś 10 minut temu, sama doświadczyłam jaki jest poziom jego człowieczeństwa, a raczej jego brak.
-Jak było?!- usłyszałam krzyk mamy z salonu, tylko gdy przekroczyłam jego próg.
-Okey- mruknęłam, niechlujnie zrzuciłam z nóg czarne Vansy i kopnęłam je w kąt.
-Na pewno?- dopytywała się kiedy weszłam do kuchni.
-Mamo- zaczęłam.- wszystko okey- wywróciłam oczami i podeszłam do lodówki otwierając ją.
Przeszukałam wzrokiem dokładnie każdą półkę w lodówce. Po zakończeniu wojny w mojej głowie pod tytułem "Co mam zjeść?" wybrałam truskawkowy jogurt.
-Wyjeżdżamy z tatą jutro- usłyszałam głos mamy i obróciłam się w jej stronę. Spojrzałam na nią i uniosłam brwi do góry.
-Tym razem gdzie?- zapytałam wyjmując małą łyżeczkę z szuflady.
-Tym razem do Waszyngtonu- Obydwoje pracują w jednej z międzynarodowych spółek handlowych, przez co często ich nie ma w domu, wtedy albo przyjeżdża do mnie babcia czy ciocia, a ja im zawsze tłumaczę, że poradzę sobie sama, w końcu za kilka miesięcy moje osiemnaste urodziny.
-Na ile?- mruknęłam obojętnie i wymijając mamę skierowałam się po torbę którą zostawiłam na korytarzu.
-Na szczęście tylko 4 dni- zaśmiała się.- dasz sobie sama radę?- zapytała po chwili.
-Jasne- zachichotałam. Krzyknęłam w duchu, że tym razem obejdzie się bez niepotrzebnej opieki.
-To się cieszę- podeszła do mnie i przytuliła.- kocham cię- dodała dalej się do mnie tuląc.
-Ja ciebie też mamo- odpowiedziałam i uśmiechnęłam się pod nosem. Pomimo tego, że rodziców częściej nie ma przy mnie niż są to nie dają mi zapomnieć, jak bardzo mnie kochają.
Usiadłam na łóżku i odkładając puste opakowanie po jogurcie z łyżką w środku na szafkę nocną sięgnęłam po swoją torbę. Wyciągnęłam z niej teczkę, którą dostałam od pani Scott.
Przyglądałam się jej po czym bez dłuższego zastanawiania otworzyłam. Wyciągnęłam kartki które znajdowały się na samym początku i odłożyłam obok teczki. Do rąk wzięłam pierwszy arkusz, akurat był to arkusz z pytaniami jakie zadawałam wczoraj Justinowi. Odłożyłam go po przeciwnej stronie teczki i wzięłam kolejny plik kartek do ręki. Przejechałam wzrokiem po dużych, grubych, czarnych literach gdy widniało "Justin Bieber". Niżej było zdjęcie chłopaka, a po prawej stronie:
pełne imię i nazwisko: Justin Drew Bieber
wiek: 23
data urodzenia: 01.03.1992*
miejsce urodzenia: London, Ontario, Kanada
pochodzenie: Stratford, Ontario
Całe pierwsze 2 kartki dotyczyły jego domu, rodziny, rodziców, rodzeństwa. Z tego co tu pisze to Justin ma młodszą o 4 lata siostrę która mieszka w Los Angeles, jego tata zmarł gdy chłopak miał 6 lat, a mama dalej mieszka w Kanadzie.
-Tu jest wszystko- powiedziałam cicho sama do siebie i zaczęłam przeglądać dalszą zawartość teczki.
Nie wiem ile zajęło mi przeczytanie tych wszystkich informacji, artykułów, przestępstw i masy wielu, przeróżnych rzeczy. Leżałam właśnie na plecach trzymając w górze ostatnią stronę z arkuszu pod tytułem "Opinie". Cały czas mrużyłam brwi, oczy, mój żołądek się nieprzyjemnie ściskał, a serce biło to szybciej to całkowicie zwalniało. Sama siebie nie rozumiałam, czytając to wszystko to wychodzi na to, że Justin to jakiś potwór. Chciało mi się śmiać i płakać jednocześnie, na dodatek przypomniało mi się, że mam jutro przyjść z tym całym gównem do niego bo inaczej się "zabawimy". Poczułam jak łzy zaczynając spływać po moich policzkach.
Szybko przetarłam policzek dłonią, poczułam chwilowy ból połączony ze szczypaniem. Zmrużyłam oczy i szybko zerwałam się z łóżka, otworzyłam drzwi od łazienki i podbiegłam do lustra znajdującego się nad umywalką. Wstrzymałam powietrze i prawie się nim zachłysnęłam.
-Boże- szepnęłam i przejechałam opuszkami palców po ogromnym siniaku na moim lewym policzku. Do oczu ponownie zebrały się łzy, tym razem pozwoliłam im wypłynąć. Nie mogłam uwierzyć w to co widzę, wyglądałam okropnie. Ślad pewnie będzie się rzucał z dziesięciu kilometrów! Jak on mógł mnie uderzyć, jak on w ogóle miał prawo podnieść rękę na dziewczynę do cholery! Teraz rozpłakałam się na dobre. Łzy spływały mi po policzkach mocząc tym samym moją białą koszulkę. Oparłam ręce po obu stronach umywalki. Stałam bezczynnie z głową spuszczoną w dół myśląc o tym czy przypadkiem nie powinna zgłosić dyrektorce to, co Justin mi zrobił.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*- oczywiście Justin urodził się w 1994, ale w blogu jest 2 lata starszy
Udało mi się dokończyć wczoraj rozdział, ale nie miałam siły go już sprawdzać.
W następnych zacznie dziać się akcja, więc czekajcie cierpliwie:)
Czytasz=komentujesz
-Jak było?!- usłyszałam krzyk mamy z salonu, tylko gdy przekroczyłam jego próg.
-Okey- mruknęłam, niechlujnie zrzuciłam z nóg czarne Vansy i kopnęłam je w kąt.
-Na pewno?- dopytywała się kiedy weszłam do kuchni.
-Mamo- zaczęłam.- wszystko okey- wywróciłam oczami i podeszłam do lodówki otwierając ją.
Przeszukałam wzrokiem dokładnie każdą półkę w lodówce. Po zakończeniu wojny w mojej głowie pod tytułem "Co mam zjeść?" wybrałam truskawkowy jogurt.
-Wyjeżdżamy z tatą jutro- usłyszałam głos mamy i obróciłam się w jej stronę. Spojrzałam na nią i uniosłam brwi do góry.
-Tym razem gdzie?- zapytałam wyjmując małą łyżeczkę z szuflady.
-Tym razem do Waszyngtonu- Obydwoje pracują w jednej z międzynarodowych spółek handlowych, przez co często ich nie ma w domu, wtedy albo przyjeżdża do mnie babcia czy ciocia, a ja im zawsze tłumaczę, że poradzę sobie sama, w końcu za kilka miesięcy moje osiemnaste urodziny.
-Na ile?- mruknęłam obojętnie i wymijając mamę skierowałam się po torbę którą zostawiłam na korytarzu.
-Na szczęście tylko 4 dni- zaśmiała się.- dasz sobie sama radę?- zapytała po chwili.
-Jasne- zachichotałam. Krzyknęłam w duchu, że tym razem obejdzie się bez niepotrzebnej opieki.
-To się cieszę- podeszła do mnie i przytuliła.- kocham cię- dodała dalej się do mnie tuląc.
-Ja ciebie też mamo- odpowiedziałam i uśmiechnęłam się pod nosem. Pomimo tego, że rodziców częściej nie ma przy mnie niż są to nie dają mi zapomnieć, jak bardzo mnie kochają.
Usiadłam na łóżku i odkładając puste opakowanie po jogurcie z łyżką w środku na szafkę nocną sięgnęłam po swoją torbę. Wyciągnęłam z niej teczkę, którą dostałam od pani Scott.
Przyglądałam się jej po czym bez dłuższego zastanawiania otworzyłam. Wyciągnęłam kartki które znajdowały się na samym początku i odłożyłam obok teczki. Do rąk wzięłam pierwszy arkusz, akurat był to arkusz z pytaniami jakie zadawałam wczoraj Justinowi. Odłożyłam go po przeciwnej stronie teczki i wzięłam kolejny plik kartek do ręki. Przejechałam wzrokiem po dużych, grubych, czarnych literach gdy widniało "Justin Bieber". Niżej było zdjęcie chłopaka, a po prawej stronie:
pełne imię i nazwisko: Justin Drew Bieber
wiek: 23
data urodzenia: 01.03.1992*
miejsce urodzenia: London, Ontario, Kanada
pochodzenie: Stratford, Ontario
Całe pierwsze 2 kartki dotyczyły jego domu, rodziny, rodziców, rodzeństwa. Z tego co tu pisze to Justin ma młodszą o 4 lata siostrę która mieszka w Los Angeles, jego tata zmarł gdy chłopak miał 6 lat, a mama dalej mieszka w Kanadzie.
-Tu jest wszystko- powiedziałam cicho sama do siebie i zaczęłam przeglądać dalszą zawartość teczki.
Nie wiem ile zajęło mi przeczytanie tych wszystkich informacji, artykułów, przestępstw i masy wielu, przeróżnych rzeczy. Leżałam właśnie na plecach trzymając w górze ostatnią stronę z arkuszu pod tytułem "Opinie". Cały czas mrużyłam brwi, oczy, mój żołądek się nieprzyjemnie ściskał, a serce biło to szybciej to całkowicie zwalniało. Sama siebie nie rozumiałam, czytając to wszystko to wychodzi na to, że Justin to jakiś potwór. Chciało mi się śmiać i płakać jednocześnie, na dodatek przypomniało mi się, że mam jutro przyjść z tym całym gównem do niego bo inaczej się "zabawimy". Poczułam jak łzy zaczynając spływać po moich policzkach.
Szybko przetarłam policzek dłonią, poczułam chwilowy ból połączony ze szczypaniem. Zmrużyłam oczy i szybko zerwałam się z łóżka, otworzyłam drzwi od łazienki i podbiegłam do lustra znajdującego się nad umywalką. Wstrzymałam powietrze i prawie się nim zachłysnęłam.
-Boże- szepnęłam i przejechałam opuszkami palców po ogromnym siniaku na moim lewym policzku. Do oczu ponownie zebrały się łzy, tym razem pozwoliłam im wypłynąć. Nie mogłam uwierzyć w to co widzę, wyglądałam okropnie. Ślad pewnie będzie się rzucał z dziesięciu kilometrów! Jak on mógł mnie uderzyć, jak on w ogóle miał prawo podnieść rękę na dziewczynę do cholery! Teraz rozpłakałam się na dobre. Łzy spływały mi po policzkach mocząc tym samym moją białą koszulkę. Oparłam ręce po obu stronach umywalki. Stałam bezczynnie z głową spuszczoną w dół myśląc o tym czy przypadkiem nie powinna zgłosić dyrektorce to, co Justin mi zrobił.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*- oczywiście Justin urodził się w 1994, ale w blogu jest 2 lata starszy
Udało mi się dokończyć wczoraj rozdział, ale nie miałam siły go już sprawdzać.
W następnych zacznie dziać się akcja, więc czekajcie cierpliwie:)
Czytasz=komentujesz
Subskrybuj:
Posty (Atom)