czwartek, 30 czerwca 2016

Powracam do pisania?

Hej kochani,
bardzo dawno się tu nie odzywałam chociaż nie ukrywam, że codziennie sprawdzałam statystyki.
Druggie już dawno zakończyłam i myślę, że nie zagląda tu zbyt wiele osób, ale i tak muszę to tutaj napisać: Postanowiłam założyć nowego bloga. 
Bardzo jestem podekscytowana i mam nadzieję, że spodoba Wam się nowa historia jaką stworzyłam/ tworzę i to chyba tyle z mojej strony :D

Zapraszam na KIDNAPPED 

piątek, 12 lutego 2016

Epilog.

                                                   Proszę, przeczytaj notkę pod postem.
Miłego czytania misie- chyba po raz ostatni na tym blogu.




                                                     Nobody's POV 

                                          
-Dużo się zmieniło?- zapytała kobieta podnosząc na chwilę wzrok na chłopaka. 
-Wszystko- odparł bez większych emocji.- Możemy już to zakończyć?- tym razem on zapytał z niecierpliwością. W końcu musiał siedzieć już od prawie półtorej godziny w tym samym miejscu i rozdrapywać swoją przyszłość razem z osobą która nie była Nią.
-Ostatnie pytanie panie Bieber- mruknęła również nie wykazując większej chęci do kontynuowania rozmowy. Szatyn nabrał powietrza w płuca i wypuścił je powoli czekając na ostanie pytanie.
-Co według ciebie zyskałeś po pobycie w ośrodku?- chłopak uniósł swoją głowę lekko w górę spoglądając na kobietę siedzącą po drugiej stronie biurka. Zanim udzielił odpowiedzi na to pytanie sam nie wiedząc dlaczego musiał chwilę pomyśleć. Co według ciebie zyskałeś po pobycie w ośrodku? Dużo rzeczy nasunęło mu się na myśl jednak nie potrafił od raz wybrać jednej trafnej. Po tak długim okresie uzależnienia teraz już jest okej, jednak co dzięki temu zyskał? Gdzieś w głębi duszy słyszał wyraźne słowa "Lucy Darling", jednak "ta zła strona" szybko wymazał te imię z pamięci. Bo to była tylko gra, tak? Dziewczyna była tylko pionkiem, wykorzystał ją do wyjścia z ośrodka co teraz właśnie się dzieje. Więc musi dalej grać...
-Panie Bieber- pośpieszyła go kobieta postukując długopisem o biurko.-Co pan zyskał po pobycie tutaj?- blondynka powtórzyła pytanie wyczekując odpowiedzi.
-Siebie.

                                                      Justin's POV

-I co teraz?- zapytał mnie Ashton otwierając puszkę piwa.
-Zayn pójdzie siedzieć, a ja wracam do domu...- mruknąłem rozglądając się po magazynie.
-Miałem na myśli co z Nią- przerwał mi biorąc łyka alkoholu.
-A co ma być?- warknąłem już kompletnie poirytowany tymi pytaniami "Co z Lucy?", "Co z nią?", "Nie zależy ci na niej?". Kurwa no.
-Powiedz mi- wtargnęła Angie.- kogo ty próbujesz oszukać?- powiedziała podchodząc do Ashtona i wyrwała mu puszkę odkładając ją na ziemię. Chłopak wywrócił oczami i oparł się głową o zagłówek starej kanapy.
-Nie chce mi się na ten temat rozmawiać- syknąłem i bez zastanowienia ruszyłem w stronę wyjścia.
-Czemu zawsze uciekasz?!- krzyknęła nagle za mną Angie co spowodowało, że gwałtownie się zatrzymałem. Uspokój się idioto. Z trudem pohamowałem chęć obrócenia się i powiedzenia czegoś, czego pewnie bym żałował, więc szybko ruszyłem z miejsca odpowiadając cicho na pytanie dziewczyny.


                   *3 tygodnie później*


                                                            Lucy's POV

-Mam nadzieję, że za szybko z więzienia nie wyjdzie- rzuciła Madison podchodząc do mnie. Powoli wstałam z drewnianej ławki która znajdowała się naprzeciwko sali sądowej gdzie odbyła się rozprawa w sprawie Zayna. W pewnym momencie po prostu nie wytrzymałam i musiała wyjść.
-Powinien mieć dożywocie- warknęłam krzyżując ręce na piersiach.
-Wiesz, jakby sędzia nie był kolegą jego ojca to pewnie by tak było- powiedziała przyjaciółka wypuszczając powoli powietrze z płuc. To musi być dla niej cholernie trudne, jej chłopak okazał się mordercą i dilerem.. Boże, jak to żałośnie brzmi... Nie zastanawiając się dłużej zrobiłam krok w stronę brunetki i ją mocno przytuliłam.
-Będzie dobrze- szepnęłam.- zapomnimy- mruknęłam oddychając głęboko.
-A co z Justinem?- zapytała nagle. Mój brzuch na samo jego imię dziwnie się zacisnął, a moje myśli od razu powędrowały do naszego ostatniego spotkania.
-Dawno go nie widziałam, wyszedł już chyba z ośrodka- powiedziałam bardziej wtulając się w Madison.
-Nie chcesz go zobaczyć?- rzuciła opierając głowę na moim ramieniu. Najwidoczniej to wszystko co zaszło pomiędzy mną a Nim nigdy nie było niczym szczególnym, zwykła przygoda, a bardziej bym mogła powiedzieć, że zabawa. Może byłam tylko zabawką? W końcu jakby mu w małym stopniu zależało, odezwałby się w przeciągu tych pieprzonych 3 tygodni.
-Idź do niego- powiedziała. Odsunęłam się nagle od dziewczyny i spojrzałam na nią z szeroko otwartymi oczami.
-Serio?- wydukałam nie wierząc w to co słyszę, bo przecież nie raz Madison mówiła żebym lepiej nie pogłębiała "tej dziwnej znajomości" i teraz nagle słyszę takie coś.
-Lucy- zaczęła spoglądając na mnie.- czy ty coś do niego czujesz?- zapytała. Przełknęłam narastającą gulę w gardle. Moje myśli zaczęły wariować, a ciało przeszły dziwne dreszcze. Nie potrafiłam teraz zebrać odpowiednich słów, a tym bardziej ich wypowiedzieć. Przez ten cały czas myślałam o Justinie praktycznie cały czas, przypominałam sobie nasze wszystkie rozmowy, moje reakcje na jego dotyk, na jego pocałunki, tak naprawdę na wszytko co ze mną robił. Ale nie umiem teraz odpowiedzieć na to pytania i trochę się obawiam, że nigdy nie będę wstanie, bo po prostu nie mam pojęcia co czuję.




Ta noc była najgorszą nocą w całym moim życiu. Przysięgam, nigdy przez te wszystkie miesiące nie miałam takiego natłoku myśli jak właśnie teraz.
-Pieprzyć to- warknęłam i gwałtownie podniosłam się z łóżka odrzucając pościel na bok. Podeszłam do biurka chcąc zapalić lampkę, ale momentalnie podskoczyłam w miejscu czując zimną dłoń na moim ramieniu.  A więc dzisiaj umrę. Zanim zdążyłam coś powiedzieć, a właściwie to krzyknąć zostałam dość mocno "przekręcona" i popchnięta na łóżko. Syknęłam z bólu ponieważ moja prawa noga została właśnie zmiażdżona.
-Jestem taki zjebany- usłyszałam nagle ten głos. Otworzyłam powoli powieki nawet nie wiedząc, że miałam je zamknięte i od razu napotkałam te ciemne tęczówki chłopaka. Wszystko, ale to dosłownie wszystko nagle zaczęło we mnie krzyczeć, przeklinałam go w myślach jak się tylko dało, nie chciałam tego, on nie miał pieprzonego prawa się nagle pojawiać w moim życiu, nie kiedy już o nim zapomniałam.
-Tyle miesięcy  bez ciebie, ja pierdole- warknął jakby sam do siebie.- obiecałem sobie, że już nigdy więcej nie będę chciał cię zobaczyć, że będę dalej żył swoim doszczętnie spierdolonym życiem, że kurwa mać zapomnę, bo niby czemu miałbym pamiętać?- łza napłynęły mi do oczu i nawet nie starając się już zgrywać twardej pozwoliłam im wypłynąć. Szatyn widząc to od razu mnie podniósł i posadził na swoich kolanach.
-Kurwa Lucy- wyszeptał ścierając dłońmi łzy które nieustająco moczyły moją koszulkę.
-Nie powinienem wpuszczać cię do swojego życia, nie powinienem robić tego wszystkiego, ale do chuja w pewnym momencie zrozumiałem, że popełniłem ogromne błędy, byłem zwykłym skurwysynem.- powiedział przez cały czas patrząc mi w oczy, niestety ja nie byłam w stanie ani na niego spojrzeć ani tego słuchać. Przez te sześć miesięcy nie dawał mi znaku życia, nie przyszedł, nie skontaktował się ze mną w jakiś sposób... odkąd wyszedł z ośrodka przestał jakby istnieć, bynajmniej w moim życiu.
-Czemu mi to mówisz?- wydukałam pociągając lekko nosem.
-Bo nie jesteś mi obojętna- odpowiedział i niespodziewanie wpił się w moje usta. Przymknęłam powieki i chcąc nie chcąc odwzajemniłam pocałunek. Justin pogłębił go wkładając w to uczucie. Zdecydowanie to był najbardziej namiętny pocałunek jaki kiedykolwiek między nami się odbył.
-Zaczniemy od początku?- wysapał odrywając się na moment od moich ciepłych warg.
-Tak- odpowiedziałam bez namysłu i szybko ponownie złączyłam nasze usta.

                                             W tej chwili serce zdecydowanie pokonało rozum.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Po 1.
      Mogłabym pisać w nieskończoność jak was bardzo przepraszam, że rozdziału nie było ponad miesiąc i jaką idiotką jestem, ale wiedzcie, że cholernie mi głupio i przepraszam :/

Po 2.
     Zmotywowałam się i postarałam dokończyć post. Na początku miał to być, że tak powiem kolejny rozdział, ale moja wena co do tego opowiadania skończyła się i naprawdę, nawet jakbym myślała nad tym całą noc nie udałoby mi się wymyślić kolejnych akcji itp. Po prostu stwierdziłam, że bez większych kombinacji zmienię ten rozdział na epilog i zakończę "Druggie".

Kompletnie nie mam pojęcia jak to wszystko wyszło, nie jestem za cholerę pewna czy bym chciała żeby tak to jbff tak się skończyło, ale naprawdę nie mam już pomysłu na ciąg dalszy, a nie chce trzymać was w ciągłej niepewności bo to bez sensu....

Tak więc:
Strasznie chcę wam podziękować za to, że tu byliście, że komentowaliście i, że was "Druggie" w ogóle zainteresowało. Jestem szczęśliwa. Prawie 300 komentarzy i prawie 42 tyś. wyświetleń! To dla mnie coś wspaniałego, szczególnie, że to moje pierwsze publikowane ff. Mam nadzieję, że was nie zawiodłam ://

Bez przedłużania.

Jeszcze raz dziękuję każdemu kto przeczytał tą notkę hahah, kto był na blogu (nawet od początku!) no i  komentował! <3
Kocham was bardzo mocno misie!! <3

P.S. Mam parę pomysłów na nowe jbff, więc trzymajcie kciuki! <3 <3


                 


poniedziałek, 11 stycznia 2016

26. "Truth"

                                                         Lucy's POV


Siedziała na samym końcu łóżka, spokojnie popijając już i tak zimną herbatę. To czekanie bardziej mnie wykończy niż prawda którą zaraz usłyszę. Podskoczyłam w miejscu gdy tylko usłyszałam dosyć mocne puknięcie w szybę. Od razu wstałam, odłożyłam kubek na biurko i z lekkim nie spokojem podeszłam do okna.
-Serio musiałeś aż tak mocno?- warknęłam odsuwając się. Szatyn szybko przełożył obie nogi przez parapet i znalazł się w moim pokoju. Zignorował mnie i od razu podszedł do tablicy korkowej zawieszonej nad biurkiem. Skąd wiedział, że tam jest? Szybko zamknęłam okno żeby zimne powietrze nie wlatywało do środka po czym odwróciłam się z powrotem do chłopaka mrużąc lekko oczy. Nagle chwycił w dłoń jedno zdjęcie i je zdarł obracając w moim kierunku. Uchyliłam wargi ze zdziwienia, a jeszcze bardziej kiedy dostrzegłam na fotografii mnie i Luka.
-Co ty wyprawiasz?- niemalże pisnęłam i podeszłam szybkim krokiem do Justina chcą wyrwać mu ją z ręki, ale on oczywiście uniósł zdjęcie do góry co spowodowało, że moje szanse na odebranie mu tego były równe zeru.
-Po tym co usłyszysz jestem pewien, że zrobiłabyś to samo w sumie nie tylko z tym...- mruknął przenosząc wzrok na resztę zdjęć przyczepionych do tablicy. Przymknęłam powieki i wzięłam kilka głębokich wdechów.
                                           Będzie okej. Będzie okej. Będzie okej. 


-Lucy- poczułam dłoń na moim ramieniu i od razu otworzyłam oczy. Tak cholernie się boję co usłyszę od Justina. Obiecał mi wszystko wyjaśnić, ale nie wiem ile będę w stanie znieść...
-To nie jest łatwe, wiem, mówienie o tym skurwysynie i wszystkich innych gównach też nie sprawi mi przyjemności, ale widzę, że łączyło cię coś z nim- urwał i uniósł moje zdjęcie. Spojrzałam na nie smutnym wzrokiem po czym ponownie utonęłam w brązowych tęczówkach szatyna. Wzięłam głęboki wdech i wypowiedziałam słowa których znając mnie będę żałować:
-Chcę usłyszeć całą prawdę.

-Wszystko zaczęło się naprawdę niewinnie.- zaczął chłopak opierając się o biurko ze skrzyżowanymi rękami, ja natomiast siedziałam po turecku na łóżku dosłownie na przeciwko niego. Wszystkie emocje w moim ciele mieszały się ze sobą co było bardzo nieprzyjemne.
-Potrzebowaliśmy kasy- zmrużyłam lekko oczy nie wiedząc co ma na myśli mówiąc "potrzebowaliśmy".
-Ja i mój przyjaciel- wyjaśnił po chwili widząc moją minę. Skinęłam głową żeby kontynuował.


-Stary, jeśli czegoś nie wymyślimy będzie po nas- warknął chłopak uderzając otwartą dłonią o drewniany blat. Zignorowałem jego wybuch i przeniosłem wzrok na środek stołu gdzie leżało 100 dolarów. 
-Tyle nam zostało?- zapytałem wypuszczając powietrze z płuc i opadłem plecami na oparcie krzesła. Ryan kiwnął lekko głową na "tak" z trudnością pohamowując gniew. 
-Dzwoń do niego. 

-Zaraz, nie rozumiem- przerwałam.- na co potrzebowaliście tak pilnie kasy?
-Chcieliśmy wyjechać i to jak najdalej.- odrzekł odpychając się od biurka i podchodząc do okna.
-Jak skończyłem 19 lat rodzice zmieniali budynek firmy, który był na samym końcu miasta. Ja oczywiście nie miałem zamiaru się nigdzie przeprowadzać, więc zostawili mi bez problemu dom i pieniądze, no przecież byłem już pełnoletni.- urwał po czym się cicho zaśmiał.- Czasami przyjeżdżali do mnie, gadaliśmy, pytali mnie czy czegoś potrzebuję, ale potem po około miesiącu, mimo tego, że nadal mieszkaliśmy w tym samym mieście oni zaczęli przysyłać już tylko pieniądze. W ogóle się mną nie interesowali, no ale jako dziewiętnastolatek miałem na to wyjebane. Czego mogłem chcieć więcej?- po tym co teraz usłyszałam od Justina byłam w naprawdę niezłym szoku. Jak można było tak po prostu przestać interesować się własnym dzieckiem?
-Wtedy się tak naprawdę zaczęło. Imprezy, olewanie szkoły, problemy z prawem, wszystko oprócz jednej rzeczy która przyszła dopiero potem.
-Narkotyki?- zapytałam chociaż bardziej brzmiało to jak odpowiedź. Justin kiwnął głową i odwrócił się w moim kierunku. W jego oczach mogłam teraz dostrzec coś czego nigdy wcześniej nie mogłam. Ból.
-Rodzice z czasem zaczęli wysyłać mniejsze kwoty, po tym jak po raz dwudziesty musieli odbierać mnie z komisariatu. Minął rok, udało mi się trochę zaoszczędzić, ale to nie starczyło na długo patrząc na to jakim życiem żyłem.
-Do kogo chciałeś żeby Ryan zadzwonił?- zapytałam ściszonym głosem. Nie wiem czy spowodowany on był szokiem czy może strachem przed usłyszeniem odpowiedzią.
-Luke Johnson- po usłyszeniu tego moje ciało momentalnie zesztywniało.- dał nam wtedy namiary na Walkera i to był nasz największy błąd.- przełknęłam narastającą gulę w gardle i wstałam powoli z łóżka.
-Jak wam pomogli?- zapytałam odważniejszym głosem spoglądając na zdjęcia przyczepione do tablicy.
-Wciągnęli nas w ten cały "wspaniały" świat- odpowiedział prychając pod nosem. - Na początku nie byliśmy za bardzo podejrzliwy co do tego szczerze mówiąc. Dostawaliśmy sporo kasy za roznoszenie towaru i tego typu rzeczy, ale z czasem zaczęło docierać do mnie, że gdzieś jest tu haczyk i kiedy już chciałem w pewnym momencie wycofać się z tego całego gówna, było już za późno.- słuchając Justina zerwałam pierwsze zdjęcia z tablicy i je zgniotłam. Zrobiłam tak z trzema następnymi czekając, aż Justin zacznie kontynuować. Nie chciałam naciskać, bo wiem, że za tą całą "maską" którą udało mu się naprawdę idealnie stworzyć, stoi człowiek który w jakiś sposób cierpi. Jednak chłopak nie odezwał się słowem. Rzuciłam zdjęcia na biurko, podeszłam do niego i najzwyczajniej w świecie go przytuliłam. Na początku mogłam wyczuć, że jest zaszokowany moim nagłym ruchem i pewnie się tego nie spodziewał ja też nie ale po chwili odwzajemnił uścisk.
-Jak był haczyk Justin?- szepnęłam nie odrywając głowy od jego torsu. Mam przeczucie, że to jest właśnie ta najcięższa część tego wszystkiego. Ale do ile rzeczy mógłby być zdolny Justin? Jego dłonie nagle zacisnęły się na moich biodrach co spowodowało nieprzyjemne uczucie, ale starałam się to zignorować.
-Myślę, że powinienem już wracać- powiedział beznamiętnym i pustym głosem i odsunął mnie od siebie.
-Zostań- mruknęłam, ale Justin całkowicie mnie olał i otwierając okno przełożył dwie nogi przez parapet. Jednak zanim skoczył obrócił się w moim kierunku.
-To Ryan śledził cię na imprezie, chciałem być pewien, że będziesz bezpieczna.-mogę wam przysiąc, że w tym momencie moja szczęka właśnie uderzyła o podłogę.


-To naprawdę dobry film- powiedział chłopak biorąc łyka zimnej coli.- Lucy wszystko gra?- John szturchnął mnie lekko w ramie, a ja od razu wróciłam na ziemię.
-Tak, przepraszam, zamyśliłam się- powiedziałam zakłopotanie i wstałam z czerwonej kanapy która znajdowała się tuż przed naszą salą kinową.- musiałabym jeszcze iść tylko do toalety, zaraz wracam- tak mi się język plątał, że nawet nie wiedziałam czy John zrozumiał cokolwiek z tego co powiedziałam, ale nie zważając na to szybkim krokiem ruszyłam w kierunku łazienki.
Otworzyłam drzwi modląc się w duchu żeby nikogo nie było. O, chociaż raz Bóg mnie wysłuchał. 
Podeszłam do ogromnego lustra i oparłam się dłońmi o umywalkę podnosząc powoli wzrok na swoje odbicie. Dawno nie widziałam Johna, strasznie go polubiłam i nie mogłabym odmówić jego propozycji wyjścia dziś wieczorem do kina rzecz jasna. Od wczoraj, praktycznie odkąd Justin opuścił mój pokój zdążyłam sobie wszystko poukładać i muszę przyznać, że czuję się z tym lepiej i jestem z siebie cholernie dumna. Pomimo, że byłam prawie dwa lata z chłopakiem o którym jak się okazało nic nie wiedziałam to resztę spraw przyjęłam dobrze. Okej, oprócz tego, że nadal nie mam zielonego pojęcia co było prawdziwym powodem wciągania Justina i jego przyjaciela w ten cały bałagan...Może to i nawet lepiej? 

-Na pewno wszystko gra?- zapytał chłopak kiedy tylko z powrotem usiadłam obok niego.
-Na pewno, miałam tylko ciężki tydzień i no wiesz- powiedziałam i zaśmiałam się cicho sięgając po popcorn.
-Rozumiem- odpowiedział uśmiechając się. 
-Mówie ci moja droga koleżanko,dziś podjęłaś najlepszą decyzje w swoim życiu- powiedział nagle chłopak spoglądając na mnie z lekkim błyskiem w oku. Zachichotałam. 
-Czyli? 
-Zobaczysz zaraz najlepszy film na świecie.- odpowiedział podekscytowanym głosem co zabrzmiało mega zabawnie i oczywiście od razu wywołało uśmiech na mojej twarzy.




~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejka! No więc już 26 rozdział! Aww, pamiętam jak zakładałam tego bloga, a tu już zbliżamy się do końca:/ 
No nic, mam nadzieję, że post wam się podoba, bo dla mnie to jest najlepszy rozdział i jestem bardzo z niego zadowolona. Komentujcie!


15 KOMENTARZY=SZYBCIEJ DODANY ROZDZIAŁ

Much love xx


niedziela, 10 stycznia 2016

Blog miesiąca + mały spojler!

Hej misie, mam dla was 2 małe informacje:

Otóż "Druggie" został kolejny raz nominowany do Bloga Miesiąca tym razem na miesiąc- grudzień 2015.
Jeśli chcielibyście na niego zagłosować link macie tutaj--> http://fanfictions-for-you01.blogspot.com/2016/01/gosowanie-na-blog-grudnia-2015.html

+ 2 informacja

Zbliżamy się już powoli do końca opowiadania, więc już i tak bym chciała wam podziękować za prawie 40 tyś wyświetleń! I 276 komentarzy! Tak cholernie się cieszę i dziękuję, to dla mnie dużo znaczy! <3
Następny rozdział mam nadzieję, że dodam albo we wtorek albo w środę, muszę go jeszcze dokończyć i sprawdzić, a tu taki malutki spojler:

" -Wszystko zaczęło się naprawdę niewinnie.- zaczął chłopak opierając się o biurko ze skrzyżowanymi rękami, ja natomiast siedziałam po turecku na łóżku dosłownie na przeciwko niego. Wszystkie emocje w moim ciele mieszały się ze sobą co było bardzo nieprzyjemne.
-Potrzebowaliśmy kasy "

Much love! xx

sobota, 2 stycznia 2016

25. "I can't believe"

Kiedy głos kobiety dotarł do moich uszu zastygłam momentalnie w miejscu. W miejscu, w którym kompletnie nie powinna teraz być. W ogóle nie powinnam być. Lucy, kogo ty oszukujesz... 
Przymknęłam powieki czując, że zaraz się obudzę u siebie w pokoju, w najwygodniejszym łóżku na świecie, a to okaże się tylko złym snem. 

Obudź się, obudź się, obudź się!

Uchyliłam powoli powieki i podniosłam się z łóżka. W pokoju panowała kompletna ciemność która nie pozwalała mi dojrzeć zupełnie nic. Serce podeszło mi do gardła kiedy poczułam jak ktoś chwyta mnie za bark.
-Lucy- zachrypnięty głos odbił się echem w mojej głowie co spowodowało gęsią skórkę. Kiedy moje oczy dostosowały się do ciemności panującej w pomieszczeniu, rozejrzałam się dookoła i odetchnęłam z ulgą gdy okazało się, że jestem w dobrze znanym mi miejscu.
-Co się stało?- zapytałam również z lekką chrypą i nie wiedząc dlaczego bo przecież jest już pewnie późno, a ja powinnam być już dawno w domu położyłam się z powrotem obok szatyna.
-Zasnęłaś- zaśmiał się i tym razem to on podniósł się z miejsca. Pokręciłam lekko głową spoglądając na zaspanego chłopaka.
-Serio?- również się zaśmiałam nie spuszczając z niego wzroku. Pomimo, że pokoju nie oświetlało nic innego jak lampy z zewnątrz, mogłam dostrzec jego rozczochrane na wszystkie strony włosy. Nie wiem dlaczego ale poczułam dziwne ukłucie w sercu. Justin również przeniósł na mnie swój wzrok i między nami nastała cisza.
-Mam przejebane- stwierdziłam.- powinnam być już dawno w domu-dodałam przecierając ręką twarz.
-To wolę ci nie mówić która jest godzina- parsknął śmiechem szatyn i po chwili leżał tuż obok mnie.
Jak można być taką idiotką i ta po prostu sobie zasnąć, wiedząc, że ma się dużo spraw do załatwienia? Między innymi sprawy dotyczące szkoły. Nawet nie pamiętam kiedy ostatnio dostałam jakąś pozytywną ocenę! Najwidoczniej można być aż taką idiotką...
-Trzeba było mnie obudzić- mruknęłam trochę niezadowolona.
-Ty mogłaś mnie obudzić jak przyszłaś, a nie kłaść się obok mnie- odpowiedział przybliżając się lekko do mnie. Zagryzłam nerwowo wargę.- chociaż- zaczął znów się do mnie przysuwając.- mi było bardzo wygodnie i przyjemnie- dokończył po czym wybuchł śmiechem. Wywróciłam oczami. Widzę, że dobry humor mu dopisuje.
-Czyli to mi się śniło- wypaliłam cicho sama do siebie przypominając sobie mój sen. Moje serce wróciło do normalnego bicia i już nie byłam taka zestresowana. To był tylko sen. To był tylko sen, Lucy. 
-Co robisz?- zapytałam kiedy poczułam dłoń Justina jeżdżąca po mojej zgiętej nodze. Na moje słowa szatyn momentalnie zdjął rękę z mojego ciała i wstał. Zmrużyłam brwi na jego nagły ruch i podniosłam się do pozycji siedzącej spoglądając na niego.
-Jesteś może głodna?


                                                  Justin's POV

-Nadal nie jestem pewna czy to dobry pomysł- mruknęła brunetka krzyżując ręce na piersi. Wywróciłem oczami już całkiem poirytowany. Czego ona się boi? Idziemy jak prawie normalni ludzie do knajpki coś zjeść, a ona wielce przeżywa.
-Lucy- warknął zatrzymując się nagle na środku chodnika. Zbliżyłem się do dziewczyny i zsunąłem jej kaptur z głowy.
-Co?- mruknęła spoglądając na mnie tymi swoimi przepięknymi oczami. Bieber co ty pierdolisz? Chciałem szybko odwołać to co powiedziałem ale jakby się tak zastanowić to prawda. Lucy ma naprawdę piękne oczy, ogólnie całą jest piękna, mogę nawet powiedzieć, że jest idealna. No i pewnie się teraz zdziwiliście bo bynajmniej ja nigdy nie pomyślałbym, że zwykła dziewczyna może coś we mnie poruszyć. Najwidoczniej nie jest taka zwykła... 
-Justin- głos brunetki przywrócił mnie na ziemie, a ja momentalnie zsunąłem swoją dłoń która nie wiedząc dlaczego znalazła się na jej policzku. Przez 5 lat żyłem tak naprawdę nie żyjąc. Kurwa, popieprzone nie? Ale o tym kiedy indziej.
-To tutaj- powiedziałem i obróciłem się przodem do budynku. Podszedłem bliżej do szarych, żelaznych drzwi i pociągnąłem za klamkę. Lucy zrobiła kilka niepewnych kroków w przód i weszła do środka, a ja tuż za nią. Kilka kolorowych świateł odbijało się na ścianach w głębi korytarza. Głośna muzyka dotarła do moich uszu, a na moje usta od razu wkradł się uśmieszek. Ile tutaj się działo...
-Tędy- mruknąłem i pociągnąłem Lucy za rękaw mojej bluzy która praktycznie na niej wisiała, ale muszę przyznać, że wyglądała w niej cholernie dobrze. Otworzyłem kolejne drzwi i przekroczyłem próg ciągnąc za sobą brunetkę. 
-Wow- wydukała rozglądając się dookoła. Byliśmy już w mojej ulubionej knajpie. Zawsze przychodziliśmy tu z kumplami odkąd pamiętam. Szkoda, że wylądowałem w tym pieprzonym ośrodku, a oni zaczęli wydawać swoje ostatnie pieniądze na narkotyki. Wszystko na co ciężko pracowaliśmy, rozpieprzyło się w przeciągu nawet nie roku. Mogę stwierdzić, że wyszedłem na tym najlepiej. Mam gdzie wrócić jak wyjdę z ośrodka i to na pewno nie stary magazyn gdzie skończył m.in. Ryan.
-Justin!- piskliwy głos dotarł do moich uszu, a ja od razu wiedziałem do kogo należy. Drobna blondynka podbiegła do mnie i od razu się we mnie wtuliła. Nie widziałem Kate odkąd wylądowałem w ośrodku, więc trochę minęło.
-Wypuścili cię już? Jak się trzymasz?...- zaczęła zadawać dużo pytań na raz. Zacząłem się śmiać i odsunąłem od siebie dziewczynę.
-Hej, Kate spokojnie- parsknąłem śmiechem spoglądając na nią,a potem na Lucy która stała obok mnie lekko zakłopotana.
-To jest Lucy- wskazałem na brunetkę.- a to Kate, moja młodsza siostra.
-Miło mi cię poznać- powiedziała blondynka z uśmiechem na twarzy i wystawiła rękę w kierunku Lucy.
-Mi również- odparła i posłała dziewczynie przyjazny uśmiech.
-Dobra więc, 2 duże porcje tego co zawsze, bo zaraz umrzemy z głodu- zaśmiałem się i zająłem stolik w rogu sali.
-Już się robi!- krzyknęła uradowana i skierowała się w kierunku kuchni.
Lucy zajęła miejsce naprzeciwko mnie i naciągnęła rękawy bluzy na dłonie.
-Co jest?- zagadałem nie odrywając od niej wzroku.
-Nic- zaśmiała się.- nie wiedziałam, że masz siostrę.
-Jeszcze dużo rzeczy o mnie nie wiesz- odpowiedziałem posyłając brunetce chytry uśmieszek na co wywróciła oczami.

-To było najlepsze jedzenie jakie kiedykolwiek jadłam!- powiedziała podekscytowana od razu jak opuściliśmy budynek.
-Będziemy tu przychodzić częściej- wypaliłem i ugryzłem się niemalże od razu w język.
-Justin?- zapytała i nagle zatrzymała się w miejscu. Obróciłem się przodem do dziewczyny i zmrużyłem lekko brwi.
-Wiem, że nie powinna pytać i na pewno nie teraz, ani tutaj, ale nie mogę dłużej wytrzymać- mruknęła spuszczając głowę.
-Pytaj- powiedziałem lekko zaciekawiony i zbliżyłem się do niej. 
-Kto tak naprawdę zabił ochroniarza?- moje ciało zesztywniało na samą myśl o tamtej sytuacji i nie, nie mam na myśli widoku martwego człowieka u mnie w pokoju, chodzi o coś zupełnie innego.



-Przyjaciele- wyszydził i zbliżył się do mnie.- No, Bieber, nieźle sobie nagrabiłeś.- trzymajcie mnie, bo zaraz rozpierdolę mu tą mordę. Jakim on kurwa teraz prawem wydaje polecenia?!
-Masz kurwa jakiś problem?- splunąłem i również zrobiłem kilka kroków w przód jeszcze bardziej zbliżając się do tego skurwysyna. 
-Ja?- prychnął.- nie, nie mam, ale za to ty masz. Kilka i z tego co wiem, kilka poważnych- zaśmiał się. Mój wzrok przykuło kilka zaschniętych plam krwi na jego koszulce. 
-Ty skurwysynu!- krzyknąłem i szybko znalazłem się obok tego frajera. Moje ręce migiem znalazły się na jego kurtce i uniosły go góry. Frajer. 

-Proszę, powiedz mi Justin- powiedziała Lucy drżącym głosem. Wypuściłem powietrze z ust i zacisnąłem dłonie w pięść. Na samą myśl o tym skurwysynie mam ochotę rozjebać wszystko dookoła. 
-Nie jestem pewien.- mruknąłem jeszcze bardziej zaciskając dłonie. 
-Jesteś uniewinniony, racja?- zapytała podnosząc na mnie wzrok.- policja musi znaleźć prawdziwego mordercę- zagryzła wargę cały czas się we mnie wpatrując. 
-Na pewno chcesz wiedzieć?- musiałem być pewny, bo doskonale wiem, że to co za moment usłyszy zaszokuje ją bardziej niż cokolwiek innego. Nie wspominając, że bliższe jej osoby mając z tym człowiekiem kontakt, na przykład jej przyjaciółka Madison. 
-Proszę.- nabrałem powietrze do płuc po czym je powoli wypuściłem. 
-Zayn Walker. - na moje słowa Lucy od razu pobladła na twarzy i mogłem dostrzec ogromny strach w jej oczach. Przyłożyła dłoń do ust i pokręciła głową pewnie nie dowierzając.
-To niemożliwe. 



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Nawet nie wiecie jak mi jest głupio... Przepraszam...
Jestem jakaś niepoważna za to co teraz napisze, ale liczę, że mnie rozumiecie i skomentujecie...

Much love i do następnego xx

niedziela, 29 listopada 2015

Informacja!

Wiem, że powinna już dodać rozdział, ale ostatnio mam strasznie dużo nauki itp. jeszcze trochę rzeczy w życiu mi się pochrzaniło i na razie nie mogę się skupić na pisaniu, bo nie chce dodać jakiegoś nudnego i krótkiego rozdziału. Mam już jakieś 1/3, ale nie jestem pewna czy chcę żeby tak wyglądała 25, więc jeszcze muszę się zastanowić czy przypadkiem nie zmienić pewnych wydarzeń no i oczywiście dokończyć. Szczerze to ten miesiąc chcę już zakończyć... Więc rozdział pojawi się na pewno po 10 grudnia bynajmniej mam taką nadzieję. Czekajcie cierpliwie misie i dziękuję za 33 tyś. wyświetleń, 17 komentarzy pod ostatnim postem i 259 komentarzy na całym blogu! Jesteście wspaniali i naprawdę jestem w szoku, że Druggie jest na jakimś poziomie i da się go czytać (XDDD).

Kocham Was i do następnego rozdziału!

P.S. Myślałam nad napisaniem "specjalnego" świątecznego rozdziału z Jucy, co wy na to? Jeśli chcielibyście taki post to napiszcie na dole czy na asku, tt, gdziekolwiek xx

piątek, 13 listopada 2015

24. "Hot"

Proszę, przeczytaj " Ważną informację" pod postem.
Miłego czytania misie xx


Uderzałam co jakiś czas nerwowo paznokciami o biały blat. Mama Madison zdziwiła się, że zamiast wejść na górę wolałam poczekać w kuchni... Nie umiem dogadać się z nią ostatnio, przez tą całą sprawę z Justinem i policją. Chyba za często to powtarzam. Wypiłam do końca wodę i odstawiłam szklankę do zlewu w celu umycia jej. Słysząc nagle kroki podniosłam głowę i ujrzałam dosyć elegancko ubraną brunetkę. Ulżyło mi kiedy wiedziałam, że jednak się zgodziła. Teraz tylko trochę skłamać i zakończymy tą cholerną zabawę. Przynajmniej mam taką nadzieję... 


Wiatr po raz setny rozwiał moje długie kosmyki włosów na wszystkie strony, a ja nieudolnie starałam się je zgarnąć na jedną stronę.
-Dziękuję bardzo- parsknęłam cicho śmiechem.- do zobaczenia- mruknęłam i nacisnęłam czerwoną słuchawkę, kończąc tym samym rozmowę z panią Scott. Telefon schowałam do tylnej kieszonki moich czarnych rurek.
-Jesteś wielka- powiedziałam po paru sekundach z ogromnym uśmiechem na ustach kiedy Madison pojawiła się u mojego boku.
-Czego nie robi się dla przyjaciółki- odparła poprawiając torebkę na ramieniu. Naprawdę jest ogromnie szczęśliwa, że wszystko poszło tak jak miało pójść. Justin jest uniewinniony, a to najważniejsze.
-Masz u mnie dług- zaśmiałam się spoglądając na Madison. Dziewczyna również się zaśmiała.
Nagle słysząc kilka mocnych przekleństw, obie w tej samej chwili obróciłyśmy się przodem do budynku. Dwóch policjantów dość brutalnie trzymało po obu stronach naprawdę wkurzonego Justina.
-Co jest?- rzuciła Madison nie odrywając od nich wzroku.
-Nie mam pojęcia- odpowiedziałam krzyżując ręce na piersiach. Mundurowi skierowali się wraz z nieustannie wyszarpującym się Justinem do wozu policyjnego. Obróciłam głowę w bok widząc zmierzającą w naszym kierunku taksówkę. Od razu kiwnęłam ręką, a żółty pojazd szybko znalazł się obok mnie i brunetki.
-Chodź- powiedziałam wyrywając z zamyśleń przyjaciółkę. Nie zareagowała.
-Madison- pogoniłam ją wiedząc, że taksówkarz zaraz może sobie pojechać. Sama nie rozumiejąc zachowania dziewczyny, spojrzałam tam gdzie ona i można powiedzieć, że mega się zdziwiłam.
Po drugiej stronie drogi stał oparty o lekko zniszczoną ścianę budynku nikt inny jak Luke. Cała złość można powiedzieć opętała mój umysł i w tamtym momencie miałam cholerną ochotę do niego podejść i wykrzyczeć mu wszystko co o nim myślę. Jak można być takim bezczelnym? Obróciłam specjalnie głowę do tyłu żeby upewnić się, że może patrzy na kogoś za nami... niestety, nikt inny jak my nie znajdował się w pobliżu, samochód z Justinem już dawno opuścił parking.
-Chodź- powtórzyłam i pociągnęłam Madison za ramię.

-Jestem naprawdę ci wdzięczna- powiedziała pani Scott z uśmiechem.
-Naprawdę- zaczęłam.- to nie do końca moja zasługa, ale dziękuję.- odwzajemniłam uśmiech i wstałam powoli z miejsca zabierając swoją ciemną marynarkę z oparcia.
-Oj tam- zaśmiała się kobieta.- może to dziwnie zabrzmi, ale na Justinie szczególnie mi zależy..- przerwała na chwilę i spojrzała się na mnie. W jej oczach mogłam dostrzec coś naprawdę wspaniałego? Nie wiem jak to określić.
-W głębi serca wiem, że to dobry chłopak i po prostu życie go takim uczyniło, a na to naprawdę nie mamy czasami wpływu- wypuściła powietrze ze świstem biorąc zielony kubek w dłoń.- naprawdę ci dziękuję za to, że zamiast dokładać Justinowi jak i mi problemów to najzwyczajniej w świecie nam pomogłaś- powiedziała z ogromną radością w głosie wrzucając saszetkę z herbatą do naczynia.
-Jestem tu by pomagać- odpowiedziała, a uśmiech sam wkradł mi się na usta. Kiedy już chciałam wyjść, zatrzymał mnie lekko zmartwiony głos pani Scott.
-A i Lucy- zaczęła obracając się w moim kierunku.- co ci się stało?- zapytała, a ja od razu zagotowała się całą od środka. Obawiałam się, że zada to pytanie i w sumie nawet wiedziałam, że to nastąpi prędzej czy później. Dzięki Bogu, Madison nic nie zdołała zauważyć, bo naprawdę nigdy nie dałaby mi spokoju.
-A to- dotknęłam lekko opuszkami swojego policzka.- uderzyłam się, nic takiego- powiedziałam nerwowo gniotąc w rękach marynarkę.
-Jesteś pewna?- przymknęłam delikatnie powieki chcąc jak najszybciej wyjść.
-Jak nigdy dotychczas- zaśmiałam się i nie czekając na odpowiedź rzuciłam szybkie "Do widzenia" i wyszłam. W sumie teraz czeka mnie najgorsze, spotkanie w cztery oczy z Nim.

Otworzyłam drzwi starając się to zrobić jak najciszej co kompletnie nie miało sensu, ale pomińmy to. Przeszłam parę kroków i stanęłam praktycznie na środku pokoju spoglądając na leżącego na łóżku szatyna. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem na ten naprawdę uroczy widok. Nie chcą budzić chłopaka który i tak pewnie jest wykończony, obróciłam się i ruszyłam z powrotem do wyjścia.

 Między mną, a Justinem nastała długa i krepująca cisza. Miałam wrażenie, że jedyne co chciałby mieć teraz to święty spokój więc postanowiłam już iść, jednak kiedy wykonałam pierwszy krok, do moich uszy dobiegł jego charakterystyczny, zachrypnięty głos którego tak bardzo długo nie słyszałam, za którym tak naprawdę cholernie tęskniłam. 
-Zostań. 

Pokręciła głową chcąc wymazać z niej nagłe wspomnienie które jak szybko się pojawiło, tak szybko pójdzie. Spoliczkowałam się w myślach i znów:


Widząc całkowicie wkurwionego Justin, przymknęłam szybko powieki wiedząc co się zaraz wydarzy. Moja dłoń niemalże od razu powędrowała do piekącego policzka.

Stanęłam centralnie przed drzwiami, opierając o nie głowę. Mam chyba dość. Poczułam dłoń która powoli odgarnęła moje roztrzepane włosy na jedną stronę i usta. Taak, te niesamowite usta. 
-Nie idź- słowa odbiły się echem w mojej głowie, a ciało odmówiło posłuszeństwa. Chciałam wyjść, chciałam przestać tak reagować na jego dotyk, na jego głos, jego całego. Przecież ja go nienawidzę...ale nie mogę go ignorować. I to w cale nie dlatego, że zostałam mu przydzielona. Nie wytrzymała bym bez niego dnia, a tamte ostatnie tygodnie nawet nie wiecie jakie była dla mnie okropne i męczące. To było straszne.W jednej chwili cały świat zniknął. Zostałam tylko ja i On, a dookoła pustka. Jego usta wyznaczały coraz to mokrzejsze i pewnie bardziej widocznie ślady na mojej rozpalonej skórze. Kocham to. Justin bez mniejszych oporów z mojej strony obrócił mnie do siebie przodem i nie czekając na nic wpił się w moje czerwone od szminki wargi. Cichy jęk opuścił moje gardło. Justinowi najwidoczniej to bardzo się spodobało ponieważ poczułam jak uśmiecha się przez pocałunek. Jego dłonie zjechały na moje pośladki, delikatnie je zaciskając. Kolejny jęk wydobył się z mojego gardła co spowodował cichy śmiech szatyna. Przysięgam, ze jego śmiech to melodia dla moich uszu. Oplotłam nogi wokół bioder chłopaka i jako pierwsza zaatakowała jego usta.

                                                                 Justin

-Nawet nie wiesz jaką miałem na to ochotę- mruknąłem na chwilę odrywając swoje wargi od warg Lucy. Dziewczyna lekko zarumieniła się na moje słowa co dodało jej jeszcze więcej uroku. Kocham to. 
-Jestem twoja- wypaliła wplatając palce w moje włosy i przybliżając mnie do siebie. Zaśmiałem się cicho na jej nagły ruch jak i słowa. Może to zabrzmieć dziwnie, ale Lucy jest inna od tych wszystkich dziewczyn jakie miałem okazję. Jest z jednej strony niedostępna, a z drugiej nie tak do końca. Jeśli będzie tak dalej mój plan powiedzie się bez większych komplikacji.
-Przepraszam- wyszeptałem do jej ucha całując jego płatek.- Wiesz o czym mówię, prawda?- poczułem jak dziewczyna lekko kiwa głową na "tak".
-Nie gadajmy teraz o tym- mruknęła odchylając lekko głowę w bok dając mi idealne pole do popisu. Coraz bardziej zaczyna mi się ona podobać. Nie zaprzeczając słowom brunetki, zacząłem składać mokre pocałunki na ciepłej skórze dziewczyny. Po chwili przerzuciłem się na linię szczęki po to aby lada moment zatopić się w jeszcze cieplejszych wargach Lucy. Nagle delikatnie się wyprostowałem i zdjąłem z siebie biały T-shirt, po czym ponownie powróciłem do wcześniejszych czynów. Brunetka podniosła się momentalnie tylko żeby zaraz znaleźć się nade mną. Również bez zastanowienia pozbyła się swojej koszulki zostając w niesamowicie kuszącej bieliźnie. Było naprawdę dobrze, wręcz idealnie, ale oczywiście kurwa kiedy już tak jest musi się coś zjebać. Słysząc otwierające się drzwi mogłem sobie tylko wyobrazić co zaraz się stanie.
-Panie Bieber teraz pańska...O mój Boże.

~~~~~~~~~~~~~~
No to się porobiło... Ale na szczęście Madison obroniła Justina i chociaż ta sprawa została po części zamknięta. Widzę, że dobiliśmy do 30 tyś. wyświetleń! W 8 dni niecały tysiąc?! Nie wierzę :o
Przepraszam za błędy jakie mogły się pojawić w rozdziale, ale już nie miała chęci sprawdzać, chodź piszą jakby od razu to robiłam. No cóż... mam nadzieję, że jakoś to zdzierżyliście jak i ten rozdział i czekanie.
To już 24 rozdział! :oo Jak to mega szybko zleciało... no, ale do końca jeszcze trochę dłuuga droga :)

WAŻNA INFORMACJA:
Otóż chodzi o najbardziej monotonną rzecz w świecie ff jaką jest komentowanie.  Rozumiem, że nie wszystkim chce się wchodzić, pisać itp, ale dla mnie jest to naprawdę cholernie ważna sprawa. Im więcej osób zostawia po sobie ślad tym bardziej wiem, że ten blog i moje pisanie ma większy sens! Wyświetlenia to sprawa drugorzędna... Dużo osób które były kiedyś teraz już albo po prostu nie komentują lub nie czytają.
Ja wiem, że to nie jest jakieś genialne ff bo to jedno z dwóch moich PIERWSZYCH ale widzę, że to ma jakiś odzew i może sens. Sama nie wiem co mam o tym myśleć...

Zauważyłam również, że jest ich coraz mniej (komentarzy), kiedyś potrafiło być 20, 12, 15... a teraz np. 5 :/
To NAPRAWDĘ jest dla mnie ważne, bo chcę wiedzieć co sądzicie o rozdziale, nie musicie się rozpisywać, ja tego nawet od was nie oczekuję, chodź jestem bardzo zadowolona jak takie komentarze się zdarzają.
Więc powiem na koniec tylko tyle, że do następnego i:

                              15 komentarzy = szybciej dodany rozdział + mój uśmiech :D