Proszę, przeczytaj " Ważną informację" pod postem.
Miłego czytania misie xx
Uderzałam co jakiś czas nerwowo paznokciami o biały blat. Mama Madison zdziwiła się, że zamiast wejść na górę wolałam poczekać w kuchni... Nie umiem dogadać się z nią ostatnio, przez tą całą sprawę z Justinem i policją. C
hyba za często to powtarzam. Wypiłam do końca wodę i odstawiłam szklankę do zlewu w celu umycia jej. Słysząc nagle kroki podniosłam głowę i ujrzałam dosyć elegancko ubraną brunetkę. Ulżyło mi kiedy wiedziałam, że jednak się zgodziła. Teraz tylko trochę skłamać i zakończymy tą cholerną zabawę.
Przynajmniej mam taką nadzieję...
Wiatr po raz setny rozwiał moje długie kosmyki włosów na wszystkie strony, a ja nieudolnie starałam się je zgarnąć na jedną stronę.
-Dziękuję bardzo- parsknęłam cicho śmiechem.- do zobaczenia- mruknęłam i nacisnęłam czerwoną słuchawkę, kończąc tym samym rozmowę z panią Scott. Telefon schowałam do tylnej kieszonki moich czarnych rurek.
-Jesteś wielka- powiedziałam po paru sekundach z ogromnym uśmiechem na ustach kiedy Madison pojawiła się u mojego boku.
-Czego nie robi się dla przyjaciółki- odparła poprawiając torebkę na ramieniu. Naprawdę jest ogromnie szczęśliwa, że wszystko poszło tak jak miało pójść. Justin jest uniewinniony, a to najważniejsze.
-Masz u mnie dług- zaśmiałam się spoglądając na Madison. Dziewczyna również się zaśmiała.
Nagle słysząc kilka mocnych przekleństw, obie w tej samej chwili obróciłyśmy się przodem do budynku. Dwóch policjantów dość brutalnie trzymało po obu stronach naprawdę wkurzonego Justina.
-Co jest?- rzuciła Madison nie odrywając od nich wzroku.
-Nie mam pojęcia- odpowiedziałam krzyżując ręce na piersiach. Mundurowi skierowali się wraz z nieustannie wyszarpującym się Justinem do wozu policyjnego. Obróciłam głowę w bok widząc zmierzającą w naszym kierunku taksówkę. Od razu kiwnęłam ręką, a żółty pojazd szybko znalazł się obok mnie i brunetki.
-Chodź- powiedziałam wyrywając z zamyśleń przyjaciółkę. Nie zareagowała.
-Madison- pogoniłam ją wiedząc, że taksówkarz zaraz może sobie pojechać. Sama nie rozumiejąc zachowania dziewczyny, spojrzałam tam gdzie ona i można powiedzieć, że mega się zdziwiłam.
Po drugiej stronie drogi stał oparty o lekko zniszczoną ścianę budynku nikt inny jak Luke. Cała złość można powiedzieć opętała mój umysł i w tamtym momencie miałam cholerną ochotę do niego podejść i wykrzyczeć mu wszystko co o nim myślę. Jak można być takim bezczelnym? Obróciłam specjalnie głowę do tyłu żeby upewnić się, że może patrzy na kogoś za nami... niestety, nikt inny jak my nie znajdował się w pobliżu, samochód z Justinem już dawno opuścił parking.
-Chodź- powtórzyłam i pociągnęłam Madison za ramię.
-Jestem naprawdę ci wdzięczna- powiedziała pani Scott z uśmiechem.
-Naprawdę- zaczęłam.- to nie do końca moja zasługa, ale dziękuję.- odwzajemniłam uśmiech i wstałam powoli z miejsca zabierając swoją ciemną marynarkę z oparcia.
-Oj tam- zaśmiała się kobieta.- może to dziwnie zabrzmi, ale na Justinie szczególnie mi zależy..- przerwała na chwilę i spojrzała się na mnie. W jej oczach mogłam dostrzec coś naprawdę wspaniałego? Nie wiem jak to określić.
-W głębi serca wiem, że to dobry chłopak i po prostu życie go takim uczyniło, a na to naprawdę nie mamy czasami wpływu- wypuściła powietrze ze świstem biorąc zielony kubek w dłoń.- naprawdę ci dziękuję za to, że zamiast dokładać Justinowi jak i mi problemów to najzwyczajniej w świecie nam pomogłaś- powiedziała z ogromną radością w głosie wrzucając saszetkę z herbatą do naczynia.
-Jestem tu by pomagać- odpowiedziała, a uśmiech sam wkradł mi się na usta. Kiedy już chciałam wyjść, zatrzymał mnie lekko zmartwiony głos pani Scott.
-A i Lucy- zaczęła obracając się w moim kierunku.- co ci się stało?- zapytała, a ja od razu zagotowała się całą od środka. Obawiałam się, że zada to pytanie i w sumie nawet wiedziałam, że to nastąpi prędzej czy później. Dzięki Bogu, Madison nic nie zdołała zauważyć, bo naprawdę nigdy nie dałaby mi spokoju.
-A to- dotknęłam lekko opuszkami swojego policzka.- uderzyłam się, nic takiego- powiedziałam nerwowo gniotąc w rękach marynarkę.
-Jesteś pewna?- przymknęłam delikatnie powieki chcąc jak najszybciej wyjść.
-Jak nigdy dotychczas- zaśmiałam się i nie czekając na odpowiedź rzuciłam szybkie "Do widzenia" i wyszłam. W sumie teraz czeka mnie najgorsze, spotkanie w cztery oczy z Nim.
Otworzyłam drzwi starając się to zrobić jak najciszej co kompletnie nie miało sensu, ale pomińmy to. Przeszłam parę kroków i stanęłam praktycznie na środku pokoju spoglądając na leżącego na łóżku szatyna. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem na ten naprawdę uroczy widok. Nie chcą budzić chłopaka który i tak pewnie jest wykończony, obróciłam się i ruszyłam z powrotem do wyjścia.
Między mną, a Justinem nastała długa i krepująca cisza. Miałam wrażenie, że jedyne co chciałby mieć teraz to święty spokój więc postanowiłam już iść, jednak kiedy wykonałam pierwszy krok, do moich uszy dobiegł jego charakterystyczny, zachrypnięty głos którego tak bardzo długo nie słyszałam, za którym tak naprawdę cholernie tęskniłam.
-Zostań.
Pokręciła głową chcąc wymazać z niej nagłe wspomnienie które jak szybko się pojawiło, tak szybko pójdzie. Spoliczkowałam się w myślach i znów:
Widząc całkowicie wkurwionego Justin, przymknęłam szybko powieki wiedząc co się zaraz wydarzy. Moja dłoń niemalże od razu powędrowała do piekącego policzka.
Stanęłam centralnie przed drzwiami, opierając o nie głowę. Mam chyba dość. Poczułam dłoń która powoli odgarnęła moje roztrzepane włosy na jedną stronę i usta.
Taak, te niesamowite usta.
-Nie idź- słowa odbiły się echem w mojej głowie, a ciało odmówiło posłuszeństwa. Chciałam wyjść, chciałam przestać tak reagować na jego dotyk, na jego głos, jego całego. Przecież ja go nienawidzę...ale nie mogę go ignorować. I to w cale nie dlatego, że zostałam mu przydzielona. Nie wytrzymała bym bez niego dnia, a tamte ostatnie tygodnie nawet nie wiecie jakie była dla mnie okropne i męczące.
To było straszne.W jednej chwili cały świat zniknął. Zostałam tylko ja i On, a dookoła pustka. Jego usta wyznaczały coraz to mokrzejsze i pewnie bardziej widocznie ślady na mojej rozpalonej skórze.
Kocham to. Justin bez mniejszych oporów z mojej strony obrócił mnie do siebie przodem i nie czekając na nic wpił się w moje czerwone od szminki wargi. Cichy jęk opuścił moje gardło. Justinowi najwidoczniej to bardzo się spodobało ponieważ poczułam jak uśmiecha się przez pocałunek. Jego dłonie zjechały na moje pośladki, delikatnie je zaciskając. Kolejny jęk wydobył się z mojego gardła co spowodował cichy śmiech szatyna.
Przysięgam, ze jego śmiech to melodia dla moich uszu. Oplotłam nogi wokół bioder chłopaka i jako pierwsza zaatakowała jego usta.
Justin
-Nawet nie wiesz jaką miałem na to ochotę- mruknąłem na chwilę odrywając swoje wargi od warg Lucy. Dziewczyna lekko zarumieniła się na moje słowa co dodało jej jeszcze więcej uroku.
Kocham to.
-Jestem twoja- wypaliła wplatając palce w moje włosy i przybliżając mnie do siebie. Zaśmiałem się cicho na jej nagły ruch jak i słowa. Może to zabrzmieć dziwnie, ale Lucy jest inna od tych wszystkich dziewczyn jakie miałem okazję. Jest z jednej strony niedostępna, a z drugiej nie tak do końca. Jeśli będzie tak dalej mój plan powiedzie się bez większych komplikacji.
-Przepraszam- wyszeptałem do jej ucha całując jego płatek.- Wiesz o czym mówię, prawda?- poczułem jak dziewczyna lekko kiwa głową na "tak".
-Nie gadajmy teraz o tym- mruknęła odchylając lekko głowę w bok dając mi idealne pole do popisu.
Coraz bardziej zaczyna mi się ona podobać. Nie zaprzeczając słowom brunetki, zacząłem składać mokre pocałunki na ciepłej skórze dziewczyny. Po chwili przerzuciłem się na linię szczęki po to aby lada moment zatopić się w jeszcze cieplejszych wargach Lucy. Nagle delikatnie się wyprostowałem i zdjąłem z siebie biały T-shirt, po czym ponownie powróciłem do wcześniejszych czynów. Brunetka podniosła się momentalnie tylko żeby zaraz znaleźć się nade mną. Również bez zastanowienia pozbyła się swojej koszulki zostając w niesamowicie kuszącej bieliźnie. Było naprawdę dobrze, wręcz idealnie, ale oczywiście kurwa kiedy już tak jest musi się coś zjebać. Słysząc otwierające się drzwi mogłem sobie tylko wyobrazić co zaraz się stanie.
-Panie Bieber teraz pańska...O mój Boże.
~~~~~~~~~~~~~~
No to się porobiło... Ale na szczęście Madison obroniła Justina i chociaż ta sprawa została po części zamknięta. Widzę, że dobiliśmy do 30 tyś. wyświetleń! W 8 dni niecały tysiąc?! Nie wierzę :o
Przepraszam za błędy jakie mogły się pojawić w rozdziale, ale już nie miała chęci sprawdzać, chodź piszą jakby od razu to robiłam. No cóż... mam nadzieję, że jakoś to zdzierżyliście jak i ten rozdział i czekanie.
To już 24 rozdział! :oo Jak to mega szybko zleciało... no, ale do końca jeszcze trochę dłuuga droga :)
WAŻNA INFORMACJA:
Otóż chodzi o najbardziej monotonną rzecz w świecie ff jaką jest komentowanie. Rozumiem, że nie wszystkim chce się wchodzić, pisać itp, ale dla mnie jest to naprawdę cholernie ważna sprawa. Im więcej osób zostawia po sobie ślad tym bardziej wiem, że ten blog i moje pisanie ma większy sens! Wyświetlenia to sprawa drugorzędna... Dużo osób które były kiedyś teraz już albo po prostu nie komentują lub nie czytają.
Ja wiem, że to nie jest jakieś genialne ff bo to jedno z dwóch moich PIERWSZYCH ale widzę, że to ma jakiś odzew i może sens. Sama nie wiem co mam o tym myśleć...
Zauważyłam również, że jest ich coraz mniej (komentarzy), kiedyś potrafiło być 20, 12, 15... a teraz np. 5 :/
To NAPRAWDĘ jest dla mnie ważne, bo chcę wiedzieć co sądzicie o rozdziale, nie musicie się rozpisywać, ja tego nawet od was nie oczekuję, chodź jestem bardzo zadowolona jak takie komentarze się zdarzają.
Więc powiem na koniec tylko tyle, że do następnego i:
15 komentarzy = szybciej dodany rozdział + mój uśmiech :D