poniedziałek, 11 stycznia 2016

26. "Truth"

                                                         Lucy's POV


Siedziała na samym końcu łóżka, spokojnie popijając już i tak zimną herbatę. To czekanie bardziej mnie wykończy niż prawda którą zaraz usłyszę. Podskoczyłam w miejscu gdy tylko usłyszałam dosyć mocne puknięcie w szybę. Od razu wstałam, odłożyłam kubek na biurko i z lekkim nie spokojem podeszłam do okna.
-Serio musiałeś aż tak mocno?- warknęłam odsuwając się. Szatyn szybko przełożył obie nogi przez parapet i znalazł się w moim pokoju. Zignorował mnie i od razu podszedł do tablicy korkowej zawieszonej nad biurkiem. Skąd wiedział, że tam jest? Szybko zamknęłam okno żeby zimne powietrze nie wlatywało do środka po czym odwróciłam się z powrotem do chłopaka mrużąc lekko oczy. Nagle chwycił w dłoń jedno zdjęcie i je zdarł obracając w moim kierunku. Uchyliłam wargi ze zdziwienia, a jeszcze bardziej kiedy dostrzegłam na fotografii mnie i Luka.
-Co ty wyprawiasz?- niemalże pisnęłam i podeszłam szybkim krokiem do Justina chcą wyrwać mu ją z ręki, ale on oczywiście uniósł zdjęcie do góry co spowodowało, że moje szanse na odebranie mu tego były równe zeru.
-Po tym co usłyszysz jestem pewien, że zrobiłabyś to samo w sumie nie tylko z tym...- mruknął przenosząc wzrok na resztę zdjęć przyczepionych do tablicy. Przymknęłam powieki i wzięłam kilka głębokich wdechów.
                                           Będzie okej. Będzie okej. Będzie okej. 


-Lucy- poczułam dłoń na moim ramieniu i od razu otworzyłam oczy. Tak cholernie się boję co usłyszę od Justina. Obiecał mi wszystko wyjaśnić, ale nie wiem ile będę w stanie znieść...
-To nie jest łatwe, wiem, mówienie o tym skurwysynie i wszystkich innych gównach też nie sprawi mi przyjemności, ale widzę, że łączyło cię coś z nim- urwał i uniósł moje zdjęcie. Spojrzałam na nie smutnym wzrokiem po czym ponownie utonęłam w brązowych tęczówkach szatyna. Wzięłam głęboki wdech i wypowiedziałam słowa których znając mnie będę żałować:
-Chcę usłyszeć całą prawdę.

-Wszystko zaczęło się naprawdę niewinnie.- zaczął chłopak opierając się o biurko ze skrzyżowanymi rękami, ja natomiast siedziałam po turecku na łóżku dosłownie na przeciwko niego. Wszystkie emocje w moim ciele mieszały się ze sobą co było bardzo nieprzyjemne.
-Potrzebowaliśmy kasy- zmrużyłam lekko oczy nie wiedząc co ma na myśli mówiąc "potrzebowaliśmy".
-Ja i mój przyjaciel- wyjaśnił po chwili widząc moją minę. Skinęłam głową żeby kontynuował.


-Stary, jeśli czegoś nie wymyślimy będzie po nas- warknął chłopak uderzając otwartą dłonią o drewniany blat. Zignorowałem jego wybuch i przeniosłem wzrok na środek stołu gdzie leżało 100 dolarów. 
-Tyle nam zostało?- zapytałem wypuszczając powietrze z płuc i opadłem plecami na oparcie krzesła. Ryan kiwnął lekko głową na "tak" z trudnością pohamowując gniew. 
-Dzwoń do niego. 

-Zaraz, nie rozumiem- przerwałam.- na co potrzebowaliście tak pilnie kasy?
-Chcieliśmy wyjechać i to jak najdalej.- odrzekł odpychając się od biurka i podchodząc do okna.
-Jak skończyłem 19 lat rodzice zmieniali budynek firmy, który był na samym końcu miasta. Ja oczywiście nie miałem zamiaru się nigdzie przeprowadzać, więc zostawili mi bez problemu dom i pieniądze, no przecież byłem już pełnoletni.- urwał po czym się cicho zaśmiał.- Czasami przyjeżdżali do mnie, gadaliśmy, pytali mnie czy czegoś potrzebuję, ale potem po około miesiącu, mimo tego, że nadal mieszkaliśmy w tym samym mieście oni zaczęli przysyłać już tylko pieniądze. W ogóle się mną nie interesowali, no ale jako dziewiętnastolatek miałem na to wyjebane. Czego mogłem chcieć więcej?- po tym co teraz usłyszałam od Justina byłam w naprawdę niezłym szoku. Jak można było tak po prostu przestać interesować się własnym dzieckiem?
-Wtedy się tak naprawdę zaczęło. Imprezy, olewanie szkoły, problemy z prawem, wszystko oprócz jednej rzeczy która przyszła dopiero potem.
-Narkotyki?- zapytałam chociaż bardziej brzmiało to jak odpowiedź. Justin kiwnął głową i odwrócił się w moim kierunku. W jego oczach mogłam teraz dostrzec coś czego nigdy wcześniej nie mogłam. Ból.
-Rodzice z czasem zaczęli wysyłać mniejsze kwoty, po tym jak po raz dwudziesty musieli odbierać mnie z komisariatu. Minął rok, udało mi się trochę zaoszczędzić, ale to nie starczyło na długo patrząc na to jakim życiem żyłem.
-Do kogo chciałeś żeby Ryan zadzwonił?- zapytałam ściszonym głosem. Nie wiem czy spowodowany on był szokiem czy może strachem przed usłyszeniem odpowiedzią.
-Luke Johnson- po usłyszeniu tego moje ciało momentalnie zesztywniało.- dał nam wtedy namiary na Walkera i to był nasz największy błąd.- przełknęłam narastającą gulę w gardle i wstałam powoli z łóżka.
-Jak wam pomogli?- zapytałam odważniejszym głosem spoglądając na zdjęcia przyczepione do tablicy.
-Wciągnęli nas w ten cały "wspaniały" świat- odpowiedział prychając pod nosem. - Na początku nie byliśmy za bardzo podejrzliwy co do tego szczerze mówiąc. Dostawaliśmy sporo kasy za roznoszenie towaru i tego typu rzeczy, ale z czasem zaczęło docierać do mnie, że gdzieś jest tu haczyk i kiedy już chciałem w pewnym momencie wycofać się z tego całego gówna, było już za późno.- słuchając Justina zerwałam pierwsze zdjęcia z tablicy i je zgniotłam. Zrobiłam tak z trzema następnymi czekając, aż Justin zacznie kontynuować. Nie chciałam naciskać, bo wiem, że za tą całą "maską" którą udało mu się naprawdę idealnie stworzyć, stoi człowiek który w jakiś sposób cierpi. Jednak chłopak nie odezwał się słowem. Rzuciłam zdjęcia na biurko, podeszłam do niego i najzwyczajniej w świecie go przytuliłam. Na początku mogłam wyczuć, że jest zaszokowany moim nagłym ruchem i pewnie się tego nie spodziewał ja też nie ale po chwili odwzajemnił uścisk.
-Jak był haczyk Justin?- szepnęłam nie odrywając głowy od jego torsu. Mam przeczucie, że to jest właśnie ta najcięższa część tego wszystkiego. Ale do ile rzeczy mógłby być zdolny Justin? Jego dłonie nagle zacisnęły się na moich biodrach co spowodowało nieprzyjemne uczucie, ale starałam się to zignorować.
-Myślę, że powinienem już wracać- powiedział beznamiętnym i pustym głosem i odsunął mnie od siebie.
-Zostań- mruknęłam, ale Justin całkowicie mnie olał i otwierając okno przełożył dwie nogi przez parapet. Jednak zanim skoczył obrócił się w moim kierunku.
-To Ryan śledził cię na imprezie, chciałem być pewien, że będziesz bezpieczna.-mogę wam przysiąc, że w tym momencie moja szczęka właśnie uderzyła o podłogę.


-To naprawdę dobry film- powiedział chłopak biorąc łyka zimnej coli.- Lucy wszystko gra?- John szturchnął mnie lekko w ramie, a ja od razu wróciłam na ziemię.
-Tak, przepraszam, zamyśliłam się- powiedziałam zakłopotanie i wstałam z czerwonej kanapy która znajdowała się tuż przed naszą salą kinową.- musiałabym jeszcze iść tylko do toalety, zaraz wracam- tak mi się język plątał, że nawet nie wiedziałam czy John zrozumiał cokolwiek z tego co powiedziałam, ale nie zważając na to szybkim krokiem ruszyłam w kierunku łazienki.
Otworzyłam drzwi modląc się w duchu żeby nikogo nie było. O, chociaż raz Bóg mnie wysłuchał. 
Podeszłam do ogromnego lustra i oparłam się dłońmi o umywalkę podnosząc powoli wzrok na swoje odbicie. Dawno nie widziałam Johna, strasznie go polubiłam i nie mogłabym odmówić jego propozycji wyjścia dziś wieczorem do kina rzecz jasna. Od wczoraj, praktycznie odkąd Justin opuścił mój pokój zdążyłam sobie wszystko poukładać i muszę przyznać, że czuję się z tym lepiej i jestem z siebie cholernie dumna. Pomimo, że byłam prawie dwa lata z chłopakiem o którym jak się okazało nic nie wiedziałam to resztę spraw przyjęłam dobrze. Okej, oprócz tego, że nadal nie mam zielonego pojęcia co było prawdziwym powodem wciągania Justina i jego przyjaciela w ten cały bałagan...Może to i nawet lepiej? 

-Na pewno wszystko gra?- zapytał chłopak kiedy tylko z powrotem usiadłam obok niego.
-Na pewno, miałam tylko ciężki tydzień i no wiesz- powiedziałam i zaśmiałam się cicho sięgając po popcorn.
-Rozumiem- odpowiedział uśmiechając się. 
-Mówie ci moja droga koleżanko,dziś podjęłaś najlepszą decyzje w swoim życiu- powiedział nagle chłopak spoglądając na mnie z lekkim błyskiem w oku. Zachichotałam. 
-Czyli? 
-Zobaczysz zaraz najlepszy film na świecie.- odpowiedział podekscytowanym głosem co zabrzmiało mega zabawnie i oczywiście od razu wywołało uśmiech na mojej twarzy.




~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejka! No więc już 26 rozdział! Aww, pamiętam jak zakładałam tego bloga, a tu już zbliżamy się do końca:/ 
No nic, mam nadzieję, że post wam się podoba, bo dla mnie to jest najlepszy rozdział i jestem bardzo z niego zadowolona. Komentujcie!


15 KOMENTARZY=SZYBCIEJ DODANY ROZDZIAŁ

Much love xx


10 komentarzy: