Wiem, że powinna już dodać rozdział, ale ostatnio mam strasznie dużo nauki itp. jeszcze trochę rzeczy w życiu mi się pochrzaniło i na razie nie mogę się skupić na pisaniu, bo nie chce dodać jakiegoś nudnego i krótkiego rozdziału. Mam już jakieś 1/3, ale nie jestem pewna czy chcę żeby tak wyglądała 25, więc jeszcze muszę się zastanowić czy przypadkiem nie zmienić pewnych wydarzeń no i oczywiście dokończyć. Szczerze to ten miesiąc chcę już zakończyć... Więc rozdział pojawi się na pewno po 10 grudnia bynajmniej mam taką nadzieję. Czekajcie cierpliwie misie i dziękuję za 33 tyś. wyświetleń, 17 komentarzy pod ostatnim postem i 259 komentarzy na całym blogu! Jesteście wspaniali i naprawdę jestem w szoku, że Druggie jest na jakimś poziomie i da się go czytać (XDDD).
Kocham Was i do następnego rozdziału!
P.S. Myślałam nad napisaniem "specjalnego" świątecznego rozdziału z Jucy, co wy na to? Jeśli chcielibyście taki post to napiszcie na dole czy na asku, tt, gdziekolwiek xx
niedziela, 29 listopada 2015
piątek, 13 listopada 2015
24. "Hot"
Proszę, przeczytaj " Ważną informację" pod postem.
Miłego czytania misie xx
Uderzałam co jakiś czas nerwowo paznokciami o biały blat. Mama Madison zdziwiła się, że zamiast wejść na górę wolałam poczekać w kuchni... Nie umiem dogadać się z nią ostatnio, przez tą całą sprawę z Justinem i policją. Chyba za często to powtarzam. Wypiłam do końca wodę i odstawiłam szklankę do zlewu w celu umycia jej. Słysząc nagle kroki podniosłam głowę i ujrzałam dosyć elegancko ubraną brunetkę. Ulżyło mi kiedy wiedziałam, że jednak się zgodziła. Teraz tylko trochę skłamać i zakończymy tą cholerną zabawę. Przynajmniej mam taką nadzieję...
Wiatr po raz setny rozwiał moje długie kosmyki włosów na wszystkie strony, a ja nieudolnie starałam się je zgarnąć na jedną stronę.
-Dziękuję bardzo- parsknęłam cicho śmiechem.- do zobaczenia- mruknęłam i nacisnęłam czerwoną słuchawkę, kończąc tym samym rozmowę z panią Scott. Telefon schowałam do tylnej kieszonki moich czarnych rurek.
-Jesteś wielka- powiedziałam po paru sekundach z ogromnym uśmiechem na ustach kiedy Madison pojawiła się u mojego boku.
-Czego nie robi się dla przyjaciółki- odparła poprawiając torebkę na ramieniu. Naprawdę jest ogromnie szczęśliwa, że wszystko poszło tak jak miało pójść. Justin jest uniewinniony, a to najważniejsze.
-Masz u mnie dług- zaśmiałam się spoglądając na Madison. Dziewczyna również się zaśmiała.
Nagle słysząc kilka mocnych przekleństw, obie w tej samej chwili obróciłyśmy się przodem do budynku. Dwóch policjantów dość brutalnie trzymało po obu stronach naprawdę wkurzonego Justina.
-Co jest?- rzuciła Madison nie odrywając od nich wzroku.
-Nie mam pojęcia- odpowiedziałam krzyżując ręce na piersiach. Mundurowi skierowali się wraz z nieustannie wyszarpującym się Justinem do wozu policyjnego. Obróciłam głowę w bok widząc zmierzającą w naszym kierunku taksówkę. Od razu kiwnęłam ręką, a żółty pojazd szybko znalazł się obok mnie i brunetki.
-Chodź- powiedziałam wyrywając z zamyśleń przyjaciółkę. Nie zareagowała.
-Madison- pogoniłam ją wiedząc, że taksówkarz zaraz może sobie pojechać. Sama nie rozumiejąc zachowania dziewczyny, spojrzałam tam gdzie ona i można powiedzieć, że mega się zdziwiłam.
Po drugiej stronie drogi stał oparty o lekko zniszczoną ścianę budynku nikt inny jak Luke. Cała złość można powiedzieć opętała mój umysł i w tamtym momencie miałam cholerną ochotę do niego podejść i wykrzyczeć mu wszystko co o nim myślę. Jak można być takim bezczelnym? Obróciłam specjalnie głowę do tyłu żeby upewnić się, że może patrzy na kogoś za nami... niestety, nikt inny jak my nie znajdował się w pobliżu, samochód z Justinem już dawno opuścił parking.
-Chodź- powtórzyłam i pociągnęłam Madison za ramię.
-Jestem naprawdę ci wdzięczna- powiedziała pani Scott z uśmiechem.
-Naprawdę- zaczęłam.- to nie do końca moja zasługa, ale dziękuję.- odwzajemniłam uśmiech i wstałam powoli z miejsca zabierając swoją ciemną marynarkę z oparcia.
-Oj tam- zaśmiała się kobieta.- może to dziwnie zabrzmi, ale na Justinie szczególnie mi zależy..- przerwała na chwilę i spojrzała się na mnie. W jej oczach mogłam dostrzec coś naprawdę wspaniałego? Nie wiem jak to określić.
-W głębi serca wiem, że to dobry chłopak i po prostu życie go takim uczyniło, a na to naprawdę nie mamy czasami wpływu- wypuściła powietrze ze świstem biorąc zielony kubek w dłoń.- naprawdę ci dziękuję za to, że zamiast dokładać Justinowi jak i mi problemów to najzwyczajniej w świecie nam pomogłaś- powiedziała z ogromną radością w głosie wrzucając saszetkę z herbatą do naczynia.
-Jestem tu by pomagać- odpowiedziała, a uśmiech sam wkradł mi się na usta. Kiedy już chciałam wyjść, zatrzymał mnie lekko zmartwiony głos pani Scott.
-A i Lucy- zaczęła obracając się w moim kierunku.- co ci się stało?- zapytała, a ja od razu zagotowała się całą od środka. Obawiałam się, że zada to pytanie i w sumie nawet wiedziałam, że to nastąpi prędzej czy później. Dzięki Bogu, Madison nic nie zdołała zauważyć, bo naprawdę nigdy nie dałaby mi spokoju.
-A to- dotknęłam lekko opuszkami swojego policzka.- uderzyłam się, nic takiego- powiedziałam nerwowo gniotąc w rękach marynarkę.
-Jesteś pewna?- przymknęłam delikatnie powieki chcąc jak najszybciej wyjść.
-Jak nigdy dotychczas- zaśmiałam się i nie czekając na odpowiedź rzuciłam szybkie "Do widzenia" i wyszłam. W sumie teraz czeka mnie najgorsze, spotkanie w cztery oczy z Nim.
Otworzyłam drzwi starając się to zrobić jak najciszej co kompletnie nie miało sensu, ale pomińmy to. Przeszłam parę kroków i stanęłam praktycznie na środku pokoju spoglądając na leżącego na łóżku szatyna. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem na ten naprawdę uroczy widok. Nie chcą budzić chłopaka który i tak pewnie jest wykończony, obróciłam się i ruszyłam z powrotem do wyjścia.
Między mną, a Justinem nastała długa i krepująca cisza. Miałam wrażenie, że jedyne co chciałby mieć teraz to święty spokój więc postanowiłam już iść, jednak kiedy wykonałam pierwszy krok, do moich uszy dobiegł jego charakterystyczny, zachrypnięty głos którego tak bardzo długo nie słyszałam, za którym tak naprawdę cholernie tęskniłam.
-Zostań.
Pokręciła głową chcąc wymazać z niej nagłe wspomnienie które jak szybko się pojawiło, tak szybko pójdzie. Spoliczkowałam się w myślach i znów:
Widząc całkowicie wkurwionego Justin, przymknęłam szybko powieki wiedząc co się zaraz wydarzy. Moja dłoń niemalże od razu powędrowała do piekącego policzka.
Stanęłam centralnie przed drzwiami, opierając o nie głowę. Mam chyba dość. Poczułam dłoń która powoli odgarnęła moje roztrzepane włosy na jedną stronę i usta. Taak, te niesamowite usta.
-Nie idź- słowa odbiły się echem w mojej głowie, a ciało odmówiło posłuszeństwa. Chciałam wyjść, chciałam przestać tak reagować na jego dotyk, na jego głos, jego całego. Przecież ja go nienawidzę...ale nie mogę go ignorować. I to w cale nie dlatego, że zostałam mu przydzielona. Nie wytrzymała bym bez niego dnia, a tamte ostatnie tygodnie nawet nie wiecie jakie była dla mnie okropne i męczące. To było straszne.W jednej chwili cały świat zniknął. Zostałam tylko ja i On, a dookoła pustka. Jego usta wyznaczały coraz to mokrzejsze i pewnie bardziej widocznie ślady na mojej rozpalonej skórze. Kocham to. Justin bez mniejszych oporów z mojej strony obrócił mnie do siebie przodem i nie czekając na nic wpił się w moje czerwone od szminki wargi. Cichy jęk opuścił moje gardło. Justinowi najwidoczniej to bardzo się spodobało ponieważ poczułam jak uśmiecha się przez pocałunek. Jego dłonie zjechały na moje pośladki, delikatnie je zaciskając. Kolejny jęk wydobył się z mojego gardła co spowodował cichy śmiech szatyna. Przysięgam, ze jego śmiech to melodia dla moich uszu. Oplotłam nogi wokół bioder chłopaka i jako pierwsza zaatakowała jego usta.
-Nawet nie wiesz jaką miałem na to ochotę- mruknąłem na chwilę odrywając swoje wargi od warg Lucy. Dziewczyna lekko zarumieniła się na moje słowa co dodało jej jeszcze więcej uroku. Kocham to.
-Jestem twoja- wypaliła wplatając palce w moje włosy i przybliżając mnie do siebie. Zaśmiałem się cicho na jej nagły ruch jak i słowa. Może to zabrzmieć dziwnie, ale Lucy jest inna od tych wszystkich dziewczyn jakie miałem okazję. Jest z jednej strony niedostępna, a z drugiej nie tak do końca. Jeśli będzie tak dalej mój plan powiedzie się bez większych komplikacji.
-Przepraszam- wyszeptałem do jej ucha całując jego płatek.- Wiesz o czym mówię, prawda?- poczułem jak dziewczyna lekko kiwa głową na "tak".
-Nie gadajmy teraz o tym- mruknęła odchylając lekko głowę w bok dając mi idealne pole do popisu. Coraz bardziej zaczyna mi się ona podobać. Nie zaprzeczając słowom brunetki, zacząłem składać mokre pocałunki na ciepłej skórze dziewczyny. Po chwili przerzuciłem się na linię szczęki po to aby lada moment zatopić się w jeszcze cieplejszych wargach Lucy. Nagle delikatnie się wyprostowałem i zdjąłem z siebie biały T-shirt, po czym ponownie powróciłem do wcześniejszych czynów. Brunetka podniosła się momentalnie tylko żeby zaraz znaleźć się nade mną. Również bez zastanowienia pozbyła się swojej koszulki zostając w niesamowicie kuszącej bieliźnie. Było naprawdę dobrze, wręcz idealnie, ale oczywiście kurwa kiedy już tak jest musi się coś zjebać. Słysząc otwierające się drzwi mogłem sobie tylko wyobrazić co zaraz się stanie.
-Panie Bieber teraz pańska...O mój Boże.
Miłego czytania misie xx
Uderzałam co jakiś czas nerwowo paznokciami o biały blat. Mama Madison zdziwiła się, że zamiast wejść na górę wolałam poczekać w kuchni... Nie umiem dogadać się z nią ostatnio, przez tą całą sprawę z Justinem i policją. Chyba za często to powtarzam. Wypiłam do końca wodę i odstawiłam szklankę do zlewu w celu umycia jej. Słysząc nagle kroki podniosłam głowę i ujrzałam dosyć elegancko ubraną brunetkę. Ulżyło mi kiedy wiedziałam, że jednak się zgodziła. Teraz tylko trochę skłamać i zakończymy tą cholerną zabawę. Przynajmniej mam taką nadzieję...
Wiatr po raz setny rozwiał moje długie kosmyki włosów na wszystkie strony, a ja nieudolnie starałam się je zgarnąć na jedną stronę.
-Dziękuję bardzo- parsknęłam cicho śmiechem.- do zobaczenia- mruknęłam i nacisnęłam czerwoną słuchawkę, kończąc tym samym rozmowę z panią Scott. Telefon schowałam do tylnej kieszonki moich czarnych rurek.
-Jesteś wielka- powiedziałam po paru sekundach z ogromnym uśmiechem na ustach kiedy Madison pojawiła się u mojego boku.
-Czego nie robi się dla przyjaciółki- odparła poprawiając torebkę na ramieniu. Naprawdę jest ogromnie szczęśliwa, że wszystko poszło tak jak miało pójść. Justin jest uniewinniony, a to najważniejsze.
-Masz u mnie dług- zaśmiałam się spoglądając na Madison. Dziewczyna również się zaśmiała.
Nagle słysząc kilka mocnych przekleństw, obie w tej samej chwili obróciłyśmy się przodem do budynku. Dwóch policjantów dość brutalnie trzymało po obu stronach naprawdę wkurzonego Justina.
-Co jest?- rzuciła Madison nie odrywając od nich wzroku.
-Nie mam pojęcia- odpowiedziałam krzyżując ręce na piersiach. Mundurowi skierowali się wraz z nieustannie wyszarpującym się Justinem do wozu policyjnego. Obróciłam głowę w bok widząc zmierzającą w naszym kierunku taksówkę. Od razu kiwnęłam ręką, a żółty pojazd szybko znalazł się obok mnie i brunetki.
-Chodź- powiedziałam wyrywając z zamyśleń przyjaciółkę. Nie zareagowała.
-Madison- pogoniłam ją wiedząc, że taksówkarz zaraz może sobie pojechać. Sama nie rozumiejąc zachowania dziewczyny, spojrzałam tam gdzie ona i można powiedzieć, że mega się zdziwiłam.
Po drugiej stronie drogi stał oparty o lekko zniszczoną ścianę budynku nikt inny jak Luke. Cała złość można powiedzieć opętała mój umysł i w tamtym momencie miałam cholerną ochotę do niego podejść i wykrzyczeć mu wszystko co o nim myślę. Jak można być takim bezczelnym? Obróciłam specjalnie głowę do tyłu żeby upewnić się, że może patrzy na kogoś za nami... niestety, nikt inny jak my nie znajdował się w pobliżu, samochód z Justinem już dawno opuścił parking.
-Chodź- powtórzyłam i pociągnęłam Madison za ramię.
-Jestem naprawdę ci wdzięczna- powiedziała pani Scott z uśmiechem.
-Naprawdę- zaczęłam.- to nie do końca moja zasługa, ale dziękuję.- odwzajemniłam uśmiech i wstałam powoli z miejsca zabierając swoją ciemną marynarkę z oparcia.
-Oj tam- zaśmiała się kobieta.- może to dziwnie zabrzmi, ale na Justinie szczególnie mi zależy..- przerwała na chwilę i spojrzała się na mnie. W jej oczach mogłam dostrzec coś naprawdę wspaniałego? Nie wiem jak to określić.
-W głębi serca wiem, że to dobry chłopak i po prostu życie go takim uczyniło, a na to naprawdę nie mamy czasami wpływu- wypuściła powietrze ze świstem biorąc zielony kubek w dłoń.- naprawdę ci dziękuję za to, że zamiast dokładać Justinowi jak i mi problemów to najzwyczajniej w świecie nam pomogłaś- powiedziała z ogromną radością w głosie wrzucając saszetkę z herbatą do naczynia.
-Jestem tu by pomagać- odpowiedziała, a uśmiech sam wkradł mi się na usta. Kiedy już chciałam wyjść, zatrzymał mnie lekko zmartwiony głos pani Scott.
-A i Lucy- zaczęła obracając się w moim kierunku.- co ci się stało?- zapytała, a ja od razu zagotowała się całą od środka. Obawiałam się, że zada to pytanie i w sumie nawet wiedziałam, że to nastąpi prędzej czy później. Dzięki Bogu, Madison nic nie zdołała zauważyć, bo naprawdę nigdy nie dałaby mi spokoju.
-A to- dotknęłam lekko opuszkami swojego policzka.- uderzyłam się, nic takiego- powiedziałam nerwowo gniotąc w rękach marynarkę.
-Jesteś pewna?- przymknęłam delikatnie powieki chcąc jak najszybciej wyjść.
-Jak nigdy dotychczas- zaśmiałam się i nie czekając na odpowiedź rzuciłam szybkie "Do widzenia" i wyszłam. W sumie teraz czeka mnie najgorsze, spotkanie w cztery oczy z Nim.
Otworzyłam drzwi starając się to zrobić jak najciszej co kompletnie nie miało sensu, ale pomińmy to. Przeszłam parę kroków i stanęłam praktycznie na środku pokoju spoglądając na leżącego na łóżku szatyna. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem na ten naprawdę uroczy widok. Nie chcą budzić chłopaka który i tak pewnie jest wykończony, obróciłam się i ruszyłam z powrotem do wyjścia.
Między mną, a Justinem nastała długa i krepująca cisza. Miałam wrażenie, że jedyne co chciałby mieć teraz to święty spokój więc postanowiłam już iść, jednak kiedy wykonałam pierwszy krok, do moich uszy dobiegł jego charakterystyczny, zachrypnięty głos którego tak bardzo długo nie słyszałam, za którym tak naprawdę cholernie tęskniłam.
-Zostań.
Pokręciła głową chcąc wymazać z niej nagłe wspomnienie które jak szybko się pojawiło, tak szybko pójdzie. Spoliczkowałam się w myślach i znów:
Widząc całkowicie wkurwionego Justin, przymknęłam szybko powieki wiedząc co się zaraz wydarzy. Moja dłoń niemalże od razu powędrowała do piekącego policzka.
Stanęłam centralnie przed drzwiami, opierając o nie głowę. Mam chyba dość. Poczułam dłoń która powoli odgarnęła moje roztrzepane włosy na jedną stronę i usta. Taak, te niesamowite usta.
-Nie idź- słowa odbiły się echem w mojej głowie, a ciało odmówiło posłuszeństwa. Chciałam wyjść, chciałam przestać tak reagować na jego dotyk, na jego głos, jego całego. Przecież ja go nienawidzę...ale nie mogę go ignorować. I to w cale nie dlatego, że zostałam mu przydzielona. Nie wytrzymała bym bez niego dnia, a tamte ostatnie tygodnie nawet nie wiecie jakie była dla mnie okropne i męczące. To było straszne.W jednej chwili cały świat zniknął. Zostałam tylko ja i On, a dookoła pustka. Jego usta wyznaczały coraz to mokrzejsze i pewnie bardziej widocznie ślady na mojej rozpalonej skórze. Kocham to. Justin bez mniejszych oporów z mojej strony obrócił mnie do siebie przodem i nie czekając na nic wpił się w moje czerwone od szminki wargi. Cichy jęk opuścił moje gardło. Justinowi najwidoczniej to bardzo się spodobało ponieważ poczułam jak uśmiecha się przez pocałunek. Jego dłonie zjechały na moje pośladki, delikatnie je zaciskając. Kolejny jęk wydobył się z mojego gardła co spowodował cichy śmiech szatyna. Przysięgam, ze jego śmiech to melodia dla moich uszu. Oplotłam nogi wokół bioder chłopaka i jako pierwsza zaatakowała jego usta.
Justin
-Nawet nie wiesz jaką miałem na to ochotę- mruknąłem na chwilę odrywając swoje wargi od warg Lucy. Dziewczyna lekko zarumieniła się na moje słowa co dodało jej jeszcze więcej uroku. Kocham to.
-Jestem twoja- wypaliła wplatając palce w moje włosy i przybliżając mnie do siebie. Zaśmiałem się cicho na jej nagły ruch jak i słowa. Może to zabrzmieć dziwnie, ale Lucy jest inna od tych wszystkich dziewczyn jakie miałem okazję. Jest z jednej strony niedostępna, a z drugiej nie tak do końca. Jeśli będzie tak dalej mój plan powiedzie się bez większych komplikacji.
-Przepraszam- wyszeptałem do jej ucha całując jego płatek.- Wiesz o czym mówię, prawda?- poczułem jak dziewczyna lekko kiwa głową na "tak".
-Nie gadajmy teraz o tym- mruknęła odchylając lekko głowę w bok dając mi idealne pole do popisu. Coraz bardziej zaczyna mi się ona podobać. Nie zaprzeczając słowom brunetki, zacząłem składać mokre pocałunki na ciepłej skórze dziewczyny. Po chwili przerzuciłem się na linię szczęki po to aby lada moment zatopić się w jeszcze cieplejszych wargach Lucy. Nagle delikatnie się wyprostowałem i zdjąłem z siebie biały T-shirt, po czym ponownie powróciłem do wcześniejszych czynów. Brunetka podniosła się momentalnie tylko żeby zaraz znaleźć się nade mną. Również bez zastanowienia pozbyła się swojej koszulki zostając w niesamowicie kuszącej bieliźnie. Było naprawdę dobrze, wręcz idealnie, ale oczywiście kurwa kiedy już tak jest musi się coś zjebać. Słysząc otwierające się drzwi mogłem sobie tylko wyobrazić co zaraz się stanie.
-Panie Bieber teraz pańska...O mój Boże.
~~~~~~~~~~~~~~
No to się porobiło... Ale na szczęście Madison obroniła Justina i chociaż ta sprawa została po części zamknięta. Widzę, że dobiliśmy do 30 tyś. wyświetleń! W 8 dni niecały tysiąc?! Nie wierzę :o
Przepraszam za błędy jakie mogły się pojawić w rozdziale, ale już nie miała chęci sprawdzać, chodź piszą jakby od razu to robiłam. No cóż... mam nadzieję, że jakoś to zdzierżyliście jak i ten rozdział i czekanie.
To już 24 rozdział! :oo Jak to mega szybko zleciało... no, ale do końca jeszcze trochę dłuuga droga :)
WAŻNA INFORMACJA:
Otóż chodzi o najbardziej monotonną rzecz w świecie ff jaką jest komentowanie. Rozumiem, że nie wszystkim chce się wchodzić, pisać itp, ale dla mnie jest to naprawdę cholernie ważna sprawa. Im więcej osób zostawia po sobie ślad tym bardziej wiem, że ten blog i moje pisanie ma większy sens! Wyświetlenia to sprawa drugorzędna... Dużo osób które były kiedyś teraz już albo po prostu nie komentują lub nie czytają.
Ja wiem, że to nie jest jakieś genialne ff bo to jedno z dwóch moich PIERWSZYCH ale widzę, że to ma jakiś odzew i może sens. Sama nie wiem co mam o tym myśleć...
Zauważyłam również, że jest ich coraz mniej (komentarzy), kiedyś potrafiło być 20, 12, 15... a teraz np. 5 :/
To NAPRAWDĘ jest dla mnie ważne, bo chcę wiedzieć co sądzicie o rozdziale, nie musicie się rozpisywać, ja tego nawet od was nie oczekuję, chodź jestem bardzo zadowolona jak takie komentarze się zdarzają.
Więc powiem na koniec tylko tyle, że do następnego i:
15 komentarzy = szybciej dodany rozdział + mój uśmiech :D
No to się porobiło... Ale na szczęście Madison obroniła Justina i chociaż ta sprawa została po części zamknięta. Widzę, że dobiliśmy do 30 tyś. wyświetleń! W 8 dni niecały tysiąc?! Nie wierzę :o
Przepraszam za błędy jakie mogły się pojawić w rozdziale, ale już nie miała chęci sprawdzać, chodź piszą jakby od razu to robiłam. No cóż... mam nadzieję, że jakoś to zdzierżyliście jak i ten rozdział i czekanie.
To już 24 rozdział! :oo Jak to mega szybko zleciało... no, ale do końca jeszcze trochę dłuuga droga :)
WAŻNA INFORMACJA:
Otóż chodzi o najbardziej monotonną rzecz w świecie ff jaką jest komentowanie. Rozumiem, że nie wszystkim chce się wchodzić, pisać itp, ale dla mnie jest to naprawdę cholernie ważna sprawa. Im więcej osób zostawia po sobie ślad tym bardziej wiem, że ten blog i moje pisanie ma większy sens! Wyświetlenia to sprawa drugorzędna... Dużo osób które były kiedyś teraz już albo po prostu nie komentują lub nie czytają.
Ja wiem, że to nie jest jakieś genialne ff bo to jedno z dwóch moich PIERWSZYCH ale widzę, że to ma jakiś odzew i może sens. Sama nie wiem co mam o tym myśleć...
Zauważyłam również, że jest ich coraz mniej (komentarzy), kiedyś potrafiło być 20, 12, 15... a teraz np. 5 :/
To NAPRAWDĘ jest dla mnie ważne, bo chcę wiedzieć co sądzicie o rozdziale, nie musicie się rozpisywać, ja tego nawet od was nie oczekuję, chodź jestem bardzo zadowolona jak takie komentarze się zdarzają.
Więc powiem na koniec tylko tyle, że do następnego i:
15 komentarzy = szybciej dodany rozdział + mój uśmiech :D
czwartek, 5 listopada 2015
23. "Peace" cz. 2
-Przecież to nie ma najmniejszego sensu- mruknęła brunetka opadając plecami na biały koc. "A co ma sens..." dodałam w myślał.
-Musimy rozważyć wszystkie opcje- powiedziałam ze wzrokiem wbitym w pudrową ścianę. Sama już nie wiem co mam myśleć, ta sytuacja jest niby banalna do rozwiązania, no bo i tak każdy uważa, że stoi za tym Justin, ale ja wiem, że tak nie jest chodź naprawdę nie jestem do tego przekonana. Boże, to naprawdę nie ma sensu!
-Serio?- zakpiła Madison podnosząc się z łóżka. - jakieś sugestie? Pomysł? Cokolwiek Lucy?- warknęła jakby to była moja wina.
-Przestań- syknęłam. Wstałam z miejsca i podeszłam do swojej torby która leżała na krześle obok biurka.
-Co ty robisz?- dziewczyna zerwała się za mną ze zmieszanym spojrzeniem.
-Wychodzę- powiedziałam najnormalniej w świecie ignorując przyjaciółkę. Kiedy Madison miałam już coś powiedzieć, telefon leżący na meblu za wibrował, wydając przy tym dźwięk charakterystyczny dla sms. Szanuję prywatność moich znajomych, a tym bardziej przyjaciół więc nie wtrącam się w ich "inne" życie, ale tym razem coś podkusiło mnie do spojrzenia na ekran samsunga. Dziewczyna widząc, że próbuję przeczytać treść wiadomości, zerwała się z miejsca i wzięła komórkę do ręki zablokowując ekran. Zmrużyłam lekko powieki kompletnie nie rozumiejąc zachowania Madison. Widząc zakłopotaną minę brunetki postanowiłam już iść. Czuję, że ten okres- bynajmniej do rozwiązania sprawy będzie dla naszej przyjaźni prawdziwym wyzwaniem.
-Zrobisz to, co uważasz, za stosowne, ale zastanów się nad tym bo może ucierpieć niewinna osoba- powiedziałam jeszcze na koniec mając nadzieję, że chociaż te słowa weźmie sobie do serca i pójdzie jutro obronić Justina.
Przy wychodzeniu od Madison nie obeszło się bez zbędnych pytań jej mamy. Na szczęście udało mi się wcisnąć typową dla mnie i brunetki gadkę, że kłóciłyśmy się o jakiś głupi serial. Przynajmniej się udało. Zaczęło się powoli robić coraz zimniej i ciemniej. Chyba ta zimna nie przypadnie mi do gustu. Biorąc jeszcze pod uwagę to, że osoba która obserwowała mnie na imprezie może gdzieś się na mnie czaić i na przykład w tym momencie niespodziewanie podbiec i poderznąć mi gardło. Na samą myśl o tym przeszły mnie ciarki. Automatycznie obróciłam się do tyłu upewniając się, że droga za mną jest czysta. Nie rozumiejąc samej siebie dlaczego nie mogę najzwyczajniej w świecie zadzwonić po taksówkę tylko iść na pieszo taki kawał drogi skręciłam w prawo doszukując się typowego znaczku dla mojej ulubionej kawiarni. Kiedy neonowy punkt rzucił mi się w oczy przyspieszyłam kroku chcąc jak najszybciej znaleźć się w środku.
Otworzyłam ciemne drzwi i kiedy tylko znalazłam się w środku zaczęłam automatycznie szukać wolnego miejsca jak to zawsze z Madison robimy co było bezsensownie bo kawiarnia była praktycznie pusta. Odetchnęłam z ulgą czując ten niesamowity zapach kawy. W okresy letnie o wiele więcej osób można tu spotkać, jednak teraz kiedy jest tak zimno nikomu po prostu nie chce się tu przychodzić bo to miejsce nie znajduje się w centrum. Zajęłam stolik w samym roku sali, z daleka od innych.
-Lucy?- usłyszałam po chwili znajomy głos centralnie przy moim uchu. Przysięgam, że byłam o krok od zawału. Może to i nawet dobrze.
-Boże- szepnęłam kładąc dłoń na sercu.- nigdy więcej tego nie rób!- pisnęłam jednak po chwili zorientowałam się, że jestem w miejscu publicznym.
-Przepraszam- mruknął chłopak lekko poddenerwowany. Chciałam tu przyjść, wypić moją ulubioną kawę, pomyśleć, może i nawet z załamania pomodlić się o to żeby wszystko się ułożyło, ale jak widać nie jest mi to dane.
-Co ty tu robisz tak w ogóle?- zapytałam śmiejąc się i przesuwając w bok robiąc John'owi miejsce.
-Mam na sobie brudny fartuch i nieprzyjemnie pachnącą ścierkę w ręce. Hmm- powiedział chłopak udając zamyślonego na koniec. Parsknęłam śmiechem na jego słowa.
-No tak.- odpowiedziałam.- jak mogłam nie zauważyć.
-Karygodny błąd.- powiedział poważnym tonem wstając nagle z miejsca.- za karę będziesz mi musiała powiedzieć na co masz ochotę- dokończył dalej udając poważnego, ale zepsuł to gdy po chwili znacząco poruszył brwiami. To na razie jedyna osoba która na te 5 minut odciągnęła moje myśli od Justina.
-Tym razem na latte z cynamonem- zaśmiałam się zdejmując kurtkę.
-Tym razem?- zacytował również rozbawiony krzyżując ręce.
-Tym razem.
-Więc, w nagrodę za taką zajebistą kawę musisz mi teraz na coś odpowiedzieć. Właściwie na dwa pytania.- zaczął kiedy upiłam łyk przecudownie smacznej cynamonowej latte.
-Mam jakieś inne wyjście?- zapytałam z nadzieją, że oszczędzę sobie tego "przesłuchania".
-Płacisz za to- uśmiechnął się wskazując głową na wysoką szklankę. Zaśmiałam się po raz setny od momentu w którym rozmawiamy i poprawiłam się na miejscu, czekając na pytanie.
-Więc?- odchrząknęłam spoglądając na chłopaka. Błagam aby to pod żadnym pozorem nie było związane z Justinem, a nie daj Boże z tą cholerną okładką gazety na której jestem.
-Jak masz na nazwisko?- wypalił, a ja prawie zachłysnęłam się gorącym napojem.
-Wszystko okey?- zapytał z przejęciem dotykając dłonią mojego kolana. A przypadkiem dławiącej osoby nie klepie się po plecach?
-Tak- powiedziałam ignorując wcześniejszą sytuację.- spodziewałam się czegoś bardziej..no wiesz...
-Straszniejszego?- dokończył za mnie. Kiwnęłam lekko głową na "tak".
-Darling- odpowiedziałam po chwili ciszy. Nie ukrywam, że się trochę zawahałam. W końcu znam go tylko... właściwie w ogóle go nie znam!
-Spokojnie, tylko pytam- parsknął śmiechem patrząc na mnie. Nagle jego mina zmieniła się diametralnie. Zmrużyłam powieki nie rozumiejąc nagłej zmiany chłopaka.
-Co?- zapytałam rozglądając się na boki.- mam coś na twarzy?- zażartowałam jednak po chwili całkowicie osłupiałam.
-Co ty robisz?- wzdrygnęłam się lekko kiedy dłonie szatyna znalazły się na mojej talii. Ponownie wywróciłam oczami i całkowicie ignorując jego palący dotyk i niesamowite perfumy, zdołałam zachować resztki swojego zdrowego rozsądku i wyrwać się z jego uścisku.
-A jak myślisz?- syknęłam.- idę namówić moją przyjaciółkę do przestępstwa.- dokończyłam całkowicie nie zdawając sobie sprawy jakie słowa właśnie wyszły z moich ust. Widząc całkowicie wkurwionego Justin, przymknęłam szybko powieki wiedząc co się zaraz wydarzy. Moja dłoń niemalże od razu powędrowała do piekącego policzka. Znów to zrobił. Znów mnie uderzył.
John przybliżył się do mojej twarz przekręcając ją na bok, tak żeby mieć idealny widok na to paskustwo.
-Kto to zrobił?- warknął zdejmując dłoń z mojego policzka. To naprawdę szokujące, że znam go tak naprawdę łącznie kilka godzin, a zareagował na to w taki sposób jaki teoretycznie powinien.
-To-o- wydukałam zaciskając dłonie w piąstki, boleśnie wbijając swoje paznokcie w skórę.- uderzyłam się przez przypadek.- skłamałam. John prychnął pod nosem i kiedy chciał coś powiedzieć ktoś go wyprzedził:
-Myślę, że nie płacę ci za gadanie z dziewczynami- surowy głos dobiegł do moich uchu, a mi momentalnie zrobiło się gorąca na myśl, że John może mieć przeze mnie kłopoty.
Chłopak obrócił się w kierunku lady gdzie stał poddenerwowany zapewne właściciel.
-Za minutkę będę- odparł żartobliwie czarnowłosy i wstał z krzesła. Czułam się w tej chwili naprawdę niezręcznie.
-Drugie pytanie?- zapytałam chcąc "uciec" od sytuacji która miała miejsce przed chwilą.
-Twój numer telefonu- powiedział beznamiętnym głosem. Nie chcąc dłużej zatrzymywać Johna poprosiłam go szybko o telefon i zapisałam swój numer licząc, że z niewiadomego stresu nie pomyliłam cyfr.
Kiedy w końcu dotarłam do domu było grubo po 20 więc modliłam się tylko o brak rodziców w domu. Kiedy już miałam włożyć klucz do zamka, drzwi nagle otworzyły się, a moje serce zabiło tysiąc razy szybciej. Przeszłam przez próg domu wymijając moją rodzicielkę i zdjęłam buty wraz z kurtką.
-Chyba musimy sobie coś wyjaśnić- powiedziała o dziwo spokojnym tonem. Przełknęłam narastającą gule w gardle i udałam się do kuchni za mamą. Uśmiechnęłam się delikatnie pod nosem widząc po jej zachowaniu, że nie będzie prawić mi kazań tylko normalnie porozmawiamy. Chociaż tyle...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wow. Jestem mega zaskoczona, że dodaję rozdział tak szybko :o Muszę przyznać, że to chyba mój ulubiony post i naprawdę świetnie mi się go pisało. Ciekawe kto taki napisał do Madison, no i oczywiście czy pójdzie obronić Justina... oby tak!
Mam nadzieję, że wam rozdział również się spodobał :) Tak w ogóle postanowiłam, że będę starała się pisać posty dłuższe, bo nie chcę dodawać krótkich po długim okresie czekania, bo to trochę nie fair w stosunku do was :D
DZIĘKUJĘ ZA PRAWIE 29 TYŚ. WYŚWIETLEŃ! <3 JESTEM NAPRAWDĘ ZASKOCZONA!
Jeśli chcesz, zostaw komentarz, motywuje do dalszego pisania! :))
Kocham was i do następnego xx
-Musimy rozważyć wszystkie opcje- powiedziałam ze wzrokiem wbitym w pudrową ścianę. Sama już nie wiem co mam myśleć, ta sytuacja jest niby banalna do rozwiązania, no bo i tak każdy uważa, że stoi za tym Justin, ale ja wiem, że tak nie jest chodź naprawdę nie jestem do tego przekonana. Boże, to naprawdę nie ma sensu!
-Serio?- zakpiła Madison podnosząc się z łóżka. - jakieś sugestie? Pomysł? Cokolwiek Lucy?- warknęła jakby to była moja wina.
-Przestań- syknęłam. Wstałam z miejsca i podeszłam do swojej torby która leżała na krześle obok biurka.
-Co ty robisz?- dziewczyna zerwała się za mną ze zmieszanym spojrzeniem.
-Wychodzę- powiedziałam najnormalniej w świecie ignorując przyjaciółkę. Kiedy Madison miałam już coś powiedzieć, telefon leżący na meblu za wibrował, wydając przy tym dźwięk charakterystyczny dla sms. Szanuję prywatność moich znajomych, a tym bardziej przyjaciół więc nie wtrącam się w ich "inne" życie, ale tym razem coś podkusiło mnie do spojrzenia na ekran samsunga. Dziewczyna widząc, że próbuję przeczytać treść wiadomości, zerwała się z miejsca i wzięła komórkę do ręki zablokowując ekran. Zmrużyłam lekko powieki kompletnie nie rozumiejąc zachowania Madison. Widząc zakłopotaną minę brunetki postanowiłam już iść. Czuję, że ten okres- bynajmniej do rozwiązania sprawy będzie dla naszej przyjaźni prawdziwym wyzwaniem.
-Zrobisz to, co uważasz, za stosowne, ale zastanów się nad tym bo może ucierpieć niewinna osoba- powiedziałam jeszcze na koniec mając nadzieję, że chociaż te słowa weźmie sobie do serca i pójdzie jutro obronić Justina.
Przy wychodzeniu od Madison nie obeszło się bez zbędnych pytań jej mamy. Na szczęście udało mi się wcisnąć typową dla mnie i brunetki gadkę, że kłóciłyśmy się o jakiś głupi serial. Przynajmniej się udało. Zaczęło się powoli robić coraz zimniej i ciemniej. Chyba ta zimna nie przypadnie mi do gustu. Biorąc jeszcze pod uwagę to, że osoba która obserwowała mnie na imprezie może gdzieś się na mnie czaić i na przykład w tym momencie niespodziewanie podbiec i poderznąć mi gardło. Na samą myśl o tym przeszły mnie ciarki. Automatycznie obróciłam się do tyłu upewniając się, że droga za mną jest czysta. Nie rozumiejąc samej siebie dlaczego nie mogę najzwyczajniej w świecie zadzwonić po taksówkę tylko iść na pieszo taki kawał drogi skręciłam w prawo doszukując się typowego znaczku dla mojej ulubionej kawiarni. Kiedy neonowy punkt rzucił mi się w oczy przyspieszyłam kroku chcąc jak najszybciej znaleźć się w środku.
Otworzyłam ciemne drzwi i kiedy tylko znalazłam się w środku zaczęłam automatycznie szukać wolnego miejsca jak to zawsze z Madison robimy co było bezsensownie bo kawiarnia była praktycznie pusta. Odetchnęłam z ulgą czując ten niesamowity zapach kawy. W okresy letnie o wiele więcej osób można tu spotkać, jednak teraz kiedy jest tak zimno nikomu po prostu nie chce się tu przychodzić bo to miejsce nie znajduje się w centrum. Zajęłam stolik w samym roku sali, z daleka od innych.
-Lucy?- usłyszałam po chwili znajomy głos centralnie przy moim uchu. Przysięgam, że byłam o krok od zawału. Może to i nawet dobrze.
-Boże- szepnęłam kładąc dłoń na sercu.- nigdy więcej tego nie rób!- pisnęłam jednak po chwili zorientowałam się, że jestem w miejscu publicznym.
-Przepraszam- mruknął chłopak lekko poddenerwowany. Chciałam tu przyjść, wypić moją ulubioną kawę, pomyśleć, może i nawet z załamania pomodlić się o to żeby wszystko się ułożyło, ale jak widać nie jest mi to dane.
-Co ty tu robisz tak w ogóle?- zapytałam śmiejąc się i przesuwając w bok robiąc John'owi miejsce.
-Mam na sobie brudny fartuch i nieprzyjemnie pachnącą ścierkę w ręce. Hmm- powiedział chłopak udając zamyślonego na koniec. Parsknęłam śmiechem na jego słowa.
-No tak.- odpowiedziałam.- jak mogłam nie zauważyć.
-Karygodny błąd.- powiedział poważnym tonem wstając nagle z miejsca.- za karę będziesz mi musiała powiedzieć na co masz ochotę- dokończył dalej udając poważnego, ale zepsuł to gdy po chwili znacząco poruszył brwiami. To na razie jedyna osoba która na te 5 minut odciągnęła moje myśli od Justina.
-Tym razem na latte z cynamonem- zaśmiałam się zdejmując kurtkę.
-Tym razem?- zacytował również rozbawiony krzyżując ręce.
-Tym razem.
-Więc, w nagrodę za taką zajebistą kawę musisz mi teraz na coś odpowiedzieć. Właściwie na dwa pytania.- zaczął kiedy upiłam łyk przecudownie smacznej cynamonowej latte.
-Mam jakieś inne wyjście?- zapytałam z nadzieją, że oszczędzę sobie tego "przesłuchania".
-Płacisz za to- uśmiechnął się wskazując głową na wysoką szklankę. Zaśmiałam się po raz setny od momentu w którym rozmawiamy i poprawiłam się na miejscu, czekając na pytanie.
-Więc?- odchrząknęłam spoglądając na chłopaka. Błagam aby to pod żadnym pozorem nie było związane z Justinem, a nie daj Boże z tą cholerną okładką gazety na której jestem.
-Jak masz na nazwisko?- wypalił, a ja prawie zachłysnęłam się gorącym napojem.
-Wszystko okey?- zapytał z przejęciem dotykając dłonią mojego kolana. A przypadkiem dławiącej osoby nie klepie się po plecach?
-Tak- powiedziałam ignorując wcześniejszą sytuację.- spodziewałam się czegoś bardziej..no wiesz...
-Straszniejszego?- dokończył za mnie. Kiwnęłam lekko głową na "tak".
-Darling- odpowiedziałam po chwili ciszy. Nie ukrywam, że się trochę zawahałam. W końcu znam go tylko... właściwie w ogóle go nie znam!
-Spokojnie, tylko pytam- parsknął śmiechem patrząc na mnie. Nagle jego mina zmieniła się diametralnie. Zmrużyłam powieki nie rozumiejąc nagłej zmiany chłopaka.
-Co?- zapytałam rozglądając się na boki.- mam coś na twarzy?- zażartowałam jednak po chwili całkowicie osłupiałam.
-Co ty robisz?- wzdrygnęłam się lekko kiedy dłonie szatyna znalazły się na mojej talii. Ponownie wywróciłam oczami i całkowicie ignorując jego palący dotyk i niesamowite perfumy, zdołałam zachować resztki swojego zdrowego rozsądku i wyrwać się z jego uścisku.
-A jak myślisz?- syknęłam.- idę namówić moją przyjaciółkę do przestępstwa.- dokończyłam całkowicie nie zdawając sobie sprawy jakie słowa właśnie wyszły z moich ust. Widząc całkowicie wkurwionego Justin, przymknęłam szybko powieki wiedząc co się zaraz wydarzy. Moja dłoń niemalże od razu powędrowała do piekącego policzka. Znów to zrobił. Znów mnie uderzył.
John przybliżył się do mojej twarz przekręcając ją na bok, tak żeby mieć idealny widok na to paskustwo.
-Kto to zrobił?- warknął zdejmując dłoń z mojego policzka. To naprawdę szokujące, że znam go tak naprawdę łącznie kilka godzin, a zareagował na to w taki sposób jaki teoretycznie powinien.
-To-o- wydukałam zaciskając dłonie w piąstki, boleśnie wbijając swoje paznokcie w skórę.- uderzyłam się przez przypadek.- skłamałam. John prychnął pod nosem i kiedy chciał coś powiedzieć ktoś go wyprzedził:
-Myślę, że nie płacę ci za gadanie z dziewczynami- surowy głos dobiegł do moich uchu, a mi momentalnie zrobiło się gorąca na myśl, że John może mieć przeze mnie kłopoty.
Chłopak obrócił się w kierunku lady gdzie stał poddenerwowany zapewne właściciel.
-Za minutkę będę- odparł żartobliwie czarnowłosy i wstał z krzesła. Czułam się w tej chwili naprawdę niezręcznie.
-Drugie pytanie?- zapytałam chcąc "uciec" od sytuacji która miała miejsce przed chwilą.
-Twój numer telefonu- powiedział beznamiętnym głosem. Nie chcąc dłużej zatrzymywać Johna poprosiłam go szybko o telefon i zapisałam swój numer licząc, że z niewiadomego stresu nie pomyliłam cyfr.
Kiedy w końcu dotarłam do domu było grubo po 20 więc modliłam się tylko o brak rodziców w domu. Kiedy już miałam włożyć klucz do zamka, drzwi nagle otworzyły się, a moje serce zabiło tysiąc razy szybciej. Przeszłam przez próg domu wymijając moją rodzicielkę i zdjęłam buty wraz z kurtką.
-Chyba musimy sobie coś wyjaśnić- powiedziała o dziwo spokojnym tonem. Przełknęłam narastającą gule w gardle i udałam się do kuchni za mamą. Uśmiechnęłam się delikatnie pod nosem widząc po jej zachowaniu, że nie będzie prawić mi kazań tylko normalnie porozmawiamy. Chociaż tyle...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wow. Jestem mega zaskoczona, że dodaję rozdział tak szybko :o Muszę przyznać, że to chyba mój ulubiony post i naprawdę świetnie mi się go pisało. Ciekawe kto taki napisał do Madison, no i oczywiście czy pójdzie obronić Justina... oby tak!
Mam nadzieję, że wam rozdział również się spodobał :) Tak w ogóle postanowiłam, że będę starała się pisać posty dłuższe, bo nie chcę dodawać krótkich po długim okresie czekania, bo to trochę nie fair w stosunku do was :D
DZIĘKUJĘ ZA PRAWIE 29 TYŚ. WYŚWIETLEŃ! <3 JESTEM NAPRAWDĘ ZASKOCZONA!
Jeśli chcesz, zostaw komentarz, motywuje do dalszego pisania! :))
Kocham was i do następnego xx
niedziela, 1 listopada 2015
23. "Peace" cz. 1
-Co jeśli się nie zgodzi?- zadałam po raz setny to samo pytanie licząc na to, że Justin wpadnie nagle na jakiś genialny pomysł i pomoże mi przekonać Madison do tego, żeby potwierdziła moją wersję wydarzeń.
-Lucy- westchnął szatyn sunąc powoli dłonią po moim odkrytym ramieniu.- uwierz mi, że przez calutkie cztery godziny myślę nad tym wszystkim i nic- mruknął przekręcając lekko głowę w moim kierunku co spowodowało, że nasze usta praktycznie się ze sobą stykały. Ogarnij się Lucy, nie teraz. Przełknęłam ślinę odwracając głowę i starając się ignorować jego palące spojrzenie.
-Tak na prawdę nie ma wyboru- powiedział nagle chłopak bardziej przysuwając mnie do siebie. Zmrużyłam oczy podnosząc się nagle do pozycji siedzącej.
-Nie ma wyboru?- zacytowałam jego słowa nawiązując tym samym kontakt wzrokowy z chłopakiem. On również podniósł się z łóżka, stając przy nim.
-To skomplikowane- powiedział wbijając wzrok w szarą pościel. Mój wzrok błądził po jego twarzy chcąc wychwycić jak najwięcej emocji, na marne...
-Wytłumacz mi- zażądałam czując jak moje serce przyspiesza z każdym biciem. Przełknęłam narastającą gulę w gardle próbując jakoś opanować uczucie jakie powoli rozsadzało mnie od środka.
-Nie zrozumiesz- zaśmiał się cicho.- po prostu zrób wszystko, żeby twoja przyjaciółka trzymała się naszej wersji, a nic nikomu się nie stanie- każde słowo szatna dotarło do mnie z taką siłą jak nigdy dotąd.
-A co się ma niby stać?!- pisnęłam wstając momentalnie z łóżka. Nie wiem jak Justin chciał żebym to odebrała, ale dla mnie to groźba? Nie umiem tego dokładnie określić, ale na pewno nie brzmiało to przyjemnie.
-Uspokój się- warknął Justin posyłając mi groźne spojrzenie.
-Grozisz mojej przyjaciółce?! Jak mam się uspokoić?- chłopak w jednej chwili znalazł się przede mną, zdecydowanie za blisko.
-Nie rozumiesz w jakiej sytuacji obecnie jestem i jak to wszystko kurwa funkcjonuje. To raczej niebezpieczne- warknął z mordem w oczach.- a raczej na pewno- dodał po chwili. Szatyn wziął głęboki oddech i odsunął się w tył kilka kroków co spowodowało powrót mojego serca do normalnego tempa.
-Może spróbujesz mi wytłumaczyć?- powiedziałam praktycznie szeptem boją cię kolejnego wybuchu Justina. W odpowiedzi otrzymałam tylko jego śmiech.
-Mówię poważnie- wywróciłam oczami krzyżując ręce na piersiach.
-Uważasz, że nie jestem poważny?- zapytał unosząc brwi do góry jeszcze bardziej rozbawiony. Czy naprawdę on musi mieć takie zmiany nastrojów co sekundę? Podarowałam sobie odpowiedzi i wymijając szatyna skierowałam się do swojej torby leżącej na krześle.
-Co ty robisz?- wzdrygnęłam się lekko kiedy dłonie szatyna znalazły się na mojej talii. Ponownie wywróciłam oczami i całkowicie ignorując jego palący dotyk i niesamowite perfumy, zdołałam zachować resztki swojego zdrowego rozsądku i wyrwać się z jego uścisku.
-A jak myślisz?- syknęłam.- idę namówić moją przyjaciółkę do przestępstwa.- dokończyłam całkowicie nie zdawając sobie sprawy jakie słowa właśnie wyszły z moich ust. Widząc całkowicie wkurwionego Justin, przymknęłam szybko powieki wiedząc co się zaraz wydarzy. Moja dłoń niemalże od razu powędrowała do piekącego policzka. Znów to zrobił. Znów mnie uderzył.
-Lu-ucy- wyjąkał chłopak po kilku chwili. Pociągnęłam nosem i nawet na niego nie patrząc opuściłam te cholerne pomieszczenie jak najszybciej mogłam. W tym momencie poczułam całkowitą pustkę. Kompletne zero. Zero złości. Zero bólu. Zero wyrzutów. Zero jakichkolwiek uczuć. Tylko pustka.
Resztkami sił zapukałam do drzwi Madison chcąc jak najszybciej mieć tą rozmowę za sobą. Po minucie ciemno-drewniane drzwi otworzyły się, a w nich stanęła drobna kobieta.
-Dobry wieczór, jest Madison?- zapytałam starając się brzmieć jak zawsze.
-Jasne, że jest.- pani Brown posłał mi przyjazny uśmiech dając znak żebym weszła. Przekroczyłam próg domu i od razu mój wzrok napotkał brunetkę schodzącą ze schodów.
-Lucy!- pisnęła dziewczyna na mój widok i rzuciła się na mnie w mgnieniu oka. Nawet nie zdążyłam się z nią przywitać ponieważ zostałam zasypana mnóstwem pytań.
-Madi, spokojnie- uspokoiłam przyjaciółkę i zdjęłam z siebie kurtkę jak i buty.- Możemy iść?- zapytałam patrząc w kierunku schodów.
Usiadłam na jak zawsze idealnie pościelonym łóżku brunetki i spojrzałam na nią niepewnie.
-Okej, znam to spojrzenie- zaśmiała się dziewczyna orientując się, że na nią patrzę.- wpadłaś?- zażartowała siadając obok mnie. Spiorunowała ją wzrokiem.
-Nie, gorzej- parsknęłam śmiechem starając się jakoś psychicznie przygotować się na to co zaraz jej powiem.
-Więc słucham Darling, co jest gorsze od niechcianej ciąży?- zapytała ze śmiechem.
-Justin Bieber- wypaliłam. W sekundę brunetka zamilkła, a w pokoju nastała głucha cisza. Chcąc mieć to już za sobą, kontynuowałam.
-Jestem w gazecie- przełknęłam narastającą gule w gardle.- nie wiem czy ją czytałaś, cokolwiek. Moi rodzice wiedzą, że mam kontakt z mordercą, bo o to jest właśnie osądzony Justin. Wpadli w szał, że tak to ujmę.
-Czekaj, nie rozumiem- przerwała mi Madison podnosząc na mnie wzrok.- myślą, że masz coś z tym wspólnego?
-Nie do końca. Myślą, że to Justin zamordował tego ochroniarza, ale to nie tak...- znów brunetka mi przerwała tym razem zrywając się z łóżka.
-Wierzysz mu!?- krzyknęła. Wywróciłam oczami ignorując wybuch przyjaciółki.
-Madison- syknęłam.- on jest niewinny- powiedziałam starając się brzmieć przekonująco sama nie wiem dlaczego. Przecież mu wierzę? To dlaczego teraz nachodzą mnie wątpliwości?
-Jasne, myślisz, że on nigdy nikogo nie zabił?- warknęła krzyżując ręce na piersiach.
-Skąd ty to do cholery możesz wiedzieć?!- również wstałam z łóżka i stanęłam przed brunetką.- Słuchaj Madison, nawet nie wiesz jaka to jest poważna sprawa..
-Nie jestem idiotką, Lucy. Moja przyjaciółka zadaje się z mordercą!- zacisnęłam dłonie w pięść jakby to miało mnie niby trochę uspokoić. Czy naprawdę każdy do cholery już oszalał?
-On nie jest żadnym mordercą do cholery! Naprawdę, myślisz, że byłby taki głupi i zamordował kogoś w siebie w pokoju!? Pomyśl!- teraz nerwy przejęła nade mną kontrolę. Madison się nie odezwała więc postanowiłam kontynuować.
-Musisz potwierdzić zeznania- powiedziałam spokojniejszym głosem cały czas patrząc na przyjaciółkę.
-Proszę cię Lucy, nie mieszaj mnie do tego- mruknęła odgarniając włosy z twarzy.
-Justin pójdzie siedzieć jak tego nie zrobisz, błagam cię, on jest niewinny do cholery!- jęknęłam zdesperowana.
-To kto to zrobił twoim zdaniem?- zapytała po chwili nawiązując ze mną kontakt wzrokowy. Usiadłam z powrotem na łóżko zatapiając twarz w dłoniach.
-Nie wiem- szepnęłam próbując odetchnąć chodź na sekundę, bo tego teraz tylko potrzebowałam. Spokoju. Spokoju który byłby teraz najlepszym rozwiązaniem na poukładanie sobie tego całego gówna.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nie wierzę, że dodaje takie coś. Jestem tak cholernie na siebie zła, że nawet nie mogę sama sobie tego wyobrazić. Chcę was naprawdę przeprosić jeśli ktokolwiek tu jeszcze jest za tą moją nieobecność. Jestem idiotką i wracam po takim czasie z takim szajsem jak to co musieliście przeczytać... Postanowiłam podzielić to na dwie bądź trzy części które mam nadzieję, że szybko zawitają na blogu.
Sama w ogólnie nie wie co ja teraz wypisuję, ale chcę was po prostu przeprosić :/
Jest tu ktoś?
-Lucy- westchnął szatyn sunąc powoli dłonią po moim odkrytym ramieniu.- uwierz mi, że przez calutkie cztery godziny myślę nad tym wszystkim i nic- mruknął przekręcając lekko głowę w moim kierunku co spowodowało, że nasze usta praktycznie się ze sobą stykały. Ogarnij się Lucy, nie teraz. Przełknęłam ślinę odwracając głowę i starając się ignorować jego palące spojrzenie.
-Tak na prawdę nie ma wyboru- powiedział nagle chłopak bardziej przysuwając mnie do siebie. Zmrużyłam oczy podnosząc się nagle do pozycji siedzącej.
-Nie ma wyboru?- zacytowałam jego słowa nawiązując tym samym kontakt wzrokowy z chłopakiem. On również podniósł się z łóżka, stając przy nim.
-To skomplikowane- powiedział wbijając wzrok w szarą pościel. Mój wzrok błądził po jego twarzy chcąc wychwycić jak najwięcej emocji, na marne...
-Wytłumacz mi- zażądałam czując jak moje serce przyspiesza z każdym biciem. Przełknęłam narastającą gulę w gardle próbując jakoś opanować uczucie jakie powoli rozsadzało mnie od środka.
-Nie zrozumiesz- zaśmiał się cicho.- po prostu zrób wszystko, żeby twoja przyjaciółka trzymała się naszej wersji, a nic nikomu się nie stanie- każde słowo szatna dotarło do mnie z taką siłą jak nigdy dotąd.
-A co się ma niby stać?!- pisnęłam wstając momentalnie z łóżka. Nie wiem jak Justin chciał żebym to odebrała, ale dla mnie to groźba? Nie umiem tego dokładnie określić, ale na pewno nie brzmiało to przyjemnie.
-Uspokój się- warknął Justin posyłając mi groźne spojrzenie.
-Grozisz mojej przyjaciółce?! Jak mam się uspokoić?- chłopak w jednej chwili znalazł się przede mną, zdecydowanie za blisko.
-Nie rozumiesz w jakiej sytuacji obecnie jestem i jak to wszystko kurwa funkcjonuje. To raczej niebezpieczne- warknął z mordem w oczach.- a raczej na pewno- dodał po chwili. Szatyn wziął głęboki oddech i odsunął się w tył kilka kroków co spowodowało powrót mojego serca do normalnego tempa.
-Może spróbujesz mi wytłumaczyć?- powiedziałam praktycznie szeptem boją cię kolejnego wybuchu Justina. W odpowiedzi otrzymałam tylko jego śmiech.
-Mówię poważnie- wywróciłam oczami krzyżując ręce na piersiach.
-Uważasz, że nie jestem poważny?- zapytał unosząc brwi do góry jeszcze bardziej rozbawiony. Czy naprawdę on musi mieć takie zmiany nastrojów co sekundę? Podarowałam sobie odpowiedzi i wymijając szatyna skierowałam się do swojej torby leżącej na krześle.
-Co ty robisz?- wzdrygnęłam się lekko kiedy dłonie szatyna znalazły się na mojej talii. Ponownie wywróciłam oczami i całkowicie ignorując jego palący dotyk i niesamowite perfumy, zdołałam zachować resztki swojego zdrowego rozsądku i wyrwać się z jego uścisku.
-A jak myślisz?- syknęłam.- idę namówić moją przyjaciółkę do przestępstwa.- dokończyłam całkowicie nie zdawając sobie sprawy jakie słowa właśnie wyszły z moich ust. Widząc całkowicie wkurwionego Justin, przymknęłam szybko powieki wiedząc co się zaraz wydarzy. Moja dłoń niemalże od razu powędrowała do piekącego policzka. Znów to zrobił. Znów mnie uderzył.
-Lu-ucy- wyjąkał chłopak po kilku chwili. Pociągnęłam nosem i nawet na niego nie patrząc opuściłam te cholerne pomieszczenie jak najszybciej mogłam. W tym momencie poczułam całkowitą pustkę. Kompletne zero. Zero złości. Zero bólu. Zero wyrzutów. Zero jakichkolwiek uczuć. Tylko pustka.
Resztkami sił zapukałam do drzwi Madison chcąc jak najszybciej mieć tą rozmowę za sobą. Po minucie ciemno-drewniane drzwi otworzyły się, a w nich stanęła drobna kobieta.
-Dobry wieczór, jest Madison?- zapytałam starając się brzmieć jak zawsze.
-Jasne, że jest.- pani Brown posłał mi przyjazny uśmiech dając znak żebym weszła. Przekroczyłam próg domu i od razu mój wzrok napotkał brunetkę schodzącą ze schodów.
-Lucy!- pisnęła dziewczyna na mój widok i rzuciła się na mnie w mgnieniu oka. Nawet nie zdążyłam się z nią przywitać ponieważ zostałam zasypana mnóstwem pytań.
-Madi, spokojnie- uspokoiłam przyjaciółkę i zdjęłam z siebie kurtkę jak i buty.- Możemy iść?- zapytałam patrząc w kierunku schodów.
Usiadłam na jak zawsze idealnie pościelonym łóżku brunetki i spojrzałam na nią niepewnie.
-Okej, znam to spojrzenie- zaśmiała się dziewczyna orientując się, że na nią patrzę.- wpadłaś?- zażartowała siadając obok mnie. Spiorunowała ją wzrokiem.
-Nie, gorzej- parsknęłam śmiechem starając się jakoś psychicznie przygotować się na to co zaraz jej powiem.
-Więc słucham Darling, co jest gorsze od niechcianej ciąży?- zapytała ze śmiechem.
-Justin Bieber- wypaliłam. W sekundę brunetka zamilkła, a w pokoju nastała głucha cisza. Chcąc mieć to już za sobą, kontynuowałam.
-Jestem w gazecie- przełknęłam narastającą gule w gardle.- nie wiem czy ją czytałaś, cokolwiek. Moi rodzice wiedzą, że mam kontakt z mordercą, bo o to jest właśnie osądzony Justin. Wpadli w szał, że tak to ujmę.
-Czekaj, nie rozumiem- przerwała mi Madison podnosząc na mnie wzrok.- myślą, że masz coś z tym wspólnego?
-Nie do końca. Myślą, że to Justin zamordował tego ochroniarza, ale to nie tak...- znów brunetka mi przerwała tym razem zrywając się z łóżka.
-Wierzysz mu!?- krzyknęła. Wywróciłam oczami ignorując wybuch przyjaciółki.
-Madison- syknęłam.- on jest niewinny- powiedziałam starając się brzmieć przekonująco sama nie wiem dlaczego. Przecież mu wierzę? To dlaczego teraz nachodzą mnie wątpliwości?
-Jasne, myślisz, że on nigdy nikogo nie zabił?- warknęła krzyżując ręce na piersiach.
-Skąd ty to do cholery możesz wiedzieć?!- również wstałam z łóżka i stanęłam przed brunetką.- Słuchaj Madison, nawet nie wiesz jaka to jest poważna sprawa..
-Nie jestem idiotką, Lucy. Moja przyjaciółka zadaje się z mordercą!- zacisnęłam dłonie w pięść jakby to miało mnie niby trochę uspokoić. Czy naprawdę każdy do cholery już oszalał?
-On nie jest żadnym mordercą do cholery! Naprawdę, myślisz, że byłby taki głupi i zamordował kogoś w siebie w pokoju!? Pomyśl!- teraz nerwy przejęła nade mną kontrolę. Madison się nie odezwała więc postanowiłam kontynuować.
-Musisz potwierdzić zeznania- powiedziałam spokojniejszym głosem cały czas patrząc na przyjaciółkę.
-Proszę cię Lucy, nie mieszaj mnie do tego- mruknęła odgarniając włosy z twarzy.
-Justin pójdzie siedzieć jak tego nie zrobisz, błagam cię, on jest niewinny do cholery!- jęknęłam zdesperowana.
-To kto to zrobił twoim zdaniem?- zapytała po chwili nawiązując ze mną kontakt wzrokowy. Usiadłam z powrotem na łóżko zatapiając twarz w dłoniach.
-Nie wiem- szepnęłam próbując odetchnąć chodź na sekundę, bo tego teraz tylko potrzebowałam. Spokoju. Spokoju który byłby teraz najlepszym rozwiązaniem na poukładanie sobie tego całego gówna.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nie wierzę, że dodaje takie coś. Jestem tak cholernie na siebie zła, że nawet nie mogę sama sobie tego wyobrazić. Chcę was naprawdę przeprosić jeśli ktokolwiek tu jeszcze jest za tą moją nieobecność. Jestem idiotką i wracam po takim czasie z takim szajsem jak to co musieliście przeczytać... Postanowiłam podzielić to na dwie bądź trzy części które mam nadzieję, że szybko zawitają na blogu.
Sama w ogólnie nie wie co ja teraz wypisuję, ale chcę was po prostu przeprosić :/
Jest tu ktoś?
Subskrybuj:
Posty (Atom)